Transcendentaliści nie rozgraniczali sztuki od życia, lecz jeśli wziąć pod uwagę czasy, w jakich żyli, ich stanowisko nie powinno budzić zdziwienia. Przecież podstawowym założeniem myśli romantycznej – i nie tylko romantycznej – była idea sztuki jako wyrazicielki charakteru twórcy. Transcendentaliści jednak nie traktowali tej idei wyłącznie jako hasła. Niezwykle poważnie usiłowali ją realizować w praktyce. W Concord z ukosa patrzono na stare ubranie i zabłocone buty Thoreau – strój nieodpowiedni dla absolwenta Uniwersytetu Harvarda. Odpowiedzią jego, zanotowaną kiedyś w dzienniku, było oświadczenie, że zamierza zostać poetą. A poeta w jego pojęciu to najwyższy przedstawiciel współczesnej ludzkości, szlachetniejszy od uczonego i filozofa. Najszlachetniejszym zaś dziełem poety jest jego życie. Poezja wypływa z życia, ale nigdy nie będzie od życia ważniejsza. Musi być relacją o nim prawdziwą, absolutnie szczerą i uczciwą. Można ją pisać wierszem albo prozą, forma nie jest istotna. Liczy się tylko fakt, że utwór został napisany przez prawdziwego poetę. W tym też sensie nie tylko jego wiersze, lecz także Walden i inne eseje to utwory poetyckie. Niezwykle serio podchodzili więc transcendentaliści również do roli poety-kapłana, bardziej serio niż romantycy angielscy, może z wyjątkiem Blake’a czy Shelleya.
Wprawdzie poszczególni uczestnicy ruchu różnili się między sobą znacznie w spojrzeniu na różne kwestie, lecz wszyscy podzielali ten sam pogląd na wzniosłe relacje między religią a sztuką: sztuka jest wyrazem uczuć religijnych, a uczucia religijne z racji samej swej natury wymagają twórczej ekspresji. O. B. Frothingham utrzymywał, że chociaż transcendentalizm należy traktować przede wszystkim jako ruch religijny, to „był on z gruntu poezją i myśl swą w sposób naturalny wyrażał w pieśni”.
Echa owej pieśni rozbrzmiewają w wielu zjawiskach życia amerykańskiego i w literaturze tego kraju. Przeciwstawne elementy transcendentalizmu: idealizm i „fizyczny” sposób postrzegania przyrody, indywidualizm i demokracja nadawały mu dynamiczność i „elektryczność”, jak lubił mówić Whitman. Rysy te, widoczne w późniejszej literaturze amerykańskiej, określiły jej szczególny charakter. Poszukiwanie cudowności w przyrodzie, w każdym źdźble trawy czy liściu, w najpowszedniejszych kontaktach z naturą, zapoczątkowane przez Emersona, Thoreau i Whitmana, stało się nurtem obecnym w twórczości zarówno Emily Dickinson – zresztą związanej w pewnym stopniu z transcendentalizmem – jak i Dreisera, Londona, Dos Passosa oraz Updike’a. Tęsknota za utraconą niewinnością, wypływająca z wiary w twierdzenie Wordswortha, że „dziecko jest ojcem mężczyzny”, obecna jest nie tylko u Twaina i Salingera, lecz także u Hemingwaya. Dzieci, które w większej liczbie pojawiły się w literaturze amerykańskiej właśnie po okresie romantyzmu, są i lepsze, i mądrzejsze od dorosłych. „Cudowność” odkrywana w życiu codziennym, w zwyczajnych sprawach – to kolejna zapożyczona od romantyków cecha wielu pisarzy amerykańskich. Podkreślanie „fizyczności” otoczenia, namacalności jego przedmiotów odróżnia na przykład poezję amerykańską od pisanej w tym samym języku poezji angielskiej, w której kontury fizycznego świata są jakby zatarte.
Transcendentalizm nowoangielski stworzył więc we współczesnej sobie Ameryce i w Ameryce następnych epok nie tylko nową umysłowość, lecz także literaturę o specyficznym smaku, zadecydował o jej odrębności.
