Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






GDZIE ŻYŁEM I PO CO 1 page

Table of Contents

PRZEDMOWA

GOSPODARKA

GDZIE ŻYŁEM I PO CO

LEKTURA

DŹWIĘKI

SAMOTNOŚĆ

GOŚCIE

POLETKO FASOLI

MIASTECZKO

STAWY

FARMA BAKERA

SZCZYTNE ZASADY

ZWIERZĘTA SĄSIADAMI

OGRZEWANIE DOMU

POPRZEDNI MIESZKAŃCY I ZIMOWI GOŚCIE

ZWIERZĘTA ZIMĄ

STAW W ZIMIE

WIOSNA

ZAKOŃCZENIE

Hen­ry D. Tho­re­au

Wal­den
czy­li ży­cie w le­sie

Prze­kład: Ha­li­na Cie­pliń­ska

PRZEDMOWA

Re­ne­sans umy­sło­wy w dzie­więt­na­sto­wiecz­nej Ame­ry­ce to na­stęp­stwo wpły­wu re­wo­lu­cji ro­man­tycz­nej na men­tal­ność pu­ry­tań­ską. Do­mi­no­wał w nim duch fi­lo­zo­fii uto­pij­nej, ale każ­dy z nur­tów tego od­ro­dze­nia znaj­do­wał wła­sną dro­gę do uto­pii. Trans­cen­den­ta­lizm – naj­wspa­nial­szy trend re­ne­san­su w No­wej An­glii – nie za­go­ścił w niej na dłu­go (1830-60), tyl­ko przez chwi­lę pa­no­wał tam in­te­lek­tu­ali­sta, a nie ku­piec, lecz ru­cho­wi temu uda­ło się wy­wo­łać nie zna­ny do­tych­czas fer­ment, któ­ry wy­warł ogrom­ny wpływ na ame­ry­kań­ską umy­sło­wość i li­te­ra­tu­rę rów­nież XX wie­ku. Ide­alizm tego od­ro­dze­nia ro­man­tycz­ne­go tra­fiał tyl­ko do nie­licz­nych sil­nych i sub­tel­nych oso­bo­wo­ści sza­nu­ją­cych wa­lo­ry etycz­ne, ode­grał jed­nak rolę nie­pro­por­cjo­nal­nie wiel­ką do li­czeb­no­ści jego gło­si­cie­li. Było to od­ro­dze­nie spo­łecz­ne, li­te­rac­kie i fi­lo­zo­ficz­ne.

Hi­sto­rycz­nie rzecz bio­rąc trans­cen­den­ta­lizm to je­den z wie­lu ru­chów re­li­gij­nych roz­po­wszech­nio­nych w Ame­ry­ce pierw­szej po­ło­wy XIX wie­ku. Nową An­glię na­le­ża­ło wy­zwo­lić z cia­snych do­gma­tów kal­wi­ni­zmu. Kil­ka­na­ście lat wcze­śniej za­czął z nimi wal­kę uni­ta­ria­nizm jako ruch li­be­ral­ny w ra­mach kon­gre­ga­cjo­na­li­zmu. Pod­dał re­wi­zji de­ter­mi­ni­stycz­ną teo­lo­gię Kal­wi­na w świe­tle no­wej fi­lo­zo­fii Ro­us­se­au i od­rzu­cił dok­try­nę o pre­de­sty­na­cji i wiecz­nym po­tę­pie­niu za­stę­pu­jąc ją na­uką o mi­ło­sier­dziu Bo­żym i do­sko­na­łej na­tu­rze czło­wie­ka. Tak to uni­ta­ria­nizm po­łą­czył pu­ry­tań­ską prze­szłość z no­wym świa­tem, któ­ry się ro­dził. Mści­wy Bóg ustą­pił miej­sca Bogu mi­ło­ści, nowa umy­sło­wość życz­li­wie przyj­mo­wa­ła myśl spo­łecz­ną ro­man­tycz­nej Eu­ro­py. Owa dok­try­na wol­no­ści my­śli zro­dzi­ła wła­śnie trans­cen­den­ta­lizm, któ­ry – we­dług O. B. Fro­thin­gha­ma, au­to­ra pierw­szej hi­sto­rii ru­chu – był w swej prak­ty­ce „po­twier­dze­niem bez­spor­nej god­no­ści jed­nost­ki ludz­kiej; w teo­rii zaś po­twier­dze­niem bo­skiej isto­ty in­stynk­tu, przy­zna­niem nad­przy­ro­dzo­nych atry­bu­tów fi­zycz­nej na­tu­rze czło­wie­ka”.



