Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Ocena osobowości sprawcy 1 page

1. Sprawców zabójstwa było dwóch lub trzech. Przestępstwo zostało dokonane w grupie i sprzyjały mu takie mechanizmy jak anonimowość, rozproszenie odpowiedzialności, przeno­szenie jej z jednego sprawcy na drugiego. Działanie w gru­pie ułatwiało dokonanie zbrodni. Powodowało wystąpienie syndromu myślenia grupowego ukierunkowanego na dzia­łanie, przesunięcie ryzyka i łatwość eskalacji agresji i prze­mocy. Z dużym prawdopodobieństwem należy stwierdzić, że zostało ono dokonane na zlecenie.

2. Obaj sprawcy-wykonawcy posiadają niską inteligen­cję oraz wykształcenie podstawowe lub zawodowe. Są nimi mężczyźni w przedziale wiekowym 20-25 lat i 25-35 lat. Osoba, która była starsza, pełniła w zdarzeniu rolę wiodą­cą. Prawdopodobnie nie posiadają stałej pracy, mogą być bezrobotnymi, trudniącymi się działalnością przestępczą. Jeśli pracują, to tylko dla przykrycia działalności przestęp­czej. Wśród nich mogła być kobieta, która pełniła rolę zle­ceniodawcy.

3. Charakteryzuje ich duża sprawność fizyczna. Przy­najmniej jeden z nich ma ponad 180 cm wzrostu. Drugi może być niższy, lecz jest sprawny fizycznie. Ofiara w trakcie zda­rzenia podejmowała aktywne próby obrony. Atak nastąpił znienacka, co osłabiło mechanizmy obronne ofiary. Mimo to sprawcom udało się ją obezwładnić.

4. Motywem wiodącym działania sprawców był motyw emocjonalny, wynikający z lęku i niepokoju (chaos na miej­scu zdarzenia, duża liczba obrażeń, ciosy zadawane z dużą siłą), zaś motywem uzupełniającym - motyw ekonomicz­ny (prawdopodobnie gratyfikacja w postaci konkretnej kwo­ty pieniędzy od zleceniodawcy). U zleceniodawcy zbrodni zaś dominowało poczucie bycia zdradzonym i oszukanym. Osoba ta zaplanowała, umożliwiła i wynagrodziła zabój­com dokonanie przestępstwa. Mogła także roztoczyć wi­zję, że zdobędą na miejscu dodatkowy łup, co okazało się nieprawdą. To mogło spowodować zwielokrotnienie agresji i „nadzabijanie” (overkill), które m.in. przejawiało się w po­derżnięciu gardła etc.

5. Sprawca-wykonawca odgrywajacy rolę wiodącą w zda­rzeniu jest osobą o bardzo wysokim poziomie agresji, który może się przejawiać nawet w codziennych sytuacjach.

6. Zdarzenia nie poprzedziła interakcja ofiary ze spraw­cami. Działali z zaskoczenia. Prawdopodobnie nie doszło do rozmów z ofiarą, po opuszczeniu kryjówki od razu zaczę­li działania przemocowe. Schmidt nie wpadł jednak w stu­por - stawiał czynny opór. Mógł krzyczeć, przeklinać, co przyczyniło się do zaostrzenia konfliktu. Taka postawa ofia­ry wzmocniła nastawienia agresywne sprawców, uruchomi­ła procesy grupowe opisane wyżej.



7. Sprawcy dość dobrze znają teren. Mogą pochodzić z aglomeracji Katowic. Efektywnie oddalili się z miejsca zdarzenia. Nie pochodzą jednak z okolic Stawowej, a na­wet z centrum miasta. Nie znali topografii kamienicy, nie­zbyt dobrze czują się w tym domu, nie jest to dla nich teren bezpieczny. Prawdopodobnie nigdy wcześniej nie byli w tym mieszkaniu. Dobrze natomiast znają teren przyległy. Od ja­kiegoś czasu obserwowali otoczenie. Wiedzieli, że w budyn­ku oprócz Hasiukowej i państwa Douglas nikt nie mieszka

i że 2 maja (długi weekend) sklepy przy Stawowej będą za­mknięte. Dobrali porę dokonania zabójstwa, która umożli­wiała im oddalenie się bez indywidualnego odznaczenia.

