Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Gdzie najbardziej się panu podobało podczas zbierania materiałów do Ostatniej okazji, by ujrzeć? 9 page

Chcę zasugerować, że feng shui i mnóstwo innych rzeczy dokładnie tak wygląda. Jest wiele rzeczy, które wiemy, jak zrobić, choć niekoniecznie wiemy, co robimy – po prostu je robimy. Wracając do sprawy wyobrażania sobie, jak powinny być zaprojektowane pomieszczenie albo dom, to zamiast określania kątów i przetrawiania, jakie prawdziwe architektoniczne zasady możesz wydobyć z tego, co jest pewnie jedynie przemijającą architektoniczną modą, można sobie zadać pytanie: „Jak żyłoby się tu smokowi?”. Mamy nawyk myślenia w kategoriach istot organicznych – istota taka może być tak niezwykle skomplikowaną kompozycją wszelkich możliwych zmiennych, że wykroczy to poza naszą zdolność pojmowania, ale wiemy, jak takie istoty żyją. Nigdy nie widzieliśmy smoka, lecz mamy wyobrażenie, jak smok wygląda, możemy więc powiedzieć: „No cóż, gdyby tędy przelatywał smok, to tu by utknął, a tam by się troszkę przebił przez ścianę, ponieważ miałby zasłonięty widok, potem machnąłby ogonem i zrzucił tamten wazon”. Wystarczy wyobrazić sobie, jak sprawić, aby w danym domu smok był szczęśliwy i proszę bardzo – nagle mamy miejsce, w którym sensownie mogą żyć inne organiczne istoty, takie na przykład jak my.

Mój argument jest następujący: stajemy się coraz bardziej naukowi, ale zamiast wylewać dziecko z kąpielą, warto może pamiętać o tym, że fikcje, którymi dotychczas zaludnialiśmy nasz świat, mogą mieć jakąś funkcję, którą warto spróbować zrozumieć i której zasadnicze składniki warto zachować, bo nawet jeśli nie chcemy zaakceptować ich istnienia, może być tak, że ich istnienie albo istnienie czegoś podobnego do nich, ma uzasadnione przyczyny. Podejrzewam, że im dalej się posuniemy w sferę życia sztucznego, cyfrowego, stwierdzimy, że z tego, co się dzieje, wynika coraz więcej niespodziewanych rekwizytów i są dokładną paralelą bytów, które tworzymy wokół siebie w celu informowania i kształtowania naszych żywotów oraz umożliwiania nam wspólnej pracy oraz wspólnego życia. Z tego powodu chciałbym twierdzić, że nie ma rzeczywistego Boga, ale istnieje Bóg sztuczny i powinniśmy o tym pamiętać. Oto moje stanowisko i możecie teraz Państwo zacząć rzucać krzesłami!

 

Pytanie: Co to jest czwarta epoka piasku?

 

Aby na to odpowiedzieć, pozwolę sobie przez chwilę pomówić o tym, jak się komunikujemy. Tradycyjnie mamy mnóstwo różnych sposobów komunikacyjnych. Istnieje komunikacja jeden-na-jeden – rozmawiamy we dwoje, konwersujemy. Innym sposobem jest komunikacja jeden-na-wielu – coś takiego, co właśnie robię, może to być także śpiewanie piosenki dla większego audytorium albo ogłoszenie, że idziemy na wojnę. Mamy następnie komunikację wielu-do-jednego – zarówno w niejednorodnej, nieporadnej, nie bardzo funkcjonującej wersji, którą nazywamy demokracją, jak i w prymitywniejszym wydaniu, w którym mógłbym wstać i krzyknąć: „Idziemy na wojnę”, na co ktoś by odkrzyknął: „Nie idziemy!”. Mamy także komunikację wielu-do-wielu – jej przykładem byłaby kłótnia, która wybuchła w efekcie ostatniej wymiany słów.



W tym (a także w poprzednim) wieku wymodelowaliśmy komunikację jeden-do-jednego w wynalazku telefonu, który chyba wszystka jest znany. Mamy komunikację jeden-do-wielu – rany, ile jej mamy – poprzez radio, działalność wydawniczą, dziennikarstwo. Informacji leje się na nas zewsząd i nie wybiera miejsca, do którego chce dotrzeć.