Trans­cen­den­ta­lizm no­wo­an­giel­ski łą­czył w so­bie wpły­wy pię­ciu źró­deł: neo­pla­to­ni­zmu, nie­miec­kie­go ide­ali­zmu i mi­sty­cy­zmu, mi­stycz­nej fi­lo­zo­fii Wscho­du, fran­cu­skich dok­tryn uto­pij­nych oraz tra­dy­cji pu­ry­tań­skiej, szkoc­kiej i kwa­kier­skiej. Z pierw­sze­go źró­dła prze­jął prze­ko­na­nie o wyż­szo­ści du­cha nad ma­te­rią, wia­rę w ab­so­lut­ne Do­bro, Praw­dę i Pięk­no. Z dru­gie­go, z któ­re­go czer­pał przede wszyst­kim po­śred­nio, z pism Co­le­rid­ge’a, Word­swor­tha i Car­ly­le’a, za­po­ży­czył wia­rę w in­tu­icję, w in­stynkt, a nie w ro­zum i do­świad­cze­nie, jako głów­ne środ­ki po­zna­nia, wia­rę w su­mie­nie jako pod­sta­wę praw­dy i za­ufa­nia do sie­bie, je­dy­ny bo­dziec we­wnętrz­ny mo­gą­cy wska­zy­wać czło­wie­ko­wi jego wła­sną dro­gę. Z fi­lo­zo­fii Wscho­du trans­cen­den­ta­lizm prze­jął ten ro­dzaj mi­sty­cy­zmu, któ­ry po­zwo­lił mu wy­peł­nić luki w nie usys­te­ma­ty­zo­wa­nym pro­gra­mie. Z czwar­te­go źró­dła wy­pły­wa­ło za­in­te­re­so­wa­nie przy­ro­dą, mi­łość do niej, wia­ra w moż­li­wość uciecz­ki od no­wej epo­ki prze­my­sło­wej na łono na­tu­ry albo w fu­rie­ry­stycz­ną uto­pię. Wpływ pią­te­go źró­dła nada­wał ru­cho­wi za­bar­wie­nie mo­ra­li­za­tor­skie i dy­dak­tycz­ne.

Dą­żąc do ide­ału, a z dru­giej stro­ny bli­sko z nim współ­ży­jąc, skła­niał swo­ich wy­znaw­ców do kry­ty­cy­zmu, wy­ra­żał nie­za­do­wo­le­nie z rze­czy­wi­sto­ści, po­tę­piał ma­te­ria­lizm jan­ke­skie­go świa­ta. Pil­nie strzegł ide­ałów spo­łecz­nych De­kla­ra­cji Nie­pod­le­gło­ści, wy­zna­wał za­sa­dę ega­li­ta­ry­zmu. Usi­ło­wał po­go­dzić skraj­ny in­dy­wi­du­alizm z od­po­wie­dzial­no­ścią spo­łecz­ną, pro­pa­go­wał za­sa­dę po­le­ga­nia na sa­mym so­bie (self-re­lian­ce).

Lecz mimo wszyst­ko trud­no trans­cen­den­ta­lizm na­zwać w peł­ni sys­te­mem fi­lo­zo­ficz­nym. J. E. Ca­bot, uzna­ny kry­tyk ru­chu, tak oto, nie­co żar­to­bli­wie, wy­ra­ził się o po­glą­dach gru­py my­śli­cie­li z Con­cord: „Po­ję­cie «trans­cen­den­tal­ny» mie­ści­ło w so­bie wszyst­ko, co le­ża­ło poza ogól­nie przy­ję­ty­mi za­sa­da­mi i tra­dy­cyj­ny­mi prze­ko­na­nia­mi.” H. D. Gray, je­den z pierw­szych bio­gra­fów Emer­so­na, rów­nież utrzy­mu­je, że ter­min „trans­cen­den­ta­lizm no­wo­an­giel­ski” od­no­sił się, po pierw­sze, do róż­nych form ide­ali­zmu, któ­ry gło­szo­no w No­wej An­glii w dru­giej ćwier­ci XIX wie­ku, z tym, że głów­nym ce­lem twór­ców i uczest­ni­ków ru­chu nie była fi­lo­zo­fia sama w so­bie. Za­po­ży­czy­li i zmo­dy­fi­ko­wa­li myśl Pla­to­na, neo­pla­to­ni­ków, mi­sty­ków, Kan­ta i jego na­stęp­ców tyl­ko po to, żeby stwo­rzyć pod­sta­wę wła­snych po­glą­dów re­li­gij­nych i spo­so­bu ży­cia. Po dru­gie, trans­cen­den­ta­lizm we­dług Graya nie był fi­lo­zo­fią, lecz wła­śnie ru­chem. Po trze­cie, ter­mi­nem tym okre­śla­no wszyst­ko, co wy­kra­cza­ło poza zdro­wy roz­są­dek za­rów­no w spo­so­bie my­śle­nia, jak i wy­ra­ża­nia się czy za­cho­wa­nia. Fro­thin­gham twier­dził po­dob­nie: „Trans­cen­den­ta­lizm uwa­ża się na ogół za sys­tem fi­lo­zo­ficz­ny. Spra­wie­dli­wiej jed­nak by­ło­by na­zy­wać go ewan­ge­lią. Utrzy­mu­jąc, że to sys­tem fi­lo­zo­ficz­ny, na­le­ża­ło­by uży­wać licz­by mno­giej, tak da­le­ce bo­wiem był nie­jed­no­li­ty.” I do­da­je: „Trans­cen­den­ta­lizm to wy­buch en­tu­zja­zmu, fala uczuć, od­dech umy­słu.”

