Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Cóż, kiedy tęskniła za rodzicami.

Właśnie miesiąc temu ukończyła czternaście lat i stała się dorosłą damą, a dziadek żartował, iż teraz każdego dnia może spodziewać się swatów. Nie sądziła, że słowa opiekuna sprawdzą się tak rychło, bo oto dziś rano specjalni posłańcy przybyli na zamek szczeciński z wieścią, iż szlachetny panicz Przemko, dziedzic zmarłego księcia Przemysława, wyruszył już z Poznania, by pokłonić się o jej rękę.

Weszła służebna ze światłem prosząc na wieczerzę. Ludgarda ocknęła się z zadumy, wstała od krosien i przeszła do komnaty jadalnej.

W kilka dni później książę Przemko rzeczywiście przybył do Szczecina. Wjechał huczno i dworno na czele strojnej drużyny rycerskiej, młody i urodziwy, w pozłocistej zbroi, na ognistym rumaku.

Zuchwałe, czarne oczy rycerza spoczęły na nieśmiałej Ludgardzie, i serce zabiło jej gwałtownie w piersi. Nie wiedziała jednak, miłość li to była od pierwszego wejrzenia, czy też lęk jakowyś przed nieznanym losem.

Niebawem w kaplicy zamku szczecińskiego odbył się ślub młodej pary, skromny i cichy, jako że właściwe gody weselne miały się rozpocząć dopiero w Poznaniu. Książę Przemko niedługo bawił w Szczecinie. Wkrótce wyjechał ze swoją drużyną, by godnie przyjąć oblubienicę na własnej ziemi. W kilka niedziel później tą samą drogą wyruszyła z niewielkim orszakiem Ludgarda.

Spotkanie nastąpiło na granicy Pomorza i Wielkopolski, w warownym Drżeniu, zwanym później Drezdenkiem. Witał tu Ludgardę książę Przemko i stryj jego, Bolesław, książę kaliski oraz biskup poznański, Mikołaj i dworzanie. Jechali odtąd razem przez Ziemię Wielkopolską, wszędzie witani serdecznie przez rycerstwo, mieszcza" i kmieci. Wjazd do Poznania był huczny i okazały. Kto żyw wyległ na ulice grodu, by przypatrzeć się młodej parze książęcej.

Jadą, już jadą! - słachać było ze wszech stron.

Na czele orszaku jechał książę Przemko na karym rumaku, przykrytym aż do ziemi purpurową kapą zdobną herbami miast wielkopolskich. Pierś okrywał mu złocisty pancerz z wielkim białym orłem, a głowę zdobił hełm z podniesioną przyłbicą i pióropuszem z pawich piór. Ludgarda jechała obok w białej powłóczystej sukni, na białym jak śnieg rumaku okrytym błękitną oponą z haftowanymi złocistymi gryfami. Na jasnych, utrefionych w loki włosach widniała korona książęca. Wśród rycerstwa i ciżby miejskiej rozległy się okrzyki na cześć młodej pary:



Sto lat życia miłościwemu panu i małżonce jego! Szczęścia i licznego potomstwa!

Właśnie zbliżali się do katedry. Ludgarda podniosła opuszczone powieki i wzdrygnęła się od lęku. Mroczne wnętrze świątyni z dwoma rzędami świec po obu stronach wejścia zdało się jej mieć kształt żałobnego katafalku. Opanowała się, by nie krzyknąć.

Lecz oto otoczyli ich już dworzanie książęcy i rajcy Poznania z burmistrzem na czele. Przemko pomógł z gracją zsiąść małżonce z konia, a biskup Mikołaj w towarzystwie księcia kaliskiego Bolesława i jego małżonki Jolanty oraz kanoników poznańskich wprowadził nowożeńców w uroczystej procesji do katedry.

Lud Poznania przez trzy dni bawił się i ucztował za szczęście i pomyślność młodej pary. Na zakończenie godów weselnych odbył się na dziedzińcu zamkowym wspaniały turniej rycerski. Zjechali rycerze z Wielkiej i Małej Polski, z Pomorza i Śląska. Sam książę Przemko postanowił również wziąć udział w gonitwach. Nagrodą dla zwycięzcy miał być wieniec laurowy misternie wykonany ze złota przez złotników poznańskich oraz drogocenny miecz rycerski, oba z rąk księżnej Ludgardy.

Zasiadła ona wraz z dworkami na głównym krużganku zamkowym pod baldachimem przetykanym purpurą i złotem. Miejsce po obu jej stronach zajęły żony i córki zaproszonych rycerzy, dworki księżnej oraz najznamienitsze mieszczki poznańskie. Sami rycerze obsiedli w krąg na dębowych ławach dziedziniec zamkowy, aby nie uronić ani krztyny z zakończenia igrzysk.

Z dwunastu najodważniejszych rycerzy, którzy stanęli w szranki, po trzech dniach pozostali już tylko dwaj najdzielniejsi. O pierwszym z nich, w pozłocistej zbroi, mówiono, iż jest to sam książę Przemysław; kto zacz był drugi, w czarnej zbroi i na czarnym koniu - tego nikt nie wiedział. A oni stali już na przeciwległych krańcach dziedzińca gotowi do walki. Znad wygiętych karków końskich widać było strojne w pióropusze szyszaki z opuszczonymi przyłbicami oraz długie kopie.

Zabrzmiały fanfary. Rycerze pochylili się w siodłach i zniżyli kopie. Zadudniła ziemia pod ciężkim galopem rumaków i bój się rozpoczął. Dźwięczały głucho o tarcze kopijne brzeszczoty, a konie zdarte wodzami aż przysiadały na zadach, a następnie z wielkim impetem przebiegały tuż obok siebie, by zatoczywszy wielki łuk, ruszać znów całą siłą naprzód. Spod kopyt rumaków sypały się skry krzesane o bruk dziedzińca, a z nozdrzy biły ze świstem kłęby białej pary. I tak po trzykroć obiegli dziedziniec i starli się z sobą, ale żaden nad drugim nie uzyskał przewagi.

Lecz oto czarny rycerz zatoczył po dziedzińcu ogromny krąg, że omal się o ławy rycerskie nie otarł, i jak burza runął na swego adwersarza. Rozległ się kwik koni, trzask pękającej tarczy i książę Przemko, jak piorunem rażony, wypadł z siodła.

Podbiegli giermkowie, by ratować swego pana. Nie był ranny, jeno mocno poturbowany. Zabrzmiały gromkie okrzyki na cześć zwycięzcy, a drabanci odegrali fanfary oznajmiające koniec igrzysk.

Czarny rycerz dysząc ze zmęczenia podjechał na spienionym koniu tuż pod krużganek, na którym siedziała księżna Ludgarda, zdjął szyszak z głowy i skłonił się głęboko.


Date: 2015-12-11; view: 569


<== previous page | next page ==>
Pozwólcie, zacni mężowie, że i ja złożę swój dar ubogi na wykup świętego męczennika. | Dobek! Dobek! - krzyknęli chórem rycerze i dworzanie.
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.01 sec.)