Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






HORMON AGATOTROPOWY 4 page

- Proponuję - rzekł - by rząd nasz zażądał zwołania nadzwyczajnej sesji ONZ dla uznania wyspiarzy za niebezpiecznych agresorów.

- To by było niezłe - rzekł Dulles - ale na to trzeba czasu... przynajmniej dwu tygodni, a tymczasem - jeden Bóg wie, co może zajść... Żebyśmy mieli chociaż jednego człowieka zdolnego oprzeć się działaniu trucizny!

Zaległa cisza, która podkreśliła słowa wypowiedziane przez profesora Nuttiecorna:

- Jest taki człowiek.

Wszystkie oczy zwróciły się na uczonego. Świadomy wywołanego wrażenia wyrzekł jedno tylko słowo:

- MacCarthy.

Rozległ się radosny pomruk. Nawet na znękanej twarzy Dullesa ukazał się cień nadziei.

- Dalibóg, profesorze, pan ma rację! W innych okolicznościach nie powiedziałbym tego... To tajemnica państwowa... Ale MacCarthy to najzimniejszy drań, jakiego nosiła kiedykolwiek podłoga senatu, a to już coś znaczy. Zwlókłby skórę z trupa rodzonego ojca, jeśliby mu to przyniosło polityczny sukces. Natychmiast połączyć się z Białym Domem i jutro będziemy go tu mielił

- Świt ledwo przecierał się w chmurach nad oceanem, gdy od admiralskiego okrętu oddaliła się motorówka, w której znajdował się samotny człowiek. Słynny przewodniczący Komisji do Badania Działalności Antyamerykańskiej, piewca lynchu, przyjaciel znakomitych faszystów stał u steru łodzi wyprostowany i spod strzępiastych brwi bez drgnienia powiek obserwował zbliżający się, opustoszały brzeg plaży. Na statkach reporterzy oblegali radiostację, aby przekazać swym gazetom historyczne słowa opatrznościowego męża: „roztłamszę czarnych bydlaków”. Dulles wraz z otaczającą go świtą senatorów, gęsto przetykaną mundurami generalicji, patrzał z najwyższego pokładu pancernika „Shenandoah” na niknącą w porannej mgle motorówkę - z trwogą i nadzieją. Potem przez trzy godziny aparaty nastawione na falę radiową wyspy milczały, aż ciszę przerwało przemówienie MacCarthy’ego, który głosem nabrzmiałym łzami nazwał się ostatnim szubrawcem i począł wieścić światu dobrą nowinę.

- A więc dobrze! - rzekł Dulles, owijając chusteczką zakrwawioną dłoń, którą własnoręcznie roztrzaskał głośnik aparatu radiowego. - Nadeszła chwila czynów! Gdzie jest Guderian?!

Na rozkaz ministra dywizja spadochronowa nowoutworzonego Wehrmachtu pod dowództwem marszałka polowego Guderiana zrzucona została w samo serce wyspy - na jej stolicę Arkaktuanę. Przed skokiem każdy spadochroniarz wypił pod kontrolą lekarską podwójną dawkę spirytusu z coca colą. Zabieg ten miał zabezpieczyć jego organizm przed działaniem kaktusa. Do zmierzchu dywizja opanowała stolicę i nawiązała łączność radiową z pancernikami, w nocy wszakże Murzyni wmieszali podstępnie do chleba ziarnko kaktusa. To wystarczyło. Spadochroniarze złożyli broń, a sam Guderian został wegetarianinem.



Pancerniki odpłynęły na pełne morze. Patrole odrzutowych bombowców przeszywały przestwór. Dulles konferował przez radio z prezydentem żądając niezwłocznego przysłania dużej bomby atomowej. Tymczasem w nocy z siódmego na ósmy sierpnia pół kompanii Military Police obwieściło na awiomatce „Minnesota” nadejście Królestwa Ziemskiej Miłości. Natychmiastowe śledztwo wykazało, że dwu sierżantów przyszło w niewiadomy sposób w posiadanie ośmiogalonowej beczułki soku kaktusowego. Na okrętach ogłoszono stan nadzwyczajny. Zapanowała panika. Wszelkie objawy dobroduszności, łagodności i jakichkolwiek uczuć przyjaznych stały się podejrzane jak pierwsze symptomy zadżumienia. Okazujących je poddawano badaniu i izolowano w więzieniach okrętowych. W ciągu paru godzin cele przepełniły się tak, że trzeba było przemienić pancernik „Potomac” na pływające więzienie. Zaszła też konieczność wprowadzenia pewnych innowacji w służbie religijnej dla marynarzy, mianowicie kapłani winni byli w kazaniach wstrzymywać się od wspominania o miłości bliźniego. Dulles upadający ze zmęczenia i bezsenności pracował nieustannie, otoczony przez mur dwudziestu agentów, którzy obowiązani byli kosztować każdy kęs strawy i każdy napój przeznaczony dla ministra.