8. Przynajmniej jeden z wykonawców zbrodni, prawdopo­dobnie ten odgrywający w zabójstwie rolę wiodącą, był już karany za czyny agresywne, w tym np. za rozboje, uszko­dzenia ciała.

9. Nie funkcjonują w związkach emocjonalnych, mogą posiadać przypadkowe partnerki.

10. Ryzyko ich działania było średnie, posiadają (przy­najmniej jeden z wykonawców) doświadczenia w tym zakre­sie. Sprawcy, dzięki osobie zlecającej zbrodnię, znali przyległy teren oraz rytm dnia ofiary (tej właściwej osoby, która miała zginąć zamiast Johanna Schmidta).

11. Sprawcy-wykonawcy prawdopodobnie pochodzą z ro­dzin o niskim statusie ekonomicznym. Nawet niewielka kwo­ta pieniędzy ma dla nich znaczenie.

12. Sprawcy posiadają typ osobowości nieprawidłowej, zaburzonej. W relacjach interpersonalnych przedstawia­ją się w korzystnym świetle społecznym, brakuje im znajo­mości własnych cech ujemnych. Posiadają niski iloraz inte­ligencji.

13. Sprawcy na miejsce zdarzenia przynieśli ze sobą na­rzędzia zbrodni oraz wykorzystali do tego celu przedmioty znajdujące się w mieszkaniu. Przygotowywali się do popeł­nienia czynu, zakładali i przewidywali przebieg zdarzenia.

14. Prawdopodobnie nie wzbudzają zaufania otoczenia. W niektórych dziedzinach życia nie akceptują norm moral­nych i społecznych.

15. W sytuacjach stresujących zachowują się gwałtow­nie i agresywnie. Mają tendencję do działań niewspółmier­nych do działającego bodźca. Podczas dokonywania czynu byli zdenerwowani, co spowodowało działanie z dużą siłą. Przed i po dokonaniu przestępstwa używali alkoholi w celu rozładowania stresu sytuacyjnego.

16. Sprawcy-wykonawcy wszelkie informacje na temat bu­dynku i terenu, na którym rozegrała się zbrodnia, otrzymali od zleceniodawcy, który może się ukrywać w tle otoczenia ofiary. Należy założyć z dużym prawdopodobieństwem, że to przy pomocy tej osoby sprawcy weszli w posiadanie klu­czy do mieszkania. Jeden z uczestników zbrodni (jej wyko­nawców) mógł znać ofiarę osobiście.

17. Wykazują się sprawnością oraz brutalnością działania spowodowaną niepohamowanymi wybuchami agresji.

18. W stylu życia po przestępstwie prawdopodobnie do­konali minimalnych zmian, to samo dotyczy ich zachowa­nia. Potrafią zachować tzw. zimną krew. Młodszy z wykonawców może mieć tendencję do gadulstwa w celu odreago­wania emocji.

19. Po dokonaniu przestępstwa nie interesują się i nie analizują sytuacji oraz szczegółów związanych z pozosta­wieniem śladów.

 

W sytuacji przesłuchania należy pamiętać o taktyce uwzględniającej posiadane przez sprawcę cechy.

 

Kiedy podinspektor skończył czytać profil i pogrążył się w myślach, ktoś nieśmiało zapukał do drzwi.

- Wejść - krzyknął.

Drzwi uchyliły się i policjant dostrzegł w nich głowę se­kretarki komendanta głównego. Była to niemłoda, lecz miła i zawsze starannie ubrana kobieta. Szerszeń lubił ją, bo czę­sto dawała mu cynk, gdy komendant nieoczekiwanie wpa­dał w złość. Wtedy podinspektor mógł przygotować się na atak szefa lub po prostu przeczekać go poza jednostką pod pretekstem pilnych czynności operacyjnych.

- Cześć, Tereska - jego głos momentalnie stał się je­dwabisty. - Wejdź, proszę. Co się stało? - dodał, starając się ukryć zaniepokojenie, bo sekretarka nieczęsto fatygowa­ła się do jego gabinetu. Nawet gdy „Stary” szalał z wściekło­ści, dzwoniła do niego przez intercom.

