Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Autobahn nach Poznań. 266 10 page

– A Polska?

– Nie damy im nic powyżej „Łosia F”. Tak właśnie zamierzamy podziękować za wmanewrowanie nas w ten ohydny Vietnam! Ale zapewniam cię, że „Sabre” będzie zestrzeliwał japońskie „Łosie” jak kaczki. To już lekko przestarzałe maszynki...

– Nie przesadzasz?

– A jak myślisz, dlaczego król mianował ambasadorem mnie, Ankę Potocką? Ewidentnie kobietę, pierwszego babskiego ambasadora w Japonii! To polityczny policzek wymierzony cesarzowi.

– Dlaczego mi to mówisz?

Zamyśliła się na krótką chwilę, potem znowu pokazała te swoje lśniąco białe zęby.

– Japonia to karta bita – powtórzyła. – Zamierzamy pozwolić Amerykanom na odzyskanie Hawajów. Może Midway, a może nawet damy im chwycić Okinawę... Zbyt wiele korzyści czerpiemy z handlu, żeby ich nie ugłaskiwać. Włochy się nie liczą, zaś Austro-Węgry zbyt boją się własnego cienia i czeskiej rewolucji – spojrzała na niego, ale zaraz odwróciła wzrok. – Rzeczpospolita zamierza postawić teraz na Niemcy. I dlatego wezwano cię do Tokio.

– Mnie?

– Ciiiiiiiiii... – położyła palec na wargach. – Reszta w pokoju specjalnym w ambasadzie.

Wzruszył ramionami. Policjanci na skrzyżowaniach salutowali karnie, tłum na chodnikach od czasu do czasu wiwatował.

– Japończycy nie mają swojego odrzutowca? – spytał.

– Mają, mają... Toyota „Hiryu”. Na sześć prototypów sześć zapaliło się podczas próby uruchomienia silnika. Jest jeszcze Honda V7, na kradzionej niemieckiej technologii BMW. I Subaru „Hokkai”. Wiesz... – mrugnęła do niego. – To japońskie „coś” lata za wolno i za nisko – zachichotała. – „Sabre” nie będzie miał wielkich kłopotów...

Samochód dotarł wreszcie do gmachu ambasady. Piechota morska w wyjściowych uniformach pospiesznie otwierała bramę. Limuzyna bezszelestnie wjechała na podjazd. Lokaj doskoczył błyskawicznie i otworzył drzwi. Wiśniowiecki pomógł Ance wysiąść, usiłując nie patrzeć w dół... To było strasznie trudne. Bez słowa przeszli do pokoju specjalnego. Potocka osobiście zamknęła i zabezpieczyła drzwi. Potem włączyła generator drgań.

– Wino? Koniak? – podeszła do barku na kółkach. – Mam prawdziwą niemiecką brandy z prowincji Cognac! – zaznaczyła z uśmiechem. – Co?

– Okey.

– Jezu... Tylko nie mów tym żydowskim żargonem, proszę.

– To był amerykański... – Wiśniowiecki z satysfakcją przypomniał sobie wszystkie sztuczki Rappaporta z „Latryny”. – Ale jeśli oczywiście wolisz martwy francuski, czy martwą łacinę...



– Nie znęcaj się nade mną, biedną dziewczynką – podała mu ogromny kieliszek napełniony koniakiem. – Siądź, proszę.

Usiadła naprzeciw, kolano przy kolanie – tak ściśle, że między uda nie dałoby się wcisnąć nawet amerykańskiego noża szturmowego. Szlag!

– Twoje zdrowie – ledwie umoczyła wargi. – Wiesz, dlaczego cię wezwano?

– Liczę, że mnie uświadomisz, Aniu.

– Okey... – powtórzyła za nim i mrugnęła porozumiewawczo. – Śmiejesz się ze mnie, prawda? To po chińsku? Pewnie jakieś świństwo...

– Taaaak... We wschodnim tonkińskim „Okey” znaczy „zdejmij majtki”.

– Szowinistyczna męska świnia! – uśmiechała się jednak dalej. Opuściła głowę, a potem podniosła znowu. Jej oczy błyszczały. – Teraz wiem, dlaczego wyznaczono ci to zadanie...

