Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Kwiat Jednej Godziny 3 page

Momo nic nie odpowiedziała, tylko badawczo spojrzała na Nina. To speszyło go juz całkowicie.

- Do diabła!-wrzasną) znów wściekły głos z głębi.- Szlag człowieka może trafić od tego dzisiejszego guzdrania się. Musicie właśnie teraz prowadzić sobie pogawędki?

- A co ja mam teraz robić - spytała cicho Momo - bez moich przyjaciół?

Nino wzruszył ramionami wyłamując sobie palce.

- Momo - powiedział biorąc głęboki oddech, jak ktoś, kto usiłuje nie stracić opanowania - bądź rozsądna i przyjdź tu kiedy indziej, w tej chwili naprawdę nie mam czasu radzić ci, co masz robić. Wiesz, ze zawsze możesz tu jadać. Ale ja na twoim miejscu poszedłbym także do takiej przechowalni, gdzie będziesz miaia jakieś zajęcie i opiekę, i nawet nauczysz się czegoś. Zresztą i tak cię tam oddadzą, jezeli będziesz sama wałęsała się po świecie.

Momo znowu nic nie powiedziała, tylko spojrzała na Nina. Ludzie z kolejki znów popchnęli ją naprzód. Dziewczynka automatycznie podeszła do jednego ze stolików i automatycznie wepchnęła w siebie trzeci obiad, mimo ze ledwo go mogła przełknąć i smakowa! jak tektura i wełna drzewna. Czuła się potem okropnie.

Wzięła Kasjopeję pod pachę i nie odwracając się juz poszła ku wyjściu.

- Hej, Momo! - zawołał za nią Nino, który ją jeszcze w ostatniej chwili dojrzał. - Poczekaj! Nie powiedziałaś mi w ogóle, gdzieś się dotychczas podziewała!

Ale juz obiegli go następni klienci, a on naciska! klawisze kasy, przyjmował pieniądze i wydawał resztę. Uśmiech dawno znikł z jego twarzy.

- Dostałam juz dużo do jedzenia - powiedziała Momo, kiedy znalazła się z powrotem w starym amfiteatrze - a nawet dużo za dużo. A jednak mam uczucie, ze się nie nasyciłam. - i po chwili dodała: - Nie mogłam tez opowiedzieć Ninowi o kwiatach i o muzyce. - Znowu przerwała. - Ale jutro pójdziemy poszukać Gigiego. Na pewno będzie ci się podobał, Kasjopejo. Zobaczysz.

Jednakże na pancerzu zófwia pojawił się tylko duży znak zapytania.

Rozdział piętnasty Odnaleziony i utracony

Nazajutrz Momo wybrała się już wczesnym rankiem na poszukiwanie domu Gigiego. Żółwia, naturalnie, wzięła ze sobą.

Wiedziała, gdzie znajduje się Zielona Góra. Była to dzielnica willowa, bardzo odległa od starego amfiteatru. Znajdowała się w pobliżu owych jednostajnych nowych budowli, a więc po drugiej stronie wielkiego miasta.



Była to daleka droga. Wprawdzie Momo przywykła do chodzenia boso, ale kiedy wreszcie doszła do Zielonej Góry, miała stopy porządnie obolałe.

Usiadła na krawężniku, aby chwilę odpocząć.

Była to rzeczywiście bardzo elegancka dzielnica. Miała szerokie, czyste i niemal puste ulice. W ogrodach, zza wysokich murów i żelaznych parkanów, sterczały ku niebu wierzchołki bardzo starych drzew. Domy w tych ogrodach były przeważnie długimi budynkami ze szkła i betonu, z płaskimi dachami. Gładko wy-strzyżone trawniki miały intensywnie zielony kolor i po prostu zapraszały do fikania koziołków. Ale nigdzie nie było widać kogoś spacerującego po ogrodzie lub bawiącego się na trawniku. Zapewne ich właściciele nie mieli na to czasu.

- Gdybym tylko mogła dowiedzieć się, gdzie tu mieszka Gigi - powiedziała Momo do żółwia.

