Pchnięcie nożem w serce wygląda na identyczne, zadane tą samą klingą przypomniał Gargulski.
Wiem, ale mówisz o skutku, mnie zaś chodzi o przyczyny. Co może te sprawy łączyć? Może oni się znali?
Bąbel powoli pokręcił głową.
Nie znalazłem niczego, co łączyłoby tych ludzi. Tramwajarz ma kartoteki puste, a tamci dwaj pojawiają się tylko w związku ze śmiercią Katarzyny Matlak.
Właśnie! Opałka postanowił ożywić Rachwalskiego. Znalazłeś coś w Tarnowie? Tam był ten chłopak, Kaszyński.
Rachwalski podniósł wzrok na szefa z takim wyrazem twarzy, jakby jego mózg właśnie wylądował po powrocie z kosmosu. A uzębienie tęskniło do paracetamolu.
Kaszyńskiego zwolniliśmy z braku wyraźnych poszlak. Początkowo zakładaliśmy motyw zemsty, ale czas się nie zgadzał. Gdy Poprawa był mordowany w balonie, Kaszyńskiego już nie było w Krakowie. Znaleźliśmy świadków. A już na pewno nie mógł być w lesie w Grobianach, wtedy bowiem akurat składał dodatkowe wyjaśnienia w tarnowskiej komendzie. Krótko mówiąc: pudło.
Zapadła cisza i każdy przeżuwał w myślach zgromadzone dane. Podsumowanie zaryzykował Szela swoim grobowym optymizmem:
To nie mamy nic.
Gargulski znowu łypnął na Lucka. W jego sumieniu musiały teraz toczyć walkę dwa demony: biały i czarny.
A Ukraińcy? podrzucił jeszcze Bąbel. Oni przecież byli w Grobianach podczas morderstwa w lesie. Któryś z nich mógł mieć motyw. Poprawa i Knot bywali w chlewni, coś mogło zaiskrzyć.
Po południu wszyscy trzej pracowali. Poświadczyli sąsiedzi i stróż, który tam z nimi siedzi. Nie ma podstaw, żeby podważyć ich alibi stwierdził Rachwalski.
Mogli kogoś wynająć rzucił Szela.
Opałka natychmiast go skarcił.
Powinniśmy zastawić sidła na Mściciela! Komisarz Rachwalski nagle jakby się obudził. Trzeba mu podrzucić przynętę, sprowokować do działania. Na przykład umieścić w prasie fikcyjny artykuł o okrutnej zbrodni i zasugerować sprawcę. Może udałoby się go gdzieś zwabić?
A jak już przyjdzie, to skąd będziemy wiedzieli, że to on? Szela był mistrzem także w balansowaniu na granicy debilizmu.
Zapytamy go rzucił Lucek i wszyscy się zaśmiali.
A poważnie, jak to sobie wyobrażacie? Podamy adres i nazwisko sprawcy, po czym będziemy czekali, aż przyjdzie go zamordować?
Szczegóły można dopracować bronił pomysłu Rachwalski. Chodzi o wywabienie go z kryjówki. Przecież i tak nic nie mamy, niewiele więc tracimy.
Opałka jak zwykle stanął przy oknie i obserwował skład towarowy przejeżdżający z łoskotem przez wiadukt. Sunął majestatycznie niczym przedpotopowy wąż, z żelaznymi wspornikami sterczącymi jak kolce bojowe.
Może to nie jest takie głupie. Nie wiem tylko, czy prasa jest tu najlepszym kanałem. Zastanowimy się nad tym jeszcze. Na razie Rachwalski przesłuchuje mieszkańców Karniowic i Grobian, ale porządnie! Odwrócił się w jego kierunku. Pojedziecie z Szelą. Zbierajcie wszystko, nawet najgłupsze drobiazgi. Potrzebne nam jest cokolwiek, nawet gawęda pijaka spod sklepu. Ludzie na wsi wszystko widzą, zwłaszcza obcych. Bo zakładam, że to ktoś spoza...
Zawiesił głos i zmarszczył brwi, jakby nagle spadła mu na czoło wyjątkowo trudna myśl.
Nawet nie wiemy, skąd on jest! Bąbel, zajmij się rodzinami, zwłaszcza żoną Mroczka. Wyduś z niej coś. Weź Bałysia do pomocy i spróbujcie rozejrzeć się po tym domu. Mroczek jest ważny, może najważniejszy. Skontaktujcie się z narkotykowym, czy coś mają na tych z chlewni. Jak ten biznes się tam kręcił. I błagam was dodał na koniec jęczącym głosem znajdźcie coś, żebym nie musiał was wszystkich zjadać na surowo. Mnie zresztą też zjedzą. Jutro mam znowu konferencję z dziennikarzami.
Uznali zebranie za zakończone i zaszurali krzesłami, zbierając się do wyjścia. Lucek spiesznie przepychał się między kolegami.
Bałyś, zaczekajcie chwilę.
Lucek niechętnie zawrócił i usiadł z powrotem na krześle pod ścianą. Odruchowo pomacał się po kieszeni, gdzie schował woreczek foliowy. Opałka coś wie?
Gdy wszyscy wyszli, Opałka usiadł obok i wejrzał Luckowi głęboko w oczy.
Gdzie jest Andrzej?
Jeździ gdzieś z tą dziennikarką, panie inspektorze. Nie wiem dokładnie.