– Jakie?

– Masz poślubić Monikę Hitler.

– Coo?! Kogo?!

– Monika Hitler jest córką Adolfa Hitlera i Ewy Braun.

– Wiem kto to jest Monika – krzyknął trochę za głośno. – Czytam gazety... – opadł na oparcie fotela. – Co wyście wymyślili?!

– Wyjaśnię ci to po kolei... – podniosła kieliszek. Wiśniowiecki opróżnił swój jednym haustem. – Jak mówiłam, Rzeczpospolita zamierza postawić teraz na Niemcy. W tym celu Monisia musi być, wybacz wulgaryzm, dupczona przez naszego człowieka. Najlepiej takiego zdobywcę niewieścich serc, jak ty... Ale nie za darmo! W twoich żyłach płynie krew Hohenzollernów, prawda?

– Znam historię swojego rodu! – przerwał jej, wściekły.

– O właśnie... Wiśniowiecki... Co za nazwisko! Już najwyższy czas skończyć z Jagiellończykami, czas przestać kłuć Niemców w oczy tą idiotyczną bitwą pod Grunwaldem! A Wiśniowieccy? Toż wy przecież tylko na Wschodzie walczyliście, prawda? Żadnych krzyżacko-polskich zaszłości, żadnego zamieszania w zamach na Bismarcka. Idealnie czyste rączki! Choć, oczywiście, Rosjanie mają inne zdanie w tej kwestii, ale kto by się przejmował resztkami Syberii?

– Możesz przystąpić do rzeczy?

– Mogę. Nawet muszę... Plan był taki: wysyłamy pięciu z najlepszej szlachty na front. Niemcy mają fioła na punkcie służby wojskowej. Nie ma siły, żeby ich władca nie odbył normalnej służby, nie odznaczył się, nie walczył naprawdę. Dlatego wysłaliśmy pięciu książąt, bo jakby któryś przypadkiem zginął, to, wiesz, musieliśmy mieć coś... w rezerwie. Prawda?

Nie czekała na jego potwierdzenie.

– Zresztą ty byłeś prawie na końcu listy. Największe nadzieje budził Maciek Lubomirski, prawdziwy as lotniczy, ale... Zestrzelili go, świnie. Romek Koniecpolski był drugi w kolejności. Niestety, podczas służby na krążowniku, w trakcie tej okropnej bitwy pod Leyte, nabawił się przykrej choroby. Ma tik nerwowy, drga mu lewa powieka. To wyglądałoby fatalnie na propagandowych filmach. Jest jeszcze Grzesio Radziwiłł, z ciężkich czołgów. Ale, do jasnej cholery... Wyobrażasz sobie Niemców ryczących „Hail Grzegorz”? Toż nikt z nich tego nie wymówi. „Radziwiłł” też nie powiedzą bez trzyletniego treningu. A poza tym to, psiamać, Litwin! Padło więc na ciebie, Jeremi. Hitlerowcy jakoś to powinni wymówić.

Zerwała się na równe nogi, stanęła na baczność i wyprostowała ramię w faszystowskim pozdrowieniu.

– Heil Jeremi!!! – krzyknęła.

– No... – usiadła na powrót w fotelu, znowu z kolanem przy kolanie. – No... Jakoś to brzmi.

– Dobrze się bawisz? – spytał Wiśniowiecki.

– Niestety, kotek, mówię zupełnie poważnie. Przelecisz Monisię i ożenisz się z nią. Ale, jak mówię, nie za darmo!

– Zwariowałaś?

Zaprzeczyła ruchem głowy.

– Polska potrzebuje nowego króla. Dlaczego więc nie Wiśniowiecki? Dlaczego nie mąż pani Hitler? Dlaczego nie ktoś, kto przeszedł cały szlak bojowy z „Ognistooką”? W reklamówkach wyborczych wypadniesz doskonale...

– Przestań!

Znowu zaprzeczyła ruchem głowy. Wyjęła z sejfu grubą kopertę i zaczęła po kolei wykładać na stół zdjęcia.

– To jest właśnie Monisia...

Rozpoznał fotografię, która często pojawiała się w prasie.