ZARAZ SIĘ DOWIESZ - pojawiły się słowa na pancerzu żółwia.

- Tak myślisz? - spytała Momo z nadzieją w głosie.

- Hej, smarkata - odezwał się nagle głos za jej plecami - czego tu chcesz?

Momo odwróciła się. Zobaczyła mężczyznę w dziwnej kamizelce w pasy. Momo nie wiedziała, że służący bogatych państwa ubierani są w takie kamizelki. Wstała z krawężnika i powiedziała:

- Dzień dobry, szukam domu Gigiego. Nino powiedział mi, że on tu teraz mieszka.

- Czyjego domu szukasz?

- Gigiego Oprowadzacza. To mój przyjaciel.

Człowiek w pasiastej kamizelce spojrzał nieufnie na dziecko. Za nim znajdowała się trochę uchylona brama ogrodu i Momo

163 mogła zajrzeć do środka. Zobaczyła duży trawnik, na którym bawiło się kilka chartów i pluskała fontanna. A na drzewie obsypanym kwiatami siedziały dwa pawie.

- Och-zawołała Momo z podziwem-jakie piękne ptaki!

Chciała wejść do ogrodu, aby przyjrzeć się im z bliska, ale mężczyzna w kamizelce chwycił ją za kołnierz i zatrzymał.

- Nie ruszaj się stąd! -powiedział. - Co ci też przyszło do głowy, smarkulo!

Potem puścił Momo i wytarł chusteczką rękę, jakby dotknął czegoś obrzydliwego.

- To wszystko należy do ciebie? - spytała Momo wskazując ogród za uchyloną bramą.

- Nie - odpowiedział człowiek w kamizelce jeszcze mniej uprzejmie. -A teraz wynoś się! Nie masz tu czego szukać.

- Owszem - powiedziała Momo z naciskiem - muszę poszukać Gigiego Oprowadzacza. Bo on czeka na mnie. Nie znasz go?

- Tu nie ma żadnych oprowadzaczy - odparł człowiek w kamizelce. Zawrócił do ogrodu i chciał już zamknąć bramę, ale w ostatniej chwili coś mu zaświtało.

- Chyba nie masz na myśli Girolama, słynnego gawędziarza?

- Ależ tak, to właśnie Gigi Oprowadzacz - zawołała uradowana Momo - tak się nazywa. Wiesz, gdzie jest jego dom?

- I on rzeczywiście oczekuje cię ? - dopytywał się człowiek.

- Tak - uspokoiła go Momo - na pewno. Gigi jest moim przyjacielem i płaci za wszystko, co jem u Nina.

Człowiek w kamizelce podniósł brwi i potrząsnął głową.

- Ach, ci artyści! - powiedział z kwaśną miną. - Jakież oni mają czasem dziwaczne kaprysy! Ale jeżeli rzeczywiście myślisz, że on przywiązuje jakąś wagę do twoich odwiedzin... jego dom jest ostatni, na samym końcu tej ulicy.

I brama ogrodu zatrzasnęła się za nim.

MAŁPA! - ukazało się na pancerzu Kasjopeji, ale litery zaraz zgasły.

Ostatni dom na samym końcu ulicy był otoczony wysokim murem. I brama ogrodu, podobnie jak tamta, zatrzaśnięta za człowiekiem w kamizelce, zrobiona była z żelaznych płyt,'tak że nic przez nią nie można było dojrzeć. Nie było też nigdzie dzwonka ani tabliczki z nazwiskiem.

- Chciałabym wiedzieć - powiedziała Momo - czy to 164 rzeczywiście jest nowy dom Gigiego. Właściwie wcale na to nie wygląda.

ALE TAK JEST - ukazały się słowa na grzbiecie żółwia.

- Dlaczego tu jest wszystko zamknięte? - spytała Momo."- Nie będę mogła wejść do środka.

CZEKAJ ! - brzmiała odpowiedź.

- No, dobrze - powiedziała Momo wzdychając - ale może będę musiała bardzo długo czekać. Skąd Gigi ma wiedzieć, ze jestem tu przed bramą - jeżeli w ogóle jest w domu.

