![]() CATEGORIES: BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism |
Edytuj] Sprawa VIIIWojciech Bogusławski Cud mniemany, czyli Krakowiacy i górale/Odsłona I
Sprawa I Teatr przedstawia z jednej strony chałupy wiejskie, wspośrzód nich widać karczmę z wystawą, po drugiej stronie pod laskiem młyn i rzeka, na której stoi mostek, w głębi widać wieś Mogiłę, kościół i grobowiec Wandy. Jonek siedzi na wierzbie i spogląda ku Wiśle. Stach biega niespokojny. DWUŚPIEW
Cós Jonku, nic tam nie widzis? JONEK Nic wcale, prózno się bidzis. STACH Patsaj jeno, miły Jonku, Patsaj dobze pseciw słonku. Bo słysałem, ze dziś wcale Mają psypłynąć górale. O niescęście tes to moje, Jakze ja się tego boję! JONEK Nie lękaj się, miły Stachu, Wsakci nie umzem od strachu, Toć górale nie są carci A jeźli będą uparci, Tak ich tu gracko wyćwicem, Ze się musą wrócić z nicem. STACH Ale jak mi porwą Basię? JONEK Jesceć im, od tego zasię. Ale cicho! Coś spod góry Płynie: kieby dwaj gąsiory. STACH Ach, to oni pewniusienko! JONEK Nieinacej, mój Stasienko, Teras widzę dokonale, Zeć to oni są górale. (skacze z drzewa.) STACH Cós tu cynić? JONEK Cós pocniewa? (myślą.) STACH Oto do ojca pójdziewa, I nim górale psypłyną, Padniem mu do nóg z dziewcyną. I opowiem moje chęci JONEK Ja w tem za druzbę słuzę ci. (razem) Idźma, wsak on nie ze skały Wzrusy się na me (twe) zapały, Wsak on kiedyś w młodym wieku, Musiał tes doznać nieboze, Jak to wej doskwiera cłeku, Kiej do swej lubej nie moze (odchodzą obydwa.) (Stach zatrzymuje się przed samym młynem.) STACH Ach, nie mogę mój Jonku, jakoweś mnie mory Psechodzą i drzę cały. JONEK Zwycajnie, jamory Nieśmiałym cłeka cynią, ośmielze się psecie. STACH Wiem, ze młynaz najlepsa jest dusa na świecie, Ale jego zonecka, oj, ta, zadną miarą Nie pozwoli wej na to, wsak wies, miły bracie, Ze go tak osiodłała, jak kobyłę starą: W ustawicnej nieborak zyje tarapacie. JONEK Dobrze mu tak, na co stary, ozenił się z młodą? Posed wej i on za modą. Chciał pewnie, azeby go sąsiedzi chwalili, Zeby go, jak po miastach, karmili, poili, Byle tylko wstęp mieli do ładnej zonecki: Myślał, ze złoto złapie, dziś ma torbę siecki. Jak tylko pani Dorota Wlazła w dom - zaraz niecnota, Starca zawojowała i córkę mu gryzie; A sama, jak zobacy zwawego chłopaka, To tak do niego lizie, Kieby smoła jaka. STACH Otós to, miły Jonku, moja bida cała, Pani młynarka, tak się we mnie pokochała, Ze, kaj mie tylko spotka, w oboze cy w gumnie, Zaras chce całusa u mnie. Ongi, jak mie pod stogiem siana psycapiła, Tak mię ściskała niecnota, Ledwie mnie nie udusiła. JONEK Cy tak? no, wejcie to ta Psycyna, ze ci Basi nie chce dać za zonę: Wiesze co, to psed Bartkiem oskarzemy onę, A tak się wsyćo skońcy. STACH Oj nie, miły Jonku, Nie psycyniajmy prózno staremu frasunku, Mógłby się na śmierć zagryść, gdyby lepi Męzowie na swych zonek figle, byli ślepi, Więcejby spokojności między ludźmi było. JONEK Mów racej, ze rozpustniejby się jesce zyło, Ale wies co, te wsytkie matki korowody Są furdą, jezeli mas słowo panny młody. STACH Ej Basiać mnie lubuje i tak powiedziała, Ze nie chce tego drągala, Górala, Którego jej macocha za męza obrała: Tylko, ze ociec stary, zapewne mu słowa Zechce dotsymać, bo to jus dawna umowa. Między niemi stanęna, ach otós jus płyną Górale i Bryndusa zaręcą z dziewcyną. Ja się zabije, Jonku, jeźli ją postradam. JONEK Cekajno, niech ja wpsódy z młynazem pogadam, Kto wie, moze go jako w zdaniu pseonace, Gdy mu nase racyje dobze wyonacę, Psecies to co swój, to swój; na cós tu obcego, Kiej haw mamy i w domu, rodaka swojego. Alboś to ty wej hołys, lub jaki mitręga, Psecieć to i twój ociec seść kobył zapsęga W furmankę, i niedawno woził kastelana Do Warsawy, ba, nawet i samego pana Wojewodę do Grodna, a jak się obrócił, W tsy niedziele go zawiózł, i nazad się wrócił. I ty tes ctery konie pędzis jednym licem, Po wąwozach się kręcis, tsaskas łepsko bicem, Mas tes dwa morgi gruntu, dwa zupany syte I tańcujes najlepiej między parobkami, Mas i kozuch skalmieski, buty z podkówkami, Dwie laski w srebro kute, ksemieniem obite, A jezeli dotego dziewcyna ci spsyja, To się nicego nie bój. STACH Ale nam cas mija, Bo jak wej ci Górale psypłyną do młyna, Jak się upse Borota, to za poganina Bartłomiej wyda córkę, i stracę dziewcynę. JONEK Jesce tutaj nie zdązą ani za godzinę. Basie tsa ze młyna zwabić, byśwa uradzili. STACH Nie wiem, jak to tu zrobić. (Basia w dymniku pokazuje się.) JONEK (spostrzega Basię.) Cyt, widzis ty Basie?