– Tu masz Monisię z tatusiem, tu z mamusią, a tu z pieskiem... Masz też goluteńką Monisię w łazience...

– Jezus! Nasz wywiad zajmuje się fotografowaniem czyjegoś gołego tyłka?!

– Owszem. My nie posyłamy naszych agentów w kompletną niewiadomą – Anka Potocka bawiła się w najlepsze. Wykładała na stół kolejne zdjęcia. – Musisz znać sytuację. To jest goła pupcia Moniki, to jest jej... no... ta część ciała, którą każda kobieta pragnie ukryć... Tu masz zdjęcie, jak Monisia się onanizuje... Tu masz jej biust, nawet ładne ma piersi, co? Trochę za niska dla ciebie, ale... Założy jej się wysokie obcasy do oficjalnych uroczystości, a dla potrzeb filmu nawet ustawi na stołeczku... Tu jest Monisia goła z tyłu, a tu goła z przodu...

Wiśniowiecki sam nalał sobie koniak.

– Wyobrażam sobie agentów, którzy robili te zdjęcia...

Anka tylko skinęła głową.

– Mam przelecieć Monikę Hitler i zostać jej mężem, a potem królem Polski?!

Potocka zsunęła się z fotela i uklękła przed Wiśniowieckim.

– Tak, Królu Rzeczypospolitej Trojga Narodów, panie mój!

– Boże, Boże, Boże...

– Coś nie tak? – Anka podniosła się z klęczek i rzuciła na stół ostatnie zdjęcie. – Fajna dupka przecież...

Wiśniowiecki usiłował znowu nie poczerwienieć.

– O kuuuuuurczę...

– No – pani ambasador również usiłowała nie patrzeć na ostatnie zdjęcie. Choć... było widać, że musiała je wcześniej studiować bardzo dokładnie – dostała zbyt wielkich rumieńców, niby to podziwiając oryginalny obraz Canaletta, zdobiący ścianę.

Wiśniowiecki zapalił papierosa. Zgarnął wszystkie zdjęcia i włożył z powrotem do koperty.

– Jest w tym jakiś haczyk? – powrócił na swój fotel.

– Jest – Potocka również usiadła. Założyła nogę na nogę. Był to jeden z najpiękniejszych widoków, jakie można sobie było wyobrazić. Jak zwykle Sejm osiągał to, co chciał. To nie był policzek wymierzony cesarzowi Hirochito. To było nasikanie na stół w jego obecności. Nie dość, że kobieta, to jeszcze tak śliczna, że oficjele na dworze cesarskim musieli gremialnie dostawać apopleksji na jej widok.

Wiśniowiecki postanowił zaryzykować.

– Czy Sejm przewidział taką opcję, że... dasz mi tyłka, jeśli ma to przyspieszyć moją decyzję?

Wyraźnie się zdenerwowała. Poprosiła o papierosa, który wetknęła do długiej, damskiej lufki.

– Skoro już rozmawiamy szczerze – zaciągnęła się głęboko. – To... Jestem przygotowana na taką „opcję”.

Popatrzyła mu prosto w oczy. Odwrócił wzrok, skonfundowany.

– Tylko wiesz... – dobiła go kompletnie. – Nie wahaj się długo, bo w odwodzie mamy jeszcze Stefka, nie pamiętam numeru, Czarnieckiego, z piechoty morskiej.

Westchnął ciężko.

– Koronkowa robota – zerknął na koronki jej pończoch, widoczne spod spódnicy. – Nie omieszkaj powtórzyć tego marszałkowi Sejmu.

– Nie bądź niemiły...

– Biedny Maciuś Lubomirski – zakpił – spruty przez wrogie myśliwce, Koniecpolski ma tik nerwowy, a Radziwiłł to cholerny Litwin. Ukochanej Rzeczypospolitej pozostaliśmy ja i Czarniecki... Jak zwykle zresztą – roześmiał się głośno. – Zawsze tak jest. Polska w opałach, to Czarnieccy i Wiśniowieccy mają ją wyciągać z szamba... – podrapał się w brodę. – Brakuje tylko Sobieskiego.

– Jaś Sobieski złamał nogę podczas pierwszego skoku ze spadochronem na wstępnym szkoleniu. Mamusia wyciągnęła go z wojska.

