Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Z zeszytu Jurka Wilnera

Nie patrz — nie — nie patrz — nie — co na przedzie, co przed tobą (Buty-buty-buty-buty — w górę. w dół)

w górę. w dół)

Ludzie-ludzie-ludzie-ludzie — opętani

ich widokiem

Ano nie masz na wojnie wytchnienia

Spróbuj – myśl-myśl-myśl — o czymś dawnem

o czymś innem

O mój Boże-Boże-Boże — ustrzeż rozum

od szaleństwa!

buty-buty-buty-buty – w górę w dół, w górę, w dół)

Nie masz na wojnie wytchnienia

My — możemy – znieść — głód — chłód,

pragnienie i znużenie

Ale – nie-nie-nie-nie nie ten widok

nieustanny

(Buty-buty-buty-buty — w górę, w dół,

w górę, w dół)

Ano, nie masz na wojnie wytchnienia

A więc Jurka poznał pan Grabowski w Kolonu i kiedy Jurek przyjechał do Warszawy, zamieszkał u pana Grabowskiego na Podchorążych. Wszyscy Żydzi z Wilna przybywający do Warszawy zatrzymywali się najpierw u pana Grabowskiego, a on od razu szedł z nimi na targ, żeby kupić cos stosownego do ubrania.Modne były wtedy narciarki, takie czapeczki z małym daszkiem, ale im było w nich niedobrze, bo jakoś dziwnie podkreślały nos więc mówił — cyklistówki tak, kapelusze tak, ale narciarek w żadnym razie ' Korygował też ich zachowanie, nawet chód, żeby się poruszali „bez żydowskiego akcentu "

Pan Grabowski poczynił wtedy interesujące spostrzeżenie, im kto bardziej się bał, tym był brzydszy — bo rysy mu się jakoś skrzywiały Ci natomiast, co się nie bali, jak Wilner, Anielewicz — to były chłopaki naprawdę przystojne i ta twarz zaraz im się inaczej układała.

Jako przedstawiciel ŻOB-u po aryjskiej stronie (pan Grabowski dowiedział się później, już po wojnie, o tej misji, w tamtych czasach człowiek wolał rozumieć jak najmniej, żeby się nie wygadać w czasie przesłuchania) Jurek kontaktował się z „Wacławem" i oficerami, kiedy zaś nie mógł wszystkich paczek zabrać do getta, zostawiał je u pana Grabowskiego albo u karmelitanek bosych na Wolskiej a to rewolwery, a to noże, a to trochę trotylu. Karmelitanki nie miały jeszcze tak surowej klauzury jak dziś i wolno im było ukazywać twarz obcym, więc Jurek, zmęczony dźwiganiem worków, odpoczywał u nich na polowym łóżku za parawanikiem w rozmównicy. W tej samej rozmównicy siedzę po jednej stronie czarnej, żelaznej kraty, a matka przełożona — w niszy, w półmroku, po drugiej i mówimy o tych transportach broni dla getta, które przez blisko rok przechodziły przez ich klasztor Czy nie miały jakichś rozterek*? Matka przełożona nie rozumie.



— W końcu w takim miejscu broń?

— Chodzi pani o to, że broń służy do zabijania ludzi? — pyta matka przełożona. Nie, jakoś nie pomyślała o tym. Myślała tylko, że jak już Jurek zrobi użytek z tej broni i jak nastanie jego ostatnia godzina, to byłoby dobrze, gdyby zdążył uczynić akt skruchy i pojednać się z Bogiem. Nawet prosiła, żeby jej to przyrzekł, i teraz pyta mnie, jak myślę, czy pamiętał o obietnicy, kiedy strzelił do siebie w bunkrze, na Miłej 18.

Gdy Jurek i jego koledzy zrobili już z broni użytek

— niebo w tej części miasta stało się całkiem czerwone i jego odblask sięgał aż sieni klasztornej. Dlatego tutaj właśnie, a nie w kaplicy, zbierały się codziennie wieczorem karmelitanki bose i czytały psalmy (Nas dla ciebie mordują na każdy dzień, poczytani jesteśmy jako owce na rzeż. Powstań, czemu śpisz, Panie?), i ona prosiła Boga, żeby Jurek Wilner przyjął swoją śmierć bez lęku

Tak więc Jurek gromadził broń, a pan Grabowski ze swej strony energicznie pomagał mu w uzupełnianiu zakupów Raz zdobył paręset kilo saletry i węgla drzewnego do materiałów wybuchowych (kupił to u Stefana Oskroby, właściciela drogerii na placu Narutowicza), a kiedy indziej 20 dkg cyjanku potasu, który Żydzi chcieli mieć na wypadek aresztowania Cyjanek to były małe, szaroniebieskie kostki i pan Henryk wypróbował je najpierw na kocie Zeskrobał trochę, posypał kiełbasę, kot natychmiast zdechł, więc pan Henryk już spokojnie dal kostki Wilnerowi, bowiem pan Henryk jako właściciel budki ze słoniną i mięsem miał swoją kupiecką ambicję i nie mógł sprzedać przyjacielowi złego towaru.

Heniek „Słoniniarz" — bo taki pseudonim miał pan Grabowski i Jurek Wilner przyjaźnili się bardzo. Kiedy spali na jednym sienniku (w łóżku spała żona pana Henryka z córeczką, a pod łóżkiem leżały paczki tych noży i granatów) — rozmawiali sobie o wszystkim. Ze zimno, że chce się jeść, że mordują i że trzeba będzie nadstawić głowę. „Jeśli chodzi zaś o intelekt w ogóle”, wspomina pan Henryk, „to Jurek miał umysł filozoficzny, więc często rozmawialiśmy, po co to wszystko, i takie ogólnoludzkie spojrzenie miał na życie"


Date: 2015-12-24; view: 795


<== previous page | next page ==>
Zdążyć przed Panem Bogiem 7 page | Z zeszytu Jurka Wilnera
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.009 sec.)