Piękne są Ewangelie wakacyjnych niedziel. W minioną niedzielę rozważaliśmy jak Jezus posyła Apostołów do głoszenia Ewangelii. Dzisiaj słyszymy jak Apostołowie wracają z tej działalności i opowiadają Jezusowi wszystko, co zdziałali. Musieli być szczęśliwy, ale jednocześnie bardzo zmęczeni skoro Jezus mówi do nich: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco. Tak wielu, bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu” (Mk 6,31-32). Możemy w tym zdaniu poznać, w jakich warunkach żył Jezus i Apostołowie. A kiedy przeprawili się na drugi brzeg zobaczyli tłum i Jezus „zlitował się nad nimi, byli, bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać” (Mk 6,34).
Kiedy wczytamy się w dzisiejsze czytania to zobaczymy, że są one mową o pasterzach. Mowa ta rozpoczyna się już w pierwszym czytaniu u proroka Jeremiasza i zaczyna groźnie: „Biada pasterzom, którzy prowadzą do zguby i rozpraszają owce mojego pastwiska... Wy rozproszyliście moją trzodę i nie zatroszczyliście się o nią... Ja sam zbiorę resztę swego stada... Oto nadejdą dni, kiedy wzbudzę Dawidowi Odrośl sprawiedliwą” (Jr 23,1-3). Te ostatnie słowa przywołują na myśl scenę z Ewangelii, w której Jezus - Pasterz obiecany przez Jeremiasza – opiekuje się owcami. Jezus w dzisiejszej Ewangelii jest idealnym Pasterzem, który troszczy się o Apostołów – przyszłych pasterzy i owce, czyli o lud. Zobaczmy troskę Jezusa o Apostołów. Zabiera ich na miejsce pustynne, aby mieli czas na odpoczynek i na modlitwę. Wtedy, kiedy przebywali sami, daleko od tłumu Jezus uczył ich modlitwy, wyjaśniał tajemnicę Królestwa. Traktuje apostołów jak Przyjaciół: „nie nazywam was sługami, ale przyjaciółmi moimi” J 15,15)., co powoduje, że tworzy w nich ducha Pasterza.
Odpływających na miejsce pustynne zobaczył tłum, który pobiegł i wyprzedził ich na drugim brzegu. Jezus, kiedy zobaczył: „zdjęła Go litość, byli jak owce nie mające Pasterza”. Na myśl przychodzi tutaj inne zdanie, które wypowiedział Jezus w innym miejscu: „żal mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść” (Mk 8,2). Ludzie ci przyszli do Jezusa, ponieważ nie mieli, do kogo pójść i oto niespodziewanie znajdują kogoś, kto nimi nie gardzi, ale daję im nadzieję, radość, szczęście. Faryzeusze i uczeni w Piśmie nimi gardzili. Jezus wzruszył się widząc tłum garnący do niego, tłum przez innych odepchnięty. Jezus „zaczyna ich nauczać” o Królestwie jak mają postępować, aby do niego wejść, podnosi ich na duchu. I możemy się dziwić, dlaczego Jezus miał tak czułe i wrażliwe serce? Dlaczego ze wszystkich wartości tak wysoko cenił człowieka? Bo Jezus patrzył na ludzi jak na swoich braci. Widział w nich obraz Boga, widział swoje stworzenie - tak często bezradne i najbardziej potrzebujące Boga. Szedł na spotkanie z człowiekiem, aby mu dać radość, miłość, przebaczenie grzechów. Niedługo temu ludowi da chleb do zaspokojenia głodu cielesnego. Teraz jednak go naucza, ponieważ wie, ze potrzebuje człowiek pokarmu duchowego. „Do kogóż pójdziemy Panie Ty masz słowa życia wiecznego” – powiedział kiedyś Jezusowi Piotr.
Tak samo i my przychodzimy do Jezusa, aby podzielić się z nim radościami i smutkami minionego tygodnia. Jednocześnie jesteśmy bardzo spragnieni duchowego pokarmu. Tak często czujemy się „jak owce nie mające pasterza”. I przychodzimy do Jezusa by czerpać siły duchowe z Jego Słowa i karmić się chlebem dającym życie wieczne. Śpiewaliśmy w Psalmie: „Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie...” – z tych słów płynie zaufanie nasze do Boga. Oto teraz pasterz zastawia dla nas stół, z którego czerpmy siły dla naszego życia.