Polskie legendy: Czarcia łapa - sąd diabelski w Lublinie
Rzecz działa się w Lublinie przed kilkoma wiekami. Pewien bogaty magnat najechał dwór ubogiej wdowy. Złupił co mógł, a resztę spalił. Kobieta nie mając z czego żyć zwróciła się do sądu o wymierzenie sprawiedliwości i zasądzenie odszkodowania od złego szlachcica.
Kiedy nadszedł dzień rozprawy magnat zjawił się z dużą grupą podstawionych świadków, których zabrał spod wiejskiej karczmy. Za kilka dzbanów piwa poświadczyli o niewinności szlachcica. Dodatkowo magnat zadbał o sakiewki sędziów prowadzących rozprawę.
Jak można było się spodziewać wyrok jaki zapadł był niekorzystny dla wdowy. Sędziowie uznali, że sama spaliła swój dobytek, aby wymusić odszkodowanie na bogatym sąsiedzie. Zrozpaczona kobieta wychodząc z sali krzyknęła:
- Nie ma sprawiedliwości na tej sali. Już sami diabli sprawiedliwszy wyrok by zasądzili.
To powiedziawszy opuściła sąd płacząc nad swoim losem.
W nocy pod gmachem sądu zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Widziano trzy czarne karoce ciągnięte przez przepiękne czarne rumaki. Z powozów wysiadło trzech wysokich i szczupłych mężczyzn w długich czarnych płaszczach i perukach jakie zazwyczaj nosili sędziowie.
Świadkowie, którzy to widzieli mogliby przysiąc, że widzieli pod tymi perukami małe różki, a pod płaszczami kosmate ogony i kopyta zamiast butów. Zaświadczyliby też, że przybysze otworzyli drzwi sądu, które w nocy na pewno zamknięte są na klucz.
Trzej mężczyźni w czerni udali się wprost do sali, w której w ciągu dnia odbywała się rozprawa wdowy. Zasiedli na miejscach sędziów i w tej samej chwili, w niezwykły sposób na sali pojawił się bogaty magnat, biedna wdowa, ich świadkowie oraz skryba, który przebieg rozprawy zapisuje.
Dziwni sędziowie jeszcze raz wysłuchali racji obu stron, po czym naradzili się i jednogłośnie wyrok wydali.
Tym razem wynik rozprawy był zupełnie inny, niż ten zasądzony za dnia.
Po tych słowach zaczęli składać podpisy na zasądzonym wyroku. Jednak jednemu z nich ręką się z pióra ześlizgnęła i opadła na stół trybunalski. Zgromadzeni zamarli z przerażenia, gdyż w miejscu, gdzie dziwny sędzia położył dłoń uniósł się dym, a na stole pozostał ślad diabelskiej łapy.
Ludzie na sali nie mieli już wątpliwości, że to same diabły przybyły rozsądzić sprawę. Zaś postać Chrystusa wiszącego nad głowami uczestników rozprawy odwróciła głowę ku ścianie, gdyż nie mogła patrzeć na to, że czarty sprawiedliwszy wyrok od ludzi wydały.
Dziś nie ma już tego sądu, ale każdy mieszkaniec na zwrot "czarcia łapa" wskazuje budynek, w którym miały miejsca opowiedziane wydarzenia. Sama ława z wypalonym śladem diabelskiej dłoni również przetrwała do dzisiejszych czasów i w zamku w Lublinie przypomina o tym by wyroki sądów były zawsze sprawiedliwe.