Lecz na­wet wszyst­kie te okre­śle­nia ra­zem wzię­te nie dają peł­nej de­fi­ni­cji trans­cen­den­ta­li­zmu. Był on rów­nież wy­zwa­niem. „Ety­kę na­le­ży mie­rzyć su­mie­niem, na­ukę umy­słem, a wia­rę ko­ścio­łów i kon­sty­tu­cje państw kon­sty­tu­cją wszech­świa­ta” – mó­wił The­odo­re Par­ker, „trans­cen­den­tal­ny du­chow­ny”, „wzór Ame­ry­ka­ni­na”, ty­po­wy przed­sta­wi­ciel No­wej An­glii ukształ­to­wa­ny przez spły­wy jan­ke­skie i tra­dy­cję pu­ry­tań­ską.Trans­cen­den­ta­lizm był pro­duk­tem ty­po­wo ame­ry­kań­skim, nie zna­la­zł­by peł­ne­go wy­ra­zu w żad­nym in­nym kra­ju. Char­les Dic­kens w swo­ich Ame­ri­can No­tes (1842, No­tat­ki z po­dró­ży do Ame­ry­ki, PIW 1978) pi­sał: „Gdy­bym uro­dził się w Bo­sto­nie, chy­ba­bym zo­stał trans­cen­den­ta­li­stą.”

Twór­ców tego ru­chu głę­bo­ko przej­mo­wa­ła ja­kość ame­ry­kań­skie­go ży­cia. Kraj za­le­wa­ła wiel­ka fala do­bro­by­tu. Prze­mysł, han­del, rol­nic­two roz­wi­ja­ły się wiel­ki­mi sko­ka­mi. Prze­cięt­ny czło­wiek zda­wał się otrzy­my­wać na­leż­ną mu część. A jed­nak co wraż­liw­si ob­ser­wa­to­rzy mie­li po­waż­ne wąt­pli­wo­ści, czy wszyst­ko jest, jak być po­win­no. Wśród nich zna­leź­li się Ralph Wal­do Emer­son, Hen­ry Da­vid Tho­re­au, The­odo­re Par­ker, Mar­ga­ret Ful­ler i inni trans­cen­den­ta­li­ści, dla któ­rych nad­rzęd­ną była idea od­ro­dzo­nej ludz­ko­ści. Po­tę­pia­li ni­skie han­dlo­we in­stynk­ty ziom­ków. Ich zda­niem na­le­ża­ło sta­wiać na na­tu­rę ludz­ką, któ­ra ma nie­ogra­ni­czo­ne moż­li­wo­ści roz­wo­ju.

Con­cord, po­ło­żo­ne w Mas­sa­chu­setts, było w pierw­szej po­ło­wie XIX wie­ku mia­stecz­kiem ży­ją­cym z rol­nic­twa i han­dlu, ale za­ra­zem jed­nym z cen­trów my­śli ame­ry­kań­skiej. Tu­taj wo­kół mę­dr­ca-fi­lo­zo­fa Emer­so­na zgro­ma­dzi­ła się awan­gar­da fi­lo­zo­ficz­na i li­te­rac­ka, któ­ra po­cząt­ko­wo spo­ty­ka­ła się w Bo­sto­nie, u zna­nej dzia­łacz­ki kul­tu­ral­nej, wła­ści­ciel­ki księ­gar­ni, Eli­za­beth Pe­abo­dy.

Trzon Klu­bu Trans­cen­den­ta­li­stów, ist­nie­ją­ce­go w la­tach 1836-43, two­rzy­li mło­dzi lu­dzie po­rwa­ni no­wy­mi ide­ami: Bron­son Al­cott, Cy­rus Bar­tol, Ore­stes Brown­son, El­le­ry Chan­ning, Wil­liam H. Chan­ning, Ja­mes F. Clar­ke, Chri­sto­pher Cranch, John S. Dwi­ght, Ralph Wal­do Emer­son, Mar­ga­ret Ful­ler, Fre­de­rick H. Hed­ge, The­odo­re Par­ker, Eli­za­beth Pe­abo­dy, Geo­r­ge i So­phia Ri­pley, Hen­ry Da­vid Tho­re­au oraz Jo­nes Very.

Peł­na li­sta uczest­ni­ków ru­chu prze­kra­cza­ła licz­bę czter­dzie­stu osób. Więk­szość z nich uro­dzi­ła się i wy­cho­wa­ła w Bo­sto­nie. Pra­wie wszy­scy za­in­te­re­so­wa­li się trans­cen­den­ta­li­zmem przed ukoń­cze­niem trzy­dzie­ste­go roku ży­cia, po­nad po­ło­wa kształ­ci­ła się na pa­sto­rów uni­ta­riań­skich, ale po­dob­nie jak Emer­son, ze­rwa­ła z fi­lo­zo­fią Loc­ke’a i za­stą­pi­ła ją Pla­to­nem, za­gad­nie­nia­mi me­ta­fi­zycz­ny­mi. Pra­wie wszy­scy męż­czyź­ni stu­dio­wa­li na Uni­wer­sy­te­cie Ha­rvar­da. Więk­szość uczest­ni­ków da­wa­ła mo­ral­ne po­par­cie ru­cho­wi pro­pa­gu­ją­ce­mu znie­sie­nie nie­wol­nic­twa oraz sto­so­wa­nie bier­ne­go opo­ru w wal­ce z de­spo­ty­zmem pań­stwa, cho­ciaż nie dzia­ła­ła czyn­nie w or­ga­ni­za­cjach na ich rzecz, Z wy­jąt­kiem udzia­łu w ru­chu abo­li­cyj­nym w ostat­nim dzie­się­cio­le­ciu przed Woj­ną Se­ce­syj­ną. Więk­szość też pa­ra­ła się li­te­ra­tu­rą, ale prze­waż­nie nie­za­wo­do­wo. Po­ło­wa z nich była po­eta­mi, po­nad po­ło­wa zaj­mo­wa­ła się kry­ty­ką li­te­rac­ką, pra­wie wszy­scy pi­sa­li dzien­ni­ki, ese­je li­te­rac­kie, ka­za­nia i ora­cje.