Jeździ po Grobianach, co? Przypomnij mu, że ma zakaz zajmowania się tym śledztwem. A jak coś przypadkiem znajdzie, ma mnie natychmiast poinformować.
On tylko wprowadza ją w zasady organizowania dochodzenia...
Nie musicie go bronić, Bałyś! On się sam świetnie obroni. Zwłaszcza z pomocą dziennikarki. Jak go spotkasz, powiedz mu, żeby się do mnie odezwał. Muszę z nim porozmawiać.
Powinien tu przyjść, panie inspektorze. Codziennie wpada.
Wiem, wiem. Opałka zawiesił głos. Coś jeszcze chciał powiedzieć, ale w końcu machnął ręką i wyszedł, zostawiając zdezorientowanego Lucka w pustej sali narad.
Nie miał ochoty rozmawiać z nikim w komendzie, oprócz Lucka, przyjechał więc na Mogilską dopiero w porze lunchu, kiedy większość pracowników wyszła z budynku albo siedziała w barze na dziedzińcu. W recepcji natknął się jednak na Ewę zapychającą się hamburgerem.
Co z przyrzeczeniami noworocznymi, aspirant Leszczyńska?
Ewa szczerze się rozpromieniła na jego widok, ale zaraz wróciła do standardowej tonacji w ich dialogach.
Właśnie! Komisarz Krzycki przestał pić?
Zdecydowanie. Z rzadka piwo wieczorem.
A ja tylko hamburgera w południe.
Zważyłaś przynajmniej tego wieprza? Policzyłaś, ile ma amunicji?
Zrobiła minę gradowej chmury.
Krzycki, skupcie się na panowaniu nad własnym życiem. Niektórzy mówią o pewnych niedociągnięciach. Mnie wystarczy joga, tobie przydałaby się gruntowna terapia.
Dobrze wiedzieć, że nadal mnie kochasz.
Pokazała mu język z kawałkiem pomidora na środku. Skrzywił się, jakby zobaczył na własne oczy produkcję hamburgera.
Ktoś o mnie pytał?
Nie, a co? Szelmowsko patrzyła mu prosto w oczy i żuła kanapkę z zamiarem zagryzienia jej na śmierć.
Jakby co, jestem u siebie w gabinecie rzucił od niechcenia i odszedł.
Ona dzisiaj nie przyjdzie.
Odwrócił się na pięcie.
Dzwoniła rano o ósmej, żeby ci przekazać, że musiała wyjechać z Krakowa w jakiejś ważnej sprawie. Odezwie się jutro. Ewa siorbnęła głośno łyk herbaty ze szklanki. Pełna satysfakcja.
Wzruszył ramionami i wszedł na schody. Wyjechała? Nic nie wspominała o żadnej ważnej sprawie. Był przekonany, że się umawiali na dziś na wyprawę pod miasto i nawet rano dokładnie sobie zaplanował, jak ten dzień przebiegnie. A teraz: wyjechała. Niech to szlag.
Otrząsnął się. Wyluzuj, Krzycki. O co biega? Niech robi co chce, nie twoja sprawa. W końcu to ona prosiła o kontakt, nie ty. Bierz się do swojej roboty i nie zajmuj kobietą, którą raptem wczoraj poznałeś, a dziś już chcesz podejrzewać o zdradę. Mieszkała kiedyś w Krakowie, na pewno ma tutaj znajomych, których chce odwiedzić, i to całkiem zrozumiałe, że korzysta z okazji. Jakbyś ty miał wyjazd służbowy do... Właśnie, dokąd? Wszystko jedno. Mogła jednak powiedzieć, a nie robić z tego tajemnicę. Co cię obchodzi, dokąd pojechała?
Cześć, szefie!
Zatrzymał się na okrzyk Lucka.
Jadę z Bąblem na wieś, ale nie na wycieczkę. To od Gargulskiego... Bałyś zniżył głos i wcisnął Krzyckiemu foliowy woreczek. Komisarz, wytrącony z zażartej polemiki z samym sobą, w pierwszej chwili nie zrozumiał dopiero gdy poczuł w dłoni twardą krągłość, szybko schował pakiecik do kieszeni spodni. Świetnie, ma zajęcie na nagle opustoszałe godziny. Z sobie tylko znanych powodów zaplanował kolejną wyprawę do Grobian w towarzystwie Izy i za nic nie chciał z tej wersji rezygnować. Pozostało mu siedzenie przy biurku i studiowanie kulki.
Dzięki, Lucek. Do wieczora.
Jasne, szefie. Ale u mnie, coś panu pokażę.
Umieram z niecierpliwości.
Lucek zbiegł po schodach, zostawiając Krzyckiego na półpiętrze. Kończyła się przerwa obiadowa i zaraz wszyscy zaczną wracać do swoich biur. Ruszył szybkim krokiem, wszedł do gabinetu, zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Skoro nie czekał już na nikogo, nie chciał, żeby mu przeszkadzano. Łatwo mógł się domyślić, że zaczną się tutaj zjawiać po kolei ci, którzy zechcą mu współczuć z powodu odsunięcia od śledztwa, i ci, którzy przyjdą nacieszyć się swoją satysfakcją. Zwykle zresztą są to ci sami ludzie. Nie miał ochoty na służbowe przepychanki. Rzucił foliową torebkę na stół, kulka brzęknęła głośno o szkło zakrywające blat. Usiadł i wyjął kartkę od Gargulskiego. Rozkładał ją powoli, starając się odegnać poprzednie myśli.