- Waldek - zaczęła szeptem, co jeszcze bardziej zain­trygowało Szerszenia. Teresa nie należała do zahukanych ko­biet. Nigdy nie owijała w bawełnę i zawsze mówiła otwarcie, co myśli i czuje. Wielu zazdrościło jej odwagi, którą prezen­towała podczas utarczek słownych z Szefem. Teraz jednak musiało chodzić o coś wyjątkowego. Sekretarka wyglądała na zaniepokojoną. - Dzwonił dziś rano sierżant Starosta... Na szczęście udało mi się z nim porozmawiać, zanim...

- A, Starosta! -wybuchnął gromkim śmiechem Szer­szeń. Teresa wpatrywała się zaś w niego, jakby postradał rozum.

- ...zanim dotarł do Szefa... jak się okazało, bardzo przedsiębiorczy młody człowiek... - dokończyła. I zaraz dodała zaniepokojona: - Znasz go?

- Oczywiście, to zaufany Meyera. Chciałbym go ściągnąć do swojego wydziału - odparł i podkręcił wąsa. Uśmiechał się przy tym, rozradowany, że Teresa z tak głupiego powodu pofatygowała się do niego na czwarte piętro.

- To znaczy, że to prawda... Ty obiecałeś mu u nas po­sadę. Tak?

- Oczywiście - odparł Szerszeń. Patrzył na Teresę, nic nie rozumiejąc. - A co? Co jest grane?

- Słuchaj, Waldek... - kobieta oparła się obiema dłoń­mi o brzeg biurka i nachyliła do jego ucha. - On pracuje w komendzie miejskiej... Na posterunku na dworcu... Oni są pod obserwacją. Grubsza sprawa korupcyjna...

- Co? - zdziwił się Szerszeń. - Ja nic nie wiedziałem...

I ten młody też jest w to zamieszany?

Teresa wzruszyła ramionami. - Nic więcej nie wiem. Ale radziłabym ci, dopóki sprawa się nie wyjaśni, zostawić chło­paka w spokoju. Potem, jak CBS zrobi swoje...

- Dzięki, Teresko. Skarb z ciebie - szepnął Szerszeń.

-Aha... jeszcze dzwoniła jakaś kobieta-sekretarka wyję­ła z kieszeni kartkę, którą położyła Szerszeniowi na biurku.

- Maliszewska Karina - przeczytał na głos.

- Szukała prowadzącego dochodzenie w sprawie tego przedsiębiorcy. Schillera czy Schumana. Takie niemieckie nazwisko. Tego Niemca od śmieci...

- Schmidta... Co chciała?

- Przełączyłam ją do ciebie, ale chyba coś przerwało.

- U mnie nic nie dzwoniło. Nie wychodziłem. Dzwoniła jeszcze?

Teresa pokręciła głową.

- Nie. Ale może dodzwoniła się do prokuratury, bo pro­siła o komórkę do prokuratora nadzorującego. To ta ładna kobieta przy tym pracuje, tak?

- Tak, Weronika Rudy - odparł Szerszeń. - Ale chy­ba jej nie podałaś?

- No co ty! Podałam jej centralę do okręgówki na Wita Stwosza. Czy ta Maliszewska to ktoś ważny w tym śledz­twie?

„ Sam chciałbym wiedzieć”, cisnęło się na usta Szerszeniowi, lecz powstrzymał się w ostatniej chwili. Zastanawiał się, w ja­kim celu Karina go szukała. I czego chciała od Weroniki? Sekretarka cicho opuściła gabinet podinspektora, pozosta­wiając go w głębokich rozmyślaniach.

 

 

- Hubert? Nareszcie - odetchnął z ulgą Waldemar Szerszeń, kiedy udało mu się połączyć z profilerem. - Od wczoraj próbuję cię złapać. Wpadłeś w dziurę czasową czy jak?

- Coś koło tego - zaśmiał się profiler. - Dostałeś opi­nię?

- Tak.

- Przepraszam, że tak wyszło. Ledwie zdążyłem na wykłady Dona Robertsa, meksykańskiego profilera. Przedstawiał bardzo ciekawe wnioski na temat map men­talnych. To może mi się przydać do...

