Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Przez rozwarte wnijście wielkiego namiotu widać było niebo

czarne zasiane gwiazdami i ziemię czarną zasianą ogniskami.

Z drugiej strony na tle nocy płonęła łuna ogromna, porusza jąca się, jakby szła i zbliżała a goniła wojsko.

W dali rżały konie i pieśni pijane słychać było, kłótnie przerywane nagle.

Wiatr niekiedy od strony spustoszenia przylatywał z posel stwem śmierci, z wonią zgorzeliska i trupów.

Jak dzień, do Kalisza odezwał się marszałek aby nie mieli czasu się obwarować i za długo nas tym nie strzymali.

Komturowie obrócili się do swych kompanów, wydając roz kazy, biesiadnicy szli do swoich namiotów spoczywać.

Jelita .


IV

L\ ie było czasu namiotów rozwijać pod Koninem.

Wojewoda krył się od słoty pod szałasem naprędce z gałęzi skleconym.

Przysiadł sparty o ściankę jego od strony nawał nicy przeciwnej, otulony opończą, z głową zwieszoną na pier si, nie podnosząc oczu, obawiając się spojrzeć przed siebie,

Nie ten to był człowiek, któregośmy dumnym, silnym, pew nym siebie w Pomorzanach widzieli, wyzywającym króla, go towym walczyć ze światem całym.

Była to ofiara namiętności własnych i niepoczciwości ludzi.

Wychudła twarz, zapadłe szczęki, powiększone boleścią oczy, patrzące dziko, drgające ręce, uszy na najmniejszy szelest drażliwe strasznym go razem i politowania godnym czyniły.

Siedział sam, opuszczony przez wszystkich, bo służba nawet zbliżała się doń z obawą, niechęcią, ze wstrętem.

Prawa jego ręka, Włostek, siedział gdzieś na uboczu.

Ziemianie, którzy nań napadali, szukając u niego ratunku, teraz już przekonani o bezsilności jego, opuścili go zupełnie.

Zemstą się odgrażano, lecz nikt się nie porywał z nią, każdy musiał myśleć o własnym ocaleniu.

Od napadu na Łęczycę i Kalisz spory kawał czasu upłynął.

Wielkopolska w znacznej części została zniszczoną, złupioną, ogniem i mieczem obróconą w pustynię.

Ci, co szli z Krzyża kami, własnymi oczyma patrzeć musieli na płonące sioła swo je, na rabunek swych dworów.

Niektórzy pouchodzili z obozu, innych uchodzących pochwycili i wiązali Krzyżacy.

Wszystkie najgorsze przepowiednie się ziściły.

Kalisz został wzięty, za nim szerokim pasem poszła pożoga i śmierć.

Nigdy Krzyżacy większego nie ukazali okrucieństwa.



Marszałek, który mało mówił, a wiódł bezlitośnie zastępy swe, nikogo nie opuszczając, raz tylko się odezwał:

Niech się papieżowi skarży królik krakowski.

Zobaczy my, co zyszcze.

Urągano się królowi, który z dala i jakby nieśmiało szedł za zwycięskimi rabusiami.

Słychać o nim było, nie ukazywał się nigdzie.

Pomimo siły swej i zwycięstw, których żadne nie powodzenie nie zatruło, Krzyżacy byli niespokojni.

To widmo króla, chodzące za nimi ciągle, nie pochwycone i nie postrzeżone, nie dawało im usypiać na zgliszczach.

Polski oddział wojewody zdawał się iść z nimi po to tylko, aby patrzał na zniszczenie ziemi swojej.

Wlekli się opasani, jak niewolnicy bezsilni.

Wojewoda na próżno wołał i prosił litości, płakał łzami krwawymi.

Marszałek słuchał go obojętny, a w końcu i słuchać poprzestał.

Odmawiał mu rozmowy, po syłał do niego podwładnych.

Zbywano go czasem słowem lo dowatym, niekiedy urągowiskiem.

Zdrajca, od którego odwracali się wszyscy, pokutował, pie kło nosząc w piersi i dręcząc się jak potępieniec.

Nie było dlań ratunku, każdy dzień, każda łupież i zniszczenie nowe spadały brzemieniem coraz cięższym na obarczone starca sumienie.

Widok zemsty tej, którą wiódł z sobą na posiadłości Łoktkowe, już go nie rzeźwił i nie pocieszał.

Uczucie to dawno było nasycone i zgasłe.

Przed nim przyszłość stała tak straszna, że śmierć wydawała się wyzwoleniem.

W małych potyczkach, przy braniu miast, które się broniły, wojewoda rzucał się jak szalony w wir walczących, narażał na strzały, szukał śmierci tej i znaleźć jej nie mógł.

Inna mu była przeznaczoną i taka może, na jaką zasłużył.

W obozie pod Koninem już miara goryczy, jaką mógł wypić człowiek, zdawała się wypełnioną.

Wojewoda czuł, że dłużej patrzeć na tę rzeź nie potrafi.

Mówiono do niego nie słyszał.

Zatopiony w sobie szukał sposobu tylko, jakim by koniec swój przyspieszył.

Wieczór był późny, noc się zbliżała, pod szałasem wojewo dy ciemno się robiło.


Date: 2015-12-11; view: 849


<== previous page | next page ==>
Tych, którzy zagadywali do niej, zby | Ze służby jego nikt nie przychodził, sieir
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.006 sec.)