Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






ROZDZIAŁ SZÓSTY 4 page

– Pchnięcie nożem w serce wygląda na identyczne, zadane tą samą klingą – przypomniał Gargulski.

– Wiem, ale mówisz o skutku, mnie zaś chodzi o przyczyny. Co może te sprawy łączyć? Może oni się znali?

Bąbel powoli pokręcił głową.

– Nie znalazłem niczego, co łączyłoby tych ludzi. Tramwajarz ma kartoteki puste, a tamci dwaj pojawiają się tylko w związku ze śmiercią Katarzyny Matlak.

– Właśnie! – Opałka postanowił ożywić Rachwalskiego. – Znalazłeś coś w Tarnowie? Tam był ten chłopak, Kaszyński.

Rachwalski podniósł wzrok na szefa z takim wyrazem twarzy, jakby jego mózg właśnie wylądował po powrocie z kosmosu. A uzębienie tęskniło do paracetamolu.

– Kaszyńskiego zwolniliśmy z braku wyraźnych poszlak. Początkowo zakładaliśmy motyw zemsty, ale czas się nie zgadzał. Gdy Poprawa był mordowany w balonie, Kaszyńskiego już nie było w Krakowie. Znaleźliśmy świadków. A już na pewno nie mógł być w lesie w Grobianach, wtedy bowiem akurat składał dodatkowe wyjaśnienia w tarnowskiej komendzie. Krótko mówiąc: pudło.

Zapadła cisza i każdy przeżuwał w myślach zgromadzone dane. Podsumowanie zaryzykował Szela swoim grobowym optymizmem:

– To nie mamy nic.

Gargulski znowu łypnął na Lucka. W jego sumieniu musiały teraz toczyć walkę dwa demony: biały i czarny.

– A Ukraińcy? – podrzucił jeszcze Bąbel. – Oni przecież byli w Grobianach podczas morderstwa w lesie. Któryś z nich mógł mieć motyw. Poprawa i Knot bywali w chlewni, coś mogło zaiskrzyć.

– Po południu wszyscy trzej pracowali. Poświadczyli sąsiedzi i stróż, który tam z nimi siedzi. Nie ma podstaw, żeby podważyć ich alibi – stwierdził Rachwalski.

– Mogli kogoś wynająć – rzucił Szela.

Opałka natychmiast go skarcił.

– Powinniśmy zastawić sidła na Mściciela! – Komisarz Rachwalski nagle jakby się obudził. – Trzeba mu podrzucić przynętę, sprowokować do działania. Na przykład umieścić w prasie fikcyjny artykuł o okrutnej zbrodni i zasugerować sprawcę. Może udałoby się go gdzieś zwabić?

– A jak już przyjdzie, to skąd będziemy wiedzieli, że to on? – Szela był mistrzem także w balansowaniu na granicy debilizmu.

– Zapytamy go – rzucił Lucek i wszyscy się zaśmiali.

– A poważnie, jak to sobie wyobrażacie? Podamy adres i nazwisko sprawcy, po czym będziemy czekali, aż przyjdzie go zamordować?



– Szczegóły można dopracować – bronił pomysłu Rachwalski. – Chodzi o wywabienie go z kryjówki. Przecież i tak nic nie mamy, niewiele więc tracimy.

Opałka jak zwykle stanął przy oknie i obserwował skład towarowy przejeżdżający z łoskotem przez wiadukt. Sunął majestatycznie niczym przedpotopowy wąż, z żelaznymi wspornikami sterczącymi jak kolce bojowe.

– Może to nie jest takie głupie. Nie wiem tylko, czy prasa jest tu najlepszym kanałem. Zastanowimy się nad tym jeszcze. Na razie Rachwalski przesłuchuje mieszkańców Karniowic i Grobian, ale porządnie! – Odwrócił się w jego kierunku. – Pojedziecie z Szelą. Zbierajcie wszystko, nawet najgłupsze drobiazgi. Potrzebne nam jest cokolwiek, nawet gawęda pijaka spod sklepu. Ludzie na wsi wszystko widzą, zwłaszcza obcych. Bo zakładam, że to ktoś spoza...

Zawiesił głos i zmarszczył brwi, jakby nagle spadła mu na czoło wyjątkowo trudna myśl.

– Nawet nie wiemy, skąd on jest! Bąbel, zajmij się rodzinami, zwłaszcza żoną Mroczka. Wyduś z niej coś. Weź Bałysia do pomocy i spróbujcie rozejrzeć się po tym domu. Mroczek jest ważny, może najważniejszy. Skontaktujcie się z narkotykowym, czy coś mają na tych z chlewni. Jak ten biznes się tam kręcił. I błagam was – dodał na koniec jęczącym głosem – znajdźcie coś, żebym nie musiał was wszystkich zjadać na surowo. Mnie zresztą też zjedzą. Jutro mam znowu konferencję z dziennikarzami.

Uznali zebranie za zakończone i zaszurali krzesłami, zbierając się do wyjścia. Lucek spiesznie przepychał się między kolegami.

– Bałyś, zaczekajcie chwilę.

Lucek niechętnie zawrócił i usiadł z powrotem na krześle pod ścianą. Odruchowo pomacał się po kieszeni, gdzie schował woreczek foliowy. Opałka coś wie?

Gdy wszyscy wyszli, Opałka usiadł obok i wejrzał Luckowi głęboko w oczy.

– Gdzie jest Andrzej?

– Jeździ gdzieś z tą dziennikarką, panie inspektorze. Nie wiem dokładnie.

– Jeździ po Grobianach, co? Przypomnij mu, że ma zakaz zajmowania się tym śledztwem. A jak coś przypadkiem znajdzie, ma mnie natychmiast poinformować.