Edytuj] Sprawa II Stach - Jonek. - Basia. STACH (biegnąc do Basi.) Basiu! moja dusecko, zleź tu do nas trocha. BASIA Nie mogę, bo młyn wejcie zamknęła macocha. Ale patsajcie jeno, jest ona w stodole? Jezeli jej nie widać, zejdę choć po kole. JONEK Nie mas jej, chwila temu, posła za ogrody. STACH Zejdź więc, tylko ostroznie, abyś sobie skody Niezrobiła. BASIA Nie bój się, nie pierwsy raz ci to. (schodzi po kole, Stach jej rękę podaje, a Jonek patrząc śmieje się.) JONEK Ba, ba, ba! nie musiałaby chyba być kobietą, Zeby się nie umiała wykradać do gacha. Ale jak zręcnie skace, jak koza, ha! ha! ha! Mówią, ze nie tsa wiezyć po miastach niewieście. Diabła prawda, i nase to zrobią, co w mieście. STACH Ach, Basiu! zycie moje, cós to będzie z nami? BASIA Abo co? STACH Juz dwie krypy płyną z Góralami. Niezadługo tu staną. BASIA A to niech i ta staną. STACH To cie wej nic nie martwi, to chces być wydaną Za Bryndosa, Górala? BASIA Nic z tego nie będzie. Wsak wies, kiej u nas był tu po kolędzie Powiedziałam mu wyraźnie, Ize ja się z nim nie draźnie, Ale mu sceze mówię, że jak diabła, jego Nie cierpie i, ze pójdę za Stasia mojego, A ze on nie chce wiezyć, ze tak jest uparty, Niech go biorą carty. Jak psyjdzie tak pójdzie s kwitkiem. STACH Dobze to moja Basiu, ale gdy s tem wsytkiem Ociec cię musić będzie, albo tes macocha? BASIA Ociec tego nie zrobi, bo mnie mocno kocha, A matuli zaś powiem: matulu słuchajta, Kiej wam tak Góral miły, to se go kochajta, Ja zaś za górala niechce pójść i kwita, A jak mnie gwałtem weźmie, pozna, zem kobieta, Tak go gryść, tak cartowsko zyciem z nim gotowa, Ze mu za jeden tydzień, jak kadź spuchnie głowa; Otósto jej tak powiem, i na tym się skońcy. Nie bój się mój Stasieńku, nic nas nie rozłący, Jeźli cię nie nawiną inne pseciwności. STACH Basiu cylis ty nie znas, całej mej miłości: Jako wągiel skropiony wodą, bardziej pazy, Jako wiatr rozdymając, ogień, lepiej zazy, Tak me serce więksego doznaje płomienia, Kiedy na się fortuna pseciwną zamienia. BASIA Jus se wej nie gryź głowy, jus ja w to poradzę, Ze tego natrętnego Górala odsadzę; A jak będzie uparty, zaśpiewam mu wreście Tę piosneckę, co to ją jakaś panna w mieście Swemu kawalerowi psed ślubem śpiewała, Kiej ją matka za niego gwałtem wyganiała. PIEWKA Mospanie kawaleze, Nie zeń się, prosę, ze mną, Bo ja powiadam sceze, Ze ci nie będę wzajemną. Natura kochać kaze I mnozyć swoje plemię, Ja mam ku tobie odrazę, Prosę, zaniechajze męe. Gdzie jest w małzeństwie zgoda, Tam słodko lata schodzą, Tam w domu jest swoboda, Tam się i ludzie rodzą. Lec gdzie w małzeńskie łózko Niezgodę djabeł wdmuchnie, Tam zonie schnie serdusko, Męzowi głowa puchnie. Nie zda się baran kozie, I kacka nie chce kruka, Wabią się ptaki w łozie, Kazde swojego suka. Gdzie się w niewoli zyje, Niemas tam wzajemności, Pies na powrozie wyje, Kazdy pragnie wolności. Otóz to tak mu powiem. JONEK (który dotychczas w pole patrzał.) Ej, cicho! Dorota wej tam idzie. STACH A cy ją tu licho Niesie, uciekaj, Basiu, by cię nie zocyła. BASIA Ale jak łatwom na dół s pod dachu zskocyła, Ale w górę nie mozna, a dzwi odemłyna Zamknęła wej macocha, by snać starowina Ociec nie wysedł patsyć, kędy ona chodzi, Bo jak wejcie uwazam, ze ona coś godzi Na jakiegoś jamanta, s którym się wej wdaje, A musi jus mieć kogoś, bo raniutko wstaje, I biega za stodoły - JONEK (do Stacha cicho.) Ciebie