Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






OCALENIE MUFFA POTTERA

W sennej atmosferze miasteczka nastąpiło wreszcie zakłócenie - i to bardzo gwałtowne. W sądzie rozpoczął się proces w, sprawie zabójstwa doktora. Całe miasto tylko o tym mówiło Tomek nie wiedział, gdzie się schować. Na każdą wzmiankę o morderstwie oblatywały go ciarki, bo nieczyste sumienie i strach podszeptywały mu, że napomyka się w jego obecności o zabójstwie tylko po to, żeby go zażyć z mańki. Nie wierzył wprawdzie, aby go podejrzewano, że wie coś o morderstwie, a jednak ludzkie gadanie napawało go lękiem i zimny pot go oblewał. Zaciągnął Hucka w ustronne miejsce, aby porozmawiać z nim na ten temat. Wiedział, że dozna pewnej ulgi, jeśli bodaj na chwilę pofolguje językowi i podzieli się swym brzemieniem z towarzyszem niedoli. Chciał się przy tym upewnić, czy Huck czegoś nie wygadał.

- Huck, czy ty nikomu nic nie mówiłeś?

- O czym?

- No... wiesz

- Aha... pewnie, że nic.

- Ani słowa?

- Ani słówka, jak babcię kocham. Czemu się pytasz?

- Bo się bałem...

- Daj spokój, w ciągu dwóch dni byłoby po nas, gdyby to się wydało. Sam wiesz.

Tomek trochę się uspokoił. Ale po chwili zapytał: - Huck,, nikomu nie dasz się pociągnąć za język i nie wygadasz, co?

- Wygadam? Wiesz, jak będę" chciał, żeby ten mieszaniec z piekła rodem mnie utopił, to się dam pociągnąć za język. Inaczej nie!

- No, to wszystko w porządku. Ja też uważam, że póki trzymamy język za zębami, nic nam nie grozi. Ale przysięgnijmy jeszcze raz, na wszelki wypadek.

- Zgoda.

Przysięgli więc jeszcze raz z zachowaniem straszliwego ceremoniału.

- Co ludzie gadają, Huck? Bo ja słyszałem różne rzeczy.

- Co gadają? Ciągle tylko Muff Potter, Muff Potter, Muff Porter. Ile razy to słyszę, pot mnie oblewa i chciałbym się schować w mysią dziurę.

- To samo i ja. Potter jest już jedną nogą na tamtym świecie. Powiedz, czy nie żałujesz go trochę?

- Nawet bardzo... bardzo. Nie jest on wiele wart, ale krzywdy nikomu nie zrobił. Nałowi ryb, weźmie za to parę groszy i urżnie się, a potem łazikuje, ile dusza zapragnie. Ale, mój Boże, my wszyscy nie jesteśmy lepsi, a przynajmniej większość nas... choćby tacy pastorzy. Potter to w gruncie rzeczy porządny chłop. Raz dał mi pół ryby, choć sam wcale się nie najadł, i często mi pomagał, gdy byłem w biedzie.



- A mnie naprawiał latawce i przywiązywał haczyki do wędek. Ach, gdybyśmy mogli go stamtąd wydostać!

- Nie, Tomku, nie da rady. Zresztą to by się na nic nie zdało, boby go zaraz złapali.

- Tak, to prawda. Ale nie mogę słuchać, kiedy ludzie klną na niego jak wszyscy diabli, a przecież on tego nie zrobił!

- Ja też nie mogę słuchać. Mój Boże! Ludziska mówią, że takiego krwiożerczego zbira jeszcze nie widzieli i że dawno już powinien był wisieć.

- Tak, mówią w kółko to samo. Słyszałem, jak się odgrażali, że go zlinczują, jeśli wyjdzie na wolność.

- I na pewno tak zrobią.

Chłopcy długo jeszcze rozmawiali, ale nie przyniosło im to żadnej ulgi. Gdy zapadł zmrok, nogi same zaniosły ich pod więzienie - mały domek stojący na uboczu. Kręcili się w pobliżu więzienia z niewyraźną nadzieją, że może stanie się coś takiego, co zdejmie im ciężar z serca. Ale nic się nie stało. Widocznie ani anioły, ani inne dobre duchy nie interesowały się nieszczęśliwym więźniem.

Chłopcy zrobili to co zwykle: podeszli do więziennego okna i przez kratę podali Potterowi trochę tytoniu i zapałki. Siedział w celi na parterze i nikt go nie pilnował.