– Rozumiem, że gdyby nie ten wypadek, to... byłby pierwszy na liście?

Skinęła głową.

– Znam Stefka. Nadał by się.

Potocka zaciągnęła się raz jeszcze.

– Jemu odmawia pięć kobiet na dziesięć. Tobie jedna na dziesięć – wysyczała.

– O taaaaak... – śmiał się w najlepsze. – Przepraszam. Wyobraziłem sobie sędziwego marszałka Sejmu, jak studiuje raporty w rodzaju: „Ściśle tajne. Ilość wzwodów osiągniętych przez Wiśniowieckiego w stosunku do średniej armijnej w okresie...”.

– Przestań! – osadziła go. Rumieńce na jej policzkach na pewno nie były udawane. Speszyła go tym dokumentnie.

– Przepraszam – szepnął.

– Chcesz, to dam ci tyłka! – warknęła. – Ale... Pozwól mi zachować choć trochę szacunku dla samej siebie!

– Przepraszam – powtórzył. – Wygłupiłem się. Sorry!

Przez chwilę panowała złowieszcza cisza.

– To znowu po żydowsku? – uśmiechnęła się lekko. – Czy chińskie świństwa?

– „Sorry” to po tonkińsku znaczy „zdejmij...” – machnął ręką. – Jaki haczyk tkwi w tej sprawie?

Nalała nowe porcje koniaku do kieliszków.

– La bombe de Heisenberg – przeszła nagle na martwy francuski.

– Que? De quoi tu parle?

– Bomba Heisenberga – powtórzyła po polsku. – Przecież w cywilu byłeś fizykiem. Wiesz kto to Werner Heisenberg, prawda?

– Ten od zasady nieoznaczoności?

– Mhm.

– On nie jest chemikiem. Jaką bombę mógł zrobić?

– Nie zrobił, ale robi... To jakiś cholerny koniec świata. A Niemcy, po pierwsze, są nieprzewidywalni, a po drugie, nienawidzą nas, Polaków, za to, że nie zabiliśmy u siebie Żydów. Co gorsza, daliśmy azyl Żydom z Niemiec. Teraz dostają piany, gdy widzą, jak nasi Żydzi handlują z USA... Dadzą nam popalić, jeśli Monisia Hitler ich nie powstrzyma... w twoich ramionach, i jeśli... to nie my będziemy mieć pierwsi bombę Heisenberga.

– Co to jest bomba Heisenberga?

– Armagedon. Koniec świata. Ostateczne rozwiązanie kwestii wszystkich narodów... – uśmiechnęła się smutno. – To jest ta okropna bomba atomowa!

– Jaka?

– Mniejsza z tym. Nasz najlepszy człowiek do spraw fizyki twierdzi, że zrobimy to szybciej, jeśli tylko zdobędziemy plany. Albo przynajmniej ogólne rozeznanie. Uran już się wydobywa na Syberii, lecz musimy mieć choćby ogólne pojęcie, o co chodzi... Tobie, jako mężowi Monisi, nie zabronią wstępu gdziekolwiek byś zechciał. Pojedziesz więc do Wiesbaden i zobaczysz, co to takiego ten ich reaktor. Jesteś fizykiem, zrozumiesz o co chodzi...

– Rozumiem też, że Czarniecki w związku z tym... nie ma szans – zakpił. – On jest architektem.

Potocka uśmiechnęła się lekko, a potem skrzywiła wargi.

– Nasz najlepszy człowiek twierdzi, że zrobimy to szybciej. Tylko musimy mieć punkt wyjścia. Jakieś plany.

– A on sam nie mógłby się pofatygować do Wiesbaden?

– Nie. Po pierwsze jest uciekinierem z Niemiec, a po drugie – Żydem.

– Jezu... Kto jest naszym najlepszym człowiekiem od fizyki?

– Nie wiesz? – Potocka uniosła brwi. – Albert Einstein.

* * *

Wiśniowiecki obudził się na kozetce w laboratorium. Tym razem od razu wiedział, gdzie się znajduje. Sam zdjął elektrody z głowy.

