Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Rue Vauborel numer 4

Table of Contents

Strona tytułowa

Spis treści

7 sierpnia 1944

Ulotki

Bombowce

Dziewczyna

Chłopiec

Saint-Malo

Rue Vauborel numer 4

Piwnica

Bomby zrzuć!

Muséum National d’Histoire Naturelle

Zollverein

Magazyn kluczy

Radio

Zabierzcie nas do domu

Rodzi się coś nowego

Światło

Łopoce przed nami nasz sztandar

W osiemdziesiąt dni dookoła świata

Profesor

Morze Ognia

Otwórzcie oczy

Zanikanie

Zasady mechaniki

Plotki

Więcej, szybciej, jaśniej

Znak Bestii

Dobry wieczór. Albo Heil Hitler, jeśli wolicie

Do widzenia, ślepa dziewczyno!

Skarpety robione na drutach

Ucieczka

Herr Siedler

Exodus

8 sierpnia 1944

Saint-Malo

Rue Vauborel numer 4

Dom Pszczół

Pięć pięter w dół

W pułapce

Czerwiec 1940

Château

Egzamin wstępny

Bretania

Madame Manec

Zostałeś powołany

Occuper

Nie kłam

Étienne

Jungmänner

Wiedeń

Bosze

Hauptmann

Latająca kanapa

Suma kątów

Profesor

Właściciel perfumerii

Czas strusi

Najsłabszy

Przymusowe zdanie odbiorników

Muzeum

Szafa

Kosy

Kąpiel

Najsłabszy (#2)

Aresztowanie ślusarza

8 sierpnia 1944

Fort de La Cité

Atelier de réparation

Dwie puszki

Rue Vauborel numer 4

Stan posiadania

Alarm

Styczeń 1941

Styczniowe ferie

Ojciec nie wraca

Więzień

Plaża du Môle

Szlifierz klejnotów

Entropia

Spacery

Nadel im Heuhaufen

Propozycja

Masz innych przyjaciół

Klub ruchu oporu starszych pań

Diagnoza

Najsłabszy (#3)

Grota

Upojenie

Klinga i Trąbik

Żyć przed śmiercią

W więzieniu

Zniknięcie Huberta Bazina

Wszystko jest zatrute

Goście

Żaba się gotuje

Rozkazy

Zapalenie płuc

Kuracja

Niebo

Frederick

Nawrót choroby

8 sierpnia 1944

Ktoś w domu

Śmierć Waltera Bernda

Sypialnia na piątym piętrze

Budowa radia

Na poddaszu

Sierpień 1942

Jeńcy

Szafa

Na wschód

Jeden zwykły bochenek

Volkheimer

Jesień

Słoneczniki

Kamienie

Grota

Polowanie

Wiadomości

Loudenvielle

Szarość

Febra

Trzeci kamień

Most

Rue des Patriarches

Białe miasto

20 000 mil podmorskiej żeglugi

Depesza

9 sierpnia 1944

Fort National

Na poddaszu

Głowy

Delirium

Woda

Belki

Nadajnik

Głos

Maj 1944

Kraniec świata

Liczby

Maj

Polowanie (znowu)

Clair de lune

Antena

Wielki Claude

Boulangerie

Grota

Agorafobia

Nic

Czterdzieści minut

Dziewczyna

Mały domek

Liczby

Morze Ognia

Aresztowanie Étienne’a LeBlanca

7 sierpnia 1944

Ulotki

12 sierpnia 1944



W grobowcu

Fort National

Ostatnie słowa kapitana Nemo

Gość

Ostateczny wyrok

Muzyka #1

Muzyka #2

Muzyka #3

Na zewnątrz

Szafa

Towarzysze

Jednoczesność chwil

Jesteś tam?

Druga puszka

Ptaki Ameryki

Zawieszenie broni

Czekolada

Światło

Berlin

Paryż

Volkheimer

Jutta

Plecak

Saint-Malo

Laboratorium

Gość

Papierowy samolocik

Klucz

Morze Ognia

Frederick

Podziękowania

Przypisy końcowe

 

Spis treści

 

Okładka

 

Strona tytułowa

 

Strona redakcyjna

 

7 sierpnia 1944

Ulotki

Bombowce

Dziewczyna

Chłopiec

Saint-Malo

Rue Vauborel numer 4

Piwnica

Bomby zrzuć!

