Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Dużo marzeń i parę wątpliwości

Późnym popołudniem przybyli Gigi i Beppo. Zastali Momo siedzącą w cieniu muru, jeszcze trochę bladą i wzburzoną. Usiedli obok niej i zapytali, co się z nią działo. Momo zająkując się zaczęła im opowiadać o swoich przeżyciach. W końcu powtórzyła słowo w słowo całą rozmowę z szarym panem.

Podczas tego opowiadania stary Beppo przyglądał się dziewczynce bardzo poważnie i badawczo. Bruzdy na jego czole pogłębiły się. Milczał i wtedy, kiedy Momo skończyła mówić.

Gigi natomiast słuchał ze wzrastającym poruszeniem. Oczy zaczęły mu błyszczeć, jak to często bywało wtedy, kiedy sam opowiadając nabierał rozpędu.

- Momo - powiedział wreszcie, kładąc jej rękę na ramieniu - teraz wybiła nasza wielka godzina ! Odkryłaś coś, o czym dotychczas nikt nie wiedział! I teraz uratujemy nie tylko naszych dawnych przyjaciół, nie, uratujemy całe miasto! My troje; ja, Beppo i ty, Momo!

Zerwał się z miejsca i wyciągnął obie ręce. W wyobraźni widział siebie przed tłumem ludzi, wykrzykujących na cześć jego, wyzwoliciela.

- No, dobrze - powiedziała Momo trochę zmieszana - ale jak my to zrobimy?

- O co ci chodzi? - spytał Gigi rozdrażniony.

- Chodzi mi o to - wytłumaczyła mu Momo - w jaki sposób zwyciężymy szarych panów?

- Widzisz - powiedział Gigi - naturalnie w tej chwili dokładnie jeszcze tego nie wiem. Musimy to dopiero obmyślić. Ale jedno jest oczywiste: ponieważ teraz wiemy, ze oni istnieją, i wiemy, co robią, musimy stoczyć z nimi walkę. A może się boisz?

Momo z zakłopotaniem kiwnęła głową.

- Wydaje mi się, że to nie są zwykli ludzie. Ten, który był u mnie, wyglądał jakoś inaczej. I to straszne zimno. A jeśli ich jest wielu, na pewno są niebezpieczni. Owszem, boję się.

- Ach, co tam ! - Zawołał Gigi. - To zupełnie prosta sprawa ! Ci szarzy panowie mogą robić swoje ciemne interesy, tylko, jeśli są nierozpoznani. Twój gość sam ci to zdradził. No, więc musimy postarać się, żeby zostali rozpoznani. Bo kto ich raz rozpozna, będzie ich pamiętał, a pamiętając, zawsze ich rozpozna. Więc nie mogą nam nic zrobić - jesteśmy dla nich niedosiężni!

- Tak myślisz? - Spytała Momo z lekkim powątpiewaniem.

- Oczywiście! - ciągnął Gigi z błyszczącymi oczami.- Inaczej twój gość nie uciekałby od ciebie na łeb na szyję. Oni drżą przed nami!



- Ale w takim razie - wtrąciła Momo - może ich w ogóle nie znajdziemy. Może ukryją się przed nami?

- To się może także zdarzyć - przyznał Gigi. - W takim razie musimy ich wywabić z kryjówki.

- Ale jak? - Spytała Momo. - Zdaje mi się, że oni są bardzo przebiegli.

- Nic łatwiejszego! - Roześmiał się Gigi. - Złapiemy szarych panów na ich własną chciwość. Myszy łapie się na słoninę, więc złodziei czasu można złapać na czas. A my mamy go dość! Możesz na przykład usiąść, jako przynęta i zwabić ich. A kiedy przyjdą, Beppo i ja wyskoczymy z kryjówki i pokonamy ich.

- Ale oni mnie już znają - zauważyła Momo. - Nie myślę, żeby dali się na to nabrać.

- Dobrze - odparł Gigi, który miał aż nadmiar pomysłów. - W takim razie zrobimy co innego. Szary pan mówił coś o Kasie Oszczędności Czasu. To musi być jakiś budynek. Stoi gdzieś w mieście. Musimy go tylko znaleźć. I na pewno go znajdziemy, bo z pewnością jest jakiś niezwykły: szary, przejmujący zgrozą, pozbawiony okien, ogromna kasa pancerna z betonu! Widzę go przed sobą. Kiedy go znajdziemy, dostaniemy się do wnętrza. Każde z nas będzie miało w rękach ciężkie pistolety. „Oddajcie natychmiast cały skradziony czas!" - powiem...