– Chryste Panie... – jęknął. – I to ma być „Erotyczny sen o najpiękniejszej kobiecie świata”?! Ja wam serdecznie dziękuję!

– Co? – zaniepokoił się Borkowski. – Nie było najpiękniejszej kobiety świata?

– Była... – Wiśniowiecki zaklął bezgłośnie. – Nawet chciała mi dać dupy. Ale do niczego nie doszło.

– A co stanęło na przeszkodzie?

– Bomba Heisenberga.

– Co?!

– Bomba atomowa, którą w Polsce rekonstruował Albert Einstein. Znacie takie nazwisko? – zakpił. – To była kontynuacja poprzedniego snu!

– Niemożliwe...

– No była! Była!!!

– Niemożliwe. Nie można kontynuować poprzedniego snu na naszych kasetach! – Borkowski zerknął na technika. Ten uspokajająco skinął głową i nachylił się nad komputerem.

– Inwektywy? – zapytał.

– Tym razem nie.

– O właśnie... Jednak panujemy nad sytuacją.

– Jesteśmy w domu – mruknął Borkowski. – Ty, słuchaj... Co to jest bomba Heisenberga?

– Nie wiem. To ichnia bomba atomowa, czy co... W życiu nie śniłem durniejszego snu. Miałem ożenić się z Moniką Hitler...

– Jezu... Poważnie?

– No.

– A kto to jest Monika Hitler?

– A jak myślisz? – Wiśniowiecki zaczął się ubierać. – Czyja to córeczka?... Zapewniam, że nie Kowalskiego.

– Weź przestań... Naprawdę do niczego nie doszło z najpiękniejszą kobietą świata?

– Do niczego. Aczkolwiek, rzeczywiście piękna była, małpa... Ambasador Rzeczypospolitej w Japonii.

– Coo?!

– No – Wiśniowiecki włożył buty i zbierał się do wyjścia. – Mam dość bycia waszym beta-testerem. To zbiór bzdur... te wasze sny.

– Ale przyjdziesz jeszcze wieczorem? – Borkowski wyskoczył za nim na schody. – Dzisiaj przetestujemy „Sukces w pracy zawodowej”...

Wiśniowiecki nie odpowiedział. Wydostał się z dusznej klatki schodowej na ulicę Podwale. Ziewnął i przetarł oczy. Tryskające zielenią drzew Wzgórze Partyzantów naprzeciw było kiedyś bastionem defensywy miasta, razem z fosą poniżej stanowiło część obronnych konstrukcji, które raczej się nie przydały. Brat Napoleona zmusił Wrocław do kapitulacji, pruska załoga poddała się, a zbudowane z takim trudem umocnienia trzeba było rozebrać. Ale nie dało się łatwo zniszczyć bastionów działowych, dlatego w samym centrum nowoczesnego miasta do dziś tkwiły obrośnięte drzewami wzgórza, teraz będące już tylko atrakcją dla turystów.

Wiśniowiecki minął niemiecki konsulat, mieszczący się w zeszłowiecznym budynku, i odnalazł swój samochód, zaparkowany nad fosą. O tej porze nie powinno być jeszcze korków. Skręcił w Piotra Skargi, przejechał plac Dominikański, ominął napowietrzne estakady i przez most Grunwaldzki dostał się na plac o tej samej nazwie. Plac... Za dużo powiedziane. To było po prostu monstrualne lotnisko, zbudowane przez Niemców w czterdziestym piątym w samym centrum miasta. Nawet dzisiaj mogłyby tu lądować międzykontynentalne samoloty, gdyby tylko ktoś zdemontował szyny tramwajowe i wyrównał pasy startowe.