ZARAZ TU BĘDZIE - przeczytała na pancerzu żółwia.

Momo usiadła więc przed bramą i czekała cierpliwie. Długi czas nic się nie działo i Momo zaczęła juz zastanawiać się, czy Kasjopeja jednak nie pomyliła się tym razem.

- Jesteś zupełnie pewna? -spytała po chwili.

Ale zamiast oczekiwanej odpowiedzi na pancerzu Kasjopeji ukazało się słowo: ŻEGNAJ! Momo przestraszyła się.

- Co masz na myśli, Kasjopejo! Chcesz mnie znowu opuścić? Co zamierzasz?

IDĘ SZUKAĆ CIEBIE! - brzmiała zagadkowa odpowiedź. Właśnie w tej chwili nagle rozwarła się brama i z największą szybkością wystrzeliło przez nią długie, eleganckie auto. Momo uratowała się gwałtownym uskoczeniem w tył i upadła.

Samochód pędził jeszcze chwilę, potem nagle zahamował, tak ze az opony zapiszczały. Drzwiczki otworzyły się i wyskoczył przez nie Gigi.

- Momo! - zawołał otwierając ramiona.-To naprawdę moja mała Momo we własnej osobie!

Momo zerwała się z ziemi i pobiegła ku niemu, a Gigi pochwycił ją, podniósł, ucałował po sto razy w oba policzki i zaczął z nią tańczyć na ulicy

- Uderzyłaś się? - spytał bez tchu, ale nie czekając na odpowiedź dziewczynki mówił dalej z podnieceniem. - Bardzo mi przykro, ze cię przestraszyłem, ale okropnie się śpieszę, rozumiesz? Juz jestem właściwie spóźniony. Gdzie się podziewałaś przez cały ten czas? Musisz mi wszystko opowiedzieć. Juz myślałem, ze w ogóle nie wrócisz. Znalazłaś mój list? Tak? Był jeszcze? To dobrze. I poszłaś do Nina? Smakowało ci u niego? Ach, Momo, musimy sobie tyle opowiedzieć, przez ten czas

165 strasznie dużo się wydarzyło. Jak ci się wiedzie? Mówże coś! A co porabia nasz Beppo? Już od wieków go nie widziałem. A dzieci? Ach, wiesz co, Momo, często myślę o czasach, kiedy byliśmy jeszcze wszyscy razem i opowiadałem wam historie. To były piękne czasy. Ale teraz wszystko się zmieniło, zupełnie się zmieniło.

Momo kilkakrotnie próbowała odpowiedzieć na pytania Gigiego. Ale ponieważ potok jego wymowy nie ustawał, czekała na chwilę przerwy. Gigi wyglądał inaczej niz kiedyś, był wypielęgnowany i ładnie pachniał. Jednakże wydawał jej się jakiś obcy.

Tymczasem z samochodu wysiadły jeszcze cztery osoby i podeszły bliżej: mężczyzna w skórzanym ubraniu kierowcy i trzy panie o surowych, mocno umalowanych twarzach.

- Czy dziecko się zraniło? - spytała jedna z pań, raczej z wyrzutem niz z niepokojem.

- Nie, wcale - zapewnił ją Gigi - przestraszyło się tylko.

- I po cóż wałęsa się koło bramy!-powiedziała druga pani.

- Ależ to Momo!-zawołał Gigi ze śmiechem. - Moja stara przyjaciółka Momo!

- Ach, więc ta dziewczynka naprawdę istnieje? - spytała ze zdziwieniem trzecia pani. - Zawsze myślałam, że pan ją tylko zmyślił. Ale moglibyśmy to zaraz podać do prasy! ,,Spotkanie z księżniczką z bajki" albo coś w tym rodzaju, to ludzie wspaniale przyjmą! Zaraz wydam polecenie. To będzie prawdziwy szlagier!

- A ty, mała - zwróciła się teraz pierwsza pani do Momo z uśmiechem - na pewno chcesz, zęby napisano o tobie w gazecie?

