- Przemyślałaś sprawę? - zapytał. W jego głosie słyszała skrywaną agresję.
- Tylko po to przyszedłeś? - wysyczała. - Jeśli tylko po to, żebym wzięła na siebie kolejny przekręt, nic z tego.
- O, mamusia dziś nie w humorze - zakpił.
-Co ty sobie wyobrażasz!-podniosła głos. - Zniszczyłeś mój wóz. Śledzisz mnie. Sądzisz, że uda ci się mnie nastraszyć? Może naślesz na mnie swoich kolegów z mafii?
- Ty naprawdę jesteś nienormalna - odparł Niki z kontrolowanym spokojem. Każde słowo wypowiadał z namaszczeniem, uśmiechając się pogardliwie. Po czym z udawaną słodyczą zwrócił się do syna: - Mamusi się pogorszyło. Musimy ją oddać na leczenie.
- Ty parszywy draniu. Ty s... - z trudem powstrzymała się, by nie nazwać dosadniej. Cała się trzęsła. Synek w jej ramionach wybuchnął płaczem. Zaczęła go uspokajać.
- Już dobrze. Dobrze. Przepraszam.
- I co narobiłaś, idiotko - wycedził przez zęby Niki.
- Zawsze go zdenerwujesz. Idziemy. Babcia się tobą zajmie.
Wyrwał syna z jej objęć.
- Mama! Mama! - krzyczał rozpaczliwie chłopiec.
- Ja nie chcę tam iść. Chcę zostać z mamą.
- Zostaw go, ty skurwielu. To moje dziecko! Jak możesz!
Ale mąż jej nie słuchał. Złapał chłopca w pasie i choć dzieciak wierzgał nogami i płakał, odwrócił się i wyszedł z gabinetu. Weronika rzuciła się do drzwi. Gotowa była uderzyć męża czymś ciężkim. Gdyby nie miał w rękach ich syna, prawdopodobnie wymierzyłaby do niego ze swojego gloc- ka i nie zawahałaby się nacisnąć spustu. W tym momencie chciała tylko, by nie żył. Przepełniała ją wściekłość. Pokonała ją jednak w sobie. Podbiegła do syna, ucałowała go w czoło i powiedziała szeptem, choć serce jej pękało.
- Syneczku, wkrótce się zobaczymy. Obiecuję! Nie płacz, już dobrze.
Wróciła do gabinetu, osunęła się bezwładnie na podłogę i płakała bezgłośnie, nasłuchując, jak stukot kroków się oddala. Kiedy całkiem ucichły, nie była już w stanie się powstrzymywać. Leżała na podłodze i wyła z rozpaczy. Chciała umrzeć. Nie była w stanie nic zrobić. Nic. Dziecko wreszcie uwierzy ojcu, że ona jest wariatką. Przecież Niki nigdy nie krzyczy. To jej zdarza się podnieść głos. Chłopiec nie rozumie, dlaczego ona się tak zachowuje. Jak ma mu wyjaśnić, że to oznaka kompletnej bezsilności. Ze jest zakładniczką jego ojca. A on przecież kocha swojego tatę. Gdyby zaczęła źle mówić o ojcu, znienawidziłby ją. Czuła się jak w potrzasku, jakby miała ręce w imadle i nie mogła zrobić żadnego ruchu. Kiedy brakowało już sił, by płakać, poczuła wreszcie pragnienie zemsty. Przepełniała ją nienawiść. Za każdym razem, kiedy sytuacja się powtarzała, planowała, że któregoś dnia po prostu porwie syna i zniknie. Niki nigdy jej nie znajdzie. To nic, że jej mąż Wiktor Nikitorowicz, znany w światku przestępczym jako „Cwany Niki”, jest nadwornym obrońcą wszystkich pluskiew i larw, których ona jako prokurator próbuje wsadzić za kratki.
Dziś jednak przeszedł samego siebie. Spotkanie z synkiem trwało może ze trzy minuty. Wiedziała, po co to zrobił :- by cierpiała. Pokazywał jej w ten sposób, że wciąż ma ją w garści. I Weronika nigdy nie odważy się donieść o oszustwie bankowym, którego jej mąż kiedyś dokonał przy pomocy gangu „Windykatora”. Choć już nie była jego żoną, nie miało to znaczenia. Na stosownych dokumentach widniały nazwiska ich obojga. To oznaczało, że musiałaby wziąć połowę odpowiedzialności za przekręt na siebie. Nie to ją jednak powstrzymywało, tylko groźba utraty syna. Niki straszył ją, że nigdy więcej nie zobaczy Tomka. Dlatego godziła się na wszystkie jego warunki. Wiedziała, że jest obserwowana przez jakichś dziwnych typów. Jedyne, co mogła zrobić, to być czujną. Postarała się o pozwolenie na broń i regularnie bywała na strzelnicy.
- Co za podły skurwiel - podniosła głowę. - Skoro nie zadziałało zastraszenie jej przez uszkodzenie jej wozu, wytoczy! najcięższe działa. Ich syna. Zagrał dzieckiem bez skrupułów. Jak zabawką.
***
Meyer wsiadł do auta i ruszył do domu. Obiecał Szerszeniowi wykonać analizę wiarygodności zeznań Poloczka. Najpierw postanowił spisać wszystko „na gorąco”, tak jak słyszał. Potem w oddzielnym pliku zaznaczał swoje uwagi i sugestie. Na koniec stawiał pytania. Potem wszystko konfrontował z resztą materiału dowodowego lub informacjami zebranymi osobiście. Wiedział, że tego procesu nie da się przyśpieszyć. Te trzy różne analizy były mu potrzebne, by poukładać myśli i ustalić priorytety. Wiedział też z doświadczenia, że po zakończeniu pracy wnioski nasuną się same.