Henry David Thoreau urodził się w 1817 r. w Concord. Ten asceta, moralista, stoik, „bakałarz natury”, „poeta naturalista”, buntownik i mistyk, który stał się symbolem amerykańskiego indywidualizmu, w tym małym miasteczku spędził całe życie. Nazywano go „produktem w stu procentach lokalnym”, rodzinne miasteczko stanowiło dla niego centrum świata. Podróżował niewiele, głównie w okolicach Concord, był w Nowym Jorku, gdzie poznał Walta Whitmana, w Maine, na przylądku Cod, w Kanadzie i niedługo przed śmiercią – w Minnesocie. Nie lubił podróży ani licznego towarzystwa, był ekscentrykiem i samotnikiem. Cecha ta nie sprzyjała zawieraniu bliskich przyjaźni nawet z ludźmi, z którymi mocniej się związał. Zarówno Emerson, jak i Channing, Hawthorne, Margaret Fuller i inni transcendentaliści doceniali jego intelekt i niezależność, ale żadne z nich nigdy nie darzyło Thoreau uczuciem głębokiej przyjaźni. Twierdzili, że ma w sobie coś wyzywającego.
Jeden z jego biografów, Henry Seidel Canby, zauważa, że w dzieciństwie Henry był „pogrążonym w marzeniach chłopcem, który nienawidził zabaw, parad ulicznych i zbyt licznych domowników”.
Studia ukończył na Uniwersytecie Harvarda w 1837 r., mając dwadzieścia lat. Nie cieszył się, podobnie jak Emerson, zbyt dobrą opinią profesorów. Otwierała się przed nim, jako absolwentem doskonałej uczelni, wspaniała przyszłość. Miał do wyboru tradycyjne drogi: zostać pastorem albo nauczycielem, prawnikiem czy lekarzem albo zająć się handlem. Wybrał zawód nauczyciela i zaczął pracę w szkole miejskiej w Concord. Po miesiącu stracił ją, gdyż sprzeciwiał się karaniu uczniów chłostą. Półtora roku był bez pracy. W końcu razem z bratem Johnem otworzył w Concord szkołę prywatną. Uczył greki, łaciny, matematyki i przyrody. Jednakże, mimo długiej listy uczniów czekających na przyjęcie, bracia zamknęli szkołę w 1841 r. Przez następnych parę lat Henry imał się różnych zajęć: pracował jako robotnik, majster do wszystkiego w domu Emersona, nauczyciel siostrzeńca Emersona, redaktor, wykładowca i producent ołówków. „Stopniowo zaczynał rozumieć, kim chciałby być. Wiedział, że po pierwsze, chce przeżyć życie dla samego życia, po drugie zaś, czuł, że ma do wypełnienia pewnego rodzaju misję. Widział siebie jako kaznodzieję, wierzył, że zostanie pisarzem, pisarzem rozumianym na sposób transcendentalny, to znaczy przede wszystkim poetą w życiu codziennym, a dopiero potem w swojej twórczości.” Przykładu nie musiał szukać daleko, przecież Emerson jako pastor zerwał z Kościołem, nie mogąc dłużej pogodzić własnych poglądów z unitarianizmem. W domu Emersona mieszkał od 1841 do 1843 r. Przeżywał w tym czasie swoją drugą – platoniczną – miłość, tym razem do starszej od siebie o kilka lat żony Emersona, Lidian. Pierwszym obiektem jego uczuć była Ellen Sewall. Uczynił z niej boginię, pisał na jej cześć wiersze, a w listach do niej zaczął wychwalać walory przyjaźni. Ellen jednak odrzuciła jego propozycje małżeństwa. W pół roku później Emerson zaprosił Henry’ego, aby u niego zamieszkał. Bliska znajomość z Emersonem ciągnęła się od ukończenia przez Thoreau studiów, kiedy to prawdopodobnie za namową „mistrza” Henry zaczął prowadzić Journal (wydany pośmiertnie w czternastu tomach). W 1840 r. Thoreau zadebiutował w „Dial” jako poeta – wierszem poświęconym bratu Ellen, Edmundowi Sewall – a w dwa lata później opublikował dziewięć wierszy i esej Natural History of Massachusetts (Przyroda Massachusetts). W tym czasie umarł jego ukochany brat John, z którym odbył wiele wycieczek płynąc rzekami Concord i Merrimack, zbierając materiały do wydanej dopiero w 1849 r. pierwszej książki A Week on the Concord and Merrimack Rivers (Tydzień na rzekach Concord i Merrimack). W 1843 r. Thoreau opuścił dom Emersona, aby zostać nauczycielem jego siostrzeńca na Staten Island. Próbował przy okazji szczęścia na literackim rynku Nowego Jorku. Udało mu się opublikować kilka nowych wierszy i esejów. Skończył też pisać A Winter Walk (Zimowy spacer) dla „Dial”. Do Nowego Jorku odnosił się nieufnie. Miasto męczyło tego „ucznia Rousseau”, jego zbawieniem były pola i lasy. Tak pisał w liście: „Czyż nie jestem ulepiony z concordzkiej gliny? Nie potrafię uwierzyć, że słucham teraz ryku morza, a nie wichru nad stawem Walden. […] im lepiej poznaję miasto, tym mniej mi się podoba.”