O piątej nad ranem następnego dnia gazety nowojorskie podały nadzwyczajną wiadomość, że minister został nakarmiony przez stewardessę plackiem kaktusowym. Giełda zareagowała natychmiast oczekując kroków zarażonego dobrocią; akcje wszystkich koncernów zbrojeniowych traciły na wartości z minuty na minutę. Dulles, nie odrywając się od mikrofonu, ochrypłym z wytężenia głosem dementował fałszywe wieści.

- Spokoju, obywatele Stanów! - wołał - nie jestem dobry! Jestem tym samym Dullesem, którego znacie, czuję się świetnie i życie moje dalej poświęcam zbrojeniom i tępieniu czerwonych. Precz z dobrocią! Niech żyją koncerny i monopole!

Ale teletypy stukały nieubłaganie, wyrzucając z metalowych wnętrzności cyfry coraz gwałtowniej spadających kursów giełdowych. W południe papiery takich firm, jak Bethlehem Steel i Generał Motors można było nabyć za dwudziestą część nominalnej wartości, o pierwszej zaś cała Wall Street dygotała w kurczach krachu. Zrujnowani maklerzy wyskakiwali z okien drapaczy rwąc za sobą w upadku druty telefonów, u których w opętańczej rozpaczy trwali do ostatniej chwili, i ze słuchawkami przyciśniętymi do uszu lecieli głową na dół prosto na bruk uliczny, biały od akcji i papierów wartościowych.

- Połączcie mnie z Morganem! - krzyczał Dulles. - Gdzie jest Greenwalt?! Przysyłajcie bakterie cholery, dużo bakterii! I bombę atomową! Gdzie Dupont?! Ratujcie dywidendy! Dywidendy ratujcie! Wytrwajcie, wytrwajcie jeszcze kilka godzin, a zniszczymy ich!!!

Ciemniało mu w oczach; czując, jak wszystko wokół wiruje coraz szybciej, widział jeszcze świecącą plamę ekranu telewizora, w którym opadając jedne za drugimi przepływały wielkie płachty nadzwyczajnych wydarzeń z krzyczącymi nagłówkami:

Akcje General Motors nie warte papieru, na którym je drukowano!

Robotnicy topią czołgi i armaty we wszystkich portach! Rozpadło się Federalne Biuro Śledcze!

- Zagłada! - jęczał nieszczęsny minister - zagłada... FBI, podstawa naszej cywilizacji, ostoja kultury atlantyckiej. Gdzie Morgan?... Gdzie policja?... Więcej gazu łzawiącego... więcej pałek...

Ciemność jednak milczała; jakby wichrem pędzone, przelatywały przez nią potargane płachty gazet i zwoje taśm telegraficznych, aż wszystko znikło i z mroków wyłoniło się trzepocące stado gołębi, które w dziobkach niosły wielką błękitną wstęgę z napisem: Pokój i rozbrojenie.

Tego ciosu nie zniosła już znękana dusza sekretarza stanu. Na widok straszliwych ptaków stracił przytomność... i zbudził się.

 

***

 

Siedział wciąż przy swoim biurku. Aparatura klimatyczna bezszumnie tłoczyła wonne, chłodne powietrze, zegar tykał na ścianie pod rozumną twarzą Waszyngtona, a za szklaną płytą drzwi uspokajająco ciemniała masywna sylwetka wartownika. Trzęsącą się ręką otarł Dulles zimny pot z czoła i przez dłuższą chwilę zmagał się jeszcze ze wspomnieniem zmory. Potem jego otrzeźwiony wzrok spoczął na otwartym czasopiśmie. Widniało w nim zakończenie opowiadania o rękopisie w butelce.

Namyślał się krótką chwilę, potem pewną ręką przysunął blok notatnika, sięgnął po pióro i zapisał nazwisko autora z krótką uwagą: „Przekazać do FBI za działalność antyamerykańską”.

 


Date: 2016-01-03; view: 656


<== previous page | next page ==>
HORMON AGATOTROPOWY 3 page | PODRÓŻ DWUDZIESTA DRUGA
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.01 sec.)