 

Muséum National d’Histoire Naturelle

Zollverein

Magazyn kluczy

Radio

Zabierzcie nas do domu

Rodzi się coś nowego

Światło

Łopoce przed nami nasz sztandar

W osiemdziesiąt dni dookoła świata

Profesor

Morze Ognia

Otwórzcie oczy

Zanikanie

Zasady mechaniki

Plotki

Więcej, szybciej, jaśniej

Znak Bestii

Dobry wieczór. Albo Heil Hitler, jeśli wolicie

Do widzenia, ślepa dziewczyno!

Skarpety robione na drutach

Ucieczka

Herr Siedler

Exodus

 

8 sierpnia 1944

Saint-Malo

Rue Vauborel numer 4

Dom Pszczół

Pięć pięter w dół

W pułapce

 

Czerwiec 1940

Château

Egzamin wstępny

Bretania

Madame Manec

Zostałeś powołany

Occuper

Nie kłam

Étienne

Jungmänner

Wiedeń

Bosze

Hauptmann

Latająca kanapa

Suma kątów

Profesor

Właściciel perfumerii

Czas strusi

Najsłabszy

Przymusowe zdanie odbiorników

Muzeum

Szafa

Kosy

Kąpiel

Najsłabszy (#2)

Aresztowanie ślusarza

 

8 sierpnia 1944

Fort de La Cité

Atelier de réparation

Dwie puszki

Rue Vauborel numer 4

Stan posiadania

Alarm

 

Styczeń 1941

Styczniowe ferie

Ojciec nie wraca

Więzień

Plaża du Môle

Szlifierz klejnotów

Entropia

Spacery

Nadel im Heuhaufen

Propozycja

Masz innych przyjaciół

Klub ruchu oporu starszych pań

Diagnoza

Najsłabszy (#3)

Grota

Upojenie

Klinga i Trąbik

Żyć przed śmiercią

W więzieniu

Zniknięcie Huberta Bazina

Wszystko jest zatrute

Goście

Żaba się gotuje

Rozkazy

Zapalenie płuc

Kuracja

Niebo

Frederick

Nawrót choroby

 

8 sierpnia 1944

Ktoś w domu

Śmierć Waltera Bernda

Sypialnia na piątym piętrze

Budowa radia

Na poddaszu

 

Sierpień 1942

Jeńcy

Szafa

Na wschód

Jeden zwykły bochenek

Volkheimer

Jesień

Słoneczniki

Kamienie

Grota

Polowanie

Wiadomości

Loudenvielle

Szarość

Febra

Trzeci kamień

Most

Rue des Patriarches

Białe miasto

20 000 mil podmorskiej żeglugi

Depesza

 

9 sierpnia 1944

Fort National

Na poddaszu

Głowy

Delirium

Woda

Belki

Nadajnik

Głos

 

Maj 1944

Kraniec świata

Liczby

Maj

Polowanie (znowu)

Clair de lune

Antena

Wielki Claude

Boulangerie

Grota

Agorafobia

Nic

Czterdzieści minut

Dziewczyna

Mały domek

Liczby

Morze Ognia

Aresztowanie Étienne’a LeBlanca

7 sierpnia 1944

Ulotki

 

12 sierpnia 1944



W grobowcu

Fort National

Ostatnie słowa kapitana Nemo

Gość

Ostateczny wyrok

Muzyka #1

Muzyka #2

Muzyka #3

Na zewnątrz

Szafa

Towarzysze

Jednoczesność chwil

Jesteś tam?

Druga puszka

Ptaki Ameryki

Zawieszenie broni

Czekolada

Światło

 

Berlin

Paryż

 

Volkheimer

Jutta

Plecak

Saint-Malo

Laboratorium

Gość

Papierowy samolocik

Klucz

Morze Ognia

Frederick

 

Podziękowania

 

Przypisy końcowe

 

Tytuł oryginału
ALL THE LIGHT WE CANNOT SEE

 

Redakcja
Mirosław Grabowski

 

Korekta
Ewa Jastrun, Jolanta Ogonowska

 

Projekt okładki
© Tal Goretsky

 

Zdjęcia na okładce
© Manuel Clauzier (Saint-Malo), © Getty Images (niebo)

 

Adaptacja okładki
Magdalena Zawadzka/Aureusart

 

Redaktor prowadzący
Anna Brzezińska

 

Copyright © 2014 by Anthony Doerr. All rights reserved.
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca 2015
Copyright © for the Polish translation by Tomasz Wyżyński

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.