Po raz pierw­szy Klub ze­brał się je­sie­nią 1836 roku u Geo­r­ge’a Ri­pleya w Bo­sto­nie. Na­stęp­ne, nie­re­gu­lar­ne spo­tka­nia od­by­wa­ły się w in­nych do­mach. Dys­ku­to­wa­no o ko­rze­niach kul­tu­ry ame­ry­kań­skiej, o pra­wie, teo­lo­gii, praw­dzie, in­dy­wi­du­ali­zmie, Opatrz­no­ści, mi­sty­cy­zmie, pan­te­izmie. Tę gru­pę mło­dych lu­dzi bez­sprzecz­nie ce­cho­wa­ła duma. Po­dzi­wia­li oni siłę, od­wa­gę, pew­ność sie­bie, nie­za­leż­ność my­śli. Lecz rów­nież po­tra­fi­li być skrom­ni i bez­względ­nie kry­tycz­ni wo­bec sa­mych sie­bie. Ich dą­że­niem był roz­wój wła­sny, po­głę­bia­nie wie­dzy, lep­sze ro­zu­mie­nie świa­ta i ży­cia. Nie­któ­rzy z nich, wśród nich Tho­re­au, miesz­ka­li od cza­su do cza­su u Emer­so­na.

My­śli­ciel ów był przez po­nad trzy­dzie­ści lat au­to­ry­te­tem mo­ral­nym Ame­ry­ki i su­ro­wym jej kry­ty­kiem. Wy­zbył się jan­ke­skiej ma­łost­ko­wo­ści, wy­zbył się pu­ry­tań­skiej nie­to­le­ran­cji i ozię­bło­ści. Jako twór­ca ide­ali­stycz­ne­go ko­dek­su ety­ki, po­eta i ese­ista stał się nie tyl­ko wiesz­czem ide­ału, de­mo­kra­cji i in­dy­wi­du­ali­zmu, lecz tak­że kry­ty­kiem wul­gar­ne­go ma­te­ria­li­zmu Ame­ry­ki, de­ma­sku­ją­cym na­ro­do­wą fan­fa­ro­na­dę, ob­łu­dę i za­kła­ma­nie, prze­ciw­ni­kiem wła­dzy pań­stwo­wej opar­tej na prze­mo­cy. Jego prze­ni­kli­wość była iście nie­by­wa­ła – tyl­ko nie­licz­ne z gło­szo­nych przez nie­go opi­nii sko­ry­go­wał upływ cza­su.

Dla zgro­ma­dzo­nych wo­kół Emer­so­na w Con­cord trans­cen­den­ta­li­stów jego myśl była za­czy­nem, wiel­ką in­spi­ra­cją. Mo­gli też li­czyć na po­moc, za­chę­tę i po­par­cie. Był czło­wie­kiem jak­by stwo­rzo­nym do in­spi­ro­wa­nia i po­krze­pia­nia in­nych, któ­rym udzie­la­ły się jego od­wa­ga i ener­gia. W 1842 roku dwu­dzie­sto­trzy­let­ni wów­czas Whit­man po wy­słu­cha­niu w No­wym Jor­ku jed­ne­go z wy­kła­dów zna­ne­go już fi­lo­zo­fa tak się wy­ra­ził: „Go­to­wa­ło się we mnie, go­to­wa­ło, go­to­wa­ło, aż Emer­son do­pro­wa­dził mnie do punk­tu wrze­nia.”

