Niedawno odwiedził mnie mój długo nie widziany znajomy. Wiele rzeczy zmieniło się przez tych parę lat w życiu nas obu. W pewnym momencie jego spojrzenie padło na Krzyż wiszący na ścianie. Uśmiechnął się zagadkowo, jakby chciał zapytać, czy naprawdę wierzę w te „bajki”. Odgadłem jego myśl, wiec rzekłem stanowczo: „Tak, wierzę w Niego mocno i to On jest dla mnie wszystkim”. Nazwał mnie naiwnym i wybuchła między nami ostra polemika. W końcu stwierdził, że to najzwyczajniejsza legenda, stworzona bardzo dawno temu. Mówił, że jego syn niedawno poszedł do kościoła, bo – jak zaznaczył – katecheta tak kazał. Była to chyba droga krzyżowa i kiedy syn wrócił śmiał się setnie. Może kiedyś, w średniowiecznym zacofaniu mogliście opowiadać takie rzeczy, ale nie dziś. Dziś to się już nie zdarza.
Było ciepłe, wczesne, prawdziwie wiosenne popołudnie, gdy wyszliśmy na Drogę krzyżową. Drogę krzyżową XX wieku.
Stacja I
WYROK
Właściwie po kilku krokach natknęliśmy się na pierwsza stację. Oto przygarbiona pani w podeszłym wieku ciężko popychała wózek inwalidzki. Siedział na nim młody chłopak. Trudno było określić jego wiek, gdyż przykryty był kocem. Miał ciężko zwieszona głowę. Przed wózkiem posuwał się korowód młodych ludzi: chłopców i dziewcząt. Chyba byli pijani, na pewno jednak nie mocno. Poruszali się powoli przed wózkiem, co chwila rzucając w kierunku inwalidy brutalne wyzwiska, a jedna z dziewcząt nachalnie usiłowała zaprosić go na dyskotekę.
A przecież inwalida był jednym z nich, był młody tak jak i oni... Człowiek zdradzony przez swoich, człowiek skazany na śmierć... I tylko po twarzy starszej pani spływały wielkie łzy...
Stacja II
KRZYŻ
Szliśmy dolej w labiryncie wąskich uliczek na peryferiach dużego miasto, aż dotarliśmy do drugiej stacji.
Był mały, bardzo mały. Właściwie trudno określić jego wiek, gdyż był brudny, obdarty i z całą pewnością głodny. Dałem mu nie więcej niż 5-6 lat. Był bardzo dokładny – z wielkim namaszczeniem, skupieniem i uwagą zaglądał do każdego kosza. Żadnego nie pominął. Patrzył w napięciu do wnętrza. Czasem - sięgając tam ręką - i z wielkim triumfem na twarzy wydobywał jedna lub dwie butelki. Układał je na małym, drewnianym, trzykołowym wózku. Miał już kilkanaście. Tylko jego oczy, tak wyraziste przy jego blond czuprynie, były jakieś dziwne. Nie potrzeba wielkiej wyobraźni, by namalować obraz matki alkoholiczki, ojca będącego raz na pół roku w domu, małej siostrzyczki leżącej w czymś, co 50 lat temu było dziecięcym łóżeczkiem i płaczącej z głodu. I byłem dumny z tego młodego człowieka. On wziął swój krzyż mając 5 lat...
Stacja II
UPADEK
Idąc dolej mówiliśmy coraz mniej. Mój przyjaciel stawał się jakby nieobecny.. Na jednym z rogów stała nasza trzecia stacja. Kobieta była młoda, rzekłbym nawet ładna. Klęczała na twardym bruku ze spuszczoną głową. I tylko jej ręce drgały dość mocno, reszta ciała była nieruchoma. Przed nią leżała tekturowa tabliczka: „Jestem matką trojga dzieci, najstarsze z nich ma 4 lata. Mój mąż zginą w wypadku. Nie mam za co żyć. Wszystkie te informacje można sprawdzić w .....” Całość wypisana niebieskim pisakiem.
Krzyż życia powalający na ziemię. I tysiące ludzi przechodzących obojętnie lub co gorsza z uśmiechem drwiny na twarzy...
Stacja IV
MATKA
Poszliśmy dalej. Dom Dziecka. Ogród za siatka, a w nim grupka dzieci bawiących się w bliżej nieokreśloną zabawę. Roześmiane twarze rozbiegane oczy, wesołe dzieciaki zakrzykujące własną samotność i tęsknotę. Przy siatce mała dziewczynka. Jej twarzyczka jest smutna, blada, oczy patrzą gdzieś daleko. Jestem pewien, że nas nie widzi. Ono rozmawia, prowadzi dialog milenia. Dialog ze swoją matką, dialog z nieobecną.
"A Maryja była przy drodze..."
Stacja V
SZYMON CYRENEJCZYK
Zbliżaliśmy się powoli do śródmieścia. Coraz bardziej dawał się odczuć miejski ruch. Było coraz więcej ludzi, coraz większy huk i hałas. I wtedy przed bramą jednej ze starych kamienic spotkaliśmy Szymona, to znaczy on sam pojawił się na chwilę. Najpierw widzieliśmy małą grupkę młodzieży, bodaj dwóch chłopców i trzy dziewczyny. Właśnie gdy zbliżaliśmy się do nich, on - Szymon - wyszedł z bramy kamienicy. "Poczekajcie jeszcze trochę – krzykną - muszę babci przynieść węgla i wody to potrwa naprawdę 10 minut". Zanim zdążyli odpowiedzieć już go nie było. Nie specjalnie z niego nie drwili, jeśli się uśmiechali, były to raczej uśmiechy irytacji, może współczucia. Rozumieli go. Został przymuszony. Jakże inaczej musiała patrzeć na to staruszka, być może mieszkająca na 4 piętrze. A jakże inaczej on sam - ów Szymon - spojrzy na to za kilka lat...