Wdzięczność Pottera za ich dary raniła im serca, a dziś była jeszcze bardziej bolesna niż zwykle. Uważali się za ostatnich tchórzów i zdrajców, gdy Potter powiedział:

- Bardzo dobrzy byliście dla mnie, moi chłopcy, lepsi niż całe miasto. Nie zapomnę wam tego nigdy! Nieraz mówię sobie tak: „Naprawiałem chłopcom w mieście latawce i zabawki, pokazywałem im, gdzie najlepiej łowić ryby, i byłem ich przyjacielem, a oni wszyscy zapomnieli o starym Muffie, gdy znalazł się w biedzie, tylko Tomek nie zapomniał i Huck nie zapomniał, i - mówię sobie - ja o nich też nie zapomnę". Tak, chłopcy, popełniłem straszną rzecz. Byłem widocznie pijany i szał mnie ogarnął. Tylko tak mogę to sobie wytłumaczyć. A teraz będę za to dyndał i nic mi nie pomoże. To mi się należy i może tak będzie najlepiej... Przyznaję, że nie może być inaczej. Ale nie mówmy o tym. Nie chcę, byście się smucili, byliście przecież moimi przyjaciółmi. Ale jedno wam powiem: nie pijcie wódki, jeśli nie chcecie skończyć w więzieniu. Odejdźcie trochę dalej, o, tak! To wielka pociecha widzieć życzliwe twarze, gdy człowiek tak nisko upadł i nikt, oprócz was, nie chce go znać. Zacne, życzliwe twarze... Niech jeden wlezie drugiemu na plecy, to was pogłaskam. O, tak. Podajcie mi rękę. Wasze ręce przejdą przez kraty, moje są za duże. Małe rączki i słabe, a jednak wiele pomogły Muffowi Potterowi i zrobiłyby więcej, gdyby tylko się dało.

Tomek wrócił do domu zupełnie zdruzgotany. W nocy miał potworne sny. Przez następne dwa dni kręcił się koło sądu. Jakaś przemożna siła pchała go do środka i ledwie jej się oparł. To samo działo się z Huckiem. Obaj skwapliwie się unikali. Co pewien czas oddalali się od budynku, ale ta sama ciemna siła przyciągała ich z powrotem. Tomek nastawiał uszu, gdy gapie wychodzili z sądu, ale słyszał same niepocieszające wieści - pętla coraz okrutniej zaciskała się na szyi biednego Pottera. Pod koniec drugiego dnia rozprawy opowiadano w mieście, że Indianin Joe stanowczo obstaje przy swoich zeznaniach i że nie ma najmniejszej wątpliwości, jaki będzie wyrok ławy przysięgłych.

Tego dnia Tomka do późnej nocy nie było w domu. Wrócił przez okno. Był straszliwie wzburzony. Zasnął dopiero po kilku godzinach.

Nazajutrz całe miasteczko wyległo przed gmach sądu, gdyż był to rozstrzygający dzień procesu Pottera. W natłoczonej sali pełno było mężczyzn i kobiet. Po długim czekaniu wszedł korowód przysięgłych. Usiedli. Potem wprowadzono zakutego w kajdany Pottera. Był blady, wynędzniały, zastraszony i przybity. Posadzono go tak, że wszyscy ciekawi jego widoku mogli mu się do woli napatrzyć. Nie mniej na widoku siedział Indianin Joe z twarzą obojętną jak zwykle. W chwilę po przysięgłych wszedł sędzia. Szeryf obwieścił, że posiedzenie się rozpoczęło. Za stołem sędziowskim nastąpiły, jak zwykle, szepty i zbieranie akt. Te szczegóły i wynikła stąd zwłoka wytworzyły nastrój pełen oczekiwania, podniecenia i napięcia.

Wezwano świadka, który zeznał, że w dniu wykrycia morderstwa widział nad ranem, jak Muff Potter mył się w potoku i uciekł na widok świadka. Oskarżyciel zadał mu kilka pytań, po czym zwrócił się do adwokata:

- Czy obrona ma pytania?

Więzień podniósł oczy, ale zaraz je spuścił, gdy jego obrońca oświadczył:

- Nie mam pytań dla świadka.

Następny świadek zeznał, że przy zamordowanym leżał nóż. Oskarżyciel zapytał:

- Czy są pytania dla świadka?

- Nie mam pytań - odparł obrońca Pottera.

Trzeci świadek zeznał pod przysięgą, że nóż ten często widywał u Pottera.

- Czy są pytania?

Obrońca znowu zrezygnował z zadawania pytań świadkowi.

Na twarzach publiczności poczęło się malować zaniepokojenie. Czy ten adwokat w ogóle się nie ruszy i nie będzie bronił życia swego klienta?

Dalsi świadkowie zeznali, że zachowanie się Pottera. gdy go przyprowadzono na miejsce zbrodni, dowodziło jego winy. I oni odeszli bez pytań ze strony adwokata.

