Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Razu pewnego poszedł jego ojciec, stary Bożyn, orać. Zabrał z sobą wnuczka, żeby mu woły prowadził.

Siłan rozwinął skrzydła, poleciał w pole i opuścił się na ziemię obok synka. Idzie bruzdą, a tu Wiełko woła do dziadka:

Dziadku, dziadku, popatrzcie no się, to nasz bociek.

Niech sobie chodzi, nie przeszkadza nam — mówi Bożyn.

Orzą, orzą, wreszcie Wiełko woła znowu:

Patrzcie, dziadku, bociek wciąż chodzi za nami.

Daj mu spokój, wnuczku, patrz lepiej na woły i prowadź je prędzej, bo już wieczór zaraz będzie.

Ale Wiełko wciąż oglądał się za bocianem, zamiast pilnować wołów.

Co ty tak liczysz bocianie pióra — rozgniewał się Bożyn. — Czy po to zabrałem cię w pole? A sio, bocianie! Przez ciebie chłopak nie wie, co robi.

Zamachnął się kijem do poganiania wołów, chciał tylko boćka postraszyć, tymczasem niechcący uderzył go z lekka po nodze.

Siłan odleciał z powrotem na dach. Stanął na jednej nodze, a drugą podkulił. Rodzony ojciec nie wiedział, że odpędza własnego syna, a on nie może powiedzieć, kim jest!

Wieczorem wszyscy wrócili do domu i zasiedli do wieczerzy przy ognisku. Siłan słuchał z gniazda, jak rozmawiali.

Mamo, nasz bociek przyleciał na pole, a dziadek nogę mu potrącił niechcący.

A dziadek na to:

To twoja wina, Wiełko. Czemu wciąż się oglądałeś i zapominałeś o wołach? Bardzo mi żal naszego bociana, przecież nie chciałem go uderzyć.

Ja go teraz tak lubię, dziadku, że wolałbym, żebyś tym kijem trafił mnie niż jego — powiada Wiełko.

Siłan leży w gnieździe i wszystko słyszy, a serce ściska mu się z tęsknoty.

Kiedyś Bosiłka usiadła przed chatą na rozesłanej macie i nizała sobie naszyjnik ze złotych pieniążków. Nizała, nizała, potem zostawiła naszyjnik na macie i poszła do domu napić się wody.

Tymczasem Siłan cicho sfrunął z dachu, pochwycił naszyjnik w dziób i zaniósł go do gniazda.

Innym razem żona Siłana rozesłała matę na dworze, siadła na niej i wyszywała czarnymi nićmi wdowią koszulę. Wyszywa, a łzy kapią jej z oczu na haft i tak mówi:

Mniej by mi było żal i tęskno za Siłanem, żeby umarł tu w domu i żebym chociaż wiedziała, gdzie jego mogiła. A on, biedak, podobno utonął w morzu.

Płacze Neda i wspomina go, a mąż wszystko słyszy.



Kiedy odeszła na chwilę, Siłan sfrunął z dachu, zabrał kłębek czarnych nici i schował go w swoim gnieździe.

Tak przeszedł miesiąc.

Rodzice Siłana wydawali za mąż Bosiłkę. Przyszły swaty z panem młodym, zagrali kobziarze, goście wzięli się za ręce i zaczęli tańczyć.

Tańczą, nóg nie żałują, a Siłan stoi na dachu i myśli: „Ech, żebym to ja też mógł zatańczyć w kole na weselu siostry"!

Wprowadzono swatów do domu, zaczęto ich częstować. A Neda wzięła synka za rękę i schowała się z nim w stodółce, żeby popłakać nad zmarłym mężem. Siłan siedział na dachu i słyszał, jak żona szlocha, a nie mógł zawołać: ,,Nie płacz, ja przecież żyję"!

Nastała jesień. Dla bocianów przyszedł czas odlotu do ciepłych krajów. Zebrały się wszystkie nad rzeką, najadły się żab i odleciały na południe. Siłan musiał odlecieć z nimi, bo zamarzłby w Koniare.

Leciały trzy dni i trzy noce — i jeszcze... Nareszcie doleciały do bocianiej wyspy.

Siłan żył tam znowu przez pięć miesięcy, aż do wiosny. Przez ten czas był człowiekiem i pracował z innymi.

Potem znów nalał człowieczej wody do butelki, mocno przywiązał ją sobie do szyi i razem z całym stadem bocianów odleciał na północ.


Date: 2016-01-03; view: 733


<== previous page | next page ==>
Teraz już wiesz wszystko, Siłanie. | Leciały bociany, leciały, doleciały do Koniare.
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.008 sec.)