- Ale my nie mamy pistoletów - przerwała mu zmartwiona Momo.

- No, to obejdziemy się bez pistoletów - oświadczył Gigi. - To ich jeszcze bardziej przerazi. Samo nasze zjawienie się wystarczy, żeby ich ogarnął paniczny strach.

- Może byłoby lepiej - powiedziała Momo - żeby nas było trochę więcej niż troje. Może znaleźlibyśmy także prędzej Kasę Oszczędności Czasu, jeżeli inni szukaliby jej razem z nami.

- To dobra myśl - pochwalił ją Gigi. - Powinniśmy zmobilizować wszystkich naszych dawnych przyjaciół. I mnóstwo dzieci, które teraz zawsze tu przychodzą. Proponuję, żebyśmy zaraz wszyscy troje wyruszyli i zawiadomili tyle osób, ile będziemy mogli znaleźć. A one niech to rozpowiadają innym. Spotkamy się tu wszyscy o trzeciej po południu na wielkiej naradzie.

Wybrali się więc od razu w drogę, Momo w jednym kierunku, Beppo i Gigi w drugim.

Kiedy ci dwaj uszli już kawałek, Beppo, który dotychczas milczał, zatrzymał się nagle.

- Słuchaj, Gigi - powiedział - martwię się.

Gigi odwrócił się ku niemu.

Beppo chwilę patrzał na przyjaciela, potem powiedział:

- Czym się martwisz?

- Wierzę Momo.

- No więc? - Spytał zdziwiony Gigi.

- Myślę, że to, co nam opowiadała, jest prawdą.

- I co? - Gigi nie rozumiał, o co chodzi.

- Widzisz - wytłumaczył Beppo - jeżeli to, co powiedziała Momo, jest prawdą, to musimy zastanowić się dobrze, co zamierzamy zrobić. Jeżeli rzeczywiście mamy do czynienia z tajną bandą przestępczą - wiesz, z takimi nie można zadzierać jak gdyby nigdy nic, rozumiesz? Jeżeli ich po prostu wyzwiemy, Momo może znaleźć się w trudnej sytuacji. O nas nie chcę mówić, ale jeżeli wciągniemy w to dzieci, być może narazimy je na niebezpieczeństwo. Powinniśmy się naprawdę zastanowić nad tym, co robimy.

- Ach, co tam! - Zawołał Gigi i roześmiał się. -Że też ty zawsze musisz się martwić! Im nas będzie więcej, tym lepiej.

- Wydaje mi się - rzekł Beppo poważnie - że ty wcale nie wierzysz, że to, co nam opowiadała Momo, jest prawdą.

- Cóż to w ogóle znaczy: prawda I - wykrzyknął Gigi. - Ty w ogóle nie masz wyobraźni, Beppo. Cały świat jest jedną wielką historią i my bierzemy w niej udział. Owszem, Beppo, wierzę tak samo jak ty, we wszystko, co nam opowiedziała Momo.

Beppo nie wiedział, co odpowiedzieć, ale słowa Gigiego bynajmniej nie przyczyniły się do uspokojenia jego troski.

Potem rozstali się i każdy z nich poszedł w innym kierunku, aby zawiadomić przyjaciół i dzieci o jutrzejszym zebraniu, Gigi z lekkim, Beppo z ciężkim sercem.

Tej nocy Gigi śnił o przyszłej sławie wyzwoliciela miasta. Widział siebie we fraku, Beppa w surducie, a Momo w białej atłasowej sukni. Wszystkim trojgu zawieszono na szyi złote łańcuchy i włożono na głowę wieńce z wawrzynu. Rozbrzmiewała cudowna muzyka i na cześć bohaterów miasto urządziło korowód z pochodniami, tak długi i wspaniały, jakiego ludzie nigdy jeszcze nie widzieli.

W tym czasie stary Beppo leżał na łóżku, ale nie mógł zasnąć. Im dłużej się zastanawiał, tym jaśniej widział niebezpieczeństwo, jakim grozi cała ta sprawa. Oczywiście nie pozwoli, aby Gigi i Momo sami narazili się na zgubę, nie opuści ich, cokolwiek miałoby się stać. Ale musi przynajmniej spróbować ich powstrzymać.