W 1845 r. Thoreau przeniósł się nad położony, w concordzkich lasach staw Walden. Zbudował sobie tam chatę i w swej samotni spędził dwa lata w bliskim kontakcie z przyrodą. Kochał przyrodę, jak twierdził, po części dlatego że nie jest ona człowiekiem, lecz ucieczką od człowieka. Hawthorne tak o nim pisał: „jest zapalonym i wnikliwym obserwatorem Natury – genialnym obserwatorem […] – a Natura w zamian za jego miłość zdaje się go adoptować jako dziecko na specjalnych prawach i odkrywa przed nim tajemnice, które niewielu ludzi ma prawo poznać”. Pędził nad Waldenem życie proste i surowe, potrzeby swoje ograniczał do podstawowych, aby mocje zaspokoić niezbyt ciężką pracą własnych rąk, której w tym wymiarze nie uważał za trudny obowiązek. Pisał: „…jeśli chcemy żyć mądrze i skromnie, praca dająca utrzymanie na naszej ziemi nie jest trudem, lecz rozrywką. Wszak wysiłki ludów żyjących w większej prostocie nadal są rozrywką tych, które stworzyły sobie bardziej sztuczne warunki.”
Mieszkając w chacie nad stawem, wiele czasu poświęcał nie tylko na obserwacje przyrody, lecz także na lekturę i kontemplację. Wśród transcendentalistów z Concord był największym znawcą i miłośnikiem literatury greckiej. Przetłumaczył Prometeusza w okowach Ąjschylosa i wiele utworów Pindara. Jako wielbiciel kultury greckiej, któremu bliska była jej atmosfera, tak oto wyjaśnia powody przeniesienia się nad Walden: „Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, stawiać czoło wyłącznie najbardziej ważkim kwestiom, przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to, czego może mnie nauczyć życie, abym w godzinie śmierci nie odkrył, że nie żyłem. Nie chciałem prowadzić życia, które nim nie jest, wszak życie to taki skarb; nie chciałem też rezygnować z niczego, chyba że było to absolutnie konieczne.”
Zaczął pisać w samotni pierwszą wersję swojej najsłynniejszej, opublikowanej w 1854 r. książki, której tytuł zapożyczył od nazwy stawu: Walden, or Life in the Woods (Walden, czyli życie w lesie).
Ten zbiór osiemnastu esejów stanowi obok dziennika (Journal) koronne dzieło i wyznanie wiary filozoficznej Thoreau. Według Parringtona utwór ten jest „podręcznikiem ekonomii, usiłującym przekształcić powszednie trudy człowieka w zajęcie, któremu przyświeca cel szlachetniejszy od przyziemnej ewangelii dochodów i rozchodów”, usiłującym dociec, „…jak może istota rozumna najlepiej wykorzystać od Boga dane talenty, kierując się zasadami wyższej ekonomii i nie dając się zniewolić ekonomii bardziej przyziemnej”. Nazywano Thoreau „starożytnym Grekiem, który został transcendentalnym ekonomistą”, był wielkim ekscentrykiem i idealistą, w oczach sąsiadów uchodził za dziwaka, bo na co dzień trzymał się zasad i praw, które oni szanowali tylko od święta, i żył zgodnie z zaleceniami starożytnych filozofów.
