Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






O: Niech Pan opowie o Starship Titanic.

 

DA: To płyta CD, a najważniejsze w całym projekcie jest, że zaczęła się jako płyta CD. Ludzie chcieli, żebym zrobił Autostopem na płycie, po głowie chodziło mi jednak ciągle „nie… nie…”. Nie chciałem adaptować kolejnej rzeczy z książki, którą napisałem, przerabiając to od końca. Uważam, że media elektroniczne są wystarczająco interesujące, aby były warte wymyślenia czegoś w specyficznym dla nich języku przekazu. Kiedy ma się pomysł, człowiek natychmiast się zastanawia: „Co to jest? Książka, film, to czy tamto, opowiadanie, a może płatki owsiane?”. Naprawdę – od takiej chwili decyzja, co to właściwie jest, określa sposób, w jaki temat się rozwija. Coś, co będzie tworzone jako płyta CD, będzie zupełnie inne, niż gdyby było tworzone jako książka. No, trochę kłamię, ponieważ pomysł jako taki, w formie pojedynczego akapitu, pojawił się w jednym z tomów Autostopem – chyba w Życiu, wszechświecie i całej reszcie. Za każdym razem, kiedy utykałem w miejscu z akcją Autostopem, wymyślałem kilka szybkich wersów i włączałem je do Przewodnika, aby je przedstawił. Pojawił się tam pewien pomysł i szereg osób zaczęło mi powtarzać: „Powinieneś rozwinąć to w powieść”. Pomysł wyglądał na zbyt dobry i opierałem mu się, jednak tak naprawdę stwierdziłem, że powodem niechęci z mojej strony do przerobienia Starship Titanic na książkę jest to, iż zasadniczo jest opowieścią o przedmiocie. Skorzystałem z pomysłu, jaki wpadł mi do głowy i nie dodałem do wątku ludzi, a opowiedzieć można jedynie historię, która dotyczył ludzi. Później więc, kiedy myślałem sobie: „W porządku, chcesz zrobić płytę CD, bo chcesz jakoś uzasadnić, że cały czas spędzasz, majstrując przy komputerach”, nabrałem ochoty na przerobienie sprawy i w odpowiednio wyrośniętą pracę. Zastanawiałem się, czy wyjdzie] z tego coś dobrego, w którymś momencie dotarło do mnie jednak, że’; problem z przerobieniem Starship Titanic na książkę – to, że dotyczy rzeczy, miejsca, okrętu kosmicznego – jest ogromnie korzystny. Kiedy przygotowuje się płytę CD, tym, co trzeba tak naprawdę stworzyć, jest miejsce, środowisko.

 

O: A postacią staje się użytkownik.

 