 

Wydanie I

 

ISBN 978-83-8015-073-7

 

Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z o.o.
ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa
www.czarnaowca.pl
Redakcja: tel. 22 616 29 20; e-mail: redakcja@czarnaowca.pl
Dział handlowy: tel. 22 616 29 36; e-mail: handel@czarnaowca.pl
Księgarnia i sklep internetowy: tel. 22 616 12 72; e-mail: sklep@czarnaowca.pl

 

Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.

 

 

Pamięci Wendy Weil

1940–2012

 

W sierpniu 1944 roku prawie w całości spalono historyczne miasto Saint-Malo, otoczone murami obronnymi, najwspanialszy klejnot bretońskiego Szmaragdowego Wybrzeża […] Spośród 865 budynków znajdujących się w obrębie murów ocalały zaledwie 182, wszystkie w różnym stopniu uszkodzone.

Philip Beck

 

Bez radia nie moglibyśmy zdobyć władzy ani sprawować jej tak, jak to robimy.

Joseph Goebbels

 

Zero

Sierpnia 1944

 

Ulotki

S p a d a j ą z n i e b a o z m i e r z c h u. Fruwają nad murami obronnymi, tańczą nad dachami, wirują w głębokich wąwozach między kamienicami. Całe ulice pokrywają kartki papieru, śnieżnobiałe na tle kocich łbów. Pilna wiadomość dla mieszkańców! – informują. Natychmiast opuśćcie miasto i schrońcie się na terenie niezabudowanym!

Zaczyna się przypływ. Na niebie świeci mały żółty księżyc między pełnią a trzecią kwadrą. Na wschodzie, na dachach nadmorskich hoteli i w ogrodach na ich tyłach, żołnierze sześciu baterii amerykańskiej artylerii wrzucają do luf moździerzy pociski zapalające.

 

Bombowce

O p ó ł n o c y p r z e l a t u j ą nad kanałem La Manche. Jest ich dwanaście i noszą nazwy piosenek: Stardust, Stormy Weather, In the Mood, Pistol-Packin’ Mama. Daleko w dole widać morze pokryte niezliczonymi grzbietami spienionych fal. Nawigatorzy wkrótce zauważą na widnokręgu zarysy płaskich wysp zalanych światłem księżyca. Francja.

W słuchawkach rozlegają się trzaski. Zgodnie z planem bombowce leniwie schodzą na niższy pułap. Ze stanowisk artylerii przeciwlotniczej rozmieszczonych wzdłuż wybrzeża strzelają w niebo snopy czerwonego światła. Widać czarne wraki okrętów zatopionych przez załogę lub zniszczonych przez nieprzyjaciela. Jeden ma urwany dziób, a drugi płonie – widać migotanie płomieni. Na wyspie położonej najdalej od lądu biegają między skałami przerażone owce.

W każdym samolocie bombardier spogląda przez celownik i liczy do dwudziestu. Cztery, pięć, sześć, siedem. Ufortyfikowane miasto na granitowym półwyspie jest coraz bliżej i bombardierzy mają wrażenie, że widzą zepsuty ząb, czarny i groźny, nabrzmiały wrzód, który należy przeciąć.

 

Dziewczyna

N a j e d n y m z k r a ń c ó w m i a s t a, na piątym, ostatnim piętrze wysokiej, wąskiej kamienicy przy rue Vauborel numer 4 klęczy Marie-Laure LeBlanc, niewidoma szesnastoletnia dziewczyna. Pochyla się nad niskim stołem, w całości zajętym przez dokładny model Saint-Malo z miniaturowymi replikami setek domów, sklepów i hoteli, otoczonymi murami obronnymi. Widać katedrę z wysmukłą wieżą, masywne, stare Château de Saint-Malo i długie szeregi nadbrzeżnych kamienic ze sterczącymi kominami. Z plaży du Môle biegnie w morze smukłe drewniane molo o łukowatym kształcie, nad targiem rybnym wznosi się delikatna, ażurowa kopuła, na maleńkich placach miejskich widać mikroskopijne ławki, najmniejsze o rozmiarach pestek jabłek.

