Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Zbigniew Herbert Drugi pokój

 

Dramaty, Wrocław 1997, s. 78-102

 

Osoby:

ON

ONA

TO, CO JEST ZA ŚCIANĄ

 

ONA: Nie mogę na nią patrzeć.

 

ON: Odwracaj się.

 

ONA: Tak zrobiłam.

 

ON: Dzisiaj?

 

ONA: Tak. Wchodzi do kuchni: „Czy mogę zagrzać wodę?" Zdejmuje garnek. Ona stawia czajnik: "Zimno". Ja nic. "Co pani ma mi za złe?" Odwróciłam się do okna. Bierze czajnik i wychodzi. Teraz będzie spokój.

 

ON: Myślisz?

 

ONA: Ona jest ambitna. Tylko ty nie mów do niej. Ani słowa. Powietrze.

 

ON: Co to pomoże? Nie wyprowadzi się.

 

ONA: Ale będzie spokój.

 

ON: Masz rację. Przestanie skrzeczeć historię o swojej córce, co się zgrzała na balu, napiła wody i umarła.

 

ONA: Ciebie oszczędzała. Mnie opowiadała wszystko: porody, wesela, romanse ciotek, awanse wujów. Jakie lubili grzybki i jak wyglądali w trumnie.

 

ON: Jest sama.

 

ONA: No to co?

 

ON: Na początku mówiła, że będzie dla nas jak matka.

 

ONA: Dziękuję. Zwykły egoizm. Dlaczego nie chciała zgodzić się na przytułek?

 

ON: Starzy boją się przytułku jak chłopi szpitala. Tam się idzie umrzeć.

 

ONA: Gdzieś trzeba.

 

ON: Lepiej w domu. Człowiek wstydzi się śmierci. Wie, że będzie leżał na wznak z otwartymi ustami i wszystko będzie można z nim zrobić. Lepiej w domu.

 

ONA: Wszystko jedno.

 

ON: Trzeba coś mieć własnego. Prześcieradło, poduszkę.

 

ONA: Za życia. Ale potem?

 

ON: Potem także. Kawałek ziemi, deski na krzyż,

 

ONA: Po co? Żeby oznaczyć miejsce, gdzie się zlatują krewni.

 

ON: Nie to. Chce się coś mieć. To chroni. Kiedy człowiek jest nagi — umiera. Ona też się broni: trzema garnkami, parawanem, kluczem do drzwi.

 

ONA: Śmierć wchodzi przez komin.

 

ON: I zastaje nas przy stole z ustami pełnymi chleba.

 

Pauza.

 

ONA: Nie ma co się roztkliwiać. Trzeba radzić. Po cośmy tu wleźli?

 

ON: Kto mógł wiedzieć, że to potrwa trzy lata. Wydawało się, że lada chwila.

 

ONA: Ja wiedziałam.

 

ON: Ty wszystko wiesz, tylko nic nie mówisz.

 

ONA: Pytałeś?

 

ON: Skończmy.

 

ONA: No właśnie, skończmy.

 

ON: Co chcesz?

 

ONA: Żebyś znalazł wyjście.



 

ON: Mam ją zarąbać siekierą?

 

ONA: Nie krzycz. Nie jesteś straszny. Jesteś śmieszny.

 

ON: Mam tego dosyć.

 

ONA: To był twój pomysł.

 

ON: No i co?

 

ONA: Teraz ja się męczę. Ciebie nie ma pół dnia.

 

ON: Pomów ze starą. Powiedz, że się spodziewamy dziecka.

 

ONA: Ucieszy się. Ona lubi dzieci.

 

ON: Zaproponuj odstępne. Starzy lubią pieniądze.

 

ONA: Nie będę z nią mówić.

 

ON: No to zgnijemy tu.

 

ONA: Długo ona może żyć?

 

ON: Długo. Nic nie robi.

 

ONA: Ale je nędznie. Mleko, kasza.

 

ON: To jej wystarczy.

 

ONA: Ile właściwie ma lat?

 

ON: Siedemdziesiąt albo osiemdziesiąt.

 

ONA: Jeżeli siedemdziesiąt, pożyje jeszcze dziesięć lat.

 

ON: To nie da się przewidzieć. Zawsze może przyjść choroba.

 

ONA: Pocieszmy się.

 

ON: Tak, jesteśmy bezsilni. Możemy tylko czekać.

 

ONA: Napiszmy list do niej.

 

ON: Jaki list?