Nazajutrz o trzeciej po południu ruina starego amfiteatru rozbrzmiewała zgiełkiem i rozmową. Dorośli spośród dawnych przyjaciół, niestety, nie przyszli (oczywiście z wyjątkiem Beppa i Gigiego), zebrało się jednak około pięćdziesięciorga czy sześć-dziesięciorga dzieci z bliższej i dalszej okolicy, ubogich i zamożnych, dobrze wychowanych i nieokrzesanych,większych i mniejszych. Niektóre, jak na przykład Maria, wzięły ze sobą młodsze rodzeństwo i prowadziły je za rękę albo niosły. Maluchy szeroko otwartymi oczami, z palcem w buzi, przyglądały się niezwykłemu zebraniu. Byli też oczywiście Franco, Paolo i Massimo, pozostałe dzieci należały do tych, które dopiero ostatnio zaczęły przychodzić do amfiteatru. Zwłaszcza one żywo interesowały się sprawą, o którą tu chodziło.

Zjawił się także ów chłopiec z przenośnym radiem, ale bez radia. Usiadł obok Momo, której na samym wstępie powiedzfał, że nazywa się Claudio i rad jest mogąc działać z nimi.

Kiedy wreszcie widoczne było, że nie przyjdzie już więcej spóźnialskich, podniósł się Gigi Oprowadzacz i szerokim gestem nakazał milczenie. Umilkły, więc okrzyki i rozmowy i w kamiennej ruinie zapanowała cisza.

- Drodzy przyjaciele - zaczął mówić donośnym głosem Gigi - wszyscy wiecie już mniej więcej, o co chodzi. Powiedziano wam to zapraszając was na tę tajną naradę. Dotychczas było tak, że coraz więcej ludzi miało coraz mniej czasu, mimo że bezustannie oszczędzali ozas wszelkimi sposobami. Ale, widzicie, właśnie ten oszczędzony czas ludzie tracili. A dlaczego? Momo to odkryła! Ten czas dosłownie kradnie ludziom banda

85 złodziei czasu! I do tego, aby ukrócić proceder tej zimnej jak lód przestępczej organizacji, potrzebujemy waszej pomocy. Jeżeli wszyscy jesteście gotowi iść z nami ręka w rękę, skończy się ta groza, która zawisła nad ludźmi. Czy nie uważacie, że warto walczyć o to?

Gigi przerwał, a dzieci zaczęły klaskać w dłonie.

- Później będziecie radzili nad tym, co chcemy przedsięwziąć. Ale teraz niech Momo opowie o swoim spotkaniu z jednym z tych typów i o tym, w jaki sposób się zdradził.

- Chwileczkę! - przerwał stary Beppo wstając. - Słuchajcie, dzieci, jestem przeciwny temu, żeby Momo przemawiała. Tak nie można. Jeżeli Momo powie wszystko, ściągnie na siebie i na was wielkie niebezpieczeństwo...

- Owszem!-zawołało kilkoro dzieci. - Niech Momo opowie!

Inne przyłączyły się do nich i w końcu wszystkie wołały chórem:

- Momo! Momo! Momo!

Stary Beppo usiadł, zdjął z nosa swoje małe okulary i przetarł palcami zmęczone oczy.

Momo wstała bardzo zmieszana. Nie wiedziała, czyje życzenie spełnić, Beppa czy dzieci - wreszcie zaczęła opowiadać. Dzieci słuchały w napięciu. Kiedy skończyła mówić, nastąpiła długa chwila ciszy.

Podczas sprawozdania Momo wszystkim dzieciom zrobiło się jakoś nieswojo. Tak niesamowicie nie wyobrażali sobie tych złodziei czasu. Jedno z maleństw zaczęło głośno płakać, ale prędko je uspokojono.

- No? - przerwał Gigi milczenie. - Kto z was odważy się razem z nami podjąć walkę z tymi szarymi panami?

- Dlaczego Beppo nie chciał, żeby Momo opowiedziała nam o swoim przeżyciu? - spytał Franco.