Marie-Laure przesuwa czubkami palców po szerokiej na centymetr koronie murów obronnych, które otaczają model jak asymetryczna gwiazda. Znajduje w nich lukę, skąd celują w morze cztery archaiczne działa. „Bastion de la Hollande” – szepce i jej palce podążają w dół po maleńkich schodach. „Rue des Cordiers. Rue Jacques-Cartier”.

W kącie pokoju stoją dwa ocynkowane wiadra z wodą. Zawsze je napełniaj, jeśli tylko możesz, upominał ją stryjeczny dziadek. I wannę na drugim piętrze. Nigdy nie wiadomo, kiedy znowu zabraknie wody.

Palce Marie-Laure wędrują z powrotem do wieży katedry. Podążają na południe, do Bramy Dinańskiej. Przez cały wieczór dotykała opuszkami palców modelu miasta, czekając na Étienne’a, stryjecznego dziadka, właściciela tej kamienicy, który wyszedł poprzedniej nocy, gdy spała, i nie wrócił. Teraz znowu jest noc, wskazówki zegara po raz kolejny okrążyły tarczę, w domu panuje cisza, a Marie-Laure nie może spać.

Słyszy bombowce, gdy są w odległości pięciu kilometrów. Narastający szmer. Szum w muszli.

Kiedy otwiera okno sypialni, warkot samolotów staje się głośniejszy. Poza tym noc jest przerażająco cicha: żadnych motorów, głosów, grzechotów. Nie wyją syreny. Nikt nie stąpa po kocich łbach. Nie słychać nawet mew. Tylko plusk wody u podnóża murów obronnych, przecznicę dalej i pięć pięter w dół. Jest przypływ.

Marie-Laure słyszy jeszcze jeden dźwięk.

Bardzo blisko coś leciutko szeleści. Otwiera lewą okiennicę i dotyka palcami prawej. Między deseczkami tkwi kartka papieru.

Unosi ją do nosa. Pachnie świeżą farbą drukarską. Może benzyną? Papier jest nowy, wisi na oknie od niedawna.

Marie-Laure waha się, stojąc w pończochach przy oknie. Za plecami ma sypialnię, na szczycie ozdobnej szafy stoją rzędem muszle morskie, a na listwach przypodłogowych drobne otoczaki. W rogu znajduje się biała laska, na łóżku leży grzbietem do góry gruba powieść w alfabecie Braille’a. Warkot samolotów narasta.

 

Chłopiec

P i ę ć u l i c d a l e j, na północ od rue Vauborel, cichy stukot wyrywa ze snu jasnowłosego, osiemnastoletniego niemieckiego szeregowca, Waltera Pfenniga. Zaledwie szelest. W odległą szybę uderzają muchy.

Gdzie jest? Słodki, chemiczny zapach smaru do dział, woń świeżo zbitych drewnianych skrzyń na pociski, stare prześcieradła pachnące naftaliną – jest w hotelu. Oczywiście. Hôtel des Abeilles, Dom Pszczół.

Ciągle noc. Ciągle wcześnie.

Od strony morza słychać świst i huk, artyleria przeciwlotnicza otwiera ogień.

Korytarzem śpieszy kapral jednostki OPL, zmierzając w stronę klatki schodowej.

– Zejdź do piwnicy! – woła przez ramię, a Werner włącza latarkę polową, zwija koc, chowa do plecaka i rusza za starszym stopniem.

Jeszcze nie tak dawno Dom Pszczół wydawał się sympatyczny. Elewację zdobiły jasnoniebieskie okiennice, w restauracji podawano mrożone ostrygi, a za szynkwasem czyścili kieliszki bretońscy barmani w muszkach. Miał dwadzieścia jeden pokoi z widokiem na ocean i foyer z gigantycznym kominkiem. Popijali tu aperitify paryżanie spędzający weekendy w Saint-Malo, a wcześniej od czasu do czasu notable z okresu Republiki – ministrowie, wiceministrowie, opaci, admirałowie. W poprzednich wiekach ogorzali korsarze: mordercy, rabusie, grabieżcy, żeglarze.

