Pan Glizdogon życzy profesorowi Snape’owi miłego dnia i radzi mu umyć włosy, bo kleją się od łoju.
Harry czekał na uderzenie.
- A więc to tak... - powiedział cicho Snape. - No dobrze, zaraz się tym zajmiemy...
Podszedł do kominka, wziął garść połyskliwego proszku z garnka stojącego na gzymsie i wrzucił w płomienie.
- Lupin! - zawołał w stronę ognia. - Proszę cię na słówko!
Harry, zupełnie oszołomiony, wpatrywał się w kominek. Pojawiło się w nim coś wielkiego, co wirowało z dużą szybkością wokół osi. W chwilę później z kominka wyszedł profesor Lupin, otrzepując z popiołu swoją wyświechtaną szatę.
- W rzeczy samej - odrzekł Snape, wracając do biurka. Wściekłość zamieniła jego twarz w złowrogą maskę. - Właśnie poprosiłem Pottera, żeby opróżnił kieszenie. Oto, co miał przy sobie.
Wskazał na pergamin, na którym wciąż połyskiwały pozdrowienia od Lunatyka, Łapy, Glizdogona i Rogacza. Na twarzy Lupina pojawił się dziwny, nieodgadniony wyraz.
- No i co? - zapytał Snape.
Lupin wpatrywał się nadal w mapę. Harry odniósł wrażenie, że gorączkowo nad czymś rozmyślała.
- No i co? - powtórzył Snape. - Ten pergamin wyraźnie zionie czarną magią. A o ile się nie mylę, to zakres twoich kompetencji, Lupin. Jak sądzisz, skąd Potter mógł wziąć coś takiego?
Lupin podniósł głowę i zerknął przelotnie na Harry’ego, który odniósł wrażenie, że profesor ostrzega go, żeby milczał.
- Zionie czarną magią? - powtórzył łagodnym tonem. - Naprawdę tak uważasz, Severusie? Bo mnie to wygląda na kawałek pergaminu, który obraża każdego, kto go próbuje odczytać. To dziecinne... ale przecież niegroźne... Myślę, że takie rzeczy sprzedają w sklepie z żartobliwymi magicznymi zabawkami...
- Czyżby? - zapytał Snape, a szczęka mu stężała ze złości. - Myślisz, że mógł kupić coś takiego w sklepie z zabawkami? A nie sądzisz, że raczej dostał to od wytwórców!
Harry nie miał pojęcia, co Snape ma na myśli. Lupin najwidoczniej też.
- Masz na myśli pana Glizdogona i tych pozostałych? Harry, czy znasz któregoś z nich?
- Nie - odpowiedział szybko Harry.
- No widzisz, Severusie? To mi wygląda na gadżet ze sklepu Żonka...
Nagle do gabinetu wpadł Ron. Z trudem łapał oddech i zatrzymał się dopiero przed biurkiem Snape’a. Chwycił się kurczowo za serce i próbował coś powiedzieć.
- No proszę! - powiedział Lupin, klaszcząc w ręce i rozglądając się z uśmiechem po gabinecie. - To by wszystko wyjaśniało! Zabiorę to ze sobą, Severusie, dobrze?
- Zwinął pergamin i włożył go do wewnętrznej kieszeni.
- Harry, Ron, chodźcie ze mną, muszę z wami porozmawiać na temat wypracowania o wampirach. Wybacz nam, Severusie.
Kiedy opuszczali gabinet, Harry nie śmiał spojrzeć na Snape’a. Poszli za Lupinem aż do sali wejściowej, nie odzywając się ani jednym słowem. Dopiero tam Harry zwrócił się do Lupina.
- Panie profesorze, ja...
- Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień - przerwał mu Lupin. Rozejrzał się po pustej sali wejściowej i dodał prawie szeptem: - Tak się składa, że wiem, skąd jest ta mapa. Skonfiskował ją Filch... dawno, dawno temu. Tak, wiem, że to mapa - dodał, widząc zdumione miny Harry’ego i Rona. - I nie chcę wiedzieć, w jaki sposób trafiła w wasze ręce. Dziwię się jednak, że jej nie oddaliście. Zwłaszcza po tym, co się ostatnio wydarzyło, kiedy jeden z uczniów zgubił notatki na temat zamku. Więc, niestety, nie mogę ci jej oddać, Harry.
Harry spodziewał się tego, a tak bardzo chciał się czegoś dowiedzieć, że nie zamierzał protestować.
- Dlaczego Snape myśli, że dostałem ją od wytwórców?
- Bo... - Lupin zawahał się - bo ci, którzy tę mapę sporządzili, bardzo by chcieli wywabić cię ze szkoły. Uważaliby to za bardzo zabawne.
- Zna ich pan?
- Poznaliśmy się - odrzekł krótko Lupin, patrząc na Harry’ego z nadzwyczajną powagą. - Harry, nie oczekuj, że nadal będę cię krył. Nie mogę cię zmusić, abyś zaczął poważnie traktować Syriusza Blacka. Myślałem jednak, że to, co usłyszałeś, kiedy znalazłeś się blisko dementorów, wywrze na tobie głębszy wpływ. Twoi rodzice oddali za ciebie życie, Harry. Niezbyt to chwalebny sposób, by im to wynagrodzić... przehandlować ich ofiarę na torbę magicznych zabawek.
I odszedł, pozostawiając Harry’ego w stanie o wiele gorszym od tego, w jakim znajdował się w gabinecie Snape’a. Powoli wszedł na marmurowe schody, a Ron powlókł się za nim. Kiedy mijał posąg jednookiej czarownicy, przypomniał sobie o pelerynie-niewidce. Była tam wciąż, ale nie śmiał wejść do środka, by ją odzyskać.
- To moja wina - oświadczył nagle Ron. - Ja cię do tego namówiłem. Lupin ma rację, to było głupie, nie powinniśmy tego robić...
Urwał, bo weszli już w korytarz patrolowany przez trolle i zobaczyli idącą ku nim Hermionę. Harry’emu wystarczyło jedno spojrzenie na jej twarz, by się upewnić, że już usłyszała, co się stało. Serce mu zabiło mocno... czy już powiedziała o wszystkim profesor McGonagall?
- Przyszłaś, żeby się z nas nabijać? - warknął Ron, kiedy zatrzymała się przed nimi. - A może dopiero co na nas naskarżyłaś?
- Nie - odpowiedziała Hermiona. W ręku trzymała jakiś list, a wargi jej drżały. - Po prostu pomyślałam, że powinniście o tym wiedzieć... Hagrid przegrał. Mają uśmiercić Hardodzioba.