Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Blade jego lice roz

gorzało i z żółtego stało się niemal sinym.

Widać było, że się v/ nim burzyło wszystko.

Hebda słuchał obojętnie.

Kiedyż mi puścicie wasz grodek zapytał bo ja tu urzędnika mojego do odbioru zostawić muszę?

Nikosz się trochę nasrożył.

Wypędzacie mnie rzekł pilno się mnie im pozbyć.

I, chwilkę podumawszy, rzekł ze złością:

Za dzień, za dwa wozy moje gotowe będą.

Byłem zaraz tamte ziemię dostał, pójdę stąd, pójdę bez żalu...

Ziemię król przeznaczył i rozkazy a pisanie dostaniecie w Krakowie rzekł wojewoda.

To powiedziawszy, wstał za raz Hebda i, przynaglając jeszcze, począł iść do konia.

Razem wyszli w podwórze, gdzie już urzędnik czekał, który miał pozostać, aby mu zamek był zdany.

Nikosz uśmiechnął się, spojrzawszy na tego przystawa , którego mu dawano.

Nie opierał się.

Wojewodę do wrót odprowadziwszy z pychą wielką, do swej izby powrócił.

Hebdzie pilno było, więc ledwie do Surdęgi zajechawszy z dobrą nowiną, nie patrząc nocy, która nadchodziła, natych miast dalej pociągnął.

Radość była wielka, jakby wszystkim z serca kamień spadł.

Króla pod niebiosa wynoszono.

Teraz dopiero swobody zażyć mieli, wrota otworzyć, zbyć się nieustannej trwogi.

Florian z.

ojcem naprzód już układali, jak ziemię, której obszar był znaczny, osadzać będą, gdzie młyn pobudują, jak w lasach z barciami się rozgospodarują, bo pszczół był dostatek, a z nich ziemianinowi najwięcej grosza płynęło.

Domna, uśmiechając się, mówiła:

Barcie dobre, ale sen spokojny jeszcze lepszy!

Stary Dalibór niemal po całych dniach na wyżkach stał, wy patrując, kiedy się ten Nikosz w drogę wybierać zacznie.

Przez trzy dni nic widać nie było, czwartego otwarły się wrota, wozy poczęły wyciągać, potem stado pędzili, dalej lu dzie szli i jechali całym obozem kobiety i dzieci.

Droga naj prostsza byłaby im musiała iść koło Surdęgi, ale umyślnie so .


bie dalszą i gorszą wybrali, aby się im nie przypatrywano i nie urągano:

Do wieczora ciągle się jeszcze coś z Wilczej Góry wlokło, aż nareście i psa nie zostało.

Urzędnik dał znać, żeby przyby wano, bo nikogo nie było.

Włodarz posłany, bo ojcu i synowi nie było pilno, zastał pustkę jak po Tatarach i urzędnika, któ ry już się w drogę wybierał, podarku nie czekając, bo mu po byt u Nikosza dokuczył.



Florian nie spieszył do nowej posiadłości, ludzi tylko wy słał, aby grodek osadzili i opatrzyli wszystkie kąty.

Dalibór chciał się sam wybrać, lecz syn go, po rękach całując, za trzymał.

Diabeł tam mieszkał długo rzekł.

Poślemy naprzód po księdza, niechaj wszystkie kąty poświęci i oczyści słowem bożym.

Natychmiast więc włodarz z wozem po wikarego pojechał i nazajutrz owo gniazdo plugawe pokropiono wodą święconą, aby je dla Szarych przystępnym uczynić.

Mogli więc już je chać bezpiecznie, lecz Florian się i teraz nie kwapił.

Odłożyli do jutra.

Szli tedy spocząć i Dalibór w swojej izbie właśnie miał się do snu położyć, bo zawsze najpóźniej szedł na spoczynek, a wstawał najraniej, gdy przez szczeliny okiennicy dostrzegł promyk jakiś, jakby na dworze coś świeciło.

Odsunął prędko okienniczkę i stanął przerażony.

Ogromna łuna gorzała na niebie.

Nie mógł się w początku z przestrachu opamiętać, gdzie pożar się wszczął, i zląkł o sa mą Surdęgę.

Ale ogień, choć bliski, zza wałów się ukazywał.

Wtem i stróże poczęli wołać: „Gore!

Płonęły zabudowania na Wilczej Górze, do których już z wiosek biegli ludzie na ratunek.

Ani oni jednak, ani ci, co na zamku byli, ogniowi strasznemu nie mogli dać rady ani się nawet zbliżyć do niego.

Zabudowania podpalone na wszystkie cztery rogi, gdyż pakuły i smołę poznajdowano pod ścianami, gorzały tak szybko, iż ci, co w izbach spać się pokładli, ledwie uszli z życiem.

Nie dość na tym.

Chałupy i szopy na podzamczu, które dla nowych osadników służyć miały, płonęły też wszystkie i do rana nie zostało z nich nic oprócz (kupy popiołów.

Ostatnia to była zemsta Nikosza Bąka, który, wszystko zdawszy w całości, postarał się o to, aby po nim Szary nie wziął nic oprócz pustki i zgliszcza.

Kat go bierz!

zawołał Florian, patrząc na pogórze!

z dala.

Ja na tej górze nie pobuduję nic.

Niechaj pustką stoi, a świadczy na wiek wieków o miłym sąsiedzie!


 

XI

B

tyło to w roku następnym , na dni kilka ja koś przed uroczystością narodzin świętego Jana Chrzciciela.