- Słuchaj, mam kilka pytań - przerwał mu podinspek­tor. - Możemy teraz?

- Jasne. Wal.

Szerszeń nabrał powietrza i wyrzucił z siebie: - Najpierw muszę cię opierdolić. Dlaczego mnie nie uprzedziłeś? Nie mogłeś powiedzieć mi wcześniej? Skoro widziałeś tyle rze­czy, zaoszczędziłbyś mi czasu i fatygi. Tak się nie robi, sta­ry. .. Nie mówiąc o tym, że o mały włos zachowałbym się jak największy idiota na świecie... Nic nie kapuję.

-Ale o co ci chodzi, Waldek? - zmarszczył brwi Meyer.

- Teraz to ja nie rozumiem.

- Jak to o co? Myślałem, że jesteś partacz. Ot, co...

Meyer milczał.

- Skąd wytrzasnąłeś ten wniosek, że ofiara była przy­padkowa... - Szerszeń zadawał pytania, lecz w dalszym ciągu brzmiało to jak wyrzut. Wyrzucał z siebie zdania jak pociski, nie dając Hubertowi dojść do słowa. - Ze to nie Schmidt był celem... To oznacza, że od początku jestem w ślepej uliczce. Błądzę i szukam nie tam, gdzie trzeba. Możesz mi to łaskawie wyjaśnić?

- Już mówię. Tylko się uspokój -westchnął Meyer. Nie chciał się rozwodzić nad tym, że sam wpadł na to dopiero ostatniej nocy, przed wyjazdem. Wiedział, że musi jak naj­szybciej rozwiać wszelkie wątpliwości podinspektora, by ten mógł dalej działać. W przeciwnym razie sprawcy mogą pozo­stać bezkarni jeszcze długi czas. Zresztą ani on, ani Szerszeń nie mieli czasu na płaczliwe wymówki. Meyer mówił zde­cydowanym tonem: - Na podłodze była krew. Masz tam zdjęcia. Obejrzyj je sobie jeszcze raz.

- Oglądałem je przed godziną - odparł niezadowolony wciąż Szerszeń, a po chwili wyrecytował, jakby został we­zwany do odpowiedzi przez nauczyciela: - Widoczne śla­dy protektora obuwia, największe nawarstwienie protekto­ra w okolicy drzwi.

- Zgadza się - odparł Meyer. Lubił pracować z Szer­szeniem, bo policjant zawsze był dobrze przygotowany me­rytorycznie i nauczył się już, jak może wykorzystać wie­dzę psychologa. Jego wskazówki porównywał z dowodami w sprawie. Niewielu policjantów posiadło tę umiejętność.

- Ślady krwi wskazują na działania chaotyczne. Sprawcy nie zakładali tego typu działania. Zostali zaskoczeni. Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Schmidt znalazł się w nieodpowiednim czasie i miejscu. Przyszedł do gabine­tu Poniatowskiej jedynie dwa razy, z czego drugi raz to był właśnie ten, kiedy został zamordowany.

- Miał klient niefart - mruknął Szerszeń. - Czekali na kogoś innego. On ich zaskoczył, a oni jego... Dlatego taka jatka...

- Co ci będę tłumaczył. Sam chyba wiesz, co robić... - zawiesił głos profiler.

- Poszukać przesłanek, kto tak naprawdę miał być ce­lem działania sprawców.

-Może chodziło o innego klienta lekarki, może kluczem jest kartoteka pacjentów - mówił Meyer. - Ja ci tego nie powiem, mogę ci tylko naświetlić, co było podłożem zbrodni. Chodziło o Kaiserhof, a konkretnie o ten lokal. Ale nie o Schmidta.

- Skąd wiadomo, że sprawców było dwóch, a nie na przy­kład trzech? - dopytywał się dalej podinspektor.

- Znów ślady krwi na podłodze. Są widoczne pode­szwy - tylko dwa typy protektora obuwia, nie licząc śla­dów butów ofiary.

- Poczekaj, wyjmę te zdjęcia - przerwał Meyerowi Szerszeń i wyciągnął plik fotografii z akt podręcznych.

