Noc z 31 grudnia 1990 roku na 1 stycznia 1991 roku
PROLOG
Katowice, ulica Stawowa 13, lok. 6
Noc z 31 grudnia 1990 roku na 1 stycznia 1991 roku
Poczuł ciepło na udach. Potem chłód, kiedy mokre kalesony przylepiły się do ciała. To strach rozluźnił chory pęcherz. Może poczułby wstyd, że jak dzieciak zsikal się ze strachu, gdyby nie to regularne kłucie w piersi, które tak dobrze znał. Wiedział, że jeśli zaraz nie weźmie leku, za chwilę pojedyncze szpile wbijane w klatkę piersiową przemienią się w ciasną obręcz wokół szyi. Wtedy zacznie się prawdziwy ból. Jakby lawa wulkaniczna zalewała gorącem przełyk. Znacznie silniejszy niż ten, który czuł do tej pory. Ból skrępowanych dłoni i stóp osłabł jakiś czas temu, bo krew przestała do nich dochodzić, i stał się całkiem do zniesienia. Jeszcze tylko przeguby pulsują. Jego własny pasek do płaszcza wpija się w nie i rani tysiącem igiełek.
Obręcz odpuściła. Kłucie straciło na częstotliwości. Zastąpiła je ulga i radość, że jeszcze żyje. Próbuje wyswobodzić się z więzów. Zdrętwiałe członki nie ułatwiają zadania, jednak stara się pokonać ich opór. Rzuca się całym ciałem po niewielkiej przestrzeni. Nieudaczne ruchy tylko wzmagają ból. Wie, że ma niewiele czasu. Kłucie w piersi znów może się pojawić. Szamoce się rozpaczliwie. Wpada na stos wieszaków wybebeszonych z szafy. Rozpaczliwie próbuje oswobodzić się z pajęczyny metalowych prętów. Bezskutecznie. Tylko poranił się w wielu miejscach. Wieszaki utworzyły teraz kolczastą klatkę, która zmusza go do leżenia bez ruchu. Oddycha ciężko, z piersi wydobywa się tępy świst. Czuje nieprzyjemne łaskotanie, jakby bezczelny owad wybrał się na spacer po jego ciele i wędrował od czubka głowy do karku. Chciałby go zgonić z siebie ze wstrętem, ale nie może. Łaskotanie zmienia się w pieczenie i pulsujący ból z tyłu głowy. Pojmuje, że to nie owad, lecz strużka krwi z otwartej rany na głowie. Zaczyna mu brakować tlenu. Wie, że zbliża się kolejny, o wiele silniejszy atak. Taśma ściąga kąciki ust. Powietrza wciąganego nosem jest zbyt mało. Tylko go dławi.
Syk wystrzelonej petardy. I kolejnych. Brzęk tłuczonego szkła. Śpiewy, dzwony, syrena strażacka. Głosy rozradowanych ludzi. Wszystko dzieje się tak blisko, jak na wyciągnięcie ręki. Nagle eksplozja. Potężny odgłos wybuchu, który w innych okolicznościach natychmiast przyciągnąłby tłum. Dziś został stłumiony przez wielobarwny hałas sylwestrowej nocy za oknem.
Przez ciężkie drzwi klitki dla gosposi, w której właściwie nigdy nie mieszkała, a w której jest teraz uwięziony, słyszy rumor przesuwanych mebli w sąsiednim pokoju. I wysoki ton dzwonka aparatu telefonicznego, który zaraz cichnie. Zbyt gwałtownie. Domyśla się, że ktoś wyrwał kabel z gniazdka.