- Proszę zostawić dziecko w spokoju! -ofuknął ją Gigi. Druga pani spojrzała na zegarek na ręce.

- Jeżeli teraz nie dodamy porządnie gazu, to samolot odleci nam sprzed nosa. Pan wie, co by to było.

- Mój Boże - odpowiedział zdenerwowany Gigi - czy naprawdę nie mogę spokojnie zamienić paru słów po takim długim niewidzeniu! Ale sama widzisz, moje dziecko, one mi na to nie pozwalają, te poganiaczki niewolników!

- Och - rzuciła druga pani zjadliwie - nam przecież zupełnie wszystko jedno. My tylko wykonujemy nasze obowiązki.

Pan nam płaci za to, czcigodny mistrzu, żebyśmy pilnowały pań- 1 66 skich terminów.

- Tak, naturalnie, naturalnie - wycofał się Gigi. - No, więc jedźmy już. Wiesz co, Momo? Pojedź ze mną na lotnisko. Będziemy mogli w tym czasie porozmawiać. A mój kierowca odwiezie cię potem do domu. Zgoda?

Gigi, nie czekając na odpowiedź Momo, wziął ją za rękę i pociągnął do samochodu. Trzy panie usadowiły się na tylnym siedzeniu. Gigi siadł obok kierowcy i wziął Momo na kolana. I tak ruszyli w drogę.

Momo już chciała zacząć opowiadać o mistrzu Horze i Kwiatach Jednej Godziny, kiedy jedna z pań pochyliła się ku przodowi.

- Przepraszam - powiedziała - ale przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł. Powinniśmy natychmiast zaprezentować Momo Towarzystwu Filmów Propagandowych. Nadaje się znakomicie na gwiazdkę do filmu przygodowego, który w najbliższym czasie będzie kręcony. Niech pan sobie tylko wyobrazi tę sensację! Momo gra rolę Momo!

- Czy pani jeszcze nie zrozumiała? - spytał ostro Gigi. - Nie chcę wciągać dziecka w te sprawy!

- Doprawdy nie wiem, o co panu chodzi - odparła pani obrażonym tonem. - Każdy inny oblizywałby się na myśl o takiej okazji.

-r- Nie jestem każdym innym! - wrzasnął Gigi, nagle wpadając we wściekłość. I zwracając się do Momo dodał: - Może tego nie rozumiesz, ale ja po prostu nie chcę, żeby ta przeklęta zgraja i ciebie dostała w swoje ręce.

Teraz wszystkie trzy panie poczuły się obrażone.

Gigi jęcząc chwycił się za głowę, potem wyjął z kieszonki w kamizelce srebrne puzderko, wziął pigułkę i połknął ją.

Kilka minut nikt się nie odzywał.

Wreszcie Gigi odwrócił się do trzech pań.

- Proszę mi wybaczyć - mruknął znużony - nie miałem pań na myśli. Po prostu nerwy mnie zawodzą.

- No, o tym zdążyłyśmy się już przekonać - zauważyła pierwsza pani.

- Ale teraz - ciągnął Gigi uśmiechając się trochę sztucznie do Momo - mówmy już tylko o sobie.

- Jeszcze tylko jedno pytanie, zanim będzie za późno -

167 wmieszała się druga pani. - Bo za chwilę dojedziemy na miejsce. Czy zgodziłby się pan, żebym przynajmniej przeprowadziła szybko wywiad z tym dzieckiem?

- Dość tego! - wrzasnął Gigi, doprowadzony do ostateczności. - Ja chcę teraz rozmawiać z Momo, i to zupełnie prywatnie! To jest dla mnie ważne! Ile razy mam pani jeszcze tłumaczyć?

- Pan sam ciągle mi robi wyrzuty - odpowiedziała pani, teraz równie wściekła jak on - że nie robię panu dostatecznej reklamy.

- Tak jest!-jęknął Gigi. - Ale nie teraz! Nie teraz!

- Wielka szkoda - stwierdziła pani. - Coś takiego wycisnęłoby ludziom łzy z oczu. Ale jak pan chce. Może będziemy mogli to później zrobić, jeżeli...