- Jeden ze sprawców miał buty sportowe marki Nike. Charakterystyczny model - dodał.

-Najwięcej śladów protektora znajduje się tam, gdzie roze­grała się walka-ciągnął Meyer. - Czyli przy drzwiach w kory­tarzu i tuż po wejściu do salonu - podpowiedział Szerszeń.

- Zauważ, że brak jest śladów przemieszczania zwłok - podkreślił profiler. - Nie ma żadnych smug, rozmazów... Ani rzeczy, które wypadłyby ofierze z kieszeni. Wszystko jest na miejscu. To oznacza, że nie był ciągnięty, że zaata­kowali go przy drzwiach, ale tam nie udało im się go ogłu­szyć. Walczył, uciekał - poruszał się o własnych siłach. A te­raz weź ekspertyzę medyków. Chyba że pamiętasz. Zresztą możesz to sobie potem sprawdzić. Na to, że sprawców było dwóch, wskazują obrażenia na ciele ofiary. Większość ran znajduje się na plecach i karku, ale są także obrażenia na twarzy i w przedniej części ciała.

- Jeden sprawca nie byłby w stanie zadać tak wielu cio­sów ofierze zarówno z przodu, jak i z tyłu jej ciała...

- Dokładnie - potwierdził Meyer. - Choć według mnie, mimo iż sprawcy zaskoczyli go, aktywnie się bronił.

- Skąd wiesz, w jakim byli wieku?

- Ze względu na charakter obrażeń - ich lokalizację, głębokość i rozległość. Wskazują wyraźnie, że mają małe do­świadczenie życiowe. Młodszy zaś nie panuje nad swoimi emocjami. Nie radzi sobie z sytuacjami stresu i to wyzwa­la w nim jeszcze większą agresję. To dlatego dokonał pod­cięcia gardła.

- Skąd wiesz, że to ten młodszy?

- Bo to sposób pozbawiania życia podpatrzony z fil­mów. Niezwykle trudny do wykonania. Wymaga siły, pre­cyzji oraz odpowiednich narzędzi. Oni zrobili to ewidentnie nieudolnie. Prawdopodobnie zabijali pierwszy raz. Młodszy sprawca ma nie więcej niż 30 lat. Nie ma też wielkich do­świadczeń kryminalnych. Co innego ten starszy. Ten ma doświadczenie i był już karany za przestępstwo dokonane przeciwko życiu.

- Sprawdzę pod tym kątem klientów lekarki - zano­tował sobie na kartce Szerszeń. Kiedy Meyer wyjaśniał mu swój tryb myślenia, wszystko wydawało się spójne i logicz­ne. Od razu lepiej mu się myślało. - No i jeszcze przyjrzę się osobom przebywającym w mieszkaniu Poniatowskiej, ich znajomym. Czy nie mieli kontaktów z osobami, które sie­działy w więzieniu lub miały jakieś konflikty z prawem - dodał już z własnej inicjatywy.

- Pozorowany motyw rabunkowy już sobie wyjaśnia­liśmy. Co jeszcze chcesz wiedzieć? Pytaj śmiało, może nie byłem zbyt precyzyjny... - zachęcił go profiler. Wiedział, że wkrótce będzie musiał kończyć. Chciał więc rozwiać jak najwięcej wątpliwości podinspektora. Ten jednak milczał. Zastanawiał się nad czymś. Meyer dodał więc jeszcze: - Zresztą, co ci będę to tłumaczył... Bardzo nieudolnie pozo­rowali rabunek. Szuflady wywrócone zawartością do ziemi, dnem na wierzchu, zaś przedmioty uporządkowane. Nie za­brali telefonu Poniatowskiej, który leżał na stole. Ani pienię­dzy z portfela ofiary.

- Ale wzięli jego zegarek - rzucił Szerszeń. - No i za­mknęli drzwi.

- Dokładnie. To też wskazówka, że to zbrodnia rabun­kowa pozorowana. Ekonomiczni rzadko dbają o takie rze­czy - przyznał profiler.

- Okay, to jest dla mnie jakby jasne. Ale powiedz mi, do cholery, po co usadowili go po śmierci na krześle?

