Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Kim jest autorka Krzyku Czarnobyla?

Swietłana Aleksandrowna Aleksijewicz urodziła się 31 maja 1948 roku w Iwano-Frankowsku na Ukrainie w rodzinie mieszanej: ojciec – Białorusin, matka – Ukrainka. Wkrótce rodzice wyjechali na Białoruś i podjęli pracę jako wiejscy nauczyciele (podobnie jak dziad i pradziad ojca).

Po ukończeniu szkoły dzisiejsza pisarka, scenarzystka filmowa i dziennikarka została korespondentką gazety rejonowej w Narowli na Homelszczyźnie, by po dwóch latach pracy (taki był wymóg) studiować dziennikarstwo w Białoruskim Uniwersytecie Państwowym w Mińsku. Po studiach pracowała w gazecie lokalnej w Berezie (obwód brzeski). Zaczęła też uczyć w szkole wiejskiej.

– Wahałam się: podtrzymać rodzinną tradycję nauczycielską, zająć się pracą naukową czy zostać dziennikarką? – wspomina.

Po roku zatrudniono ją w mińskiej redakcji „Sielskiej Gaziety”, a po paru latach została szefową działu reportażu i publicystyki pisma „Nieman”, organu Związku Pisarzy Białorusi. Tam próbowała sił w różnych dziedzinach: pisała opowiadania, uprawiała publicystykę, jeździła na reportażowe wyprawy. Tam przede wszystkim poznała człowieka, który wpłynął na jej późniejsze losy. Był nim znakomity białoruski pisarz, Aleś Adamowicz, autor znanych książek: Ja iz ognionnoj dierewni (Jestem ze wsi ogniowej) i Błokadnaja kniga (Księga blokady).

– Choć zostały one napisane nie tylko przez niego, lecz we współpracy z innymi pisarzami, to jednak chwała za pomysł i wprowadzenie w życie tego nowego gatunku do ówczesnej białoruskiej i rosyjskiej literatury bezsprzecznie należy się jemu – mówi dziś Swietłana Aleksandrowna o swoim mistrzu. – Adamowicz tę nowość nazywał różnie: „powieścią zbiorową”, „powieścią-oratorium”, „powieścią-świadectwem”, „ludem opowiadającym o sobie”, „prozą epicko-chóralną” – dodaje. Ja zaś dodam, iż gatunek ten u nas bywa nazywany literaturą faktu i że to Adamowiczowe znakomite przemieszanie gatunków jest dominującą cechą pisarstwa Świetlany.

– Długo szukałam siebie, chciałam odnaleźć coś, co przybliżałoby mnie ku realizmowi – zwierza się w jednym z wywiadów. – Oddać rzeczywistość, uchwycić autentyzm – to mnie męczyło, hipnotyzowało, uwodziło. Ten sposób zapisania głosów, wyznań, świadectw i dokumentów duszy ludzkiej przyswoiłam sobie błyskawicznie. Świat postrzegam i słyszę poprzez głosy, szczegóły z życia. Tak jest nastrojone moje oko i ucho. Wszystko, co było we mnie, w tym właśnie okazało się przydatne, chciałam bowiem równocześnie być pisarzem, dziennikarzem, socjologiem, psychoanalitykiem, przepowiadaczem...



Dziś autorka tej wypowiedzi ma za sobą świetne książki o tragicznych stronach sowieckiej historii. Tragicznych nie znaczy: znanych. A jeśli nawet wydaje się, że wiemy sporo, to już po paru stronach lektury którejś z jej książek okazuje się, iż wiedza ta składa się i tam (w krajach byłego ZSRR), i tu (w Polsce i w Europie) z narzuconych stereotypów. Tam są nimi patetyczne hasła, heroiczne słowa-klucze, skróty propagandowe w rodzaju: Wielikaja Otcziestwiennaja wojna, Leningradskaja Blokada, Wiecznaja sława gierojam. Tu broniliśmy się, ośmieszając je, więc śpiewaliśmy w polsko-rosyjskim slangu: Czapajew-gieroj, my kulturnyj narod, my Giermanca nie boimsia i idiom, idiom wpieriod, o tym, iż „nie oddamy Chinom Związku Sowieckiego, nie oddamy Chińczykowi Kraju Rad, zdrastwuj, Wania, jakby przyszło co do czego, my czuwamy, wy możecie słodko spać”, o tym, że „Wania-kandydat do partii i Grisza [który] jest członkiem KC”, w skrytości służą do mszy itp. Jednak zarówno tu, jak i tam – choć z różnych powodów: tam nie pozwolili, tu nie chcieliśmy przyjąć „jedynie słusznej” sowieckiej wersji – do prawdy było daleko. Znaliśmy – tam wyłącznie heroiczne, tu często prześmiewcze – mity. Zarówno o II wojnie światowej, okresie stalinowskim, wreszcie o Afganie i Afgańcach, jak się tam nazywa uczestników wojny z lat 1979 – 89, których wielkie kwatery znajdują się niemal na każdym cmentarzu Rosji i krajów wchodzących w skład byłego ZSRR.

Piszę o tym dlatego, iż prawdy tej od wielu lat próbuje dociec autorka.