Każdy szczegół obciążających oskarżonego faktów, jakie zaszły owego ranka na cmentarzu (wszyscy obecni dokładnie je pamiętali), został potwierdzony przez wiarygodnych świadków, a mimo to obrońca Pottera nie brał ich w krzyżowy ogień pytań. Zdumienie i niezadowolenie publiczności wyraziło się pomrukami na sali, co wywołało karcącą uwagę sędziego.

Głos zabrał prokurator:

- Złożone pod przysięgą zeznania obywateli w pełni zasługujących na wiarę w sposób niezbity, nieodparty i ponad wszelką wątpliwość stwierdziły, że tę potworną zbrodnię zabójstwa popełnił nieszczęsny więzień zasiadający na ławie oskarżonych. Na tym zamykam postępowanie dowodowe.

Jęk wyrwał się z piersi Pottera. Ukrył twarz w dłoniach i lekko kołysał się w przód i w tył wśród bolesnego milczenia sali. Niejeden mężczyzna był wzruszony, a kobiety łzami objawiały swe współczucie. Wówczas adwokat wstał i powiedział:

- Wysoki Sądzie! W swym oświadczeniu na początku rozprawy zapowiedzieliśmy przeprowadzenie dowodu na okoliczność, że nasz klient dopuścił się tego strasznego czynu w stanie niepoczytalności wywołanej delirium tremens. Zmieniliśmy pogląd w tej sprawie. Zrzekamy się dowodu na tę okoliczność.

Tu adwokat zwrócił się do woźnego:

- Proszę wezwać Tomasza Sawyera!

Osłupienie odmalowało się na twarzach obecnych nie wyłączając Pottera. Wszystkie oczy ze zdumieniem zwróciły się na Tomka, gdy stanął przed sądem. Chłopak wyglądał nie bardzo przytomnie, gdyż ledwie żył ze strachu. Został zaprzysiężony.

- Tomaszu Sawyer, gdzie byłeś siedemnastego czerwca o północy?

Tomek rzucił okiem na kamienną twarz Indianina Joe'ego i język odmówił mu posłuszeństwa. Cała sala słuchała z zapartym oddechem, a Tomek ani rusz nie mógł przemówić. Po chwili jednak zebrał się na tyle, że słabym głosikiem, dosłyszalnym tylko przez część sali, powiedział:

- Na cmentarzu!

- Bądź łaskaw trochę głośniej. Nic się nie bój. Byłeś więc...

- Na cmentarzu. Pogardliwy uśmiech przewinął się po twarzy Indianina.

- Czy byłeś może w pobliżu grobu Williamsa?

- Tak, proszę pana.

- Aha. Czy mógłbyś jeszcze odrobinę głośniej? Jak blisko grobu byłeś?

- Tak jak stąd do pana.

- Byłeś ukryty czy nie?

- Ukryty.

- Gdzie?

- Za wiązami, które rosną nad grobem... Indianin Joe drgnął nieznacznie.

- Był jeszcze ktoś z tobą?

- Tak, proszę pana. Byłem z...

- Czekaj, pomalutku. Lepiej nie wymieniaj swego towarzysza. Wezwiemy go we właściwym czasie. Czy miałeś co z sobą?

Tomek Zawahał się, minę miał nietęgą.

- Mów śmiało, mój drogi, czego tu się bać? Prawda jest zawsze godna szacunku. Coś tam z sobą wziął?

- Tylko z... z... zdechłego kota.

Po sali przeleciał lekki śmiech, natychmiast poskromiony przez sąd.

- Złożymy później szkielet tego kota jako dowód rzeczowy. A teraz, mój chłopcze, opowiedz nam wszystko, co tam było; mów po swojemu, niczego nie opuszczaj, no i nie bój się niczego.

Chłopiec zaczął opowiadać - najpierw niepewnie, ale potem, gdy się rozkręcił, słowa płynęły mu coraz swobodniej. Po chwili na sali zrobiło się cicho i słychać było tylko głos Tomka. Wszystkie oczy zwrócone były na niego - z otwartymi ustami i zapartym tchem sala łowiła każde słowo, urzeczona niesamowitą grozą opowiadania Tomka. Wzrastające podniecenie słuchaczy doszło do szczytu, gdy powiedział:

- A... a gdy doktor uderzył go tablicą z grobu i Muff Potter się przewrócił, Indianin Joe doskoczył z nożem i...

Trach! Mieszaniec z błyskawiczną szybkością rzucił się ku oknu, odepchną! na bok tych, którzy go chcieli zatrzymać, i uciekł.


Date: 2015-12-18; view: 1303


<== previous page | next page ==>
HUCK CYTUJE PISMO ŚWIĘTE | W POSZUKIWANIU UKRYTEGO SKARBU
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.008 sec.)