- Nie!-przerwał jej Gigi. - Ani teraz, ani później, ani w ogóle nigdy. A teraz niech pani łaskawie milczy, dopóki będę rozmawiał z Momo.

- No, wie pan! - Odpowiedziała pani równie ostro. - Ostatecznie chodzi o pańską reklamę, nie o moją! Powinien pan dobrze zastanowić się, czy może pan pozwolić sobie obecnie na stracenie takiej okazji!

- Nie - krzyczał zrozpaczony Gigi - nie mogę sobie na to pozwolić! Ale Momo nie wchodzi w grę. A teraz - błagam panią! - proszę zostawić nas na pięć minut w spokoju!

Panie umilkły. Gigi, wyczerpany, przesunął ręką po oczach.

- Widzisz teraz, do czego doszedłem. - Roześmiał się z goryczą.- Nie mogę wrócić, nawet gdybym chciał tego. Jestem skończony. „Gigi zawsze pozostanie Gigim!" Pamiętasz? Ale Gigi nie jest już Gigim. Powiem ci jedno, Momo, najniebezpieczniejsze są w życiu marzenia, które się spełniają. W każdym razie, jeżeli dzieje się to tak, jak ze mną. Ja już nie mam o czym marzyć. I nie mógłbym też nauczyć się tego znowu od was. Mam wszystkiego dość.

Posępnie spoglądał przez okno.

- Jedyną rzeczą, jaką mógłbym jeszcze zrobić, to zamknąć gębę na kłódkę, nic już nie opowiadać, umilknąć może aż do końca życia, a przynajmniej do czasu, kiedy ludzie o mnie zapomną i stanę się znowu nieznanym nieborakiem. Ale być biednym i bez marzeń - nie, Momo, to prawdziwe piekło. Dlatego wolę już zostać tu, gdzie jestem. Wprawdzie to także piekło, ale przynajmniej wygodne. Ach, co ja też opowiadam? Oczywiście, ty nie możesz zrozumieć wszystkiego.

Momo tylko patrzyła na niego. Rozumiała przede wszystkim, 168 że Gigi jest chory, śmiertelnie chory. Podejrzewała, że szarzy panowie maczali w tym palce. I nie wiedziała, jak mogłaby mu pomóc, skoro on sam tego nie chce.

- Ale ciągle mówię tylko o sobie - powiedział Gigi - teraz ty wreszcie opowiedz, Momo, co w tym czasie przeżyłaś?

Właśnie w tej chwili samochód zatrzymał się przed dworcem lotniczym. Wszyscy wysiedli i weszli do hali. Tu Gigiego oczekiwały juz umundurowane stewardessy. Kilku reporterów sfotografowało go i zasypało pytaniami. Ale stewardessy prosiły o pośpiech, bo samolot miał wystartować za parę minut.

Gigi pochylił się do Momo, patrząc tylko na nią. I nagle Izy pojawiły się w jego oczach.

- Słuchaj, Momo - powiedział tak cicho, że otaczający ich ludzie nie mogli go dosłyszeć - zostań ze mną! Wezmę cię w tę podróż i wszędzie później. Zamieszkasz w moim pięknym domu i będziesz chodziła w aksamitach i jedwabiach, jak prawdziwa mała księżniczka. Bylebyś była ze mną i słuchała mnie. Może wtedy przyjdą mi na myśl znowu prawdziwe opowieści, takie jak dawniej, wiesz? Powiedz tylko „tak", a wszystko się ułoży. Pomóż mi, proszę cię!

Momo tak bardzo pragnęłaby pomóc Gigiemu. Aż ją serce od tego bolało. Czuła jednak, ze nie byłoby dobrze, gdyby on był znowu Gigim, i ze ona nie pomogłaby mu, gdyby przestała być dawną Momo. Jej oczy także napełniły się łzami. Potrząsnęła głową.

I Gigi zrozumiał. Smutno pokiwał głową, a potem panie, którym sam za to płacił, pociągnęły go za sobą. Z daleka pomachał jeszcze ręką do Momo i ona mu się odwzajemniła, a potem zniknął.