 

ONA: Niby urzędowy. "Na podstawie uchwały z dnia... wzywa się do opuszczenia bezprawnie zajmowanego lokalu". Podpis nieczytelny. I wysłać pocztą.

 

ON: Można spróbować. Nie mamy nic do stracenia.

 

 

ON: Dostała już?

 

ONA: Wczoraj w południe.

 

ON: No i co?

 

ONA: No widzisz co? Nic.

 

ON: Musiała się przerazić?

 

ONA: Pewnie.

 

ON: Czy nie domyśla się, kto pisał?

 

ONA: Chyba nie.

 

ON: A nie sprawdzi tego?

 

ONA: Jak? Przecież nie wychodzi.

 

ON: Prawda. Ale to musiało na niej zrobić wrażenie.

 

ONA: Na pewno. Od wczoraj zamyka się na klucz.

 

ON: To znów nie jest dobrze. Zanadto się wycofała.

 

ONA: Może umrzeć i nawet nie będziemy wiedzieli.

 

ON: Trzeba nasłuchiwać. Cicho.

 

Pauza.

 

ONA: Nic nie słychać. Pewnie leży w łóżku. Ostatnio źle wyglądała. Nie ubierała się. Cały dzień w szlafroku. Skórę miała żółą i suchą. Ona już się pewnie nie poci i nie płacze. Śmierć - to wysychanie.

 

ON: Nawet zaschły jej oczy. Czasem bałem się, że wypadną jak szklane paciorki.

 

ONA: Ostatnio bardzo wyłysiała. Przedtem wiązała sobie na karku mały koczek. Niedawno stanęła tyłem do mnie. Zobaczyłam, że środek głowy ma łysy. Widać było po prostu różową, piegowatą skórę.

 

ON: I chodzi tak, jakby związana była sznureczkami. Pociągnąć mocniej, a wszystko się rozsypie.

 

ONA: Trzeba teraz uważać. Wciąż trzeba słuchać. Ciszej.

 

Pauza.

 

ON: Nic nie słychać.

 

ONA: Ona jest za lekka. Podłoga pod nią nie skrzypi. Tylko rano i w południe słychać, jak sobie gotuje.

 

ON: Kiedy byłem mały, złapałem jeża. Wsadziłem go do pudła od butów i zwiazałem sznurkiem. Rozmawiałem z nim. Stukałem palcem, a on się ruszał. Potem przestał.

 

ONA: Do czego zmierzasz?

 

ON: Do niczego. To wspomnienie.

 

 

ONA: Daj spokój.

 

ON: No.

 

ONA: Przestań.

 

ON: Dlaczego?

 

ONA: Nie mogę teraz.

 

ON: Znów wariujesz.

 

ONA: Jak będziemy sami.

 

ON: Jesteśmy sami.

 

ONA: Ona...

 

ON: Co ona?

 

ONA: Złazi z łóżka, idzie do ściany i słucha.

 

ON: Bzdura.

 

ONA: Poczekajmy, aż zaśnie. W lecie mieliśmy nad morzem mały pokoik. Osobny, na stryszku. Za ścianą tylko nietoperze. Byliśmy szczęśliwi.

 

ON: Czternaście dni.

 

ONA: Niedługo już nie będziemy mogli na siebie patrzeć. Znam już ciebie na pamięć. Czasem mam ochotę odejść.

 

ON: Trzeba się gubić i znajdować. To jest potrzebne dla miłości.

 

ONA: Moglibyśmy razem wyjechać.

 

ON: Dokąd?

 

ONA: Do innego miasta.

 

ON: W innym mieście to samo.

 

ONA: Wszędzie to samo.

 

ON: Czasem chcę mi się biec i krzyczeć.

 

ONA: Co krzyczeć?

 

ON: Aaaooo! Tak.

 

ONA: Ciasno, aż w gardle ściska.

 

ON: Za dużo ludzi na ziemi.

 

ONA: Włażą sobie na plecy.

 

ON: W końcu będziemy stać ciasno stłoczeni od oceanu do oceanu. Na brzegach będzie się topiło starców.

 

ONA: Cicho. Rusza się. Posłuchaj.

 

Pauza.

 

ON: Nic nie słyszę

 

ONA: Tak jakby łóżko skrzypiało.

 

ON: Złudzenie.

 

ONA: Ciszej. Teraz.

 

Pauza.

 

Tak. Nic. Ostatni raz słyszałam ją wczoraj wieczór. Było to zupełnie wyraźne. Coś upadło na ziemię.

