Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Monolog o starych proroctwach

Moja dziewczynka nie taka jak wszyscy. Kiedy podrośnie, spyta:

– Dlaczego nie taka?

Gdy się urodziła, nie była dzieckiem, a żywym woreczkiem, ze wszystkich stron zaszytym, ani jednej szczelinki, tylko oczęta otwarte. W karcie medycznej zapisano – dziewczynka, urodzona z wieloraką patologią kompleksową: aplazja[34] odbytu, aplazja przyrodzenia, aplazja lewej nerki. Tak to brzmi w języku naukowym, a w zwyczajnym: ni pipci, ni pupci, jedna nerka. Zaniosłam ją na operację w drugim dniu jej życia. Otworzyła oczęta, uśmiechnęła się, myślałam, że chce zapłakać. O, Panie, uśmiechnęła się! Takie jak ona nie żyją, takie umierają od razu. Nie umarła, bo ją kocham. W ciągu czterech lat – cztery operacje. To jedyne dziecko na Białorusi, które przeżyło z takim kompleksem patologii. Bardzo ją kocham. (Zastanawia się). Nie mogę więcej rodzić. Nie ośmielę się. Wracam ze szpitala: mąż w nocy pocałuje, a ja cała drżę – nie wolno nam. Grzech. Strach. Słyszałam, jak lekarze mówili między sobą:

– Nie w czepku urodzona, a w pancerzu. Gdyby ją pokazać w telewizji, żadna matka nie chciałaby rodzić.

Tak mówili o mojej dziewczynce. Jak po tym wszystkim kochać?!

Poszłam do cerkwi, opowiedziałam batiuszce. Powiedział, trzeba przebłagać za grzechy. Ale w naszym rodzie nikt nikogo nie zabił. W czym jestem winna? Nasze osiedle chcieli ewakuować, a potem wykreślili z listy: państwu nie starczyło pieniędzy. A ja w tym czasie pokochałam. Za mąż wyszłam. Nie wiedziałam, że teraz kochać nie wolno. Wiele lat temu babcia czytała w Biblii, że nastanie na ziemi czas, kiedy wszystkiego będzie w obfitości, wszędzie kwiaty będą i płodność, rzeki staną się pełne ryb, a lasy zwierza, ale człowiek z tego nie skorzysta. Nie będzie mógł urodzić podobnego sobie, przedłużać nieśmiertelności. Słuchałam starych proroctw jak strasznej bajki. Nie wierzyłam.

Opowiedzcie wszystkim o mojej dziewczynce. Napiszcie. Ma cztery lata, śpiewa, tańczy, z pamięci recytuje wiersze. Normalny rozwój umysłowy, niczym nie odróżnia się od innych dzieci. Tylko zabawy ma inne. Nie bawi się w „sklep”, „w szkołę”, z lalkami bawi się „w szpital”: robi im zastrzyki, wkłada termometr, zakłada kroplówkę, lalka umiera – nakrywa ją białym prześcieradłem. Cztery łata mieszkamy z nią w szpitalu, nie można zostawić jej tam samej, bo nie wie, że żyje się w domu. Kiedy zabieram ją do domu na miesiąc-dwa, pyta: „A szybko wrócimy do szpitala?”. Tam ma przyjaciół, tam mieszkają, rosną.



Zrobili jej pupkę. Formują przyrodzenie. Po ostatniej operacji zaczęła oddawać mocz, ale nie udało się założyć cewnika – trzeba jeszcze kilka operacji. Radzą operować za granicą. A skąd wziąć dziesiątki tysięcy dolarów, jeśli mąż zarabia sto dwadzieścia dolarów miesięcznie? Pewien profesor dyskretnie poradził:

– Z taką patologią wasze dziecko przedstawia wielkie wyzwanie dla nauki. Pisz do zagranicznych klinik. Powinno ich zainteresować.

I piszę. (Stara się nie płakać). Piszę, że co pół godziny rękami wybieram jej mocz, mocz schodzi przez odpowiednie odprowadzenia w okolicy przyrodzenia. Gdyby tego nie robić, zakazi jedyną nerkę. Gdzie jeszcze jest w świecie dziecko, któremu co pół godziny trzeba wybierać mocz rękami? I jak długo można to wytrzymać? Nikt nie zna wpływu małych dawek promieniowania na człowieka, na dziecięcy organizm. Weźcie moją dziewczynkę, choćby dla badań. Nie chcę, żeby umarła. Zgadzam się, żeby moja dziewczynka została królikiem doświadczalnym, aby tylko przeżyła. (Płacze). Napisałam dziesiątki listów.

Jak dotąd nie rozumie, ale kiedyś zapyta nas: dlaczego nie jestem taka jak wszyscy? Dlaczego nie będzie jej mógł pokochać mężczyzna? Dlaczego nie może urodzić dziecka? Dlaczego nigdy nie nastąpi u niej to, co następuje u kobiety, u ptaka, u wszystkich? Chciałam, powinnam udowodnić, że... Chciałam dostać dokumenty, żeby kiedy dorośnie, stwierdziła: to nie my z mężem jesteśmy winni, nie nasza miłość. (I znowu stara się nie płakać). Cztery lata walczyłam z lekarzami, urzędnikami. Pukałam do wysokich gabinetów. Po czterech latach dali mi zaświadczenie medyczne potwierdzające związek promieniowania jonizującego (niewielkich dawek) z jej straszną patologią. Cztery lata odmawiali, twierdzili:

– Wasza dziewczynka jest inwalidką dziedziczną.

Jakąż dziedziczną? Jest inwalidką czarnobylską. Zbadałam swoje drzewo genealogiczne: nie zdarzyło się w naszym rodzie nic takiego, wszyscy żyli do osiemdziesięciu – dziewięćdziesięciu lat, mój dziadek – do dziewięćdziesięciu czterech. Lekarze usprawiedliwiali się:

– Mamy instrukcję. Podobne przypadki winniśmy oceniać jak każdą chorobę. Ale za dwadzieścia-trzydzieści lat, kiedy uzbiera się bank czarnobylskich danych, zaczniemy wiązać choroby z promieniowaniem jonizującym.

Nie mogę przecież czekać dwadzieścia-trzydzieści lat. Chciałam ich podać do sądu. Oskarżyć państwo. Nazwali mnie wariatką, śmiali się, podobno takie dzieci rodziły się i w starożytnej Grecji. Pewien urzędnik krzyczał:

– Czarnobylskich ulg się zachciewa! Czarnobylskich pieniędzy!

Jednego nie mogli pojąć, nie chcieli: musiałam wiedzieć, że nie jesteśmy z mężem winni. Nie nasza miłość. (Nie wytrzymuje. Płacze).

Ta dziewczynka rośnie. Mimo wszystko, dziewczynka. Nie chcę wymieniać nazwiska. Nawet sąsiedzi z klatki schodowej nie wiedzą wszystkiego. Odzieję ją w ubranko, warkoczyk zaplotę:

– Twoja Katieńka taka śliczna – mówią.

Ale sama tak dziwnie patrzę na brzemienne kobiety. Jak z oddali. Zza węgła. Nie patrzę, podglądam. Jest we mnie splot różnych uczuć: zadziwienia i strachu, zawiści i radości, mściwości jakiejś nawet. Łapię się na myśli, że z tym samym odczuciem patrzę na brzemienną sukę u sąsiadów. Na bocianicę w gnieździe.

Moja dziewczynka...

Łarisa Z., matka


Date: 2016-01-05; view: 553


<== previous page | next page ==>
Chór żołnierski | Monolog o księżycowym pejzażu
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.009 sec.)