Pierwszą pozycją, jaką należy odnotować, jest napisana w 1983 roku książka U wojny nie żenskoje lico (Wojna nie ma kobiecego oblicza). Dwa lata przeleżała w wydawnictwie, aby recenzenci mogli autorkę obwinie o pacyfizm, naturalizm, szarganie bohaterskiego obrazu kobiety sowieckiej. Tym bardziej że ciągnęła się za nią opinia antysowieckiej i dysydencko nastawionej reporterki (jej pierwsza książka Ja ujechł z dierewni (Wyjechałem ze wsi) o młodych porzucających rodzime miejsca, złożona już do druku, została na polecenie białoruskiego KC „rozsypana” na typografii). Kiedy władzę objął Gorbaczow i zaczęła się pierestrojka, tę rozpisaną na głosy kobiet frontowych powieść o wojnie zaczęto równocześnie drukować w wielu miejscach ZSRR. W ciągu roku rozeszła się w nakładzie 2 min egzemplarzy.

W tymże 1985 roku wyszła jej druga książka („tylko” rok czekała), Posliednije swidietieli (Ostatni świadkowie) z podtytułem Sto niedietskich rasskazow (Sto niedziecięcych opowiadań), zawierająca tym razem świadectwa wojny widziane oczyma dzieci. Ten uchwycony przez nią kobiecy i dziecięcy punkt widzenia na wojnę krytyka nazwała „nowym odkryciem prozy wojennej”.

Następna pozycja Świetlany Aleksijewicz w 1989 roku nosiła tytuł Cinkowyje malcziki (Ołowiane żołnierzyki). Ona sama nazywają „książką o przestępczej wojnie afganistańskiej, którą przez dziesięć lat ukrywano przed narodem”. Żeby ją napisać, jeździła przez cztery lata po olbrzymim Kraju Rad, spotykała się z matkami poległych żołnierzy, a także z tymi z nich, którym udało się powrócić z bezsensownej wojaczki. Ba, sama także latała „w Afgan”! Ukazanie się Cinkowych malczikow stało się tam „wybuchem bomby”, liczni nie mogli jej darować odarcia boju z heroizmu. W Mińsku próbowano nawet w 1992 roku zorganizować sąd nad autorką i jej książką, ale z pomocą pospieszyli ludzie z ówczesnego świata demokratycznego Białorusi i Rosji oraz liczni intelektualiści z zagranicy.

Potem (1993 r.) wydała Zaczarowannyje smiertiu (Zauroczeni śmiercią), książkę o... samobójcach, czyli „o tych – jak ich określa – którzy skończyli z sobą lub próbowali skończyć, nie mogąc się pogodzić z końcem idei socjalistycznej, o tych, którzy utożsamili się z nią na śmierć i życie, o tych wreszcie, którzy nie znaleźli sił, aby pogodzić się z nowym światem, nową historią i nową ojczyzną”.

Zanim dotrę do ostatniej, czyli niniejszej, książki, wypada wspomnieć, iż wymienione tytuły są szeroko znane w Rosji, krajach byłego ZSRR i na Białorusi, gdzie w Mińsku mieszka ich autorka. Że ukazały się też w dwudziestu innych krajach, m.in. w USA, Anglii, Francji, Niemczech, Szwecji, Japonii, Chinach, Wietnamie, Indiach. Że według jej scenariusza nakręcono kilkadziesiąt filmów dokumentalnych. Że sztuki jej grano w teatrach Moskwy, Omska, Berlina, Paryża, Sofii, a spektaklem U wojny nie ienskoje lico, w reżyserii Anatolija Efrosa, Teatr na Tagance obchodził 40-lecie zakończenia II wojny światowej.

Swietłana Aleksijewicz jest laureatką prestiżowych nagród, m.in. Nagrody im. Knuta Tucholskiego szwedzkiego PEN-klubu „za odwagę i godność w literaturze” (1996), Nagrody im. Andrieja Siniawskiego „za szlachetność w literaturze” (1997) oraz w roku 1998 trzech znanych wyróżnień: Rosyjskiej Nagrody Niezależnej „Tryumf i nagród Międzynarodowych Targów Książki w Lipsku „za europejskie wzajemne zrozumienie – ‘98”, a także „za najlepszą książkę polityczną”.

– Zawsze chcę dociec, ile jest człowieka w człowieku – mówiła w innym wywiadzie. – I jak tego człowieka w człowieku obronić? Czym możemy go obronić? Pytania aktualne nie tylko na dzisiejszej Białorusi, gdzie żyje ich autorka.

Dlaczego „krzyk”?

W końcu 1997 roku moskiewskie wydawnictwo Ostoże opublikowało jej kolejną pozycję Czernobylskaja molitwa. Przetłumaczono ją na niemiecki, angielski, szwedzki, francuski, włoski, hiszpański, trwają dalsze przekłady.

Polski tytuł mógłby brzmieć: „Modlitwa czarnobylską”. Dziś jednak modlitwa jest rozmową z Bogiem, kojarzy się więc ze skupieniem wewnętrznym, spokojem świątyni, szeptem zawierzenia, pokorą w wyznawaniu win. W języku rosyjskim – podobnie jak w starosłowiańskim – „molitwa” znaczy „błaganie”, „wołanie”. I taka też jest ta książka. Biblijne „błaganie”, „wołanie” przekłada się na współczesny „krzyk”. Stąd polski tytuł: Krzyk Czarnobyla.


Date: 2016-01-05; view: 696


<== previous page | next page ==>
Przybyłeś ujrzeć humanoidów? | Po Czarnobylu upadło imperium
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.008 sec.)