Decyzja zamieszkania nad Waldenem była nawet wśród transcendentalistów niezwykła. Przecież inni, chcąc się wyzwolić od tyranii społeczeństwa i uciec od industrializacji, wybrali eksperyment Brook Farm albo Fruitlands, ich bowiem zdaniem droga do pełniejszego życia prowadziła przez kooperację. Thoreau jednak nie zgadzał się z nimi, twierdził, że on może albo uznać społeczeństwo w postaci, w jakiej ono istnieje, albo je porzucić. Ponieważ w jego pojęciu społeczeństwo nie zasługiwało na akceptację, wybrał to drugie wyjście. Nie urodził się po to, podkreślał, aby zmieniać ten świat na lepszy, nadający się do życia, lecz po to, aby po prostu żyć w nim, niezależnie od tego, jaki jest. Nie chciał nikomu podsuwać żadnych recept ani dróg wyjścia, nie twierdził, że wszyscy mają żyć w prostych chatach jak pustelnicy, ale walczył o to, aby każdy mógł dokonać własnego wyboru.
W 1847 r. Thoreau skończył swój eksperyment nad Waldenem i powrócił do cywilizacji. Rok później opublikował The Maine Woods (Lasy w Maine), który to szkic jest relacją z jego podróży do tego stanu. Natomiast w 1849 r. ukazał się esej Civil Disobedience (Obywatelskie nieposłuszeństwo, Czytelnik 1983), w którym ten skrajny indywidualista wkroczył w dziedzinę polityki.
Wydarzenia będące bezpośrednią inspiracją powstania eseju nastąpiły w 1845 r., kiedy Thoreau popadł w konflikt z państwem, ponieważ odmówił zapłacenia podatku. Chciał w ten sposób wyrazić protest przeciwko ówczesnej polityce rządu prowadzącego wojnę z Meksykiem i sankcjonującego niewolnictwo. Aresztowano go i zamknięto w miejscowym więzieniu. „Henry – miał zapytać go wtedy Emerson – dlaczego siedzisz tutaj?” A Thoreau podobno odpowiedział mu w charakterystyczny sposób: „A dlaczego ty tutaj nie siedzisz?” Incydent zakończył się banalnie, ponieważ ktoś z rodziny Thoreau zapłacił ów podatek i już następnego dnia Henry został wypuszczony na wolność.
Esej rozpoczął najnowszą historię doktryny obywatelskiego nieposłuszeństwa, wzbudził zainteresowanie wielu sławnych ludzi i ugrupowań różnych epok. W 1894 r. zwrócił na siebie uwagę Lwa Tołstoja, który był nim zafascynowany, podobnie jak siedem lat wcześniej Czechów pierwszym opublikowanym w Rosji fragmentem Waldenu. Uznane przez Tołstoja za najlepszy z utworów Thoreau Obywatelskie nieposłuszeństwo ukazało się w rosyjskim przekładzie w 1898 r. Wiele lat później stało się jakby podręcznikiem dla licznych ugrupowań ruchu oporu w czasie drugiej wojny światowej, między innymi w Danii, nie rozstawał się z nim też Gandhi, którego związki z myślą Thoreau były bardzo bliskie.
Życie obywatela, według Thoreau, powinno być hamulcem powstrzymującym machinę administracji. Obywatel ma prawo do nieposłuszeństwa. Thoreau, zgodnie z ideami transcendentalnego indywidualizmu, widział w państwie, narodzie czy społeczeństwie jedynie indywidualnych ludzi, żyjących w zorganizowanej gromadzie tylko na zasadach umowy i mających prawo ją unieważnić, jeżeli uznają, że narzucona im droga kłóci się z nakazami prawa moralnego, którego obowiązani są bronić. A prawo moralne – stosownie do tradycji purytańskiej – uważał za prawo podstawowe. Twierdził, że aby utrzymać się przy życiu, potrzebujemy raczej mniej niż więcej, aby zaś chronić życie, potrzebujemy odwagi i uczciwości. Ludziom jednak brakuje pewności siebie i niezależności, są chwiejni i lękliwi, dlatego też dla ich ochrony istnieje państwo.