- Żeby upozorować dodatkowy motyw zemsty i rzu­cić cień na jego kontrahentów biznesowych lub kontakty ze środowiskiem przestępczym. Zauważ, że krzesło było prze­mieszczone i przysunięte do stołu. Lekarka normalnie sie­działa przy ścianie z kartongipsu.

- Jesteś pewien, że jak go sadzali, to już nie żył? Medyk sądowy tego nie stwierdził.

- Tak, jestem pewien - odparł Meyer. - Obejrzałem to na miejscu zbrodni i potem jeszcze na filmie. Tak swo­ją drogą, jakość zdjęć i filmu pozostawia wiele do życzenia. Który technik to robił?

- Ten młody. Opierdalał się jak bura suka. Złożył poda­nie o przeniesienie. Chyba do drogówki.

- No i dobrze. Gdybym nie był na miejscu zdarzenia, nie wiem, czybym to wychwycił na podstawie takiej dokumen­tacji, a to jest bardzo ważne. Ale medycy ci to potwierdzą.

I obejrzyj jeszcze zdjęcia. Otóż ciało niedokładnie przylegało do krzesła. To pierwsza rzecz, którą dostrzegłem, i pomyśla­łem, że Schmidt został usadowiony na nim po śmierci. Zresztą taśma, którą był skrępowany, była poskręcana i pozwijana. To też świadczy za tym, że robili to, kiedy już nie żył. O wie­le trudniej skrępować bezwładne ciało niż żywego człowieka. Nawet jeśli ten stawia opór. Poza tym plamy opadowe[71]były najbardziej wysycone w obrębie pleców. Gdyby Schmidt był usadzony na krześle za życia, powinny być na pośladkach.

- Gardło też mu podcięli po śmierci?

- Nie - odparł Meyer. - Zdecydowanie za życia. Pamiętaj, że po śmierci ustają czynności życiowe, więc tej krwi na klacie miałby minimalną ilość. Według mnie do­szło do tego przy wejściu do salonu. Gdyby zrobiono to na krześle przy stole (tak jak chcieli, byśmy myśleli), cały ob­rus, okolice stołu, a nawet ściana i zasłonka, byłyby zbry- zgane. Tymczasem zabezpieczono na nim tylko nieznaczne rozpryski. Zbadałem zresztą kratery[72]tych plam i wskazu­ją na wytrysk krwi z dużej odległości. Co do tego związania po śmierci, jestem po prostu pewny. Gdyby zrobili to za ży­cia, byłyby widoczne zasinienia, wysycone pręgi. Tymczasem prawie ich nie widać. To zresztą pokazuje po raz kolejny, że sprawców musiało być dwóch.

- Trup waży swoje i szybko stygnie. Jeden człowiek nie dałby sobie rady - dopowiedział Szerszeń. - Gdyby usado­wili go za życia, ciało w naturalny sposób dopasowałoby się do krzesła. No i jeszcze mieli problem z jego głową. To dla­tego ten trup wydawał się taki... zamyślony.

- Co? Zamyślony? - zdziwił się profiler.

- Aha, rozumiem - Szerszeniowi nagle rozjaśniło się w głowie. - Kneblowali przecież trupa. To dlatego nie pora­dzili sobie z okręceniem głowy taśmą. A ponieważ ciało nie opierało się naturalnie na krześle, głowa opadała bezwład­nie. Wszystko jasne. Musieli wyjść z mieszkania lekarki ku- rewsko zmęczeni - skwitował podinspektor.

- A jeszcze taszczyli ze sobą te obrazki, żeby upozoro­wać rabunek - wtrącił psycholog.

- I było im cholernie gorąco. Mieli na sobie te kombine­zony, które musieli ściągnąć przed wyjściem z kamienicy.

- Pamiętaj, że mieli mało czasu.

- Ile to mogło trwać?

- Co najmniej godzinę, ale może i dwie. Najpierw szar­pali się z ofiarą, potem usadowili ją na krześle i pozorowa­li rabunek. Zdejmowali obrazy ze ścian, rozbijali porcelanę, opróżniali witryny... To musiało potrwać. A jeszcze odej­ście z miejsca zbrodni.

- No dobra, ale dlaczego zakładasz, że zleceniodawcą może być kobieta?

