Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






DOCHODZENIE W MINISTERSTWIE MAGII

Artur Weasley, kierownik Urzędu Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli, został dzisiaj ukarany grzywną w wysokości pięćdziesięciu galeonów za zaczarowanie mugolskiego samochodu. Pan Lucjusz Malfoy, przewodniczący rady nadzorczej Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, wezwał pana Weasleya do rezygnacji ze stanowi­ska. „Weasley okrył hańbą ministerstwo”, powie­dział pan Malfoy naszemu reporterowi. „To oczy­wiste, że nie nadaje się na strażnika naszego prawa, a jego żałosna Ustawa o Ochronie Mugoli powinna być natychmiast anulowana”.

Pan Weasley uchylił się od komentarza, a jego żona powiedziała reporterom, żeby opuścili jej dom, bo poszczuje na nich rodzinnego ghula.

 

- No i co? - zapytał niecierpliwie Malfoy, kiedy Harry oddał mu wycinek. - Ale ubaw, co?

- Ha, ha - mruknął Harry.

- Artur Weasley tak uwielbia mugoli, że powinien przełamać swoją różdżkę i przyłączyć się do tych gnojków - powiedział Malfoy pogardliwym tonem. - Sądząc po zachowaniu Weasleyów, nigdy bym nie powiedział, że są czystej krwi.

Twarz Rona - a raczej Crabbe’a - wykrzywił gry­mas wściekłości.

- Co jest z tobą, Crabbe? - warknął Malfoy.

- Brzuch mnie rozbolał - odpowiedział chrapliwie Ron.

- No to idź do skrzydła szpitalnego i przykop ode mnie tym wszystkim szlamom – powiedział Malfoy, parskając śmiechem. - Wiecie co? Dziwię się, dlaczego „Prorok Codzienny” nie donosi o tych napaściach w naszej budzie. Założę się, że Dumbledore próbuje wszystko zatuszować. Jak dojdzie do nowych ataków, będzie wykończony. Ojciec zawsze powtarza, że Dumbledore to klęska dla szkoły. Szla­my to jego pupilki. Przyzwoity dyrektor Hogwartu nie powinien pozwolić, by plątały się tutaj takie szlamy jak ten

Creevey.

Malfoy zaczął udawać, że pstryka zdjęcia i zapiszczał głosem Colina:

- Potter, mogę ci zrobić zdjęcie, co? Mógłbym dostać twój autograf? A może mógłbym wylizać ci buty, co, Pot­ter? Błagam...

Opuścił ręce i spojrzał na Harry’ego i Rona.

- Co jest z wami, chłopaki?

Harry i Ron zmusili się do mocno spóźnionego śmiechu, ale Malfoyowi najwyraźniej to wystarczyło. Prawdopodob­nie Crabbe i Goyle zawsze potrzebowali trochę czasu, aby zareagować.

- Święty Potter, przyjaciel szlam - wycedził Mal­foy. - Nie ma za grosz instynktu prawdziwego czaro­dzieja, bo gdyby miał, to by nie chodził z tą porąbaną szlamą Granger. A ludzie myślą, że to on jest dziedzicem Slytherina!



Harry i Ron czekali, wstrzymując oddech. Malfoy na pewno zaraz im powie, że to on jest prawdziwym dziedzi­cem...

- Bardzo bym chciał wiedzieć, kto nim jest - po­wiedział Malfoy ze złością. - Mógłbym im pomóc.

Ronowi opadła szczęka, tak że twarz Crabbe’a wyglądała jeszcze bardziej głupkowato niż zazwyczaj. Na szczęście

Malfoy niczego nie zauważył, a Harry wypalił bez zastano­wienia:

- Przecież musisz podejrzewać, kto się za tym wszyst­kim kryje...

- Wiesz dobrze, Goyle, że nie mam pojęcia. Ile razy mam ci to powtarzać? - warknął Malfoy. - A ojciec nie powiedział mi nic o tym ostatnim otwarciu Komnaty. Tak, to było pięćdziesiąt lat temu, nie jego czasy, ale dosko­nale wie, co się wtedy wydarzyło. Zawsze powtarza, że byłoby podejrzane, gdybym wiedział za dużo. Ale wiem jedno: ostatnim razem, kiedy Komnata Tajemnic została otwarta, musiała zginąć jakaś szlama. I dlatego mogę się założyć, że i tym razem prędzej czy później stanie się to samo... Mam nadzieję, że to będzie Granger.

Ron zaciskał wielkie pięści Crabbe’a. Gdyby rąbnął Malfoya, mogłoby to pokrzyżować ich plany, więc Harry rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie i zapytał:

- A złapano tego, kto otworzył Komnatę?