pewnie suka, STACH (do Jonka.) Nie mówze nic. (do Basi.) Idź, Basiu, bo cie matka sfuka, Najlepiej idź do karcmy pomiędzy dziewcyny, Tańcują tam, bo Pawła dzisiaj zaślubiny, Mają tu psyjść i ojca prosić na wesele Ty se tes potańcujes z niemi -potem śmiele Psyjdzies, pomiędzy gośćmi nie będzie cię łajać. BASIA Bywaj mi zdrów. (odchodzi.) STACH Ty tes Jonku, psestań bajać, Gdyby dziewucha zwęchła te matki zaloty, Miałzebym potem w domu cartowskie kłopoty; Idź za nią, wsak ty druzba, ty mas tańce wodzić. JONEK Podchlebiaj matce Stachu, bo ci moze skodzić, Nie zawadzi dla zysku osukać nawjasem, Wsak i panowie zonki tes zdradzają casem; A próc tego s psybytku, wsak głowa nie boli, Potrafis ty i matce i córce dowoli. STACH Nie baj, idź prędzej. JONEK Idę. Nim staną górale, Ja tu s całą ceredą w tańcu się psywalę, Weźmiewa sobie sksypki i kozę maćkową.
Edytuj] Sprawa III Stach sam, potem Dorota. STACH A ja w moje obroty wezmę tu Bartkową, Jezeli się da wzrusyć, to o starca fraski, Jak go wej rozkomosą weselne igraski, Wtencas mu padnę do nóg i wsystko opowiem, Moze się da nakłonić. DOROTA (biegnie i wiesza mu się na szyi.) Ach, Stasieńku miły! Tyś moją dusą, tyś jest mojem zdrowiem! Jus cię od świtu sukam, pewnie cię zwabiły Dziewuchy wej do karcmy - a ja bes cie konam! STACH Ale pani młynarko, na cós to nam? Te prózne swary; Wacpani mąz stary, Jakby się wejcie o tym dowiedział, toby to Dopiero biedy było. DOROTA Na cós się s kobietą Młodą zenił, kiej stary, mógł mnie wej nie zwodzić, Kiej w nicem młodej zonie nie umie dogodzić. Zawse to chore, ksywe, A jesce tak podejzliwe, Chciałby mnie zbyć głaskaniem, a to nic nie nada: On mnie osukał, ja tes osukuje dziada. SPIEWKA Zadko to bywa na świecie, By się małzeństwo kochało, Chocias w młodości są kwiecie, Chocias się dobrze dobrało. Tym gozej, gdy zona zwawa, A mqz, ledwie ze się chwieje, Prózno się praca zadawa, Jak lód psy słońcu topnieje. Stasiu, tyś zranił mq dusę, Ja ci prawdę wyznać musę, Ze kiej mam starca przy sobie, Wtencas ja myślę o tobie. O bodajbym cię nie była znała! Nie byłabym cię kochała, Ty mię tak dręcys niebogę, Ze bes ciebie wytrwać nie mogę. Więc się nademną uzałuj, Uzyc mi w mojej potsebie Casem mnie tylko pocałuj, Wsyćko ucynię dla ciebie. STACH Pani Bartłomiejowa, gdy mi tak spsyjacie, Pochlebiam sobie wejcie, ze mi Baśkę dacie, Basia mnie bardzo kocha i ja ją wzajemnie. DOROTA Baśki ci się zachciało zdrajco, a śmiesze mnie Takie zecy wbrew bajać, toćbym miała Patsyć, jakby się Baśka do cię umizgała? STACH A więc tes, kiedy inną wybierę za zonę, Więcej mnie nie ujzycie, bo w daleką stronę Pseniesę się, to i tak wam nic nie pomoze. DOROTA (na stronie.) Prawda i to. (głośno) Słuchajze, toć jesce być moze, Zebym ci Baśkę dała, ale mi obiecać Musis, ze mi pozwolis sobie się zalecać, Wsak ja młoda i zwawa. STACH Nie, Pani Bartkowa, Niech nas Pan Bóg od takiej pokusy zachowa, Nie słysycies to jak nas ksiądz o to strofuje? DOROTA O ba, niech sobie tam ksiądz zdrowiuchno zartuje, Pamiętam ja, jak do mnie kopercaki palił, Kiedym wej chusty prała, mało mnie nie zwalił W Wisłę, a zem go chciała kijonką psemiezyć, Nie ze wsyćkiem to pono trzeba księdzu wiezyć. STACH Ale się ludzie gorsą i śmieją się z tego. DOROTA Juz my nie zgorsem świata zepsutego. Pamiętam ci ja w mieście ową panią malowaną, Cośmy to u niej byli z kasą tatarcaną: Mąz koło kuchni