Podczas całego spotkania z Gigim Momo nie zdołała wtrącić ani słowa. A tyle miała mu do powiedzenia! Zdawało jej się, ze przez odnalezienie Gigiego dopiero go naprawdę utraciła.

Powoli odwróciła się i poszła ku wyjściu. I nagle ogarnął ją piekący strach: utraciła także Kasjopeję!

Rozdział szesnasty Nadmiar strapień

- Więc dokąd cię zawieźć?-spytał kierowca, kiedy Momo wsiadła z powrotem do eleganckiego samochodu Gigiego.

Dziewczynka zmieszana patrzyła przed siebie. Co miała mu odpowiedzieć? Dokąd właściwie chciała jechać? Musiała poszukać Kasjopeji. Ale gdzie? Kiedy i gdzie ją zgubiła? Wiedziała na pewno, ze podczas całej jazdy z Gigim żółwia juz nie było. A więc przed dom Gigiego! I teraz przypomniała sobie także, ze na pancerzu Kasjopeji widniały słowa: ŻEGNAJ! i IDĘ SZUKAĆ CIEBIE. Oczywiście, Kasjopeja z góry wiedziała, że za chwilę się zgubi. Dlatego poszła szukać Momo. Ale gdzie miała Momo szukać Kasjopeji?

- No, pośpiesz się trochę - powiedział kierowca, bębniąc palcami na kierownicy. - Mam jeszcze co innego do roboty oprócz wożenia cię na spacer.

- Proszę, zawieź mnie do domu Gigiego - odpowiedziała Momo.

Kierowca spojrzał na nią zdziwiony.

- Zdaje mi się, ze miałem cię odwieźć do domu. A może będziesz teraz mieszkała u nas?

- l\|je - odparła Momo. -Zgubiłam coś na ulicy i muszę tego poszukać.

Kierowca nie miał nic przeciw temu, bo i tak musiał tam wrócić. Kiedy przybyli przed willę Gigiego, Momo wysiadła i zaraz zaczęła poszukiwania

- Kasjopejo! - wołała co chwilę cicho - Kasjopejo !

- Czego ty właściwie szukasz? - spytał kierowca przez okno samochodu.

- Żółwia mistrza Hory - odpowiedziała Momo. - Nazywa się Kasjopeja i zna przyszłość na pół godziny naprzód. Pisze litery na swoim pancerzu. Muszę ją koniecznie znaleźć. Pomożesz mi?

- Nie mam czasu na głupie żarty! - burknął kierowca i wjechał przez bramę, która zaraz się zamknęła.

Momo szukała więc sama. Przeszukała całą ulicę, ale nie znalazła Kasjopeji.

„Może wyruszyła już z powrotem do amfiteatru" - pomyślała.

uziewczynka poszła wolno tą samą drogą, którą tu przyszła. 1 70 Zaglądała przy tym za każdy załom muru i do każdego rowu. I ciągle wołała żółwia. Ale na próżno.

Dopiero późną nocą dotarła do amfiteatru. Także i tu starannie przeszukała wszystko mimo panującej ciemności. Miała leciutką nadzieję, że jakimś cudem żółw doszedł do domu jeszcze przed nią. Ale to było, oczywiście, niemożliwe przy jego powolności.

Momo położyła się na łóżku. Pierwszy raz była naprawdę zupełnie sama.

Parę tygodni spędziła Momo na bezplanowym krążeniu po wielkim mieście i szukaniu Beppa Zamiatacza Ulic. Nikt nie umiał powiedzieć, gdzie Beppo przebywa, pozostała więc tylko w jej rozpaczy nadzieja, że kiedyś przypadkowo skrzyżują się ich drogi. Jednakże w tym wielkim mieście możliwość przypadkowego spotkania była równie znikoma, jak ta, że list w butelce, wrzuconej przez rozbitka w fale oceanu, zostanie gdzieś na odległym wybrzeżu wyłowiony przez łódź rybacką.