Minął zaledwie rok od opublikowania Obywatelskiego nieposłuszeństwa, kiedy Thoreau udowodnił, że tyranię państwa potrafi zwalczać nie tylko biernie, lecz także czynnie. Włączył się w nurt walki przeciwko niewolnictwu Murzynów. Kiedyś utrzymywał, że należy przede wszystkim obalić inne formy niewolnictwa. Zdawał sobie bowiem sprawę, że ludzie w jego rodzinnym Concord są niewolnikami głodu pieniądza oraz narzuconych im zasad. Początkowo więc napadał na abolicjonistów, twierdząc: „Wszyscy jesteście niewolnikami.” Lecz kiedy stan, w którym mieszkał – Massachusetts – stosując się do ustawy o zbiegłych niewolnikach, zaczął odsyłać na Południe wszystkich czarnych uciekinierów znajdujących się w jego granicach, Thoreau przyłączył się do abolicjonistów, dając im swoje pełne poparcie.
Owocem podróży do Kanady, którą Thoreau odbył w 1850 r., był opublikowany trzy lata później we fragmentach esej A Yankee in Canada (Jankes w Kanadzie). W 1855 r. w „Putnam’s Monthly Magazine” ukazały się z kolei fragmenty Cape Cod (Przylądka Cod, Czytelnik 1983). Tylko fragmenty, ponieważ nie chcąc się zgodzić na ingerencję redaktora, który zamierzał dokonać pewnych skrótów cenzuralnych, Thoreau wycofał resztę utworu. Rozdział Przylądka Cod pt. Hodowca ostryg z Wellfleet, opublikowany pośmiertnie, zawiera najlepsze w twórczości Thoreau obserwacje ludzi, jest jakby reportażem, w którym autor czuje się nadspodziewanie swobodnie.
Następne dwa lata obfitowały w wydarzenia. Thoreau pracował jako mierniczy, wygłaszał prelekcje, ponownie odwiedził Nowy Jork, poznał tam Walta Whitmana. Lecz i tym razem nie czuł się dobrze w tym dużym zbiorowisku ludzkim, co diametralnie różny od niego Whitman uważał za „niechęć chorobliwą”. Chodząc po Broadwayu, tęsknił do samotności i ciszy pól Concord.
Walka o zniesienie niewolnictwa się wzmagała. Thoreau poznał Johna Browna, straconego dwa lata później (w 1859 r.) za próbę zorganizowania powstania niewolników. Brown wywarł na nim ogromne wrażenie. W 1860 r. Thoreau opublikował dwa eseje poświęcone temu bojownikowi.
Pod koniec 1860 r. Thoreau zapadł poważnie na gruźlicę. Dla podreperowania zdrowia pojechał następnego roku do Minnesoty. Nadal pisał, ale już nie z taką twórczą energią jak eseje o Brownie. Jego zainteresowanie przyrodą jednak ani trochę nie osłabło w porównaniu z poprzednimi okresami życia. Tylko tak wielka sprawa jak ruch abolicjonistyczny i taki człowiek jak John Brown mogli mu na chwilę przysłonić zafascynowanie tym, co było mu zawsze tak bliskie, a pod koniec życia może jeszcze bliższe, gdyż obojętność i brak uznania dla jego twórczości na pewno jeszcze bardziej oddalały go od ludzi. Kończył pracę nad kilkoma esejami dla „The Atlantic Monthly”, między innymi nad Walking (1862, Spacery) i Life Without Principle (1863, Życie bez zasad, Czytelnik 1983). W tym drugim eseju Thoreau wskazuje, że sposób, w jaki większość ludzi żyje, zasługuje na potępienie. Miał swoje ku temu powody: aby żyć zgodnie ze swoimi ideałami, musiał być bezkompromisowy. Zapłacił za to cenę, jaką płaci indywidualista, i zapłacił ją chętnie.
Ostatnich utworów nie ujrzał już w druku. Zmarł w maju 1862 r. w wieku czterdziestu czterech lat.