chodził, a ona w pokoju Lezała na kanapie w tak cieniusieńkim stroju, Ze ją ledwie nie nago widzieć mozna było, Dwóch młodych ohficerów psy niej się kręciło, Takze jakiś kanonik i patron nadęty, Ten poprawiał pońcosek, ów ściskał za pięty, Azem parschła ze śmiechu. STACH To się panom godzi, Bo takim, i samo złe, na dobre wychodzi, Ale my, zyć powinni, jak poćciwość kaze, Ja nigdy mojej zony zdradą nie obraze. DOROTA Kiedy tak, to się Baśki nie spodziewaj prózno, Dziś ją Górale wezmą, bądź zdrów. (chce odejść.) STACH (biegnąc za nią.) A cyz mozna Abyście mnie tak dręcyć chcieli? hej słuchajcie! Albo mi zaraz dzisiaj swoją córkę dajcie, Albo powiem męzowi, ze wy mnie kochacie. DOROTA Oho! próznać to praca, nie wskóras nic bracie, Tak ja memu starcowi zakręciła głowę, Zeby cię jesce wyprał za takową mowę. Spróbujno, a zobacys, jak tam zecy chodzą, Gdzie młode zonki, starych męzów za nos wodzą. (odchodzi.) STACH Prózna widzę nadzieja, cós tu teraz pocnę, (tu słychać strojenie skrzypców w karczmie.) Ale otós i tańce zacynają skocne, Niechze se tu tańcują, ja ojca sprowadzę, I z nasym organistą trochę się naradzę; On, jak się na perore do ojca wysadzi, Moze od mojej Baśki Górala odsadzi. (odchodzi.)
Edytuj] Sprawa IV Paweł, Zośka, Jonek, Basia, druchny, drużbowie (Jonek zwyczajem Krakowiaków stawa zawsze na przodzie, kiedy śpiewa zwrotkę. Jonek z panną młodą, a pan młody z Basią, reszta krakowiaków parami tańcują.) JONEK (śpiewa.) Oj dadada, dadada, tańcujmy wesoło! Skaćcie chłopcy, skaćcie dziewki, skaćwa wszyscy wkoło. (Tańcują.) Wyjdźcie do nas Panie Bartku, Pan Paweł was prosi Bo dzis jesce chciałby urwać rózyckę u Zosi. (tańcują.) Zosia ceka niecierpliwie, rychło wiecór będzie, Bo dostanie ślicny cepek, choć rózy pozbędzie. (tańcują.) Dziś Pan Paweł pozna Zosię, cy mu zyła wiernie, Jeśli jesce u rózycki, ma kolące ciernie. (tańcują.) I wy Panie Bartłomieju, mieliście te gody, Kiejście kwiatek chcieli urwać u zonecki młody. (tańcują.) A więc dłuzej nie wstsymujta nasej lubej pary, Bo to młody zywiej pragnie, niźli wejcie stary. (tańcują.)
Edytuj] Sprawa V Ciż sami, Bartłomiej i Dorota (wychodzą ze młyna) BARTŁOMIEJ Witam was, moje dzieci, cegos - to ządacie? JONEK Oto tu, Bartłomieju, państwo młode macie, Które was psysło prosić, na swoje wesele. Ja, jako pierwsy druzba do nóg wam się ścielę, Byście swoją osobą udazyć ich chcieli, Psytem, byście swą zonkę i córeckę wzięli, Pokorniuchno uprasam. (kłania się.) BARTŁOMIEJ Toć ty wej dziewecko Nasego Pana Pawła zostaniws zonecką? Winsuję, zyjcie zgodnie w małzeńskiej psyjaźni, Zawse bes pseciwności i bes zadnej kaźni; Zyjcie w tym stanie, który nam Pan Bóg spoządził, Kiedy samemu cłeku źle być sądził. Więc nie męza, nie brata, ani tes drugiego Jadama utwozył mu, do zycia wspólnego, Ale mu zonę z jego uformował ziobra, Boć to zła zec jednemu zyć, a dwojgu dobra. Zyj więc scęśliwie paro, z dusy zycę tego! PAWEŁ (kłania się.) Dziękujemy Wasmości. BARTŁOMIEJ (do Zosi.) A ty kochas jego? Powiedzze, nie wstydźno się, bo to bes miłości Za nic małzeńskie śluby. PAWEŁ Sroma się Wasmości. Niechce wej gadać. DOROTA Mówze. PAWEŁ Nie bądźze tak płochąm. BARTŁOMIEJ Jakze, cy kochas Pawła Zosiu? ZOSIA (wstydząc się z prędkością) I toć kocham. BARTŁOMIEJ Błogosławze więc Boze wase serca cyste! JONEK Otóz wej i Stach z ojcem wiodą organistę: Usłysema tu zaraz ślicną oracyję.