Wiśniowiecki poczuł nagły głód. Skręcił w lewo i zanurzył się w plątaninę wąskich uliczek. Minął kilkupiętrowy bunkier z czasów wojny, skręcił w prawo, a potem, łamiąc przepisy, znowu w lewo. Ignorując znaki zakazu przejechał przez wyspę zwaną Ostrowiem Tumskim, potem znowu w lewo, aż wreszcie minął siedzibę niemieckiego sztabu obrony Festung Breslau, zamienionego na bibliotekę. Do Rynku nie było po co jechać. Mimo najlepszego wyboru knajp w mieście o tej porze niewiele z nich mogło być otwartych. Skręcił w prawo, minął kilka mostów i znowu złamał przepisy, zajeżdżając pod uniwersytet, dokładnie w miejscu, gdzie francuscy żołnierze przełamali pruską obronę. Zaparkował na Kuźniczej. „Internetowa Tawerna” była już otwarta. Zamówił piwo, kawę, frytki i kiełbasę z rusztu. Wykupił abonament na komputer i zalogował się błyskawicznie. Pociągnął łyk piwa. Altavista. „Heisenberg, Wiesbaden, a-bomb” – wystukał szybko. Szlag! Otrzymał czterysta trzydzieści jeden tysięcy dziewięćset dwadzieścia osiem adresów stron www spełniających powyższe kryteria. Zaczął sprawdzać kolejno pierwsze dziesięć.

 

l. No Title

Physicist Jonothan Logan tells a strange tale that begins in 1946, soon after Germany surrendered. Fifteen of Germany’s greatest physicists have been... URL: terra.msrc.sunysb.edu/~dmyers/engines/the_bomb

 

2. The World at War

Books – Bibliography. „Who burns books will burn people, too” New reviews. The Story of a U-Boat Nco 1940-1946 by Wolfgang Hirschfeld The diary of a... URL: worldatwar.net/books/list.html

 

3. The Critical Mass

From 1939 onward physicists understood that a neutron chain reaction in uranium was a possible way to liberate nuclear energy for research or for engines... URL: www.sigmaxi.org/Amsci/captions/captions9...­Logancap2.html

 

4. Heisenberg and the Nazi Atomic Bomb Project

THE UNIVERSITY OF California PRESS. Click on price to purchase: $35.00. Rose, Paul Lawrence Heisenberg and the Nazi Atomic Bomb Project. No one better... URL: www.ucpress.edu/­books/pages/8006.html

 

5. If You Like this Book: Heisenberg and the Nazi Atomic Bomb Project: A Study in

Text Only. at a glance. reviews. customer comments. if you like this book... table of contents. Keyword Search. Books. Popular Musie. Classical Musie... URL: www.amazon.co.hu/exec/obidos/ts/book-sim...ref=sim_m_books

 

6. Amazon.com: A Glance: Heisenberg and the Nazi Atomic Bomb Project: A Study in

at a glance. reviews. customer comments. if you like this book... table of contents. e-mail a friend about this book... Keyword Search. Books. All... URL: wwwb244.test4040.yi.org/exec/obidos/­ASIN/0520210778

 

7. Amazon.com: A Glance: Heisenberg Probably Slept Here: The Lives. Times, and I

at a glance. reviews. customer comments. if you like this book... table of contents. e-mail a friend about this book... Keyword Search. Books. All... URL: www1.test4041.yi.org/exec/obidos/ASIN/­0471157090/wowprices

 

8. Amazon.com: A Glance: Heisenberg Probably Slept Here: The Lives. Times, and I

at a glance. reviews. customer comments. if you like this book... table of contents. e-mail a friend about this book... Keyword Search. Books. All... URL: www.amazon.com/exec/obidos/ASIN/­0471157090/wowprices

 

9. Heisenberg

Werner Heisenberg. In addition to his pivitol role in the development of atomic theory, Heisenberg was a firm German patriot. Although he did not... URL: www.chem.uidaho.edu/~honors/heisen.html

 

10. Heisenberg Interview

Parts of an Interview with Werner Heisenberg on Nuclear Energy Development in Germany during World War II. Conducted and edited by Joseph J. Ermenc... URL: www.acslink.aone.net.au/bclancy/­haigerloch/int.htm

 

Jezuuu... Było tam wszystko: plany, rysunki, obliczenia. Heisenberg rzeczywiście konstruował w Wiesbaden bombę atomową. Zresztą to był tylko jeden z ośrodków. Lise Meitner, Otto Hahn, Gustaw Harteck, Carl-Friedrich von Weizsacker... Wielki, dwupiętrowy reaktor z ogromnym kominem. Zdjęcia, plany, rysunki, obliczenia, wspomnienia naukowców, wraz ze schematycznymi szkicami. W sieci było wszystko. Także dokładny opis stanu badań w momencie, gdy reaktory zostały przejęte przez sojusznicze wojska.