- Beppo uważa - wyjaśnił Gigi z uspokajającym uśmiechem - że szarzy panowie każdego, kto pozna ich tajemnicę, uznają za niebezpiecznego i dlatego będą go prześladować. Ale ja jestem pewien, że stanie się odwrotnie, że każdy, kto zna ich tajemnicę, jest przeciw nim uodporniony i oni nic mu nie mogą zrobić. Przecież to jasne! No, przyznaj, Beppo!

Ale Beppo tylko wolno potrząsnął głową. Dzieci milczały.

- Jedno jest w każdym razie pewne - podjął znowu Gigi - musimy trzymać się teraz razem w doli i niedoli! Musimy być ostrożni, ale nie pozwolić się zastraszyć. I dlatego pytam jeszcze raz, kto z was pójdzie z nami?

- Ja!-zawołał Claudio wstając. Trochę przy tym pobladł.

Za jego przykładem poszli inni, z początku z wahaniem, potem bardziej zdecydowanie, w końcu zgłosili się wszyscy.

- No, Beppo - powiedział Gigi wskazując na dzieci - i co ty na to?

- Dobrze - odparł Beppo, smutno kiwając głową. - Naturalnie i ja się przyłączam.

- A więc - zwrócił się Gigi znowu do dzieci - naradzimy się teraz, co mamy robić. Kto ma jakąś propozycję?

Wszyscy się namyślali. Wreszcie Paolo, chłopiec w okularach, spytał:

- Ale jak oni mogą to robić? Chodzi mi o to, jak można naprawdę kraść czas? Jak to się dzieje?

- Tak! - Zawołał Claudio. - Co to właściwie jest czas? Nikt nie umiał mu odpowiedzieć.

Po drugiej stronie kamiennego kręgu podniosła się Maria z małą siostrzyczką Dede na ręku i powiedziała:

- Może to jest coś takiego jak atom? Oni mogą zapisywać przy użyciu maszyny nawet myśli, które ktoś ma tylko w głowie. Sama to widziałam w telewizji. Dziś są specjaliści od wszystkiego.

- Mam pomysł! -Zawołał gruby Massimo swoim dziewczęcym głosem. - Kiedy robi się zdjęcia filmowe, wszystko wychodzi na filmie. A przy nagrywaniu dźwięków wszystko jest na taśmie. Może oni mają jakiś aparat, którym można nagrywać czas. Gdybyśmy wiedzieli, gdzie on jest nagrany, moglibyśmy po prostu puścić taśmę wstecz i mielibyśmy go znowu.

- W każdym razie - orzekł Paolo poprawiając okulary na nosie - musimy przede wszystkim znaleźć jakiegoś uczonego, który by nam pomógł. Inaczej nic nie będziemy mogli zrobić.

- Ach, ty ze swoimi uczonymi! - Zawołał Franco. - Im to już zupełnie nie można ufać! Załóżmy, że znajdziemy takiego, który zna się na rzeczy, skąd będziemy wiedzieli, że nie współpracuje ze złodziejami czasu? A wtedy dopiero znaleźlibyśmy się w tarapatach!

Było to słuszne zastrzeżenie.

Teraz podniosła się jakaś wyraźnie dobrze wychowana dziewczynka i powiedziała:

- Ja uważam, że najlepiej byłoby zameldować o wszystkim policji.

- Jeszcze czego! - Zaprotestował Franco. - Co tu może poradzić policja! Przecież to nie są zwykli bandyci! Albo policja od dawna już wie o wszystkim i widocznie nie może sobie z tym dać rady, albo też nie zauważyła jeszcze tej całej rozróby, a w takim razie jest w ogóle beznadziejna! Takie jest moje zdanie.

Nastąpiła cisza świadcząca o bezradności.

- Ale przecież coś musimy zrobić - odezwał się wreszcie Paolo. - I to jak tylko można najprędzej, zanim złodzieje czasu dowiedzą się o naszym spisku.

Teraz wstał Gigi Oprowadzacz.

- Drodzy przyjaciele - zaczął. - Przemyślałem gruntownie całą sprawę. Rozpatrzyłem i odrzuciłem setki planów, aż znalazłem jeden, który z pewnością doprowadzi do celu. Pod warunkiem, że wszyscy pomożecie! Chciałem tylko usłyszeć przedtem, czy któreś z was ma jakiś lepszy plan. A teraz powiem wam, co zrobimy.