„A jednak - mówiła sobie Momo - być może nieraz byliśmy bardzo blisko siebie". Kto wie, jak często przechodziła koło miejsca, w którym Beppo był przed godziną, przed minutą, a może nawet przed chwilą. Albo jak często mógł Beppo przechodzić przez ten plac albo mijać ten róg ulicy tylko trochę wcześniej niż ona, czy też tuż przed nią. Dlatego Momo często czekała wiele godzin na jednym miejscu. W końcu jednak musiała kiedyś iść dalej i znowu mogło się zdarzyć, że dzieliły ich zaledwie sekundy.

Jak bardzo przydałaby się jej teraz Kasjopeja! Gdyby była przy niej, poradziłaby: CZEKAJ! albo IDŹ DALEJ!, a bez niej Momo nigdy nie wiedziała, co powinna zrobić. Lękała się, że minie się z Beppem dlatego, że na niego czeka, a zarazem lękała się, że minie się z nim, dlatego, że nie czekała.

Rozglądała się także za dziećmi, które dawniej zawsze do niej przychodziły. Ale nigdy nie dostrzegła któregoś z nich. W ogóle nie widywała dzieci na ulicy i przypomniała sobie to, co powiedział Nino: że dzieci pozostają teraz pod dozorem.

To, że Momo nigdy nie zatrzymał policjant albo inna dorosła osoba i że nie odprowadzono jej do „Przechowalni", spowodowała tajna, nieustanna opieka szarych panów. Psułoby to bowiem plany, jakie mieli wobec Momo. Ale ona o tym nie wiedziała.

1 71 Dziewczynka chodziła raz na dzień do Nina, żeby coś zjeść. Ale nigdy nie mogła porozmawiać z nim dłużej niż podczas ich pierwszego spotkania. Nino zawsze się spieszył i nie miał ani chwili czasu dla niej.

Z tygodni zrobiły się miesiące. I Momo wciąż była sama. Raz tylko, siedząc o zmierzchu na poręczy mostu, zobaczyła na drugim moście małą, schyloną postać. Machała ona z takim pośpiechem miotłą, jakby chodziło o śmierć lub życie. Momo wydało się, że poznaje Beppa, więc zaczęła wołać i machać ręką do tego człowieka, ale on ani na chwilę nie przerwał pracy. Dziewczynka pobiegła pędem, ale kiedy znalazła się na tamtym moście, nikogo już na nim nie było.

„To chyba nie Beppo - powiedziała do siebie, aby się pocieszyć. - Nie, to nie mógł być on. Wiem przecież, jak Beppo zamiata".

Czasem pozostawała cały dzień w domu w starym amfiteatrze, gdyż nagle budziła się w niej nadzieja, że może Beppo wstąpi zobaczyć, czy nie wróciła. Jeśliby jej wtedy nie było, sądziłby, że jest wciąż jeszcze zaginiona. Wtedy jednak dręczyła ją myśl, że może tak właśnie stało się już przed tygodniem albo wczoraj! Więc czekała, ale, oczywiście, na próżno. Wreszcie namalowała dużymi literami na ścianie pokoiku napis: zaraz wracam. Jednakże nikt oprócz niej tego napisu nie przeczytał.

Jedno tylko nie opuszczało jej przez cały ten czas: żywe wspomnienie pobytu u mistrza Hory, kwiatów i muzyki. Wystarczyło, aby zamknęła oczy i wsłuchała się w siebie, a już widziała płomienną wspaniałość kwiatów i słyszała muzykę głosów. I tak, jak pierwszego dnia, umiała wymawiać ich słowa i śpiewać ich melodie, mimo że powstawały one wciąż na nowo i nigdy się nie powtarzały. Czasem Momo całymi dniami siedziała na kamiennych stopniach, mówiła i śpiewała dla siebie samej. Nikt tego nie słuchał oprócz drzew, ptaków i starych kamieni.


Date: 2016-04-22; view: 723


<== previous page | next page ==>
Kwiat Jednej Godziny 2 page | Kwiat Jednej Godziny 4 page
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.012 sec.)