Edytuj] Sprawa VI Ciż, WAWRZYNIEC MIECHODMUCH Witam, witam, zebraną całą kompaniję I proszę mi pozwolić, by w ten dzień wszpaniały Ręce moje na dźwięcznych cymbałach zagrzmiały. (biorąc się pod boki, jak przystoi do oracji.) O Pawle, chłopczów ozdobo! Zochfija łączy się z tobą. I tak się łączy do szpółki, Ze kieby dwie jaszkółki: Poplątawszy swe nogi, jak one we wodzie. Tak wy dziś utoniecie w małżeńskiej szwobodzie! Kochajcie się więc zawdy, jak szynogarlice, Pnijcie się w górę razem, kieby chmiel po tyce. We dwa rzędy szadzony ogród, kształtniej sztoi, Dyjament wsadzon w złoto, jaśniej światło dwoi, I dwa szłowiki nawet śpiewają szwobodniej, Weselej zapalone gorą dwie pochodnie: Tak i wy w jedno życie z obojga wcieleni, Z obydwóch sztron będziecie też błogosławieni! A jak wam się szczęścić będzie, Gdy ksiądz przyjdzie po kolędzie, Nie zapominajcie o Organiście, A ja wam za to ogniście Zagram przy ślubie na całe organy. Skończyłem, dyksy, siądźmy, ty Panie kochany Pawle, każ nam tu przynieść miodu garczy parę. WAWRZYNIEC Siadajcie, gospodaze - ja zwycaje stare Zachowując, jako wej stryj pana młodego Na miejscu ojca zmarłego Moje błogosławieństwo kładąc im na głowę, Taką do nich cynię mowę: Zyjcie swobodnie, - mnózcie się płodnie, Obyście wase widzieli prawnuki, Obyście od dzisiejsej psewrotnej nauki Dalecy - poćciwe mogli wydać plemię. Uprawiajcie w pocie coła wasą ziemię, Ona jest matką wasą, ona was wyzywi; Nie bądźcie z nikim fałsywi, Kochajcie zawse bliźniego, Nie odpychajcie od dzwi ubogiego. Podzielcie się chudobą s potsebnym sąsiadem, I zyjcie dobrych ludzi psykładem. Nic wam więcej nie zycę - a teraz wy chłopcy, I wy starsi parobcy, Stawcie się w psemian z dziewcęty, I zaśpiewajcie himn małzeństwa święty. Nasa Pani Bartkowa, jako gospodyni, Tę nam łaskę ucyni, Ze włozy pannie młodej na głowę wianecek, Wy, druchny, rospuśćcie jej warkoce. Tu panie młody za mną, w weselny tanecek. Ja zacnę, zaśpiewajcie, niechaj se wyskocę. (Bartłomiej, Dorota, Organista i kilku starych gospodarzy siedzą po prawej stronie, - chłopcy i dziewczęta śpiewają na przemiany; pod czas zwrótki dziewcząt chłopcy smutni, po skończonej podskakują na miejscu, śpiewają, tańcują, Jonek z panną młodą, a Paweł z Basią.)