Nagle otwierają się drzwi. Słyszy odgłos włączanej zapalniczki i wrzask wściekłego mężczyzny. - Kaj to masz? Intruz chwyta go za ubranie i unosi do góry. Strach niemal zatrzymuje bicie jego serca. Czarne mroczki przed oczami, jak nocne motyle. Mężczyzna jednym ruchem zrywa taśmę z jego ust. Nieznośny ból wydzierania włosów z zarostu. Wszystko wiruje, kręci się jak na karuzeli. Mężczyzna szarpie go, krzyczy, ale on nie rozróżnia już słów. Zamieniły się w jednostajny hałas, który rozsadza mu skronie. Nie jest w stanie zrozumieć ich sensu. Zwieracz zawiódł ponownie. Tym razem w nogawkach ma nie tylko mocz. Chciałby skrócić ten koszmar. Wyznać, że tu nic nie ma, że to pomyłka. Żeby szukać gdzie indziej, czego innego. Nagle agresor rzuca go bezwładnie na podłogę, odchodzi. Już nie czuje bólu, choć od upadku prawdopodobnie zwichnął sobie rękę. Chwila mija, zanim uświadamia sobie, że tortury zostały jedynie odwleczone. Rozlega się uparte pukanie do drzwi. Jest coraz głośniejsze, wreszcie zmienia się w gwałtowne uderzenia pięścią. Słyszy swoje imię wykrzykiwane zza drzwi. „Karina”, myśli. „Odejdź, dziecko. Odejdź, ratuj się. Wystarczy, że ja zginę”. Słyszy zaniepokojenie w głosie kobiety. Wtedy dopiero ją rozpoznaje. Oddycha z ulgą. To nie Karina, lecz córka sąsiadki z dołu. W pomieszczeniu panuje idealna, złowroga cisza. Prosi opatrzność, by dziewczyna odeszła, by oprawca nic jej nie zrobił. A jednak obecność kogoś, kto może go uratować, budzi resztkę nadziei. Chce krzyczeć, lecz nie jest w stanie wydać z siebie głosu. Chce wybiec, ale nie ma sił, by poruszyć nawet palcem u stopy. Wreszcie słyszy kroki rozlegające się po pustej klatce schodowej. Dziewczyna odeszła. Iskierka nadziei gaśnie bezpowrotnie. Nozdrza rozszerzają się coraz łapczywiej. Dźwięki są coraz słabiej słyszalne. Wystrzały petard i śmiechy są zniekształcone. Wydłużają się jak nagranie na taśmie wciągniętej w magnetofon. Nagle wszystko się urywa. Znów kłucie w piersi i zaraz, zdecydowanie za szybko, pojawia się obręcz. Nawet gdyby mógł, nie zdążyłby zażyć leku. „Jaka idiotyczna śmierć”, myśli, kiedy obręcz na przełyku się zaciska.
„Trybuna Śląska”, 2 stycznia 1991 roku, środa
Stron, cena 500 zl
Pociągi stanęły na dwie godziny
Na obszarze Śląskiej Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych w poniedziałek 1 stycznia między godziną 4.00 a 6.00 nastąpiło całkowite zatrzymanie ruchu pociągów. Przez blisko dwie godziny zablokowano ruch 141 pociągów pasażerskich i 40 towarowych. Spośród 216 stacji Śląskiej DOKP akcję strajkową przeprowadziło 186, z 13 lokomotywowni do strajku przyłączyło się 12.
- Nie podstawialiśmy pociągów rozpoczynających bieg w Katowicach - informuje naczelnik stacji PKP Katowice- -Osobowa. - A pociągi, które wjeżdżały na stację kilka minut przed godziną 4.00, były zatrzymywane.
W ciągu blisko dwóch godzin akcji strajkowej kolejarzy na torach wzdłuż peronów stacji Katowice-Osobowa stało 5 pociągów pospiesznych i osobowych, w tym 2 ekspresy międzynarodowe „Górnik” i „Jantar” oraz 4 pociągi towarowe.
Naczelnik stacji Katowice-Towarowa poinformował, że w czasie akcji protestacyjnej nie wyprawiono ani jednego pociągu, a pracownicy opuścili swoje miejsca pracy.