Wszystko miało wyglądać inaczej. Z Weroniką miał jedynie zaspokoić pożądanie, oddać ciału, co należne. Tak sądził, błędnie oceniwszy chłód prokuratorki. Ale oszukała go. To, co się stało, uzmysłowiło mu, że nie kocha już żony. Inaczej nie mógłby jej zdradzić. Nawet by o tym nie pomyślał. Tymczasem wystarczyło zaledwie kilka miesięcy rozłąki, by przygruchał sobie jakąś kobietę. Wprawdzie każdy inny zrobiłby to na jego miejscu już dawno temu. Nikt nie byłby tak szlachetny, nie przedkładałby obowiązku nad potrzeby. Ale on miał zasady, których przestrzegał. I złamał je. Zastanawiał się, od kiedy nie kocha Kingi? A może to jest już miłość innego rodzaju? Kim są teraz dla siebie? A on sam jest po prostu podły.
Gdyby jego sytuacja była inna, być może zaryzykowałby z Weroniką. Choćby dla poczucia tej synchronicznej zmysłowości, jakiej z nią doświadczył. Ale nie mógł dać sobie takiej szansy. Wiedział, że być może odrzuca coś niezwykłego, lecz nie miał innego wyjścia. Nawet jeśli jeden raz sprzeniewierzył się swoim zasadom, nie może tego zrobić powtórnie. Tyle że kiedy raz przekroczy się granicę, potem jest łatwiej. Poczuł się jak w potrzasku.
- Realizm i praca - powtórzył na głos. - Tylko tyle mi zostało.
Mierzył się tak z samym sobą przez kilka godzin, aż wreszcie zaczął czuć obrzydzenie do siebie.
- Przecież to tylko seks, nic więcej - oszukiwał się. A potem docierała do niego bolesna prawda. - Wszystko zburzyłeś. Zniszczyłeś nieodwołalnie.
Jeszcze tej samej nocy kupił bilet do Bostonu. Wiedział, że ucieka od jednej do drugiej, lecz nie umiał inaczej. Cierpiał w dwójnasób, choć sam nie chciał się do tego przyznać.
***
Wichura zerwała się nieoczekiwanie. Niebo przecięła błyskawica, rozległ się huk i zaczęło lać. Jakby stwórca wiadrami uwalniał nadmiar wody z nieba. Weronika podbiegła do balkonu i próbowała wciągnąć do mieszkania suszarkę z bielizną. Mocowała się z nią jakiś czas, lecz ta nie chciała się zmieścić w balkonowych drzwiach. Wreszcie skapitulowała i zostawiła pranie na zewnątrz. Stanęła na balkonie boso, ubrana jedynie w kusą koszulkę na ramiączkach. Zamknęła oczy. Woda spływała jej po twarzy, dekolcie i nogach. Rozpuściła włosy i pozwoliła, by także nasiąkały deszczem. Chłód sprawił, że jej ciało stężało, a deszcz przykleił koszulkę do piersi i brzucha. Podniosła dłonie i starła z twarzy nadmiar wody. Gdyby ktoś z naprzeciwka dostrzegł ją na tym balkonie, zdziwiłby się, dlaczego kobieta sterczy na deszczu niemal naga, ryzykując zapalenie płuc. Nie zauważyłby łez na jej policzkach, które tak doskonale pomieszały się z deszczem.
Mieszkanie Weroniki znajdowało się na przedostatnim piętrze jednej z katowickich „kukurydz”, a z jej balkonu rozciągał się widok na panoramę miasta. Mogłaby długo tak płakać, nie zwracając niczyjej uwagi. Dopiero kiedy ręce i nogi zdrętwiały jej z zimna, a ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze, schowała się do mieszkania. Zamknęła okno balkonowe, zrzuciła mokrą koszulkę i owinęła się szczelnie kocem. Usiadła na fotelu skulona, niczym bezbronne zwierzę. Wsłuchując się w grzmoty, myślała, jak obronić się przed uczuciami do Huberta. Jej marzenia były niemożliwe do spełnienia. Mimo to wciąż uciekała w sferę fantazji. Kiedy tylko zamykała oczy, czuła jego obecność. Słuchała ckliwych piosenek, wspominała w nieskończoność moment, kiedy go zobaczyła w Kaiserhofie, kiedy jechali do Raciborza i kiedy następnego dnia rano przyszedł do jej pokoju, obawiając się, by nie zaspała. Miała ochotę zatrzymać go wtedy i pocałować, ale nie mogła - akurat zadzwonił telefon i musiała odebrać. On odwrócił się i wyszedł, pokazując na migi, że czeka na nią na dole. Wpatrywała się w jego plecy i traciła oddech. Niespodziewanie pojawiały się obrazy jego uśmiechu, spojrzeń. Pamiętała, jak pierwszy raz dotknęła jego włosów i chwilę, kiedy w tańcu przyciągnął ją do siebie, a ona poczuła, że jest podniecony. Roztrząsała każde jego zachowanie, każdy gest. Nie mogła sobie darować, że tej jedynej wspólnej nocy nie zdołała nim zawładnąć, a poddała się jego warunkom. I przekreśliła tę relację, uciekając. Łudziła się, że mogła coś zrobić, by spróbowali być razem. W głębi serca była jednak pewna, że to mrzonka. I że od początku nie miała na niego żadnego wpływu.