Wcześniej, jeszcze zanim powstał hotel, pięćset lat temu, był to dom zamożnego kapitana, który zrezygnował z korsarstwa i zajął się badaniem życia pszczół żyjących na pastwiskach wokół Saint-Malo. Notował ich zwyczaje i żywił się świeżym miodem. Nad nadprożem wciąż znajdują się wyrzeźbione w dębowym drewnie wizerunki pszczół, a porośnięta bluszczem fontanna na dziedzińcu ma kształt ula. Werner najbardziej lubi pięć spłowiałych plafonów w najwspanialszych pomieszczeniach na górnych piętrach, gdzie na niebieskim tle latają pszczoły wielkości dzieci, ogromne leniwe trutnie i robotnice z żyłkowanymi skrzydłami, a nad sześciokątną wanną kroczy po suficie trzymetrowa królowa z wielkimi oczyma i brzuchem pokrytym złocistym meszkiem.

W ciągu ostatnich czterech tygodni hotel stał się czymś nowym – twierdzą. Żołnierze austriackiej jednostki OPL zabili deskami okna, zniszczyli łóżka. Zabarykadowali wejście, zastawili klatki schodowe skrzyniami pocisków armatnich. Na trzecim piętrze, gdzie z pokoi z balkonami widać mury obronne, ustawiono stare działo przeciwlotnicze kalibru 88 mm, które może wystrzeliwać dziesięciokilogramowe pociski na odległość piętnastu kilometrów.

Austriacy nazywają swoją armatę Ihre Majestät i przez ostatnie tygodnie zajmują się nią jak pszczoły robotnice opiekujące się królową. Karmią ją smarami, pomalowali lufę, naoliwili koła, ułożyli u podnóża worki z piaskiem jak ofiary dla bóstwa.

Królewska acht acht, mordercza władczyni mająca wszystkich bronić.

Werner jest na schodach, w połowie drogi na parter, gdy działo kalibru 88 mm szybko oddaje dwa strzały. Po raz pierwszy słyszy je z tak bliskiej odległości i ma wrażenie, że górne piętra hotelu wylatują w powietrze. Zatacza się i zatyka uszy. Ściany przenika drżenie, najpierw z góry na dół, do fundamentów, a potem z dołu do góry.

Słyszy tupot butów Austriaków, którzy znowu ładują działo. Z oddali dochodzi cichnące wycie dwóch wystrzelonych pocisków lecących nad oceanem: są już w odległości czterech lub pięciu kilometrów. Zdaje sobie sprawę, że jeden z żołnierzy śpiewa. Może wszyscy śpiewają? Ośmiu żołnierzy Luftwaffe, z których żaden nie przeżyje najbliższej godziny, śpiewa pieśń miłosną dla swojej królowej.

Werner oświetla foyer latarką. Wielkie działo strzela po raz trzeci, gdzieś w pobliżu słychać brzęk tłuczonego szkła, w kominie rozlega się szum spadających płatów sadzy, ściany hotelu dźwięczą jak dzwon. Werner martwi się, że od huku wypadną mu zęby.

Otwiera drzwi piwnicy i przystaje. Dwoi mu się w oczach.

– To już dziś? – pyta. – Naprawdę przylecieli?

Ale kto miałby odpowiedzieć?

 

Saint-Malo

W c a ł y m m i e ś c i e b u d z ą s i ę ostatni mieszkańcy, którzy nie zdążyli się ewakuować, jęczą, wzdychają. Stare panny, prostytutki, mężczyźni, którzy przekroczyli sześćdziesiątkę. Lenie, kolaboranci, ateiści, pijacy. Siostry zakonne z różnych zgromadzeń. Ubodzy. Uparciuchy. Ślepcy.

Niektórzy śpieszą do schronów przeciwlotniczych, inni wmawiają sobie, że to tylko ćwiczenia. Część zwleka, by zabrać koc, modlitewnik albo talię kart.

