– Przykro mi, że u nas mutantów tyle, ile gdzie indziej – ironizowała szefowa Komitetu „Dzieci Czarnobyla” w Mohylewie. – Gdyby było ich więcej, świat by o nas pamiętał – brzmiał zjadliwy komentarz białoruskiej działaczki.
Natalia jest „dzieckiem Czarnobyla”, jak się tam nazywa społeczników zajmujących się skutkami wybuchu. Pchała się w zony smierti (strefy śmierci), żeby ostrzegać, ratować, liczyć, zdawać sprawozdania. Obwoziła zagranicznych dziennikarzy, wiodła konwoje pomocy humanitarnej.
W skażonej strefie byłem wiosną 1998 roku, żeby napisać reportaż dla „Polityki”. Na początek wyprawy rozmówczyni darowała mi swój referat sprzed dwóch lat. Przypomniała w nim, że „10 lat temu na południowo-zacjiodniej rubieży wszechpaństwa zajmującego 1/6 część powierzchni Ziemi nastąpił wybuch atomowy o nieznanej w cywilizacji sile”. Dalej jest o jego straszliwych następstwach i próbach zatajenia ich przed narodem i opinią światową: w „czarnobylskich” stowarzyszeniach, fundacjach i komitetach są zdjęcia dzieci, które radośnie kroczą pięć dni po wybuchu w pochodach pierwszomajowych. O Jądrowych zabójcach” – reaktorach typu RBMK (rieaktor bołszoj moszcznosti kanałnyj – reaktor kanałowy wielkiej mocy), projektowanych w Moskwie, składanych w Leningradzie i Swierdłowsku, a montowanych w AES-ach (atomnych elektrostancjach – elektrowniach atomowych). O śmiercionośnych obłokach niesionych przez zmieniający się wiatr to na Rosję, to na Europę, a samolotami obrony powietrznej „osadzanych” na Białorusi z przyczyn „humanitarnych” (południowo-wschodnia część kraju jest słabo zaludniona). O tym, iż obszar klęski ekologicznej liczy 46 tys. km2, a kataklizm dotknął 3326 miast i wsi.
Wiele w tym szlachetnej troski, by wstrząsnąć światem. I obawy, by świat nie zostawił Białorusinów ze schedą po wybuchu. Nie wszystko, o czym mówią „dzieci Czarnobyla”, potwierdza nauka, a światowe organizacje atomowe z rezerwą odnoszą się do „czarnobylskiego krzyku”. Polityka od początku uczyniła z atomowego nieszczęścia obiekt gry międzynarodowej, najpierw utajniając jej przebieg i pomniejszając skutki, a potem – wraz z rozpadem ZSRR – wyolbrzymiając jej W oczekiwaniu pomocy czynią tak do dziś trzy państwa bezpośrednio dotknięte przez wzryw (wybuch): Białoruś, Ukraina i Rosja.
Nie sposób dziś zrozumieć wybuchu sprzed lat – i jego skutków – bez Białorusi, którą poraził najbardziej, dotknął bowiem jedną czwartą obywateli, zasobów i terytorium kraju.
***
– Chcesz order za tydzień na Mohylewszczyźnie? – z właściwym sobie wdziękiem zapytała Natalia na koniec mojego pobytu. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, podarowała mi książkę: – Jeśli tego nie przeczytasz, niczego nie zrozumiesz.
W wagonie sypialnym z Mińska do Warszawy zajrzałem do niej i... chociaż jest po rosyjsku, przeczytałem w jedną noc!
To Czernobylskaja molitwa, z zagadkowym podtytułem: Chronika buduszczego (Kronika przyszłości) Świetlany Aleksijewicz.