- To już kwestia zebrania danych wiktymologicznych - odparł Meyer. - Wprawdzie w otoczeniu Schmidta było bar­dzo wiele osób, które mu źle życzyły, lecz uznałem, że naj­bardziej prawdopodobne jest, że była to kobieta.

- Zona, Poniatowska czy pasierbica? - zapytał Szerszeń, jakby chodziło o obstawienie zwycięskiego konia na wyści­gach.

- Na to ci nie odpowiem. Znasz mnie... Moje osobi­ste zdanie się nie liczy, ale jak będziesz miał ptaszki, po­mogę ci je wsadzić do klatki. Techniki przesłuchania masz już w kieszeni.

- Wiedziałem - zaśmiał się podinspektor. -Ale to zna­czy, że nie jest z tym dochodzeniem tak źle. Sądziłem już, że zapędziłem się w kozi róg.

- Powiedziałbym, że jest bardzo dobrze - odparł Meyer.

- Jak widzisz, większość danych mam od ciebie...

- To oznacza, że nie jestem tak daleko od rozwiązania tej zagadki... - Szerszeń czuł, jak wracają mu siły wraz z na­dzieją, że poradzi sobie z tym wyzwaniem.

- Na twoim miejscu zbadałbym dokładnie ostatnią linię życiową ofiary, zwłaszcza ostatni tydzień. Próbowałem to zrobić - ustaliłem, ile mogłem, jako psycholog. Twoje moż­liwości są o wiele większe... Wiesz, o co idzie: co Schmidt robił, gdzie był, jak się zachowywał. Jest kilka osób, które miały powody, by Schmidt zginął. Niewykluczone, że współ­działały ze sobą.

- Wobec tego ofiara nie jest przypadkowa - ucieszył się Szerszeń.

- Nie o tym teraz mówię - profiler ostudził jego zapał.

- Gdyby Schmidt rzeczywiście miał być ofiarą, już daw­no wyszłyby na jaw poszlaki dotyczące samych wykonaw­ców. Zrobiłeś przecież w tej kwestii wszystko. Ile osób prze­słuchano z firmy śmieciowego barona? Ile cynków z miasta sprawdziłeś na tę okoliczność? Nikt nic nie słyszał.

- Od cholery - westchnął podinspektor.

- Sam widzisz - odparł psycholog. - Nikt nic nie wniósł do sprawy.

- Przecież to niemożliwe, żeby nie było ani jednej nitki, którą da się pociągnąć. Jakby sprawcy zapadli się pod zie­mię - mruknął Szerszeń.

- Na twoim miejscu zająłbym się najpierw zleceniodaw­cą - poradził mu profiler.

- Zleceniodawczynią - poprawił go Szerszeń.

- Niekoniecznie. Zaznaczyłem jedynie, że to może być kobieta...

- Tak czy owak Zenon Nowak... - zaśmiał się głośno Szerszeń.

- Zleceniodawca ukrywa się w tle życia ofiary - ciągnął Meyer. - W tle różnych sytuacji związanych z ofiarą. Jeśli będziesz miał jego lub... tę kobietę, wykonawcy sami wpad­ną w twoje ręce. Zakładam, że się z nim skontaktują.

- Jesteś pewien, że to zbrodnia na zlecenie?

- A ty co? - spytał profiler. - Masz wątpliwości?

- W tej sprawie już niczego nie jestem pewien...

- Mówię ci więc raz jeszcze. Kiedy Schmidt wszedł do gabinetu lekarki, już na niego czekali. Ekspertyzy mecha- noskopijne nie ujawniły wytrychów czy używania innych przedmiotów podobnych do klucza. To oznacza, że weszli za pomocą oryginalnych lub dorobionych kluczy. Musieli je ukraść lub... otrzymać od właściciela. Ja bym zaczął od zba­dania wszystkich osób, które miały dostęp do tych kluczy. Poniatowska, jej mąż, nawet dozorca czy ekipa remontowa. Przecież Douglas zgubił niedawno komplet.


Date: 2016-01-05; view: 614


<== previous page | next page ==>
Dane wiktymologiczne | Ocena osobowości sprawcy 2 page
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.014 sec.)