Dwa miesiące wcześniej alianci wylądowali w Normandii. Wyzwolono Cherbourg, Caen i Rennes. Połowa zachodniej Francji jest wolna. Na wschodzie Sowieci odbili Mińsk, w Polsce Armia Krajowa rozpoczęła w Warszawie powstanie, kilka gazet ośmieliło się zasugerować, że losy wojny są przesądzone.

Ale tu jest inaczej. Saint-Malo to ostatni bastion na krańcu kontynentu, ostatni niemiecki punkt oporu na wybrzeżu Bretanii.

Ludzie szepcą, że w Saint-Malo Niemcy wyremontowali dwukilometrowe podziemne korytarze pod średniowiecznymi murami, zbudowali nowe fortyfikacje, nowe tunele, nowe chodniki ewakuacyjne, niewiarygodnie skomplikowane kompleksy bunkrów ukrytych pod ziemią. Krążą plotki, że pod fortem de La Cité, położonym na przylądku i oddzielonym rzeką od starego miasta, znajdują się magazyny środków opatrunkowych, amunicji, a nawet podziemny szpital. Jest tam klimatyzacja, zbiornik na wodę o pojemności dwóch tysięcy litrów, bezpośrednie połączenie z Berlinem. Są miotacze ognia służące jako pułapki, sieć stalowych kopuł obserwacyjnych i zapasy amunicji pozwalające dzień po dniu ostrzeliwać morze przez cały rok.

Podobno jest tam tysiąc Niemców gotowych na śmierć. Albo pięć tysięcy. Może więcej.

Saint-Malo: miasto z czterech stron otoczone przez morze. Komunikacja z resztą Francji jest utrudniona: grobla, most, ławica piasku. Przede wszystkim jesteśmy obywatelami Saint-Malo, mówią mieszkańcy. Później Bretończykami. Jeżeli jeszcze coś zostaje, Francuzami.

W świetle błyskawic granit wydaje się błękitny. Kiedy przypływ osiąga maksimum, w piwnicach w środku miasta pojawia się woda. W czasie odpływu sterczą z morza pokryte pąklami wręgi tysiąca wraków. W ciągu trzech tysięcy lat ten niewielki przylądek widział wiele oblężeń.

Ale nie takie jak to.

Babcia bierze na ręce płaczące dziecko. Pijak, który sika w zaułku na przedmieściach Saint-Sevran półtora kilometra dalej, wyjmuje z żywopłotu kartkę papieru. Pilna wiadomość dla mieszkańców! – czyta. Natychmiast opuśćcie miasto i schrońcie się na terenie niezabudowanym!

Na okolicznych wyspach błyskają działa przeciwlotnicze, a w Saint-Malo wielkie niemieckie armaty wystrzeliwują kolejne pociski, które lecą z wyciem nad wodą. Na wyspie położonej czterysta metrów od brzegu trzystu osiemdziesięciu francuskich więźniów przetrzymywanych w forcie National kuli się w świetle księżyca na dziedzińcu i spogląda w niebo.

Cztery lata okupacji, więc co oznacza ryk nadlatujących bombowców? Ocalenie? Ekstyrpację?

Grzechot strzelających karabinów. Huk dział przeciwlotniczych przypominający ostre dźwięki werbli. Z gniazd na wieży katedry sfruwa stadko gołębi i odlatuje w stronę morza.

 

Rue Vauborel numer 4

M a r i e - L a u r e L e B l a n c stoi samotnie w swojej sypialni, wdychając zapach ulotki, której nie może przeczytać. Wyją syreny. Zamyka okiennice i blokuje okno. Samoloty są z każdą chwilą coraz bliżej, każda sekunda spędzona w pokoju jest stracona. Marie-Laure powinna pobiec na dół, dotrzeć do kąta kuchni, gdzie w podłodze znajduje się niewielka klapa – wejście do piwnicy pełnej kurzu, dywanów pogryzionych przez myszy i starych kufrów, których od dawna nikt nie otwierał.

Zamiast tego wraca do stołu obok łóżka i klęka przed modelem miasta.