Wiśniowiecki zamówił jeszcze jedno piwo. Zanim je przyniesiono, uporał się z frytkami, kiełbasą i kawą.

 

Wystukał „Los Alamos, a-bomb”. Altavista znalazła siedemset dziewięćdziesiąt tysięcy siedemset pięćdziesiąt pięć stron www odpowiadających zadanym kryteriom. Znowu zerknął na pierwsze dziesięć.

Wystukał: „Los Alamos, a-bomb, Oppenheimer”. Z górą szesnaście milionów odwołań. Jezu... Sieć to śmietnik! Przeszedł na Science Search Index: „Los Alamos {and} a-bomb {and} Oppenheimer {and} concrete plans {and} mathematics calculations {and} physical research {and} hardware photos”... Enter.

„Jedynie” osiemnaście tysięcy odwołań. Zamówił trzecie piwo i zaczął przeglądać odnośniki. Sieć zawierała wszystko, nawet modną przed dekadą książkę „Zrób sobie sam w piwnicy własną bombę atomową”. Całe szczęście, że jednak w piwnicy nikomu nie udało się tego dokonać... Usiłował zrozumieć, dlaczego Oppenheimer, a nie Heisenberg. Co sprawiło, że pracowali nad tym amerykańscy Żydzi z Niemiec, a nie niemieccy aryjczycy z Niemiec... Gdzie tkwił błąd? Jaka była różnica?

Kelnerka podeszła, żeby zapytać, czy chce kupić dyskietki, skoro przegląda tyle danych... Nie chciał, podała mu więc obiad. Widziała wielu takich maniaków. Jeśli niczego nie zamierzał zapisywać, to była tylko zabawa – i tak lepsza, niż obłędne gry, na które ściągali tu młodzi. Obliczenia, zdjęcia, schematy urządzeń przynajmniej nie wyły, nie strzelały i nie piszczały, wykorzystując całą moc kart dźwiękowych.

Wiśniowiecki skończył wieczorem, z podpuchniętymi oczami i bolącą głową. Jezu... Naprawdę przesiedział tak długo przed monitorem? Zapłacił kartą kredytową, bo nie miał przy sobie wystarczającej gotówki, musiał więc czekać, aż kelnerka obsłuży „żelazko”, co wyraźnie sprawiało jej ogromne trudności. Wyjął z kieszeni telefon i wezwał taksówkę. Po tylu piwach wolał nie ryzykować jazdy własnym autem.

Taksówkarz nie zdziwił się, że ma jechać tak blisko. „Sukces w pracy zawodowej”... Jeremi postanowił, że to będzie ostatni testowany przez niego sen. Ostatni i już. Oppenheimer i Heisenberg... Tylko to miał w głowie. Oppie i Willie, jak Flip i Flap.

* * *

Japoński Mitsubishi „Dolly” przewiózł go z Tokio do Mandżukuo. Tam, na lotnisku „Hinte III”, dwóch rosłych ochroniarzy zastąpiła Ola Brzozowska, śliczniutka agentka wywiadu sejmowego. Słuchała muzyki z zawieszonego na pasku radia, szczebiocząc bez przerwy z okropnym lwowskim akcentem – miał wrażenie, że wszystkie służby sejmowe rekrutowane są z województw centralnych, poprawna polszczyzna zdarzała się wyłącznie w wojsku i w telewizji. Jednak nie chciałby spotkać Oli w momencie, gdy dziewczyna trzyma swój rewolwer w dłoni – ten, który, nieudolnie ukryty, tkwił w kaburze pod dużym biustem. Sprawiała wrażenie, że wie, jak użyć tego czegoś, i użyje, jeśli z jakichś względów będzie się jej to wydawało lepszym rozwiązaniem. W każdym razie ludzie na „Hinte III” rozstępowali się przed nią w popłochu, gdy prowadziła go do kas biletowych.


Date: 2015-12-11; view: 803


<== previous page | next page ==>
Autobahn nach Poznań. 266 9 page | Autobahn nach Poznań. 266 11 page
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.015 sec.)