HYMN WESELNY 1. DZIEWCZĘTA Zosiu, ach! jus cię traciemy, Jutro cię panią ujzemy, Zblednie kolor twój rumiany, Stracis wianecek ruciany. 1. CHŁOPCY Nie uwazaj, miła Zosiu, lepsy chłopak świezy, Nis kwiatecek w pustym polu, co odłogiem lezy, I wianecek, kiedy zwiędnie, nic niebędzie płacić, A wy, co go załujecie, radybyście stracić. 2. DZIEWCZĘTA Jus matuchnę swq stradałaś, Jus do obcych się wybrałaś, Jus nie ujźrys swej dziedziny, Gdzie słodkie zyłaś godziny. 2. CHŁOPCY Skowronecek pod kamykiem, łabędź wedle wody, A słowicek w chłodnym gaju uzywa swobody, Tak tes dziewce w domu męza, znajdzie dobre mienie, Bo tak wejcie psykazało mądre psyrodzenie. (tańcują) 3. DZIEWCZĘTA Dotąd nie znałaś zgryzoty, Teraz poznas, co kłopoty, Nie będzies mogła tańcować, Bo musis na chleb pracować. 3. CHŁOPCY Wsakze kazdy cłowiek w zyciu stwozony do pracy A ci, co nam chleb zjadają, są istni prózniacy, I wy dziewki, co w panieństwie swe troski macie, Lec w małzeństwie są roskose, których wy nie znacie. (tańcują.) 4. DZIEWCZĘTA Psyjdzie jesce kłopot taki, Kiedy cię obsiędą dziatki, Natencas będzies slochała, Ześ się panną nie została. 4. CHŁOPCY Chmiel się ksewi, jabłoń rodzi i gniezdzą się ptaki, By się wsytko nie mnozyło, nie byłby świat taki, Nikcemne są takie dziewki, djabła nie wartają, Co się same tylko włócą, a męzów nie znają. (tańcują.) WAWRZYNIEC Dosyć jus tego chłopcy, łepskoście śpiewali, I my tes nie najgozej Zośkę wychasali; I wy, druchny, składnieście tes nad nią płakały, Choć to takiego płacu i wy byście chciały. Teras pójdźwa do karcmy, jak śniadanie zjemy. To się wej Panie Bartku, z sobą rozmówiemy. MIECHODMUCH Bo mamy coś powiedzieć, dla dobra waszego. JONEK Dalej, duda! Zagraj nam marsa wesołego. Pódźwa. (Marsz, wszyscy wychodzą parami.) WAWRZYNIEC Ty pilnuj dobze i Bartka i zony, Nalewaj im gozałki miodem zaprawionej, Wsak wies, ze my, podobnie tak, jak i panowie Najlepiej sprawę końcem, kiedy sumno w głowie. (do Stacha.) A jak się jus zachłysną, w tem zacnij pomału Prosić o łaskę dla się, pewnie o Góralu Zapomną. STACH Ale ojce spieście się jak mozna, Bo, jak Bryndus psypłynie, to jus będzie prózna. WAWRZYNIEC O! ani za godzinę jesce tu nie staną, Wysiedli, pod kościołem snać na msą śpiewaną. Mamy jesce dość casu. (idzie do karczmy.) STACH Idźmy tatuleńku. (chce iść, ale Dorota zatrzymuje go, która się była schowała za chałupę.) DOROTA Ach! zacekajcie na mnie, zacekaj Stasieńku. Pójdź tutaj na ustronie, bo tam s karcmy widno. STACH Cegos chcecie, młynarko? DOROTA Pocies ty mnie biedną, Pocałuj mnie, choćby ras! (chwyta go za szyję.) STACH Ej! cy tes to licho, Dajcie pokój, bo będę wzescał. DOROTA (zatykając mu usta.) Ale cicho, Bo stary wej usłysy. STACH Niech słysy. DOROTA Choć ksynę. STACH Ani by. DOROTA Choć ras tylko! STACH Mam zdradzać dziewcynę? DOROTA Mój Stasiu! (chwyta go za szyję.) STACH (woła głośno ku karczmie.) Bartłomieju! DOROTA (zatykając mu usta.) Nie róbze hałasu. STACH Uciekajwa, bo oto ktoś nadchodzi z lasu, Mógłby nas tu podsłuchać albo dojzeć okiem. (ucieka.) DOROTA Zjes mi djabła, bestyjo! Wyjdzie ci to bokiem. (odchodzi.)
Edytuj] Sprawa VII Bardos sam wchodzi ubogo ubran, nogi łykiem okręcone, z teką na ramieniu: torba jedna z książkami, druga z machiną elektryczną, kałamarz wielki cynowy przewieszony przez ramię, schodzi z góry po lewej stronie podskakując i śpiewa następującą piosnkę: ŚPIEWKA. Świat srogi, świat przewrotny, Wszystko na opak idzie, Kto nie wart, pan stokrotny, A człek poczciwy w biedzie. Lecz rozum górę bierze, Tym sobie życie słodzę, I ja porosnę w pierze, Choć dziś bez butów chodzę. Nie mądry, kto wśród drogi, S przestrachu traci męstwo. Im sroźsze ciernia, głogi, Tym milsze jest zwycięstwo. Na górze mieszka Sława, A Szczęście jeszcze wyżej, Lecz gdy chęć nie ustawa, Wnet się człek do nich zbliży. Im srożej Los nas nęka, Tem mężniej stać mu trzeba: Kto podle