W wy­gło­szo­nym w Bo­sto­nie wy­kła­dzie Man the Re­for­mer (Czło­wiek-re­for­ma­tor) Emer­son po­stu­lu­je ży­cie w „no­wym du­chu”, wzy­wa do „roz­po­czę­cia świa­ta od nowa”. W słyn­nym ese­ju The Ame­ri­can Scho­lar (1837, Ame­ry­kań­ski uczo­ny) utrzy­mu­je, że książ­ki „ist­nie­ją wy­łącz­nie po to, aby in­spi­ro­wać”. Dzię­ki zdol­no­ści wy­ra­ża­nia apro­ba­ty i zro­zu­mie­nia Emer­son wzy­wa­ją­cy do od­ro­dze­nia ży­cia speł­niał w okre­sie ro­man­tycz­nym li­te­ra­tu­ry ame­ry­kań­skiej rolę du­cha ka­ta­licz­ne­go, po­dob­nie jak Ezra Po­und w okre­sie mo­der­ni­zmu. „Wiej­ski na­uczy­ciel”, mó­wi­ła Ger­tru­da Ste­in o Po­un­dzie. Nie­któ­rzy twier­dzą, że okre­śle­nie to pa­su­je wy­bor­nie tak­że do mę­dr­ca z Con­cord. Ale dzia­łał z roz­ma­chem – wszę­dzie wy­kła­dał, wszyst­kich znał. Jed­nym z naj­lep­szych jego przy­ja­ciół w No­wym Jor­ku był Hen­ry Ja­mes, wy­bit­ny teo­log, zwo­len­nik Swe­den­bor­ga, a pod­czas ostat­niej po­dró­ży po Eu­ro­pie, któ­rą Emer­son od­był w 1872 roku, opie­ko­wał się nim syn Ja­me­sa se­nio­ra, Hen­ry Ja­mes ju­nior, sław­ny pi­sarz. Dwa­dzie­ścia lat wcze­śniej w uciąż­li­wej po­dró­ży ko­le­ją i pa­row­cem do St. Lo­uis, gdzie Emer­son miał wy­gło­sić se­rię wy­kła­dów, to­wa­rzy­szył mu pa­stor uni­ta­riań­ski, Wil­ham Gre­en­le­af Eliot, dzia­dek T. S. Elio­ta. Wra­że­nie, że Emer­son wy­ci­snął swo­je pięt­no na ca­łej ów­cze­snej tra­dy­cji li­te­rac­kiej pół­noc­no-wschod­nie­go wy­brze­ża Ame­ry­ki, po­głę­bia fakt, że „sa­mot­ni­ca z Am­herst”, Emi­ly Dic­kin­son, rów­nież ucho­dzi za jego du­cho­wą cór­kę. Nie wszyst­kie jed­nak wiel­kie na­zwi­ska Ame­ry­kań­skie­go Re­ne­san­su sku­pia­ły się wo­kół Emer­so­na. O rok młod­szy od nie­go Na­tha­niel Haw­thor­ne, wy­ro­sły z tego sa­me­go jan­ke­skie­go pnia, rów­nież za­miesz­ka­ły w Con­cord, wy­pra­co­wał swo­je ar­ty­stycz­ne i oso­bi­ste cre­do w ode­rwa­niu od ru­chu trans­cen­den­tal­ne­go. Z iro­nią pa­trzył na en­tu­zjazm jego uczest­ni­ków, na pu­blicz­ne wy­kła­dy, uni­ta­ria­nizm, „Dial” i fe­mi­nist­kę Mar­ga­ret Ful­ler. W głę­bi du­szy po­zo­stał wier­ny pu­ry­tań­skie­mu po­czu­ciu winy, mrocz­ne­mu świa­tu i prze­ko­na­niu o nie­pod­wa­żal­no­ści wszel­kich ogra­ni­czeń, z któ­rą to tra­dy­cją tak żar­li­wie wal­czył Emer­son. Dru­gim wiel­kim człon­kiem frak­cji anty-Emer­so­now­skiej był Her­man Me­lvil­le, bar­dzo wy­so­ko ce­nią­cy Haw­thor­ne. „Nie oscy­lu­ję wo­kół łuku tę­czy Emer­so­na” – pi­sał. A po lek­tu­rze kil­ku ese­jów „tego mó­wią­ce­go przez nos Pla­to­na” tak się wy­ra­ził: „Czym jest cała ta ga­da­ni­na dla ko­goś, kto opły­nął przy­lą­dek Horn jako zwy­kły ma­ry­narz?” W The Con­fi­den­ce Man (1857, Mąż za­ufa­nia), sa­ty­rze na sko­mer­cja­li­zo­wa­nie i ego­izm epo­ki, Me­lvil­le two­rzy ka­ry­ka­tu­rę Emer­so­na – jest nią Mark Win­so­me, któ­ry po­dró­żu­je po Mis­si­si­pi z przy­po­mi­na­ją­cym Tho­re­au „uczniem” Eg­ber­tem. Obaj są przed­sta­wie­ni jako rzecz­ni­cy „nie­ludz­kiej fi­lo­zo­fii”, „pu­stej ga­da­ni­ny” od­po­wied­niej dla „na­tur lo­do­wa­to zim­nych”.

W 1835 r. wy­ru­szył Emer­son w swo­ją pierw­szą po­dróż do Eu­ro­py. Od­wie­dził Fran­cję, Wło­chy i An­glię, po­znał ta­kich pi­sa­rzy jak Lan­dor, Co­le­rid­ge, Word­sworth i Car­ly­le, po­zo­sta­ją­cych pod wpły­wem nie­miec­kiej fi­lo­zo­fii ide­ali­stycz­nej. Zna­jo­mość z Car­ly­le’em prze­ro­dzi­ła się w dłu­go­let­nią przy­jaźń. Po­byt za gra­ni­cą od­krył przed Emer­so­nem spo­so­by my­śle­nia obce w Con­cord czy Bo­sto­nie, wy­zwo­lił go osta­tecz­nie z jan­ke­skie­go pro­win­cjo­na­li­zmu, roz­bu­dził na nowo za­in­te­re­so­wa­nie Pla­to­nem. Eu­ro­pej­ski ide­alizm i trans­cen­den­tal­na me­ta­fi­zy­ka prze­obra­zi­ły Emer­so­na cał­ko­wi­cie.