Znów odnajduje palcami mury obronne, Bastion de la Hollande, niewielkie schody prowadzące w dół. W tym domu, właśnie w tym miejscu, w rzeczywistym mieście, co niedziela trzepie dywany jakaś kobieta. Z tamtego okna krzyknął kiedyś chłopiec: „Uważaj, co robisz! Jesteś ślepa?!”.

We framugach brzęczą szyby. Działa przeciwlotnicze oddają kolejną salwę. Ziemia stopniowo obraca się wokół osi.

Pod palcami Marie-Laure miniaturowa rue d’Estrées przecina miniaturową rue Vauborel. Palce skręcają w prawo, liczą drzwi wejściowe. Jeden, dwa, trzy. Cztery. Ile razy to robiła?

Dom numer 4 to wysoka, odrapana kamienica należąca do stryjecznego dziadka Étienne’a. Marie-Laure mieszka tu od czterech lat. Klęczy samotnie na piątym piętrze, a tymczasem w jej stronę leci z rykiem dwanaście amerykańskich bombowców.

Naciska maleńkie drzwi frontowe, zwalniając ukryty zatrzask, i unosi replikę domu. W jej dłoniach ma ona wielkość pudełka papierosów ojca.

Bombowce są teraz tak blisko, że pod kolanami Marie-Laure zaczyna drżeć podłoga. Na korytarzu brzęczą kryształowe ozdoby żyrandola wiszącego nad klatką schodową. Marie-Laure przekręca o dziewięćdziesiąt stopni komin miniaturowej kamienicy. Później wyjmuje trzy drewniane deseczki tworzące dach i obraca dom do góry nogami.

Na jej dłoń wypada kamień.

Jest chłodny. Ma wielkość gołębiego jaja. Kształt łzy.

Marie-Laure trzyma w jednej ręce miniaturowy dom, a w drugiej kamień. Ściany dygocą od huku. Ma wrażenie, że za chwilę przebiją je ogromne palce.

– Tato? – szepce.

 

Piwnica

P o d f o y e r D o m u P s z c z ó ł wykuto dla korsarza piwnicę w litej skale. Pod granitowymi ścianami stoją skrzynki, szafy i wieszaki na narzędzia. Sufit podpierają trzy ogromne, ręcznie ociosane belki z pni drzew ściętych setki lat wcześniej w starożytnym bretońskim lesie i przetransportowanych do Saint-Malo przez konne zaprzęgi.

Pojedyncza żarówka rzuca w pomieszczeniu chybotliwe cienie.

Przy warsztacie siedzi na składanym krześle Walter Pfennig, sprawdza napięcie akumulatora i wkłada słuchawki. Ma do dyspozycji wyposażone w antenę urządzenie nadawczo-odbiorcze w stalowej obudowie, działające na falach o długości 1,6 metra. Pozwala ono komunikować się z identycznym urządzeniem na górnych piętrach domu, z dwoma innymi bateriami przeciwlotniczymi w murach miasta oraz z podziemnym schronem dowództwa garnizonu po przeciwnej stronie ujścia rzeki.

Radio buczy lekko, gdy się rozgrzewa. Obserwator odczytuje współrzędne do mikrofonu, a artylerzysta je powtarza. Werner przeciera oczy. Za jego plecami aż do sufitu wznoszą się skonfiskowane skarby: zwinięte gobeliny, zegary stojące, ozdobne szafy, ogromny olejny pejzaż pokryty krakelurą. Na półce naprzeciwko Wernera znajduje się osiem lub dziewięć gipsowych głów, których przeznaczenia nie może się domyślić.

Po wąskich drewnianych schodach, pochylając głowę pod belkami, schodzi ogromny sierżant sztabowy Frank Volkheimer. Uśmiecha się dobrodusznie do Wernera i siada w wysokim fotelu obitym złocistym jedwabiem. Umieszcza karabin między potężnymi udami, gdzie wydaje się on śmiesznie mały.

– Zaczyna się? – pyta Werner.

Volkheimer kiwa głową. Włącza latarkę i trzepoce w półmroku dziwnie dziewczęcymi rzęsami.

– Jak długo to potrwa?

– Niedługo. Jesteśmy tu bezpieczni.

