Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Wizja dawnego Krakowa

Na krakowskim Rynku Głównym przy okazji remontu nawierzchni były prowadzone prace archeologiczne. Odsłonięcie kolejnych warstw ziemi ujawniło wiele zapomnianych tajemnic i wzbogaciło wiedzę historyczną o warunkach życia w średniowiecznym Krakowie. Wzmianki o tych odkryciach uruchomiły w mojej wyobraźni szereg barwnych obrazów. Zobaczyłem duży obszar, na którym kwitł handel najrozmaitszymi towarami. W niewielkich kramikach przekupki zachwalają hałaśliwie swoje wyroby. W cieniu i chłodzie przechowywane są naczynia z mlekiem, śmietaną i całe hałdy białych jak śnieg serów. U ulicznych sprzedawców można kupić gorącą polewkę nabieraną chochlą z wielkich dzbanów i chlipaną wprost z miseczek przez zgłodniałych klientów. Tęskne spojrzenia chłopców, zwłaszcza żaków krakowskich, zatrzymują się na pięknie wygiętych noskach butów zwanych ciżemkami. Kilka poważnych kupców wchodzi do gmachu wielkiej wagi miejskiej, gdzie na chybotliwych szalach odważa się w dużych ilościach zboże i różne rodzaje sypkich towarów. Wśród barwnych tłumów kręcą się zawodowi „poprawiacze humoru”: brzuchomówcy, żonglerzy i tancerki na linach. Obok kramów, w obrębie starych murów stoi budynek kościółka świętego Wojciecha. Wokół kilkadziesiąt grobów, bo starodawny zwyczaj nakazywał dokonywać pochówku zmarłych w granicach murów kościelnych. Po chwili wizja znika. Wicher historii zdmuchnął ślady tych ludzi z powierzchni ziemi. Zostało po nich zaledwie trochę kruchych przedmiotów, których świadectwo wywołuje z mroku obraz dawnych czasów.

179 słów

Niespodzianka

 

Martusia to moja długoletnia przyjaciółka. Lubimy wspólnie spędzać czas. Już siódmy rok chodzimy razem do szkoły. Dlatego byłam zdumiona, kiedy Marta odmówiła mojej prośbie, żebyśmy po lekcjach poszły do sąsiadki spod szóstki. Miałam zanieść do przeróbki starą spódnicę. Poczułam się głupio, bo nie udzieliła mi żadnych wyjaśnień. Nawet nie postarała się o wymówkę. Nie umiem się kłócić, więc nie powiedziałam ani słówka. Już na szkolnym podwórku pożegnała się ze mną. Sama, smutna i upokorzona wlokłam się w stronę domu. W milczeniu łykałam łzy, bo myślałam, że to już koniec naszej przyjaźni. Wkrótce dotarłam do wrót naszej kamienicy. Włożyłam klucz do zamka i już miałam przekręcić, kiedy usłyszałam za drzwiami gwar stłumionych głosów. Nie uległam panice, ale ostrożnie spojrzałam przez wizjer. Któż tam mógł być? Mama i siostra nie wróciły chyba z pracy? Zdjęłam z nogi prawy but, na wypadek, gdyby przyszło mi stoczyć bój z jakimś ponurym zbójem, który zaplanował w naszym domku rabunek. Energicznym ruchem pchnęłam drzwi i z ogłuszającym rykiem wpadłam do przedpokoju. Ku mojemu zdziwieniu zamiast brodatego zbója ujrzałam pękającą ze śmiechu rodzinkę wraz z Martusią. Z okrzykiem: „Niespodzianka!” rzucili się na mnie. A moja przyjaciółka wręczył mi piękną, nową, rudą spódniczkę, urodzinowy podarunek, o którym nawet nie ośmielałam się marzyć.



176 słów

Ferie zimowe

 

Jacek miał spędzić ferie zimowe w Zakopanem. Zaraz po przyjeździe na miejsce postanowił sporządzić plan wycieczek, o których marzył od dawna. Nie tylko piesze wyprawy śniły mu się po nocach, ale także narciarskie wyczyny. Pogoda dopisywała, chociaż synoptycy zapowiadali ocieplenie. Wytrawni turyści ostrzegali Jacka, że samotne wyprawy w góry są niebezpieczne, że bez przewodnika człowiek w Tatrach czuje się bezbronny. Radzili, aby poczekał na zmianę aury, gdyż wtedy może bezpiecznie wędrować po górskich szlakach. Młody turysta nie chciał się sprzeciwiać doświadczonym taternikom, ale bez powiadomienia kogokolwiek postanowił jednak wybrać się na Giewont. Z Domu Turysty wyszedł wcześnie rano, aby zdążyć wrócić przed zmierzchem. Narzucił sobie szybkie tempo. Po drodze wstąpił do schroniska, rozgrzał się gorącą herbatą i rozglądał się wokoło, czy ktoś nie idzie w kierunku Giewontu. Ruszył dalej samotnie, gdyż nikt z obecnych nie zamierzał ryzykować, tym bardziej, że niebo się zachmurzyło i zaczął padać śnieg. Brnął przez zaspy, czując coraz większe zmęczenie. Nagle potknął się i znalazł się na skraju przepaści. Strach sparaliżował go zupełnie. Wstrzymał oddech, bojąc się poruszyć, by nie spowodować zejścia lawiny. Na szczęście ratownik górski obserwował teren przez lornetkę i zorganizował pomoc bezmyślnemu chłopcu. Trzeba było przekonać się na własnej skórze, że samotna wyprawa w góry może skończyć się nieszczęściem.

178 słów


Date: 2016-01-14; view: 490


<== previous page | next page ==>
Wizyta w Stanach Zjednoczonych | Niepotrzebne zwierzenia
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.007 sec.)