Stacja VI
WERONIKA
Teraz byliśmy już prawie w centrum. Rozwrzeszczany świat nachalnych reklam, błyskających neonów, głośnej muzyki. Eden XX wieku. Przechodziliśmy akurat obok dużego pawilonu handlowego. Na jednej z wystaw ustawionych było mnóstwo telewizorów, małe i wielkie, przeróżne. Wszystkie były włączone. Pokazywały się na nich różne obrazy tu serwis informacyjny, tu film, tam jakiś koncert... Wizja bez fonii napastująca oczy. Wśród tych telewizorów, na skraju wystawy stał mały telewizor. Właściwie nie wiem, co mi kazało spojrzeć w jego stronę. Był włączony. I oto dostrzegłem obraz przedstawiający Matkę Teresę z Kalkuty, która pochylała się nad czymś, co z dużą odwagą ośmielę się nazwać łóżkiem. Spoczywał na nim człowiek wyglądający na umierającego, a Ona małym tamponem z waty ocierała mu pot z czoła. Już nie interesował mnie serwis informacyjny, film, koncert...
Stacja VII
UPADEK
Wypadło nam zejść do przejścia podziemnego, które zaprowadzić nas miało na drugą stronę ulicy. Zaczęliśmy schodzić powoli po stopniach. Już w poławia drogi dało się czuć charakterystyczny odór. Nie było ich zbyt dużo, może kilku. Siedzieli na porozrzucanych szmatach. Byli przeważnie starsi, by nie powiedzieć starzy. Nad ich głowami rozciągała się cywilizacja, cywilizacja, która zafundowała im toki los. A to oni ją tworzyli. Teraz smakowali twardość bruku...
Stacja VII
NIEWIASTY
Szliśmy dalej, choć właściwie - jak sądziłem – obaj mieliśmy ochotę uciec. Mijało nas wielu ludzi, wiele płaczących niewiast. Bo my wszyscy, albo przytłaczająca większość jesteśmy płaczącymi niewiastami. Przychodzimy, dostrzegamy, czasami litujemy się, oburzamy, czasami nazywamy siebie bezradnymi, mówimy, że nic nie możemy zrobić. Jakie to wszystko wygodne, jakie bezpieczne, jak bardzo zafałszowane. Obok nas codziennie przechodzi Chrystus, a my... płaczemy albo częstokroć udajemy.
One też płakały i były w swym płaczu godne politowania.
Stacja IX
UPADEK
Był już wczesny wieczór, choć jeszcze nie zapadła całkowita ciemność. Szliśmy wolno. Z przeciwka, trzymając za rękę trzyletnią dziewczynkę szedł mój sąsiad. Pozdrowiliśmy się uprzejmie nawzajem. „Człowiek, który powstał z upadku” – powiedziałem, gdy byliśmy już dostatecznie daleko. Był notorycznym alkoholikiem, był na samym dnie. Dwa lata temu przy porodzie zmarła jego żona. Trudno nazwać to, co przeszedł ten człowiek. Jego, dziś trzyletnią córkę, odebrała mu teściowa. Nie miał domu, pracy nie miał po co żyć. Ale jednak się podniósł. Podniósł choć wszyscy wokoło nie dawali mu żadnych szans...
Stacja X
ODARCIE Z SZAT
Weszliśmy do parku. Tu było zdecydowanie ciszej, spokojnej. Ludzi było niewielu. Przechodziliśmy właśnie obok malej piaskownicy, kiedy zostaliśmy świadkami niecodziennej sceny. Oto w piaskownicy bawiło się dwóch malców, ich mamy siedziały na ławce opodal, zagłębione w czytaniu kolorowych gazet. Nagle jeden z malców z tryumfalnym uśmiechem zniszczył piaskową budowlę drugiego, porywając przy tym jego zabawkę. Awantura gotowa - pomyślałem. Tymczasem pokrzywdzony wziął swój samochód, jaki mu jeszcze zastał i z promiennym uśmiechem ofiarował go koledze.
Ileż więcej nauki wlał w me serce ten brzdąc niż niejeden kaznodzieja...
Stacja XI
PRZYBICIE DO KRZYŻA
Trochę dolej, na ławce siedział chłopak. Był zamyślony może trochę smutny. Gdyby nie oczy, mógłby sprawiać wrażenie zrozpaczonego, przeszytego bólem. Ale jego oczy płonęły radością i miłością. Bez wątpienia był przybity, przybity przez fachowców do krzyża swego życia. Wielu jest dziś takich fachowców i równie wielu przybitych. A najprecyzyjniejszym narzędziem, którym się przybija jest słowo. Wtedy robi się to bezbłędnie, fachowo, niemal profesjonalnie. Krzyżuje się ludzi w XX wieku, krzyżuje w każdym miejscu i w każdym czasie.