Ostatni przychodzi Bernd, technik, niski mężczyzna z mysimi włosami i lekkim zezem. Zamyka za sobą i rygluje drzwi piwnicy, po czym z ponurym wyrazem twarzy siada w połowie drewnianych schodków. Trudno powiedzieć, czy jego oblicze wyraża strach, czy męstwo.

Po zamknięciu drzwi cichnie wycie syren. Na suficie miga żarówka.

Woda, myśli Werner. Zapomniałem o wodzie.

W odległym krańcu miasta strzela druga bateria przeciwlotnicza, po czym znów rozlega się huk osiemdziesiątkiósemki na piętrze kamienicy, ogłuszający, śmiercionośny. Werner słucha wycia pocisków przelatujących na niebie. Z sufitu spadają kaskady pyłu. Mimo słuchawek Werner w dalszym ciągu słyszy śpiew Austriaków.

…auf d’Wulda, auf d’Wulda, da scheint d’Sunn a so gulda…

Volkheimer sennie dotyka plamy na swoich spodniach. Bernd dmucha w złożone ręce. W słuchawkach rozlegają się dane o prędkości wiatru, ciśnieniu atmosferycznym, trajektoriach. Werner myśli o domu. Frau Elena pochyla się nad jego niewielkimi butami, dwukrotnie wiąże każde sznurowadło. Za oknem pokoju na poddaszu przesuwają się gwiazdy. Młodsza siostra Wernera, Jutta, siedzi okręcona kołdrą, ze słuchawką radia przyciśniętą do lewego ucha.

Cztery piętra wyżej Austriacy wprowadzają następny pocisk do dymiącego zamka osiemdziesiątkiósemki, dokładnie sprawdzają kąt nachylenia lufy i zatykają uszy, gdy armata oddaje strzał, ale tu, na dole, Werner słyszy tylko dźwięki radia z dzieciństwa. Na ziemię spojrzała Bogini Historii. Tylko najgorętszy ogień pozwala osiągnąć oczyszczenie. Widzi las więdnących słoneczników. Widzi stado wron zrywających się do lotu z korony drzewa.

 

Bomby zrzuć!

S i e d e m n a ś c i e , o s i e m n a ś c i e, dziewiętnaście, dwadzieścia. Pod celownikami pędzi morze. Teraz dachy. Dwa mniejsze samoloty oznaczają świecami dymnymi cel, pierwszy bombowiec zrzuca swój ładunek, a jedenaście pozostałych idzie za jego przykładem. Bomby lecą ukośnie, samoloty nabierają wysokości i formują szyk.

Niebo pokrywa się czarnymi cętkami. Stryjeczny dziadek Marie-Laure, zamknięty wraz z kilkuset więźniami za bramą fortu National, spogląda w górę i myśli: Szarańcza, po czym przypomina mu się starotestamentowe przysłowie przechowywane w zakamarkach pamięci od czasów, gdy chodził do szkółki parafialnej: Szarańcza, choć nie ma króla, cała wyrusza w porządku1.

Demoniczna horda. Rozsypany worek fasoli. Sto rozerwanych różańców. Można użyć tysiąca metafor i żadna nie oddaje rzeczywistości: każdy samolot zrzuca czterdzieści bomb, łącznie czterysta osiemdziesiąt, trzydzieści i pół tony materiałów wybuchowych.

Na miasto spada lawina. Huragan. Filiżanki do herbaty ześlizgują się z półek, obrazy spadają ze ścian. Po kolejnym ułamku sekundy syreny przestają być słyszalne. Wszystko przestaje być słyszalne. Ryk staje się tak potężny, że ludziom pękają bębenki w uszach.

Działa przeciwlotnicze wystrzeliwują ostatnie pociski. Dwanaście nieuszkodzonych bombowców zawraca i odlatuje w błękitny mrok.

Na piątym piętrze kamienicy przy rue Vauborel numer 4 Marie-Laure wczołguje się pod łóżko i przyciska do piersi kamień i model domu.

Pod sufitem piwnicy Domu Pszczół gaśnie pojedyncza żarówka.

 

Jeden

 


Date: 2015-12-17; view: 866


<== previous page | next page ==>
Grammar: One and ones | Muséum National d’Histoire Naturelle
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.021 sec.)