Na­pi­sa­ny w 1836 roku esej Na­tu­re (Na­tu­ra) to eks­po­zy­cja za­sad fi­lo­zo­fii trans­cen­den­tal­nej, a we wspo­mnia­nym już ese­ju opu­bli­ko­wa­nym rok póź­niej The Ame­ri­can Scho­lar, któ­ry jest ma­ni­fe­stem od­ręb­no­ści i nie­za­leż­no­ści kul­tu­ro­wej Ame­ry­ki od Eu­ro­py, Emer­son za­warł kwin­te­sen­cję trans­cen­den­tal­ne­go in­dy­wi­du­ali­zmu. Na­to­miast Di­vi­ni­ty Scho­ol Ad­dress (1838, Prze­mó­wie­nie do stu­den­tów wy­dzia­łu teo­lo­gii) stał się bi­blią trans­cen­den­tal­nej re­li­gii. Po­zy­cję pi­sa­rza ugrun­to­wa­ły to­mi­ki ese­jów: Es­says, First Se­ries (1841) i Es­says, Se­cond Se­ries (1844), bę­dą­ce naj­doj­rzal­szą pre­zen­ta­cją dok­try­ny etycz­nej trans­cen­den­ta­li­zmu. Pierw­szy to­mik za­wie­ra je­den z naj­istot­niej­szych ese­jów Emer­so­na wy­kła­da­ją­cych jego za­ło­że­nia fi­lo­zo­ficz­ne: The Over-Soul (1841, Wszech­du­sza) – du­sza każ­de­go czło­wie­ka jest cząst­ką du­szy wszech­świa­ta ob­ja­wia­ją­cej się w na­tu­rze.Nie­któ­rzy utrzy­mu­ją, że wła­śnie pod wpły­wem emer­so­now­skie­go okre­śle­nia „Over-soul”, któ­re moż­na rów­nież tłu­ma­czyć do­słow­nie „nad­du­sza”, Nie­tz­sche naj­praw­do­po­dob­niej ukuł swo­je­go „nad­czło­wie­ka” („Über­mensch”), mimo że nie­miec­ki prze­kład ty­tu­łu ese­ju brzmiał Die höhe­re Se­ele, czy­li „wyż­sza du­sza”. Trud­no jed­nak za to wi­nić ide­ali­stę Emer­so­na. Za­war­ty w tym sa­mym to­mi­ku esej Self-re­lian­ce (1841, Po­le­ga­nie na sa­mym so­bie) od­ci­snął chy­ba naj­więk­sze pięt­no na umy­sło­wo­ści ame­ry­kań­skiej.

W 1845 roku Emer­son wy­gło­sił se­rię wy­kła­dów opu­bli­ko­wa­nych na­stęp­nie pod ty­tu­łem Re­pre­sen­ta­ti­ve Men (1850, Przed­sta­wi­cie­le ludz­ko­ści, War­sza­wa 1871). Za­brał ich tek­sty w dru­gą po­dróż do Eu­ro­py. Od­wie­dził An­glię i Pa­ryż. Wzbu­dził en­tu­zjazm Mic­kie­wi­cza, któ­ry uwa­ża­jąc Emer­so­na za wy­bit­ne­go my­śli­cie­la za­szcze­piał za­in­te­re­so­wa­nie nim stu­den­tom Col­le­ge de Fran­ce. Twier­dził, że nie­któ­re roz­dzia­ły dzieł con­cordz­kie­go eru­dy­ty są ,Jak gdy­by po­świę­co­ne wy­ja­śnia­niu fi­lo­zo­fów i po­etów pol­skich”. Tłu­ma­czył też jego afo­ry­zmy opu­bli­ko­wa­ne póź­niej pod ty­tu­łem My­śli z Emer­so­na.

Nie­zwy­kle zna­czą­ce w do­rob­ku fi­lo­zo­fa są rów­nież na­stę­pu­ją­ce ese­je: En­glish Tra­its (1856, Ce­chy na­ro­do­we An­gli­ków), The Con­duct of Life (1860, Spo­sób ży­cia), So­cie­ty and So­li­tu­de (1870, Spo­łe­czeń­stwo i sa­mot­ność).

„Mę­drzec z Con­cord” był pierw­szym ame­ry­kań­skim my­śli­cie­lem, któ­re­go wpły­wy do­tar­ły do Eu­ro­py. Miał wiel­kie opar­cie w Car­ly­le’u, a Mat­thew Ar­nold kie­dyś się wy­ra­ził, że naj­sil­niej­szy wpływ w dzie­więt­na­stym wie­ku wy­war­ła wła­śnie pro­za Emer­so­na.