Florian z ojcem i żoną brata Leliwę i kilku ziemian przyjmo wali u siebie.

Powieściom o zwycięskiej owej wyprawie starego króla pod Płowce nie było końca.

Bo gdziekolwiek się Szary uka zał, nie dawano mu spokoju, zagadując go o to, co widział, słyszał, czego naówczas był świadkiem.

Mówiliśmy już, że owe trzy włócznie krzyżackie, które mężnego rycerza przebodły, wziął on był sobie do szczytu „, a że stary swój w Krakowie przemalować kazał.

Opatrywa no tarczę nową, skórą ociągniętą i gwoźdźmi złocistymi obitą, na której dosyć misternie skrzyżowały się trzy kopie.

Zawoła nie też rodu z Koźlarogów zmieniło się na Jelita, aby dzieci i wnuki pamiętały, czym swój szczyt opłacił nowy.

Setny może raz Szary powtarzać musiał, jak to król długo potajemnie za Krzyżakami chodzić musiał, wyczekując chwi li, gdy się pomścić będzie mógł za kraju zniszczenie, jak woje wodę Wincza poczciwa żona odwiodła od zdrady, z królem pojednała, skłoniła go, aby Krzyżaków porzucił.

Święta ta niewiasta mówił Florian.

Nie żałowała trudu, nie zważała na niebezpieczeństwa i męża ocaliła od sromu, a król z jego pomocą pokonał Krzyżaków.

Prawda to odparł Leliwa że juści po trosze to złe, które uczynił, naprawił.

Król mu przebaczył, zatarło się ni by ano szlachta wielkopolska nie zapomniała mu, że z Krzy

żakami majętności jej najeżdżał.

Po tym, com słyszał, w skórze jego do dziś dnia bym nie chciał być.

Mój bracie odezwał się Florian ziemianie nasi, prawda, na razie krwi są bardzo gorącej i, gdy ona w nich zakipi, rąbać i zabijać gotowi, ale też nikt tak prędko nie ostyga jak my.

Wojewoda do domu powrócił, ludzie z lasów też i na nowo pokłócili chaty.

Straty się po trosze zapomnia ły dadzą mu pokój.

Ma to za sobą Wincz, że krzyżackiemu łupiestwu na żaden sposób zabieżeć nie mógł.

Ale się na nie patrzał, ale z nimi chodził dodał Leli wa.

Nałęcze nie Nałęcze gromy nań ciskają on wszyst kiemu winien.

Oni Mówię ci, w skórze jego nie chciałbym być.

Z dobrego to źródła wiem, że się nań naposiedli i że go zgładzą, a z nim wszystkich, kto żyw...

Florian się porwał z siedzenia niespokojny.

Niechże Bóg uchowa!

zawołał.

Gdybym wiedział, że mu grozi w istocie niebezpieczeństwo, jemu i Halce po biegłbym na pomoc, bo mi tej kobiety żal okrutny.

Leliwa głową pokręcił.

Niewiele byś tam pomógł rzekł.

To wiem, że nań spisek jest, że ludzi do niego należy siła i że im nie ujdzie!

Grzymała opowiadał, niedawno powróciwszy ze zjazdu zie mian, który we Środzie był, iż tam się sprzysięgali nieprzy jaciele wojewody krzywd swych na nim powetować.

Zdrajcy łeb ściąć, z rodziny nikogo nie szczędzić i wszystko z dymem puścić.

Szary się wzdrygnął.

Jeżeli tak jest rzekł jutro na koń z ludźmi siadam i do Pomorzan muszę.

Rzucili się mu wszyscy odradzać, poczynając od ojca, ale Szary twardo przy swoim stał.

Nie może to być, abym naszą powinowate, która mnie chorego pielęgnowała i do domu wiozła, opuścił.

Pomogę nie pomogę, powinność spełnię.

Domna nie mówiła nic, błagająco patrzała na męża.

Dalibór rozjątrzonego łagodził.

.


 

Bajki plotą szeptał cicho.

Darmo się zerwiesz, a i ludzi sobie narazić niedobrze.

Dać temu pokój.

Palca we drzwi wkładać nie trzeba.

Florian milczał, lecz po wyjeździe Leliwów drugiego dnia w driolgę się wybierać zaczął.

Ludzi dobrał sobie zbrojnych kilkunastu, żonę pożegnał, ojca i ruszył najprostszymi dro gami na noc całą.

O sześć mil od domu przyszło spocząć.

W gospodzie sie dzieli podróżni przy piwie.

Jechali do swoich do Sieradzia, a byli Wielkopolanie.

Co tam słychać koło Poznania?

zapytał Szary.

Wąsaty, gruby ziemianin śmiać się począł dziko.

Dobrze słychać, dobrze!

rzekł, panosząc się i w bok biorąc.

Łotrom łby ścinają, aby drudzy się kajali.

Jakim?

Komu?

rzekł Florian, pobladłszy nieco.

Tak ci jest, tak ciągnął dalej podróżny.

W samą wigilię narodzenia świętego Jana Chrzciciela nasi najechali na dwór w Pomorzanach i stała się sprawiedliwość.

Zdrajcę wojewodę posiekano w kawałki, nie zostało żywej duszy, dwór spalono...

Kara boża, choć przez ręce ludzkie.

Tak niech wszystkim zdrajcom bywa.

Amen.

KONIEC

 


Date: 2015-12-11; view: 752


<== previous page | next page ==>
Ne piesti Niemcze przeklęty, ne piesi! | Exercise 4 p. 188. Insert used toor would.
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.008 sec.)