 

ON: Może to ona upadła.

 

ONA: Nie, to była pokrywka.

 

ON: A potem nic.

 

ONA: Nic.

 

ON: To już dwadzieścia godzin.

 

ONA: Jak myślisz, co się tam dzieje?

 

ON: Nie wiem.

 

ONA: Ja też nie wiem.

 

ON: Warto zajrzeć.

 

ONA: Oszalałeś!

 

ON: Nie mówię, żeby wchodzić. Ale zobaczyć.

 

ONA: Próbowałam przez dziurkę od klucza. Nic nie widać. Na klamce wisi coś białego.

 

ON: Ciszej. Coś się poruszyło.

 

Pauza.

 

ONA: To zegar

 

ON: Jeśli chodzi, musiała go wczoraj nakręcić.

 

ONA: Niekoniecznie. Stare zegary nakręca się raz na tydzień.

 

ON: Racja. Chciałbym jednak wiedzieć.

 

ONA: Prędzej czy później to się wyjaśni.

 

ON: Nie ma powodu do alarmu.

 

ONA: Najważniejsze, żebyśmy byli spokojni.

 

ON: Wiesz, mam pomysł.

 

ONA: No?

 

ON: Zróbmy doświadczenie. Udawajmy, że przybijamy obraz. To tak, jakbyśmy do niej pukali. Jeśli się odezwie, to będzie dowód.

 

ONA: Dobry pomysł. Tylko po co się spieszyć. Można to zrobić jutro, jeśli się nic nie zmieni.

 

ON: Tak. Nie ma pośpiechu. Pośpiech może wszystko popsuć.

 

 

ON: No jak?

 

ONA: Nic. Rano też nic.

 

ON: Jak to rozumiesz?

 

ONA: Coś się stało.

 

ON: Ale co?

 

ONA: Nie wiem. Czasem lepiej nie wiedzieć.

 

ON: Na razie. Ale to się musi rozstrzygnąć. Albo tak, albo tak.

 

ONA: Wczoraj mówiłeś, że zastukasz.

 

ON: Mogę zastukać. Minęło już czterdzieści godzin.

 

Stuka, nadsłuchują.

Nic.

 

ONA: Nawet się nie poruszyło. Jeszcze raz zastukaj.

 

Stuka, nadsłuchują.

 

Dlaczego teraz stukałeś ciszej?

 

ON: Wcale nie stukałem ciszej. Stukałem tak samo, a nawet trochę mocniej.

 

ONA: Nieprawda. Stukałeś ciszej.

 

ON: To nie ma znaczenia. Nie odpowiada. Może śpi?

 

ONA: Jeśli śpi mocno, nie zbudzi się.

 

ON: Swoją drogą wolałbym wiedzieć.

 

ONA: Wczoraj było cicho, ale dzisiaj jest ciszej.

 

ON: Nie rozumiem.

 

ONA: Wczoraj było cicho, ale dzisiaj jest ciszej.

 

ON: Co to znaczy?

 

ONA: Nie ciszej, ale bardziej głucho. Wczoraj było tak, jakby tam ktoś był, ale cicho siedział. Dzisiaj jest tak, jakby nie było nikogo.

 

ON: Myślisz, że wyszła?

 

ONA: Wcale tego nie myślę.

 

ON: Czy na korytarzu nic nie czułaś?

 

ONA: Co miałam czuć?

 

ON: No, zapach jakiś.

 

ONA: Nic nie czułam.

 

ON: Nic? Może zapach lekarstwa? To by znaczyło, że jest chora. Jakby było czuć, tobyśmy wiedzieli.

 

ONA: Tak. To byłaby wiadomość.

 

ON: Może jeszcze raz zastukać?

 

ONA: To nie ma sensu. Lepiej zobaczyć.

 

ON: Ale jak?

 

ONA: Jej okna widać z kamienicy naprzeciw.

 

ON: No to co?

 

ONA: Można wejść na klatkę schodową i zobaczyć.

 

ON: Myślisz, że będzie widać?

 

ONA: Można spróbować.

 

ON: Czy ona nie ma zasłon na oknach?

 

ONA: Nie. Ma białe firanki do połowy okna.

 

ON: To dobrze. Teraz jest wieczór, będzie widać.

 

ONA: Idziesz?

 

ON: Tak.

 

ONA: Pójdę z tobą.

 

ON: To nie jest konieczne.

 

ONA: Mam dobry wzrok.

 

ON: Ale trzeba, żeby ktoś tutaj został i nasłuchiwał.