Zadziwiające, ale nie trzeba sięgać daleko w przeszłość, aby sięgnąć i do czasów, kiedy każda docierająca do nas informacja miała dla nas znaczenie i dlatego wszystko, co się wydarzało, każda wiadomość, czy o tym, co dniało się z nami samymi, w sąsiednim domu, w sąsiedniej wsi, wewnątrz naszych granic albo w obrębie naszego horyzontu, wydarzało się w naszym świecie i reagowaliśmy na to, a świat reagowały zwrotnie. Wszystko miało do nas odniesienie, więc jeżeli ktoś miał na przykład straszliwy wypadek, mogliśmy udać się na miejsce zdarzenia i pomóc. Teraz, z powodu natłoku komunikacji jeden-do-wielu, jeżeli w Indiach rozbije się samolot, możemy się tym bardzo przejąć, ale nie ma to żadnego oddziaływania. Nie bardzo umiemy rozróżnić między straszliwym wypadkiem, jaki przydarzył się komuś na drugim końcu świata, a komuś za rogiem. Tracimy zdolność rozróżniania między wydarzeniami, dlatego niezwykle się denerwujemy nieszczęścia – mi bohaterów hollywoodzkiej opery mydlanej, a mniej martwimy się i tym, co się dzieje z naszą siostrą. Stajemy się wszyscy pokręceni oraz; chaotyczni i nie powinno z tego powodu zaskakiwać, dlaczego czujemy się tak zestresowani i wyobcowani – dlatego, że świat wywiera na nas wpływ, a my nie wywieramy wpływu na świat. Istnieje co prawda komunikacja wielu – do – jednego, ale nie jest jeszcze bardzo powszechna i nie funkcjonuje należycie. Zasadniczo biorąc, jej modelem są systemy demokratyczne i choć nie są jeszcze bardzo dobre, na pewno gwałtownie się poprawią.

Czwartego rodzaju komunikacji – wielu-do-wielu – wcale nie mieliśmy przed pojawieniem się Internetu, który oczywiście pracuje na światłowodach. Czwartą epokę piasku tworzy komunikacja międzyludzka. Wróćmy do tego, co powiedziałem o świecie nie reagującym na nas, kiedy my reagujemy na niego. Pamiętam, jak kilka lat temu, po raz pierwszy zacząłem brać Internet na poważnie. Powód był bardzo prozaiczny. W Carnegie Mellon był student informatyki, który lubił pijać dr. peppera light. Kilka pięter od niego był automat z napojami, do którego regularnie chadzał po swojego dr. peppera, niestety automat często bywał pusty, więc sporo wypraw student podejmował na darmo. W końcu stwierdził, że w automacie jest procesor, on sam siedzi przy komputerze, budynek oplata sieć, wystarczy więc włączyć automat z napojami do sieci i będzie mógł ze swego komputera sprawdzić, czy wyprawa okaże się zmarnowana, czy nie. Podłączył więc automat do sieci lokalnej, ale ponieważ była ona częścią Internetu, nagle każdy człowiek na świecie mógł obserwować, co dzieje się z tym właśnie automatem do napojów. Nie była to może szczególnie istotna informacja, sprawa okazała się jednak fascynująca – wszyscy chcieli nagle wiedzieć, jaki jest stan urządzenia. Sprawa zaczęła się rozwijać, bowiem umieszczony w automacie procesor nie tylko udzielał informacji: „Przegródka z dr. pepperem jest pusta”, ale był w stanie dodać: „W środku jest siedem puszek coli i trzy coli dietetycznej, napoje są przechowywane w takiej to a takiej temperaturze, a zapas uzupełniano ostatni raz tego i tego dnia”. Można było uzyskać masę informacji, a jedna rzecz była szczególnie niesamowita: jeżeli ktoś wrzucił 50 centów i nie wcisnął klawisza, to znaczy maszyna była „w ciąży”, można było z komputera w dowolnym miejscu świata załogować się do automatu i wyrzucić puszkę! Kto to powodował? Cóż, najwyraźniej ktoś siedzący w odległości dziesięciu tysięcy kilometrów! Historia choć głupawa, była fascynująca, a dla mnie jest dowodem na to, że po raz pierwszy mogliśmy wtedy zaingerować w działanie świata. Być może sięgnięcie do uniwersyteckiego korytarza w celu wyrzucenia z automatu puszki coli nie jest czymś szczególnie istotnym, był to jednak pierwszy strzał w wojnie o wprowadzenie całkowicie nowego sposobu komunikacji. I to jest, moim zdaniem, czwarta epoka piasku.