Henry David Thoreau uważany jest za wzorzec Jankesa, za reprezentanta Ameryki, ale tej, według Henry’ego Millera, jaką mogłaby się stać, nie zaś tej, jaką jest. Wraz z Emersonem i Whitmanem wskazywali społeczeństwu właściwą, trudną drogę, społeczeństwo jednak obrało inną, łatwiejszą i zlekceważyło ich mądrość. Lecz mimo wszystko wpływ filozofii Thoreau i jego postawy życiowej na rozwój amerykańskiej mentalności okazał się niezwykle istotny i nasilił się w kilkadziesiąt lat po jego śmierci, kiedy to twórczość tego erudyty i ekscentryka spotkała się w końcu z należnym uznaniem, a on sam zajął honorowe miejsce pośród pięciu, sześciu największych pisarzy amerykańskiego panteonu.
Koronne dzieło Thoreau stało się biblią brytyjskich radykałów, założycieli późniejszej Partii Pracy. W latach 1960-ych sięgnęła do niego amerykańska młodzież walcząca z konformizmem i obyczajowością mieszczańską. Także Martin Luther King prowadząc swoją walkę bez użycia siły przyznawał się do bliskich związków z Thoreau, a Sinclair Lewis wyraził się w 1937 roku, że przesłanie filozofa z Concord może stanowić wspaniałe antidotum na faszyzm. W latach 1980-ych nastąpił kolejny wzrost zainteresowania Thoreau. Powołują się na jego idee publicyści najgłośniejszych czasopism czy to w związku z kryzysem instytucji „państwa opiekuńczego”, czy to w rozprawach o filantropii, czy szukając w jego myśli poparcia dla ruchu „Zielonych” walczącego przeciwko „umieraniu lasów” i „umieraniu na wojnie”.
Walden to arcydzieło stworzone przez jednego z największych stylistów literatury amerykańskiej. Zwarta konstrukcja tomu jest niezwykle staranna. Doświadczenia dwóch lat, dwóch miesięcy i dwóch dni spędzonych nad stawem Thoreau zamyka w cyklu jednego roku. Każdy rozdział mógłby stanowić osobny esej, lecz zarazem wszystkie są ściśle ze sobą zespolone albo na zasadzie kontrastu (jak Samotność i Goście), albo zachowanej chronologii (na przykład Staw zimą i Wiosna), albo dzięki bezpośredniemu nawiązaniu pierwszym zdaniem do treści rozdziału poprzedniego (na przykład w Lekturze i Dźwiękach, Poletku fasoli i Miasteczku). Ponadto rozdziały występują w takiej kolejności, aby traktowały na przemian o sprawach ziemskich i duchowych. Nieprzypadkowe jest również usytuowanie trzech głównych rozdziałów (Gospodarka, Szczytne zasady, Zakończenie) na najbardziej eksponowanych pozycjach: pierwszej, środkowej i ostatniej. Podobnie przemyślaną, staranną konstrukcję mają poszczególne rozdziały i akapity. Te ostatnie są na ogół bardzo rozbudowane, jak również wiele zdań zostało ukształtowanych w okresy.
Warstwa słowna Waldenu jest niezwykle bogata, aluzyjny styl erudyty tak obfituje w figury retoryczne, że powstało dzieło o środkach ekspresji budzących podziw mistrzów, takich, na przykład, jak Robert Frost czy Marcel Proust.
Wreszcie ta klasyczna, podstawowa pozycja w kanonie literatury amerykańskiej i światowej doczekała się pełnego polskiego wydania. Pierwsze utwory Thoreau ukazały się w polskim przekładzie dopiero w latach 1970-ych cztery wiersze tłumaczone przez Ludmiłę Marjańską i Zygmunta Kubiaka w antologii Poeci języka angielskiego, PIW 1971, oraz dwa eseje w moim przekładzie: Życie bez zasad i Obywatelskie nieposłuszeństwo w „Twórczości” 8, 1973, i 4, 1981. Oba utwory opublikowano też w tłumaczeniu Sz. K. Zimmera w londyńskiej „Oficynie Poetów i Malarzy” (8,1972, i 5,1970). Ponadto wydany został tomik, w moim przekładzie, obejmujący część esejów Waldenu oraz Obywatelskie nieposłuszeństwo, Życie bez zasad, Przylądek Cod i Ostatnie dni Johna Browna – Życie bez zasad, Czytelnik 1983.