DA: Właśnie. Kiedy miejsce akcji zacznie się rozwijać, wprowadza się do niego postacie, gra nie jest jednak o postaciach, ale o statku. Potem chciałem zrobić coś… no cóż, w zależności jak na to spojrzeć, można to określić mianem czegoś staromodnego albo bardzo radykalnego: chciałem wbudować w grę maszynę konwersacyjną. Wiele lat temu zrobiłem z firmą Infocom, która była wspaniałą firmą, grę opartą na Autostopem. Robili dowcipne, inteligentne, językowo dobre gry, oparte na tekstach. Kilka tysięcy lat ludzkiej kultury wyraźnie informuje o tym, że z tekstem da się sporo zrobić, a dodanie elementu interaktywnego powinno jedynie rozszerzyć wachlarz możliwości. Zamienia to komputer w opowiadacza historii, a gracza w widownię – tak, jak w dawnych czasach, kiedy opowiadacz historii reagował na zachowanie widowni, nie zaś jak jest obecnie powszechne, kiedy widownia reaguje na opowiadacza historii. Praca nad tym przyniosła mi mnóstwo przyjemności. Uwielbiałem tworzenie wirtualnych rozmów między graczem a maszyną, pomyślałem więc, że będzie wspaniale to rozwinąć i zrobić coś więcej we współczesnej grze graficznej. Bardzo mnie interesowało sprawdzenie, czy da się wykorzystać starą technikę rozmowy i sprawić, aby postacie rzeczywiście mówiły. Umieszczenie ich w środowisku i przyjrzenie się, dokąd to doprowadzi. Zaczęliśmy przymierzać się do umożliwienia przemawiania do postaci. Oczywiście wszystko, co się robi z językiem, jedynie rozdyma problem. Na początek chcieliśmy to zrobić za pomocą procesora zamiany tekstu na mowę, co ma tę przewagę, że pozwala elastyczniej tworzyć zdania na bieżąco. Z drugiej strony powoduje jednak, że wszystkie postacie brzmią jak półprzytomni Norwegowie, co moim zdaniem było pewnym minusem. Stwierdziliśmy w końcu, że będziemy musieli mieć z góry nagraną mowę, co przywiodło mi na myśl jedno: „To straszne, daje przecież ograniczoną liczbę odpowiedzi. To będzie… no nie wiem…”. Sprawę rozwiązaliśmy – po części rozwiązaliśmy – tak, że liczba nagranych kwestii rosła, rosła, rosła i rosła. Dziś rano odbyliśmy kolejną dwugodzinną sesję nagraniową. Mamy teraz mniej więcej szesnaście godzin strzępków rozmów: zwrotów, zdań, półzdań i wszystkiego innego, co maszyna może złożyć na bieżąco w odpowiedzi na to, co wpisze się na klawiaturze. Przez długi czas nienajlepiej to działało, teraz jednak – naprawdę od dwóch, trzech tygodni – wszystko zaczęło się układać w całość i wtedy zaczęło się robić dość upiornie. Przychodzą ludzie i mówią: „Tak tak, oczywiście, nie widzę, jak to ma działać. Co będzie, jak spytam o to?”. Pytają i szczęki im opadają. Coś wspaniałego. Ludzie spędzają godziny, siedząc i nie mogąc się oderwać od rozmowy z naszymi postaciami. Spieszę dodać, że te szesnaście godzin dialogów pisał mały zespół. Ja napisałem część, część napisali inni ludzie, a razem złożyliśmy wszystko do kupy. Kiedy gra działa, efekt jest naprawdę godny uwagi. Nagle ma się przed sobą zaludniony świat – wokół pełzają przedziwne, zniszczone roboty, mają bardzo różne poglądy, postawy i pomysły, przedziwną przeszłość, wiedzą o różnych, niekiedy całkowicie nieoczekiwanych rzeczach. Każdego robota można wciągnąć w rozmowę.



 

O: Nie martwi się Pan, że po tak wielkiej pracy, jaka została włożona, ludzie nie będą chcieli traktować tej gry z powagą należną, powiedzmy, filmowi albo książce? Że nie potraktują jej jako formy sztuki?

 

DA: Mam nadzieję, że tak się stanie. Pojęcie sztuki bardzo mnie martwi. Jako absolwent literatury angielskiej, od końca studiów próbuję unikać zakładania, że stworzę sztukę. Uważam, że zamiar robienia sztuki zabija kreatywność. Był to jeden z powodów, dlaczego chciałem zrobić płytę CD – nikt nie weźmie jej poważnie, dzięki czemu można przemycić masę fajnych rzeczy. Zabawne, jak często to się zdarza. Wydaje mi się, że kiedy zaczęto pisać powieści, wiele wczesnych było swego rodzaju pornografią – wszystko wskazuje na to, że większość środków przekazu zaczynało od bycia pornografią, po czym z tego wyrastało. Spieszę oczywiście dodać, że to nie jest płyta pornograficzna. Przed 1962 rokiem wszyscy sądzili, że muzyka pop to coś w rodzaju… nikt nie nazwałby jej sztuką, po czym zjawia się ktoś, kto jest w tym środku przekazu niezwykle kreatywny, bo kocha go do szpiku kości i uważa, że niczym nie można się lepiej bawić. W ciągu kilku lat pojawiaj się Orkiestra samotnych serc sierżanta Peppera i tak dalej, a wszyscy mówią: „To sztuka!”. Moim zdaniem środek przekazu jest najciekawszy, zanim ktoś wpadnie na pomysł, by określić go mianem sztuki, kiedy ludzie sądzą, że to jedynie sterta szmelcu.

 

O: Czy za, powiedzmy, dwadzieścia lat, chciałby Pan być uważany ; za jednego z pierwszych twórców płyt CD jako sztuki?

