Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Dobek! - krzyknął król Przemysław.

Tak, ja! A to miecz darowany mi w turnieju przez Ludgardę dla obrony uciśnionych. Broń się, bo jeden z nas dwóch paść tu musi! To sąd Boży!

Rzucił pochodnię w ręce pachołka i natarł na króla. Zaszczekały miecze, aż skry posypały się w półmroku, i rozpoczęła się walka na śmierć i życie. Wtem Przemko, cisnąwszy miecz na ziemię, porwał za stojący pod ścianą oszczep i pchnął nim straszliwie oburącz. Dobek uskoczył na bok i krótkim szychem wbił miecz, pod odsłoniętą pachę przeciwnika.

Za Ludgardę! - krzyknął - za Ludgardę!

Przemysław rozkrzyżował ramiona i runął na posadzkę. Dobek zwrócił się do stojących w drzwiach rycerzy:

Reszta to sprawa knechtów brandenburskich, nie nasza.

Na koń, towarzysze! Na koń!

Zatętniły kopyta końskie i oddział jeźdźców z czarnym rycerzem na czele zniknął wśród nocy.

Tymczasem brandenburscy siepacze porwali króla chcąc go uwieźć do Marchii jako zakładnika. Był ciężko ranny, ale żył jeszcze. Wsadzili go więc na konia i wziąwszy między siebie* całą gromadą wymknęli się z Rogoźna.

Wstał pochmurny świt zimowy. Z dala słychać było odgłos pogoni. To straż królewska, opanowawszy się wreszcie z popłochu i trwogi, ruszyła w pomoc królowi. Knechci widząc, iż Przemko nie może utrzymać się na siodle, a pogoń tuż, tuż za nimi, dobili rannego sztyletami i porzucili przy drodze, a sami pomknęli lasami ku granicy Brandenburgii.

Okrutna śmierć Przemysława, który zaledwie siedem miesięcy dźwigał koronę Chrobrego, wstrząsnęła całym krajem i przeszła na stałe do kręgu podań. Lud głosił z uporem, iż była to kara Boża za umęczenie niewinnej Ludgardy. Miejsce zabójstwa Przemysława również zostało osnute ludowymi podaniami. Jeszcze w końcu XIX wieku pokazywano pod Rogoźnem, niedaleko wsi Łukowa, ogromny głaz zwany Kamieniem Przemysławskim, na którym miał spoczywać przez chwilę ciężko ranny król. Inna wieś koło Rogoźna, Porąbiec, ma - według podania - wywodzić swą nazwę z faktu, iż w tym właśnie miejscu uprowadzony i nieprzytomny z upływu krwi król Przemysław został przez napastników dobity, porąbany.



Tak oto zakończyły się głośne i tragiczne w swych skutkach dzieje miłości i nienawiści Przemka i Ludgardy.

ZANIEMYŚL I PŁOWCE

Zakon krzyżacki, sprowadzony ongiś do Polski przez Księcia Konrada Mazowieckiego dla obrony północnych rubieży Mazowsza przed pogańskimi Prusami, groził w wieku XIV zagładą całemu lechickiemu gniazdu. Podbiwszy przy pomocy miecza i pożogi całą dziedzinę pruską, wdarli się Krzyżacy na Pomorze polskie i do Gdańska, a wreszcie zagarnęli pograniczne ziemie, Chełmińską i Dobrzyńską.

Dawni pogańscy Prusowie, znani ze swoich łupieskich wypraw na Polskę, okazali się jedynie niesfornymi sąsiadami w porównaniu z tymi doskonale uzbrojonymi barbarzyńcami, osłaniającymi mord i rabunek znakiem krzyża.

Co kilka lat zbrojne roty krzyżackie wdzierały się daleko w głąb Wielkopolski i Kujaw, znacząc szlak swego pochodu łunami pożarów i zgliszczami miast i wsi. Polska, rozbita na wiele drobnych i skłóconych ze sobą księstw, nie zawsze mogła sprostać tej ogromnej potędze militarnej, wspomaganej przez cały ówczesny Zachód. Przykładem zaciekłej walki na śmierć i życie między Polską a teutońskim krzyżactwem były wyprawy zbrojne w 1331 roku, które pozostawiły na Ziemi Wielkopolskiej i w pamięci jej dzielnego ludu niezatarte ślady w postaci licznych podań. Krzyżacy podjęli w owym roku dwie wielkie wyprawy: pierwszą w lipcu na Wielkopolskę, drugą we wrześniu na Kujawy i Kalisz.