przed nim klęka, Ten nie wart względów Nieba. Mnie, chociaz głód dojmuje, Lecz duszy mej nie szkodzi, Śpiewaniem biedę truję, Wesołość troski słodzi. Prawda, że wesołość i smutek osładza, Jednakże nie ze wszystkiem brzuchowi dogadza, Widziałem s tej góry wysokiej, Że tu wesołe odprawiano skoki. Dalejże i ja w pląsy, nie źle się skakało, Ale też teraz bardziej jeść mi się zachciało. Oj! Jadłżebym, dwie mile uszedłszy o głodzie; Choćbym gdzie stanął w gospodzie, Cóż? ani grosza nie mam. (zbliża się do karczmy) Ach, jakież to smaczne Rozchodzą się w tej karczmie zapachy kołaczne, Coś, niby gęś, i prosię, i pieczone cielę, Musi tu być wesele. Gdyby się tam jak wkręcić, ale jak, to sztuka. Wstydzę się niepomału, w tak liczną gościnę, Jak pauper studiosus iść po żebraninę. Jeszcze kto wypchnie, wyfuka, Nie wiele teraz popłaca nauka! Oj! okpiłem się srodze, myśląc, że talenta Wykierują mnie kiedyś biednego studenta, Że dadzą sławę i dobre mienie, Widzę, że próżne było moje omamienie. Djabła wskórasz i z rozumem, Kiedy zaćmienie w kieszeni, Gdy się potrzeby zewsząd cisną tłumem, W ten czas i rozum się zmieni. Największy mędrzec zgłupieje, Kiedy ze dwa dni nic nie je. (patrzy na tekę.) I na cóż mi się zdacie, Wy szumni szczęścia ludzkiego malarze? Kiedy go tylko w przywidzianej marze Ludziom wystawiacie. Mamże was jeszcze dźwigać, kiedy sam zgłodniały Jak trzcina chwieję się cały? (rzuca książki.) Precz odemnie, przeklęte bestyje! Figury, Tropy, Sylogizmy, Chryje, Niech was djabli biorą s teką! Precz i ty, Panie Seneko! - (rzuca inne książki.) Panie Demostenesie i Panie Platonie, I ty tak wyszczekany djabli Cyceronie, A wy najbardziej, wy, gałgańskie dusze, Owidiusze i Wirgiliusze! A wy miłostki Safy, ody Horacego, Coście mnie tylko nauczyły tego, Że sam swoim językiem nie władam I choć nie chcę, wierszem gadam. Cóż mi s tego, żem Retor, Poeta, Fizykus, Kiedym goły jak Bykus? Za te wszystkie wasze baśnie, Niech was jasny piorun trzaśnie! Raczej się głupim, podłym lub filutem zrobić, Więcej tem można zarobić. Ten, kto się z wami pobrata, Nie zda się dzisiaj do świata. I głodu się nacierpi, i tak w bidę wlezie, Że mu nie jeden robak dogryzie - O! jak jest dziwna życia ludzkiego odmiana, Kiedym się nie chciał z młodu uczyć, jak barana Wyciągali na ławie, siekli, gdyby bydlę, Dziś, kiedy wszystko w głowie, szło mi jak po mydle, Kiedy nawet samego profesora zdanie Na publicznej dyspucie zbiłem, przez udanie, Przez plotki, tak mię gryźli, tak mi bóty szyli, Że nareście jak łotra ze szkół wypędzili. (patrząc na elektrykę.) Oj, ty, ty elektryko, ty jesteś jedyną Nieszczęścia mego przyczyną! S ciebie to, ta dysputa była wtenczas dana. Bodaj cię!... ale masz szczęście, żeś szkla na, Schowam cię, może jeszcze wlazłszy między gbury, Jak ich zacznę zabawiać twojemi figlasy, Dostanę kawał kiełbasy. Żeby tylko na chwilę wyszedł tu z nich który. Oto idą, słuchajmy, co to są za jedni. (chowa się.)
edytuj] Sprawa VIII Stach, Basia i Bardos ukryty. STACH Ach Basiu, moja dusko, jakześmy my biedni, Nic macochy nie wzrusy, tak się wej uparła. BASIA Ani by, gdyby jędza jaka się rozzarła, Ani se gadać nie da. - Alem uwazała, Ze wej djabelnie ocy na cię psewracała, Cy ona zaś niecnota nie kocha się w tobie. STACH Ej! cós ty myślis Basiu? Cós to znowu tobie, Ot, zwycajnie kobieta, jak kobyła w błocie, Jak się upse, ani by. BASIA A cós w tym kłopocie Pocniewa? STACH Ja dalibóg nie wiem co tu pocąć. (spostrzega Bardosa.) Ale któs to tam idzie, chce snać widzę spocąć I siadł se. (przypatrując się.) Och! coś mi się ochapia pseklęcie. On, nie on? Jakze się mas, mój Panie skubencie? Cós ty tu robis? BARDOS A kłaniam Panie Stanisławie. Skądżeś się tu wziął. STACH Tuć ja mięskam; z nieba prawie Zjawiłeś nam się Wpan. BARDOS W czemże pomódz mogę? STACH Ja Basiu z Jegomością jeździłem ras w drogę. Wziąłem go w Małogoscu z proseforem jego, Sam