 

DA: Cóż, chciałbym, aby wielu ludzi ją kupiło. Po pierwsze z bardzo oczywistego powodu, ale także dlatego, że jeżeli płyta stanie się popularna, spodoba się ludziom i sprawi im dużo frajdy, będę miał poczucie, że zrobiłem dobrą robotę. Jeśli ktoś zechce stwierdzić: „Ojej – to sztuka. ..”, niech mu będzie. Nie zależy mi na tym tak bardzo, zdecydować muszą po fakcie ludzie. Nie należy tego sobie stawiać za cel. Nie ma nic gorszego niż pisanie powieści z założeniem: „Okej, zrobię coś o wielkiej wartości artystycznej”. Śmieszna sprawa. Kilka dni temu czytałem coś z czystego zaciekawienia – czytałem Thunderballa, jedną z książek z Jamesem Bondem, którą z przyjemnością bym przeczytał, kiedy miałem, ja wiem… czternaście lat, choć w zasadzie tylko kartkowałbym w poszukiwaniu miejsc, w których kładzie na jej piersi lewą dłoń i mówi: „O mój Boże, ale podniecające”. Pomyślałem sobie jednak, że James Bond w ciągu minionych czterdziestu lat stał się taką ikoną naszej kultury masowej, że ciekawe byłoby sprawdzić, co to sprawiło. Bodźcem, by to zrobić – pomijając oczywiście fakt, że znalazłem leżący gdzieś egzemplarz książki, był artykuł, który przeczytałem, w którym ktoś twierdził, że celem lana Fleminga nie była literackość, a dobre napisanie tekstu. To wielka i zasadnicza różnica. Pomyślałem więc, że sprawdzę, czy mu się udało ten cel osiągnąć. Sprawa jest ciekawa, ponieważ z rzemieślniczego punktu widzenia to, co pisał, było dobre. Wiedział, jak używać języka, wiedział, jak sprawić, aby oddziaływał na czytelnika i dobrze pisał, ale nikt nie nazwałby tego literaturą. Myślę jednak, że większość najciekawszych prac jest dokonywana w dziedzinach, w których wykonawcy nie uważają, że tworzą sztukę, ale wykonują rzemiosło, pracują jako rzetelni rzemieślnicy. Dobre napisanie tekstu przez pisarza to porządne rzemiosło, wynik znajomości tego, co się robi, wiedzy, jak prawidłowo używać narzędzi i nie niszczyć ich w trakcie pracy. Kiedy czytam powieści literackie – takie przez duże L – mam wrażenie, że wiele z nich jest stekiem bzdur. Jeżeli chcę dowiedzieć się czegoś ciekawego o tym, w jaki sposób funkcjonują ludzkie istoty, w jakich są ze sobą stosunkach i jak się zachowują, sięgam po jedną z wielu kobiet piszących kryminały, które doskonale coś takiego przedstawiają – na przykład Ruth Rendell. Jeżeli chcę przeczytać coś, co da mi materiał do poważnego i fundamentalnego myślenia – na przykład o kondycji człowieka, o tym, co tu wszyscy robimy albo co się właściwie wokół nas dzieje – najchętniej czytam coś autorstwa naukowca zajmującego się jakąś naukąo życiu, na przykład Richarda Dawkinsa. Moim zdaniem pisanie o najważniejszych życiowych sprawach przeszło z pisarzy na naukowców, bo wiedzą więcej. Mam skłonność do ogromnej podejrzliwości względem wszystkiego, co w trakcie tworzenia uważa się za sztukę. Jeśli chodzi o płytę CD, chciałem jedynie zrobić coś najlepiej, jak umiem i mieć z tego maksimum przyjemności. Moim zdaniem wyszła całkiem dobrze. Zawsze są jakieś fragmenty, których niedoskonałością człowiek się trapi, są rzeczy, którymi można się ciągle martwić. Ta płyta jest naprawdę dobra.

 


Date: 2015-12-18; view: 811


<== previous page | next page ==>
Gdzie najbardziej się panu podobało podczas zbierania materiałów do Ostatniej okazji, by ujrzeć? 9 page | O: Ma Pan też film. Słyszałem pogłoski że film Autostopem snuje się jak duch od dziesięcioleci.
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.007 sec.)