Nie­któ­rzy współ­cze­śni mu, a wśród nich Mar­ga­ret Ful­ler, Car­ly­le i wspo­mnia­ny już Me­lvil­le, oskar­ża­li wiel­kie­go fi­lo­zo­fa o chłód. Po­dob­nie dzi­siaj John Updi­ke za­sta­na­wia się, czy w wie­lu prze­sła­niach Emer­so­na – za­ra­zem naj­bar­dziej przy­ja­zne­go i życz­li­we­go my­śli­cie­la – nie na­le­ża­ło­by się do­pa­try­wać idei wy­ja­śnia­ją­cych trzy wiel­kie bo­lącz­ki Ame­ry­ki na­szych cza­sów: po­czu­cie sa­mot­no­ści, obo­jęt­ność wo­bec dru­gie­go czło­wie­ka i prze­moc. Dla po­par­cia swo­jej tezy po­słu­gu­je się cy­ta­tem z ese­ju Expe­rien­ce (1844, Do­świad­cze­nie): „Czło­wiek życz­li­wie na­sta­wio­ny do in­nych sta­je przed dy­le­ma­tem ta­kim sa­mym jak ktoś, kto utrzy­mu­je się na po­wierzch­ni wody po­śród to­ną­cych: wszy­scy chcą się go chwy­cić; i je­śli po­zwo­li zła­pać się za nogę lub pa­lec, uto­nie ra­zem z in­ny­mi.” Cy­tat jed­nak zo­stał do­bra­ny ten­den­cyj­nie, mimo że jed­nym z głów­nych ha­seł trans­cen­den­ta­li­zmu jest po­le­ga­nie na sa­mym so­bie. Już bo­wiem na­stęp­ne zda­nie wy­ja­śnia, iż in­ten­cja ide­ali­sty Emer­so­na była sub­tel­niej­sza niż pro­pa­go­wa­nie bez­dusz­ne­go sto­icy­zmu i izo­la­cji jako prak­tycz­ne­go za­sto­so­wa­nia ko­dek­su ety­ki trans­cen­den­ta­li­zmu. Brzmi ono: „Chcą pni się ra­to­wać przed szko­da­mi wy­rzą­dzo­ny­mi przez ich wła­sne wady, a nie przed wła­sny­mi wa­da­mi. Uczy­nek mi­ło­sier­ny pój­dzie za­tem na mar­ne, bę­dzie bo­wiem słu­żył le­d­wie usu­wa­niu symp­to­mów.”

Emer­son jako czło­wiek i fi­lo­zof sam stał się jak gdy­by ową stwo­rzo­ną przez sie­bie „przej­rzy­stą gał­ką oczną”, w któ­rej sku­pia­ły się naj­bar­dziej war­to­ścio­we nur­ty dzie­dzic­twa prze­szłych wie­ków. Jego po­zy­cja wśród naj­świet­niej­szych po­sta­ci ame­ry­kań­skie­go pan­te­onu li­te­rac­kie­go jest nie­za­chwia­na – stał się nie tyl­ko „in­sty­tu­cją” jako fi­lo­zof, mo­ra­li­sta i po­eta, lecz tak­że sym­bo­lem li­be­ral­nych, de­mo­kra­tycz­nych po­staw ame­ry­kań­skie­go spo­łe­czeń­stwa.

W la­tach 1840-44 Emer­son wraz z Tho­re­au, Par­ke­rem i Mar­ga­ret Ful­ler wy­da­wa­li ofi­cjal­ne cza­so­pi­smo Klu­bu, „Dial”. De­biu­to­wa­ło w nim kil­ku człon­ków, mię­dzy in­ny­mi sam Tho­re­au pierw­szy­mi utwo­ra­mi po­etyc­ki­mi.

W 1841 roku gru­pa trans­cen­den­ta­li­stów pod kie­row­nic­twem Ri­pie­va za­ło­ży­ła uto­pij­ną ko­lo­nię ko­ope­ra­ty­stycz­ną Bro­ok Farm, a w 1843 Fru­itlands, na cze­le któ­rej stał Bron­son Al­cott. Po­dob­nych ko­lo­nii dzia­ła­ją­cych na za­sa­dach fu­rie­ry­zmu byłe wów­czas na Pół­no­cy czter­dzie­ści. Za­kła­da­nie ich to re­ak­cja na re­wo­lu­cję prze­my­sło­wą, uciecz­ka od epo­ki roz­wi­ja­ją­cej się me­cha­ni­za­cji, pró­ba re­ali­zo­wa­nia – przez ko­ope­ra­cję – peł­niej­sze­go ży­cia.

W eks­pe­ry­men­cie Bro­ok Farm wziął udział mię­dzy in­ny­mi Haw­thor­ne. Owo­cem jego tam­tej­szych do­świad­czeń była po­wieść The Bli­the­da­le Ro­man­ce (1852, Ro­mans w Szczę­śli­wej Do­li­nie). Na­to­miast bar­dziej nie­za­leż­ni człon­ko­wie Klu­bu, a wśród nich Emer­son i Tho­re­au, trzy­ma­li się na ubo­czu, po­zo­sta­jąc tyl­ko ob­ser­wa­to­ra­mi eks­pe­ry­men­tu. Skraj­ny in­dy­wi­du­ali­sta Tho­re­au „sam dla sie­bie był ko­lo­nią”, nie po­tra­fił­by się pod­po­rząd­ko­wać na­rzu­co­nym ry­go­rom, jego dwu­let­ni sa­mot­ny po­byt nad sta­wem Wal­den w oko­li­cach Con­cord wy­da­wał się ka­ry­ka­tu­rą fu­rie­ry­stycz­nej wspól­no­ty.