 

Improwizowana przemowa na Digital Biota 2,

Cambridge, wrzesień 1998

 

*

 

Herbatniki

 

Wydarzyło się to faktycznej osobie, a jestem nią ja. Chciałem złapać pociąg. Było to w kwietniu 1976 roku, w Cambridge w Wielkiej Brytanii. Zostało jeszcze trochę czasu do odjazdu pociągu. Poszedłem po gazetę, by porozwiązywać krzyżówkę, po kawę i paczkę herbatników. Usiadłem przy stoliku. Opiszę wam scenerię – jest niezwykle ważne, abyście bardzo wyraźnie ją ujrzeli. A więc tu mamy stolik, tu gazetę, filiżankę z kawą, herbatniki. Naprzeciwko mnie siedzi mężczyzna, całkiem przeciętny gość w biznesowym garniturze, z teczką. Nic nie wskazywało na to, aby miał zrobić cokolwiek dziwnego. A jednak zrobił: nagle pochylił się do przodu, wziął do ręki herbatniki, rozerwał opakowanie, wyjął jednego i zjadł.

Muszę powiedzieć, że z takiego typu rzeczami my Brytyjczycy bardzo źle sobie radzimy. W naszej historii, naszym wychowaniu, naszej edukacji szkolnej nie ma nic, co uczyłoby nas, jak zachować się w stosunku do kogoś, kto w biały dzień kradnie nam herbatniki. Wiadomo, co by się stało, gdyby rzecz miała miejsce na dworcu South Central w Los Angeles. Natychmiast rozpoczęłaby się strzelanina, zjawiłyby się helikoptery, CNN, rozumiecie… w końcu zrobiłem to, co zrobiłby każdy czerwonokrwisty Brytyjczyk: zignorowałem wydarzenie. Gapiłem się w gazetę, wziąłem łyk kawy, próbowałem zrozumieć artykuł w tekst którego się wpatrywałem, nie byłem jednak w stanie nic podjąć, z wyjątkiem powtarzania w myśli: „Co mam robić?”.

W końcu uznałem: „Trudno, muszę to zrobić”. Próbując z całych sił nie zauważać, że w tajemniczy sposób paczka została otwarta, wyjąłem herbatnik. Pomyślałem sobie: „To go uspokoi”. Nie uspokoiło, bowiem po chwili powtórzył to, co przedtem. Wziął następny herbatnik. Ponieważ za pierwszym razem nic nie powiedziałem, za drugim jakby trudniej było podnieść temat: „Przepraszam bardzo, trudno tego nie zauważyć, ale…”. Nic by to nie dało.

Zjedliśmy całą paczkę. Było w niej co prawda tylko osiem herbatników, ale sprawa zdawała się trwać wieczność. On brał herbatnik, ja brałem herbatnik, on brał herbatnik. Kiedy skończył, wstał i odszedł. Wymieniliśmy pełne znaczenia spojrzenia, po czym poszedł sobie, ja zaś głęboko odetchnąłem i opadłem ciężko na oparcie krzesła.

Wkrótce podstawiono pociąg, dopiłem kawę, wstałem i podniosłem gazetę, pod którą leżały moje herbatniki. Tym, co szczególnie lubię w tej opowieści, jest wrażenie, że gdzieś po Anglii przez ostatnie ćwierć wieku krąży całkowicie przeciętny facet, który ma do opowiedzenia identyczną historię – tyle tylko, że brakuje jej puenty.

 

Z przemowy do pracowników Embedded Systems, 2001

I cała reszta

Wywiad dla Onion A.V. Club

 

Uważam, że zamiar robienia sztuki zabija kreatywność.

D.N.A.

 


Date: 2015-12-18; view: 696


<== previous page | next page ==>
Gdzie najbardziej się panu podobało podczas zbierania materiałów do Ostatniej okazji, by ujrzeć? 8 page | O: Niech Pan opowie o Starship Titanic.
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.009 sec.)