Pan mu słuzył, lec on słyse nie wart tego, Bo go sam Pan w naukach duzo psewyzsali, Jak mi mówili ludzie, co wej Pana znali. Ej! rozum tes to rozum. BARDOS Bodaj go nie miałem! Za to też chleba i szkół postradałem. STACH Wejcie! BARDOS Powiedz mi proszę, czy to ty się żenisz? Bo tu widzę wesele. STACH To wej mój bratanek Bieze zonkę. (skrobie się po głowie.) BARDOS Oboje was jakiś frasunek Dręczy, ty się po głowie skrobiesz, a ty się czerwienisz. STACH Bo to wej moja luba. BASIA (rumieni się.) A ty mój kochanek. BARDOS Czemuż się nie żenicie? STACH Matka nie pozwala. BARDOS A to czemu? BASIA Bo mnie chce wydać za górala. BARDOS Za górala? BASIA A juści. STACH Juz z nią drugi dzbanek Miodu mój ojciec pije, ale nie wzrusona, Jak wejcie góra w Tatrach skalistych. BARDOS (wskazując na Basię.) A ona Maż ojca? STACH Ma, mój Panie, ale już jest stary, Młoda zonecka nad nim psewodzi bez miary. BARDOS A on przecie przystajeż? BASIA Onciby i psystał, Aleby w domu jednej godziny nie wystał, Wygnałaby go zona. STACH Ratuj nas mój Panie. BARDOS Będzie to, ale wprzódy muszę zjeść śniadanie. Wy czyście już śniadali? BASIA Dopiero do stołu Zastawiają. BARDOS Tym lepiej. STACH Będziem jeść pospołu. BARDOS Mniejsza o to, służę wam. STACH Co chces, to ci damy. BARDOS Nie gardzę niczem. STACH Tylko wpsód do Basi Mamy, Młynarki, obróć Waspan swoje perswazyje, Mas wielki rozum, to ją psekonas. BARDOS Użyję Całej mojej wymowy, tylko podjem wprzódy: Ale słuchajże, aby rzecz mi się udała, Porzuciwszy niewczesne ze mną korowody, Powiedzcie mi, jak się ta wasza miłość zawiązała I jak daleko zaszła, trzeba mi to bowiem Wiedzieć. STACH Oto tak. BASIA (przerywając mu.) Cyt no, ja to lepiej powiem. PIEWKA BASIA Ras na pniu między dębami Siedziały w paze turkawki, Nie wiem, dla jakiej zabawki, Tsepotały sią sksydłami. Patsąc na to ich rusanie, Taka mnie lubość psejena, Zem srodko Stasia ścisnen. J stąd wsceno się kochanie. STACH Ras nam się krówka ganiała. A Basia psy mnie siedziała, Nie wiem, co się to zrobiło, Ze mi się w ocach zaćmiło. BARDOS Wybornie! A potem? STACH Bojąc się jakiej zarazy, Scisnanem Basie dwa razy. Ona mię także ścisnena, I stąd się miłość pocena. DWUŚPIEW STACH I BASIA Odtąd, jak się kaj spotkamy, Zaras o krówce gadamy, Lub się turkawki wspomina, A tak się znowu pocyna. Kiedy siedzimy we dwoje, Kiedy się s sobą bawiemy Zzda się, ze wtencas oboje Jedną dusycką zyjemy. BARDOS No, s tego Początku, łatwo się już domyślę wszystkiego. (n.s.) Nie trzeba tu w popiele zasypiać tych gruszek. Rzecz ta nie cierpi zwłoki. (głośno) Gdzie teraz staruszek Ojciec wasz jest? STACH Tu w karcmie. BARDOS Idźcież tedy przodem, Ja tam zaraz nadejdę. STACH Cekamy z dobrym miodem I s kawałkiem kiełbasy. BARDOS Idźcie moje dziatki, Ja tu jeszcze wprzód moje zabierę manatki I zaraz przyjdę. STACH (do Basi) Idźma.
Edytuj] Sprawa IX BARDOS (sam.) No, cóż wy panowie! Uwieńczeni laurami, wielcy autorowie. Miałżebym was zostawić krukom na dziubanie? Nie - z waszej łaski dzisiaj będę miał śniadanie: Znając, że coś oleju z was mam w głowie mojej, Za poradę, wieśniak mnie nakarmi, napoi. Pogódźmy się więc z sobą. Nuż panowie Grecy, Ponieważ nóg nie macie, pójdźcie na me plecy - Poniosę was: a kiedy dzisiaj mędrców wiela Używa was na wsparcie zdań Makijawela, Ja was na wsparcie bliźnich cierpiących użyję. Idźmy. Ach! Zdaje mi się, że już jem i piję. (Idąc do karczmy, spostrzega statek na Wiśle.) Ale cóż to za mnóstwo góralów tu płynie? To pewnie rywal Stacha, bieżmy, nim czas minie. Trzeba mu tu tak zręcznie sidełka nastawić, Żeby go nie rozgniewać i z niczem odprawić. (Zabiera wszystkie książki i odchodzi do karczmy.)
Edytuj] Sprawa X (Słychać najprzód muzykę góralską, - a wkrótce przypływają dwie krypyz góralami i z góralkami niosącymi różne rzeczy, jakoto: ser owczy, ryby suszone, kwiczoły i szpaki, bryndzę.) Date: 2016-01-14; view: 933
|