- No pewnie... Nie wiem, kto to był, ale go wywalono ze szkoły - odpowiedział Malfoy. - Pewnie nadal jest w Azkabanie.

- W Azkabanie? - powtórzył Harry.

- W Azkabanie, Goyle... w więzieniu dla czarodziejów

- powiedział Malfoy, patrząc na niego z politowaniem.

- Wiesz co, gdybyś jeszcze trochę wolniej myślał, to za­cząłbyś się cofać.

Uniósł się niespokojnie w krześle i dodał: - Ojciec wciąż mi mówi, żebym siedział cicho i pozwolił działać dziedzicowi Slytherina. Mówi, że trzeba oczyścić szkołę z tego całego szlamu, ale żebym się do tego nie mieszał. Ma swoje kłopoty. Wiecie, że Ministerstwo Magii zrobiło u niego rewizję?

Harry starał się za wszelką cenę przywołać zainteresowa­nie na głupkowatą twarz Goyle’a.

- Taak... - rzekł Malfoy. - Wiele im się nie uda­ło znaleźć. Mój stary ma bardzo cenne czarnoksięskie przed­mioty. Ale, na szczęście, mamy własną tajną komnatę pod salonem...

- Ach! - krzyknął Ron.

Malfoy spojrzał na niego. To samo zrobił Harry. Ron zaczerwienił się. Czerwone zrobiły mu się nawet włosy. Nos powoli mu się wydłużał - mijał okres działania eliksiru. Ron zamieniał się z powrotem w Rona, a po przerażonej minie, jaką zrobił, patrząc na Harry’ego, Harry poznał, że i on wraca do swojej własnej postaci.

Obaj zerwali się na nogi.

- Nie wytrzymam, muszę łyknąć jakieś prochy albo inne świństwo! - krzyknął Ron i obaj przebiegli pokój wspólny Ślizgonów, rzucili się na kamienną ścianę i wypadli na korytarz, mając rozpaczliwą nadzieję, że Malfoy niczego nie zauważył. Harry poczuł, że stopy ślizgają mu się w ol­brzymich butach Goyle’a, a luźna szata opada mu z ramion. Wbiegli po schodach do ciemnej sali wejściowej i usłyszeli łomotanie w drzwi komórki, w której zamknęli Crabbe’a i Goyle’a. Zostawili buty pod drzwiami i pomknęli w skar­petkach do toalety Jęczącej Marty.

- No, ale nie była to całkowita strata czasu - wydyszał Ron, zamykając drzwi toalety. - Tak, wiem, że nie odkryliśmy, kto się kryje za tymi napaściami, ale jutro napiszę do taty, żeby zbadał, co Malfoy ukrywa pod podłogą salonu.

Harry sprawdził, jak wygląda, w popękanym lustrze. Znowu był sobą. Założył okulary, a Ron zabębnił w drzwi kabiny Hermiony.

- Hermiono, wyłaź, mamy ci kupę do opowiadania...

- Zostawcie mnie! - zapiszczała Hermiona. Harry i Ron spojrzeli po sobie.

- O co ci chodzi? - zapytał Ron. - Przecież mu­sisz już wracać do siebie, my obaj...

Przez drzwi ostatniej kabiny przepłynęła nagle postać Jęczącej Marty. Harry jeszcze nigdy nie widział jej tak uradowanej.

- Ooooooch! Poczekajcie, aż sami zobaczycie - po­wiedziała. - To jest straszne!

Usłyszeli szczęk zamka i pojawiła się Hermiona. Łkała głośno i miała szatę zarzuconą na głowę.

- Co jest? - zapytał niepewnie Ron. - Wciąż masz nos Milicenty?

Hermiona pozwoliła, by szata opadła. Ron cofnął się gwałtownie.

Jej twarz pokrywało czarne futerko. Miała żółte oczy, a spomiędzy włosów na głowie wystawały ostro zakończone uszy.

- To był... włos k-kota! - zawyła. - M-milicenta Bulstrode m-musi mieć kota! A t-tego eliksiru nie używa się do t-transmutacji zwierząt!

- Uau! - wykrzyknął Ron.

- Ale się będą wyśmiewać z takiej szkarady - cieszy­ła się Marta.

- Hermiono, uspokój się - powiedział szybko Har­ry. - Zaraz cię zaprowadzimy do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey nigdy nie zadaje wielu pytań...

Długo trwało, zanim zdołali nakłonić Hermionę, by opu­ściła łazienkę. Jęcząca Marta poszybowała za nimi, zanosząc się śmiechem.

- Poczekajcie, aż wszyscy zobaczą, że ona ma ogon!



Date: 2015-12-11; view: 679


<== previous page | next page ==>
Eliksir Wielosokowy | Bardzo sekretny dziennik
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.007 sec.)