Przerwał i wolno przebiegł spojrzeniem po siedzących. Tak licznych słuchaczy dawno nie miał.

- Moc tych szarych panów - ciągnął - jak wiecie, polega na tym, że mogą działać nie rozpoznani i w tajemnicy. A więc najprostszym i najskuteczniejszym środkiem dla ich unieszkodliwienia jest to, aby ludzie dowiedzieli się prawdy o nich. A jak to zrobimy? Urządzimy wielką demonstrację dzieci! Namalujemy plakaty i transparenty i wyjdziemy z nimi na ulice. Zwrócimy na siebie uwagę opinii publicznej. I zaprosimy całe miasto do nas do amfiteatru, aby je poinformować.

Zbudzi to ogromne wzburzenie wśród ludzi!

Napłyną wielotysięczne tłumy! A kiedy zbierze się tu nieprzejrzana masa ludzka, odsłonimy straszliwą tajemnicę! I wtedy - wtedy świat zmieni się za jednym zamachem! Nie będzie można już nikomu kraść czasu. Wszyscy będą go mieli tyle, ile zechcą, bo odtąd będzie go znowu dosyć. I to, moi przyjaciele, możemy wszyscy razem osiągnąć, jeśli tylko chcemy. Więc jak?

Odpowiedzią był radosny okrzyk wielu głosów.

- Stwierdzam zatem - zakończył Gigi swoje przemówięnie - że jednogłośnie uchwaliliśmy, aby zaprosić całe miasto do amfiteatru na przyszłą niedzielę po południu. Ale do tego terminu musimy zachować nasz plan w najgłębszej tajemnicy, rozumiecie? A teraz przyjaciele - do roboty!

Tego dnia i w ciągu kilku następnych w ruinie panował ukrywany, ale niezwykle ożywiony ruch. Dzieci przytaszczyły papier, słoiki z farbą, pędzle, klej, deski, papę i listwy, i co tam im jeszcze było potrzebne. (Nie pytajmy lepiej, w jaki sposób i skąd). I podczas gdy jedni fabrykowali transparenty, plakaty i tablice do zawieszania na szyi, inni, umiejący dobrze pisać, wymyślali efektowne teksty i malowali je.

Były to wezwania na przykład następującej treści:

Y ienia MY DZ\EC) POWIEMY

CHODZli 0&YJĆCIE U/SlYSGT

I na wszystkich zaproszeniach wypisano oprócz tego miejsce i datę.

Kiedy wreszcie wszystko było gotowe, dzieci ustawiły się w amfiteatrze, z Gigi, Beppem i Momo na czele, i wyruszyły gęsiego do miasta ze swoimi tablicami i transparentami. Do tego hałasowały blaszanymi pokrywkami i piszczałkami, skandowały chórem okrzyki i śpiewały piosenkę, ułożoną przez Gigiego specjalnie na tę okazję:

Słuchajcie, /udzie, co wam dziś obwieszczę: pięć minut tylko do dwunastej jeszcze. Niechaj rozsądek obudzi się w was, czyż nie widzicie, że kradną wam czas?

Słuchajcie, /udzie, a powiem coś więcej: trzeba po/ożyć kres waszej udręce! Zanim w niedzielę trzecia będzie bić, przyjdźcie posłuchać, jak swobodnie żyć!*

Piosenka miała, oczywiście, więcej strofek, razem było ich dwadzieścia osiem, ale możemy poprzestać na tych.

* Przekład Aliny Gotębiowskiej

Kilka razy interweniowała policja, rozpędzając dzieci, kiedy zakłócały ruch uliczny. Ale nie zniechęcało to ich. Zbierały się na nowo w innym miejscu i zaczynały od początku. Poza tym nic im się nie stało, ale mimo wytężonej uwagi nie odkryły nigdzie śladu szarych panów.

Wiele innych dzieci natomiast, które zobaczyły pochód, a dotychczas nic nie wiedziały o całej sprawie, przyłączyło się do idących i wkrótce było ich wieleset, a w końcu aż tysiąc. W całym wielkim mieście przeciągały długie procesje dzieci, zapraszając dorosłych na ważne zebranie, które miało zmienić świat.


Date: 2016-04-22; view: 834


<== previous page | next page ==>
Niezwykła właściwość i zupełnie zwykła kłótnia 6 page | I złe zebranie, które się odbyło
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.01 sec.)