Wielkopolska nie była wtedy przygotowana do wojny. Gdy więc roty krzyżackie, paląc po drodze Gniezno, Pobiedziska, Kostrzyn i Środę, zbliżały się od południa ku Poznaniowi, miejscowe rycerstwo wielkopolskie wspólnie z okolicznym chłopstwem zorganizowało wielką obronę. W tym celu wykopano ogromny wał ziemny wzdłuż łańcucha jezior: Zaniemyskiego, Wielkich i Małych Jezior, Bnińskiego, Kórnickiego i Skrzynki aż do rzeki Kopły wpadającej do Warty na południe od Poznania. Okop ten, długości pięciu i pół mili, był wzmocniony nawodnionym rowem. W ten sposób powstała ogromna, naturalna reduta, broniona od zachodu i południa korytem Warty, a od wschodu owym okopem ziemnym, łańcuchem jezior i rzeką Kopłą. Zamknięty tym szańcem obszar tworzył nieregularny prostokąt i obejmował pięć mil kwadratowych, a służył dla obrony ludności okolicznych wiosek, która schroniła się wraz z całym swoim dobytkiem. Krzyżakom nie udało się zdobyć tego obozu. Do rozprawy doszło pod Zaniemyślem, gdzie część oddziałów napastniczych została rozbita i zmuszona do wycofania się w kierunku Gniezna.

Wzdłuż tego wału przez długie wieki wykopywano kości najezdników, zbroję krzyżacką i miecze ze znakiem krzyża. A resztki owych szańców zachowały się po dzień dzisiejszy i po dzień dzisiejszy miejscowa ludność opowiada, iż te wały sypał i umacniał chłop wielkopolski lat temu przeszło sześćset dla obrony swego życia i mienia przed najazdem wroga.

Rok 1331 nie pozostał bez śladu także i w podaniach ludu Ziemi Kujawskiej. Jedno z nich, związane z bitwą pod Płowcami, tak mówi:

Kiedy Krzyżacy obładowani łupami powracali spod Kalisza i Konina do swoich granic, król polski, Władysław zwany Łokietkiem, zagrodził im ze swym rycerstwem drogę na Kujawach pod Płowcami i zadał dotkliwą klęskę. Krzyżacy zaczęli cofać, ale wtedy uderzył na nich od tyłu pewien książę wielkopolski. Napierani z obu stron, Krzyżacy zaczęli ratować się ucieczką na wschód, w kierunku Brześcia Kujawskiego.

Wieźli wtedy ze sobą ogromną, żelazną skrzynię, wypełnioną zrabowanymi skarbami, a nie chcąc oddać ich w ręce polskie, postanowili je zatopić. Nadjechawszy nad brzeg niewielkiego, ale głębokiego jeziora, położonego wśród pagórków, stoczyli żelazny jaszcz ze wzgórza wprost w głąb jeziora, a sami umknęli. Jezioro to zowie się Sadłożek. Leży o dwie mile od Brześcia Kujawskiego i o niepełną milę od Lubrańca, w dawnej majętności Słożek.

Od czasu bitwy pod Płowcami minęło wiele setek .lat, a wieść o skarbach krzyżackich, spoczywających na dnie jeziora Sadłożek, była przekazywana wśród ludu z pokolenia na pokolenie. Zresztą nie tylko wśród ludu. Każdy bowiem z dziedziców Słożka, odstępując lub nabywając ową majętność, zastrzegał sobie w akcie sprzedaży czy kupna specjalne prawa własności na wypadek wydobycia owych skarbów z jeziora.

U schyłku minionego wieku jeden z kolejnych dziedziców Słożka, obywatel Wąsierski, postanowił nawet osuszyć jezioro i skarb ów wydobyć. Sprowadził w tym celu z Brześcia Kujawskiego specjalną machinę z czerpakami do wylewania wody. Ale praca ta została zarzucona, gdyż okazało się, iż dno jeziora zalegają ogromne warstwy grząskiego mułu i szlamu, w którym poszukiwania wszelkie są daremne.

Tak więc skarbiec krzyżacki wciąż jeszcze leży na dnie jeziora Sadłożek i do dziś krąży o nim wśród ludu podanie z czasów króla Łokietka.


Date: 2015-12-11; view: 624


<== previous page | next page ==>
Cóżeś uczynił, nieszczęsny Dobiesławie! Zgubisz mnie i siebie! | KTO IM ŁZY POWRÓCI
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.007 sec.)