 

ONA: Nic przecież nie słychać.

 

ON: W każdej chwili może się coś stać.

 

ONA: Szybko wrócisz?

 

ON: Zobaczę i wrócę.

 

 

ONA: Dlaczego tak długo?

 

ON: Bałaś się?

 

ONA: Mówiłeś, że zaraz wrócisz.

 

ON: Chciałem coś zobaczyć.

 

ONA: No i co?

 

ON: Niewiele.

 

ONA: Ciemno?

 

ON: Nie, ale okno klatki schodowej jest trochę z boku. Widać róg szafy. Na środku pokoju krzesło. Na krześle bielizna.

 

ONA: To znaczy, że jest w łóżku.

 

ON: Prawdopodobnie.

 

ONA: Szkoda, że łóżka nie widać.

 

ON: Wychylałem się, ale nie widać.

 

ONA: To by posunęło sprawę.

 

ON: Jak to: posunęło?

 

ONA: Co poza tym widziałeś?

 

ON: Nic.

 

ONA: Żadnego ruchu?

 

ON: Raz jakby coś przemknęło. Ale to była skaza na szybie.

 

ONA: To wszystko?

 

ON: Wszystko.

 

ONA: Niewiele.

 

ON: Ważne jest, że światło się pali. Tam jest bardzo jasno. Pali się górne światło i pewnie jeszcze nocna lampka.

 

ONA: Ona nigdy tak długo nie pali światła.

 

ON: Tak. Chyba że jest sama. W ciemności człowiek jest samotny. Nawet sprzęty nie mogą go pocieszyć. Kiedy wychodziliśmy, paliła wszystkie światła. Ona bała się ciemności.

 

ONA: Dlaczego powiedziałeś "bała się"? Myślisz, że teraz już się nie boi?

 

ON: To nie ma znaczenia. Czy słyszałaś coś?

 

ONA: Zdawało mi się, że ktoś krzyknął. Ale to pewnie na ulicy.

 

ON: Pewnie na ulicy.

 

ONA: To był wysoki krzyk. Tak nawołują się młodzi. Może mi się w ogóle przesłyszało.

 

ON: Prawdopodobnie. Zresztą tam się już nic nie dzieje.

 

ONA: Myślisz, że to koniec?

 

ON: Koniec czego?

 

ONA: Sam powiedziałeś, że już się nic nie dzieje.

 

ON: To znaczy, jest spokój.

 

ONA: Raczej cisza. Jeszcze inna niż wczoraj. Jak przepaść.

 

ON: To nerwy.

 

ONA: Na pewno.

 

ON: Najważniejszy jest spokój. Mamy spokój. Jest cisza.

 

ONA: Można jeszcze coś spróbować?

 

ON: Co?

 

ONA: Nastawić na głos radio i otworzyć drzwi od korytarza. Jeśli śpi, to powinna się zbudzić.

 

ON: Spróbujmy.

 

ONA: Wyjdź na korytarz i słuchaj.

 

Hałaśliwa muzyka.

 

ON: Zamknij, do diabła!

 

ONA: Co się stało?

 

ON: To świństwo. To nie ma sensu. Teraz powinien być spokój.

 

ONA: Jak długo będzie to trwało?

 

ON: Nie wiem.

 

ONA: Trzeba się w końcu na coś zdecydować.

 

ON: Robimy wszystko, co można zrobić.

 

ONA: Trzeba tam wejść.

 

ON: Lepiej trochę później.

 

ONA: To już chyba dojrzało.

 

ON: Poczekajmy do rana. Jest noc. Rano wszystko inaczej wygląda.

 

 

ON: Nie śpisz?

 

ONA: Nie.

 

ON: Dlaczego?

 

ONA: Nie mogę.

 

ON: Ja też nie mogę.

 

ONA

Boję się zasnąć, żeby się nie śniło.

 

ON: Mnie się nigdy nic nie śni.

 

ONA: To lepiej.

 

ON: Może lepiej. Gdy zasypiam, czuję, że umieram.

 

ONA: To nieprzyjemnie.

 

ON: Nic nie boli. Coś się od nas oddziela i potem nie może wrócić. Krąży nad zamkniętym ciałem i nie ma którędy wejść.

 

ONA: Mówmy o czymś weselszym.

 

ON: Co kupimy, kiedy wygramy na loterii?

 

ONA: Samochód.

 

ON: Albo domek. Samochód i domek.

 

ONA: Jakiej marki będzie nasz samochód?