– On tylko wprowadza ją w zasady organizowania dochodzenia...

– Nie musicie go bronić, Bałyś! On się sam świetnie obroni. Zwłaszcza z pomocą dziennikarki. Jak go spotkasz, powiedz mu, żeby się do mnie odezwał. Muszę z nim porozmawiać.

– Powinien tu przyjść, panie inspektorze. Codziennie wpada.

– Wiem, wiem. – Opałka zawiesił głos. Coś jeszcze chciał powiedzieć, ale w końcu machnął ręką i wyszedł, zostawiając zdezorientowanego Lucka w pustej sali narad.

 

Nie miał ochoty rozmawiać z nikim w komendzie, oprócz Lucka, przyjechał więc na Mogilską dopiero w porze lunchu, kiedy większość pracowników wyszła z budynku albo siedziała w barze na dziedzińcu. W recepcji natknął się jednak na Ewę zapychającą się hamburgerem.

– Co z przyrzeczeniami noworocznymi, aspirant Leszczyńska?

Ewa szczerze się rozpromieniła na jego widok, ale zaraz wróciła do standardowej tonacji w ich dialogach.

– Właśnie! Komisarz Krzycki przestał pić?

– Zdecydowanie. Z rzadka piwo wieczorem.

– A ja tylko hamburgera w południe.

– Zważyłaś przynajmniej tego wieprza? Policzyłaś, ile ma amunicji?

Zrobiła minę gradowej chmury.

– Krzycki, skupcie się na panowaniu nad własnym życiem. Niektórzy mówią o pewnych niedociągnięciach. Mnie wystarczy joga, tobie przydałaby się gruntowna terapia.

– Dobrze wiedzieć, że nadal mnie kochasz.

Pokazała mu język z kawałkiem pomidora na środku. Skrzywił się, jakby zobaczył na własne oczy produkcję hamburgera.

– Ktoś o mnie pytał?

– Nie, a co? – Szelmowsko patrzyła mu prosto w oczy i żuła kanapkę z zamiarem zagryzienia jej na śmierć.

– Jakby co, jestem u siebie w gabinecie – rzucił od niechcenia i odszedł.

– Ona dzisiaj nie przyjdzie.

Odwrócił się na pięcie.

– Dzwoniła rano o ósmej, żeby ci przekazać, że musiała wyjechać z Krakowa w jakiejś ważnej sprawie. Odezwie się jutro. – Ewa siorbnęła głośno łyk herbaty ze szklanki. Pełna satysfakcja.

Wzruszył ramionami i wszedł na schody. Wyjechała? Nic nie wspominała o żadnej „ważnej sprawie”. Był przekonany, że się umawiali na dziś na wyprawę pod miasto i nawet rano dokładnie sobie zaplanował, jak ten dzień przebiegnie. A teraz: wyjechała. Niech to szlag.

Otrząsnął się. Wyluzuj, Krzycki. O co biega? Niech robi co chce, nie twoja sprawa. W końcu to ona prosiła o kontakt, nie ty. Bierz się do swojej roboty i nie zajmuj kobietą, którą raptem wczoraj poznałeś, a dziś już chcesz podejrzewać o zdradę. Mieszkała kiedyś w Krakowie, na pewno ma tutaj znajomych, których chce odwiedzić, i to całkiem zrozumiałe, że korzysta z okazji. Jakbyś ty miał wyjazd służbowy do... Właśnie, dokąd? Wszystko jedno. Mogła jednak powiedzieć, a nie robić z tego tajemnicę. Co cię obchodzi, dokąd pojechała?

– Cześć, szefie!

Zatrzymał się na okrzyk Lucka.

– Jadę z Bąblem na wieś, ale nie na wycieczkę. To od Gargulskiego... – Bałyś zniżył głos i wcisnął Krzyckiemu foliowy woreczek. Komisarz, wytrącony z zażartej polemiki z samym sobą, w pierwszej chwili nie zrozumiał – dopiero gdy poczuł w dłoni twardą krągłość, szybko schował pakiecik do kieszeni spodni. Świetnie, ma zajęcie na nagle opustoszałe godziny. Z sobie tylko znanych powodów zaplanował kolejną wyprawę do Grobian w towarzystwie Izy i za nic nie chciał z tej wersji rezygnować. Pozostało mu siedzenie przy biurku i studiowanie kulki.

– Dzięki, Lucek. Do wieczora.

– Jasne, szefie. Ale u mnie, coś panu pokażę.

– Umieram z niecierpliwości.

Lucek zbiegł po schodach, zostawiając Krzyckiego na półpiętrze. Kończyła się przerwa obiadowa i zaraz wszyscy zaczną wracać do swoich biur. Ruszył szybkim krokiem, wszedł do gabinetu, zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Skoro nie czekał już na nikogo, nie chciał, żeby mu przeszkadzano. Łatwo mógł się domyślić, że zaczną się tutaj zjawiać po kolei ci, którzy zechcą mu współczuć z powodu odsunięcia od śledztwa, i ci, którzy przyjdą nacieszyć się swoją satysfakcją. Zwykle zresztą są to ci sami ludzie. Nie miał ochoty na służbowe przepychanki. Rzucił foliową torebkę na stół, kulka brzęknęła głośno o szkło zakrywające blat. Usiadł i wyjął kartkę od Gargulskiego. Rozkładał ją powoli, starając się odegnać poprzednie myśli.

Wyjechała?

 

 


Date: 2016-01-05; view: 602


<== previous page | next page ==>
ROZDZIAŁ SZÓSTY 3 page | ROZDZIAŁ SIÓDMY
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.01 sec.)