Na­dzie­ją Ame­ry­ki, wo­ła­ła Mar­ga­ret Ful­ler, może być tyl­ko wie­dza. Mia­rą cy­wi­li­za­cji nie jest licz­ba lud­no­ści pań­stwa, jego siła ani kwit­ną­ca go­spo­dar­ka, lecz ja­kość kul­tu­ry: sztu­ki, mu­zy­ki, li­te­ra­tu­ry, fi­lo­zo­fii, na­uki i re­li­gii. Cięż­ka pra­ca trans­cen­den­ta­li­stów nad prze­kła­da­mi, an­to­lo­gia­mi i wy­kła­da­mi przy­bli­ży­ła Ame­ry­ka­nom dzie­dzic­two kul­tu­ry eu­ro­pej­skiej. Ich zda­niem re­for­ma spo­łecz­na była istot­na, acz­kol­wiek nie jako cel sam w so­bie, je­dy­nie jako śro­dek zbu­do­wa­nia lep­sze­go spo­łe­czeń­stwa, w któ­rym mo­gły­by się swo­bod­nie roz­wi­jać sztu­ka i na­uka. To­też nie­wie­le stro­nic po­świę­ca­li w „Dial” spra­wie fu­rie­ry­zmu, kon­cen­tro­wa­li się przede wszyst­kim na Szek­spi­rze, Dan­tem, Go­ethem, Mi­cha­le Anie­le, Ho­me­rze, Chau­ce­rze, Shel­leyu, Kan­cie i Mil­to­nie. Mar­ga­ret Ful­ler, pierw­sza re­dak­tor­ka pi­sma, twier­dzi­ła, że głów­nym ce­lem jej ży­cia jest „udo­stęp­nie­nie Ame­ry­ce dzieł tych naj­więk­szych ge­niu­szy”.

Po­dob­nie jak Emer­son, Tho­re­au i Par­ker, Ful­ler na­le­ża­ła do ra­dy­kal­ne­go skrzy­dła trans­cen­den­ta­li­stów. Była po­nad­to fe­mi­nist­ką, po­sta­cią nie­prze­cięt­ną i bun­tow­ni­czą, nie­zwy­kle czę­sto z tego po­wo­du krzyw­dzo­ną. Przy­ję­ła na sie­bie bar­dzo trud­ną rolę: pro­wa­dzi­ła wal­kę nie tyl­ko z cia­sną or­to­dok­sją Har­wardz­kiej uczel­ni, lecz tak­że o wy­zwo­le­nie ko­biet. Jest au­tor­ką, mię­dzy in­ny­mi, Wo­man in the Ni­ne­te­enth Cen­tu­ry (1845, Ko­bie­ta dzie­więt­na­sto­wiecz­na) – pierw­sze­go po­waż­niej­sze­go dzie­ła fe­mi­ni­stycz­ne­go w Ame­ry­ce.

Lecz sła­wy, jaką się cie­szy­ła u współ­cze­snych, nie tłu­ma­czy nam jej twór­czość li­te­rac­ka, gdyż pi­sar­ką była mier­ną. Za­wdzię­cza­ła ją głów­nie in­nym przy­mio­tom: jej by­stry umysł od­dzia­ły­wał na wszyst­kich, z któ­ry­mi się sty­ka­ła. Nie­spo­koj­na, sta­le szu­ka­ją­ca no­wych idei, in­te­lek­tu­al­nie i emo­cjo­nal­nie wraż­li­wa, mia­ła nie­zwy­kle dy­na­micz­ne uspo­so­bie­nie. Utrzy­my­wa­ła bli­skie związ­ki z oso­bi­sto­ścia­mi epo­ki (Maz­zi­nim, Geo­r­ge Sand, Mic­kie­wi­czem), pra­co­wa­ła w jed­nym z rzym­skich szpi­ta­li pod­czas re­wo­lu­cji 1848 roku. Była ko­bie­tą nie­zwy­kłą, nad­zwy­czaj wy­kształ­co­ną, o licz­nych ta­len­tach, któ­rych jed­nak ni­g­dy nie zdo­ła­ła w peł­ni roz­wi­nąć. Prze­szko­dził jej w tym, we­dług Par­ring­to­na, emo­cjo­na­lizm wdzie­ra­ją­cy się w sfe­rę my­śli oraz roz­bież­ność mię­dzy jej oso­bo­wo­ścią a moż­li­wo­ścia­mi cia­sne­go, pu­ry­tań­skie­go Bo­sto­nu. Jako na­tu­ra nie­zwy­kle bo­ga­ta, de­li­kat­na, wie­le wy­ma­ga­ją­ca od ży­cia, czu­ła na pięk­no i szla­chet­ne ide­ały, usi­łu­ją­ca wbrew in­stynk­tom zmie­ścić się w for­mach pu­ry­tań­skich, uosa­bia­ła fer­ment lat czter­dzie­stych.


Date: 2016-01-14; view: 881


<== previous page | next page ==>
III. Baukunst im Mittelalter | GDZIE ŻYŁEM I PO CO 2 page
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.009 sec.)