 

ON: Nie wiadomo, na co dostaniemy talon. No i nie wiadomo, czy wygramy.

 

ONA: Nie umiesz marzyć.

 

ON: Śpij lepiej. Już późno.

 

ONA: Nie mogę. Lepiej rozmawiajmy. Dokąd pojedziemy w lecie?

 

ON: Jak zwykle. Nad morze.

 

ONA: A może w góry.

 

ON: Jak pada w górach deszcz, to się można powiesić.

 

ONA: Jak pada nad morzem deszcz, też się można powiesić.

 

ON: Można pojechać na dwa tygodnie w góry i na dwa tygodnie nad morze.

 

ONA: Właśnie.

 

ON: Tylko wtedy dużo wydamy na kolej.

 

ONA: Przecież tylko tak mówimy.

 

ON: No to w porządku.

 

ONA: Która godzina?

 

ON: Niedługo świt.

 

ONA: Nie lubię świtu. To tak, jakby do gardła lali eter.

 

ON: Staraj się zasnąć.

 

ONA: Nie mogę.

 

ON: Jest tak, jakbyśmy całą noc czuwali nad nią.

 

ONA: Nie mów o niej teraz.

 

ON: Za parę godzin będziemy to już mieli poza sobą.

 

ONA: Uwolnimy się.

 

ON: Jestem piekielnie zmęczony. Nic nie robiłem, a jestem piekielnie zmęczony.

 

ONA: To nerwy. Zamknij oczy.

 

ON: Chciałbym, żeby już było po wszystkim.

 

 

ON: Jak myślisz, czy to jest teraz pewne?

 

ONA: Chyba tak. Całą noc paliło się tam światło. Teraz też się pali. Kto pali w dzień światło?

 

ON: Może tylko osłabła.

 

ONA: Za długo to trwa.

 

ON: Co robimy?

 

ONA: Nie ma na co czekać. Trzeba wejść.

 

ON: A jeśli zamknięte?

 

ONA: Wszystko jedno, trzeba wejść.

 

ON: Może to jeszcze trwa.

 

ONA: Dłużej nie można czekać. Mam iść z tobą?

 

ON: Zostań tutaj.

 

ONA: Wracaj zaraz.

 

ON: Zobaczę i wrócę.

 

Pauza. On wraca.

 

ON: Koniec.

 

ONA: Trzeba zaraz otworzyć okno.

 

ON: I posłać po lekarza.

 

ONA: Blady jesteś

 

ON: Muszę trochę posiedzieć.

 

ONA: Jak wygląda?

 

ON: Dobrze. To musiało się stać niedawno.

 

ONA: Leży?

 

ON: Tak.

 

ONA: Trzeba ją ułożyć, zanim zesztywnieje.

 

ON: Może poprosimy stróżkę?

 

ONA: Lepiej wszystko załatwić samemu. Musimy występować jako rodzina. Inaczej na pokój położą łapę.

 

ON: To będzie nas trochę kosztowało.

 

ONA: Trudno.

 

ON: I dużo chodzenia.

 

ONA: Weź zwolnienie.

 

ON: Trzeba posłać po lekarza. Musi być świadectwo. Nie można długo zwlekać.

 

ONA: Myślisz, że oni badają. Dotkną tylko i wypełnią druczek.

 

ON: Wszystko jedno, ale to trzeba mieć poza sobą.

 

ONA: Najlepiej zatelefonuj.

 

ON: Tak. Chwilę jeszcze posiedzę.

 

ONA: Chcesz wody?

 

ON: Nic nie robiłem, a jestem piekielnie zmęczony.

 

ONA: To nerwy. Musimy zaraz wziąć się do roboty.

 

ON: Nie będziemy mieli czasu rozpamiętywać.

 

ONA: Trzeba jej rzeczy zapakować i znieść do piwnicy. Zostawimy tylko łóżko. Do czasu aż ją zabiorą.

 

ON: Trzeba wywietrzyć. Trzeba dużo wietrzyć.

 

ONA: Podłogę najlepiej wywiórkować. Czy tam jest tapeta?

 

ON: Tapeta.

 

ONA: Trzeba ją zedrzeć. I pomalować.

 

ON: Najlepiej na jasny kolor.

 

ONA: Żółty.

 

ON: Tak, żółty. Żeby było zawsze jasno.


Date: 2016-01-14; view: 1249


<== previous page | next page ==>
Gemischtes Paradigma | Situation im Heimatland
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.036 sec.)