Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






ZAŁOŻENIE POZNANIA

ORLE GNIAZDO

Upłynęło już wiele długich miesięcy, jak bratnie plemiona słowiańskie opuściły dawne swe siedliska szukając nowych siedzib dla swego dobytku. Dużo ich było, mnogie tysiące. Na czele jechały zastępy konnych wojów odzianych w skóry dzikich zwierząt i zbrojnych w łuki, oszczepy i okrągłe tarcze ociągnięte skórą bawolą. U pasów połyskiwały im krótkie miecze żelazne. Za nimi, na wozach zaprzężonych w woły i krytych zgrzebnym płótnem, jechały niewiasty, dzieci i starcy, i sprzęt domowy, i żywność, a dalej stada koni jucznych, i krów mlecznych, i tabuny baranów. Pochód zamykały zbrojne oddziały pieszych łuczników i oszczepników. Podobna straż ubezpieczała obie strony wędrujących plemion.

I tak szli dzień za dniem, niepowstrzymani jak mrowie, torując sobie toporami drogę wśród puszczy i przeprawiając się w bród przez wszystkie napotkane rzeki. Zawieje śnieżne wymroziły ich zimą, wiosenne deszcze wysiekły, a teraz piekło upalne słońce lipcowe.

Na czele konnej drużyny jechali wodzowie plemienni, trzej bracia rodzeni: Lech, Czech i Ruś. Każdy z nich, choć na swój sposób dorodny, inny prezentował wygląd i naturę: Lech szczery i pogodny, Ruś milczący i zamknięty w sobie, Czech niespokojny, bystry i ruchliwy.

W południe całe plemię przeprawiło się przez niewielką rzekę, która srebrzystą wstęgą łączyła z sobą łańcuch drobnych, malowniczych jezior przebłyskując wśród drzew w prawo i w lewo. Puszcza rzedła coraz bardziej i wreszcie urwała się, jakby ucięta toporem.

Przed oczyma idących roztoczyła się piękna i rozległa dolina, a w jej głębi wznosiło się kilka niezbyt wysokich pagórków oblanych wokół wieńcem niewielkich jezior. Na najwyższym wzgórzu wznosił się potężny, stary dąb. Lechowi aż oczy roześmiały się na widok tej uroczej krainy i wstrzymał bezwiednie konia.

A oto od strony najbliższego jeziora wzbił się nagle w górę srebrnopióry ptak, potężny biały orzeł niosący zdobycz w szponach, i zatoczywszy szerokie koło nad samotnym dębem na wzgórzu osiadł na jego szczycie witany radosnym kwileniem piskląt. Ruś porwał łuk i wspiął konia do galopu, ale Lech położył mu łagodnie dłoń na cuglach.



Zaczekaj, mój bracie! Oto sam Bóg najwyższy, gromowładny i wszystkowidzący Światowid zsyła nam znak swój widoczny. Tego orła białego przyjmuję za godło ludu swego, a wokół dębu zbuduję gród swój książęcy i od orlego gniazda Gniezdnem go nazwę.

Wojowie i starszyzna wznieśli na znak zgody trzykrotne „hura", ale brat książęcy, Ruś, zmarszczył sokole brwi i po namyśle tak oto odpowiedział:

Piękna to jest dolina, ale nas jest mnogo jako piasku w tych jeziorach, nie wyżywi wszystkich ta ziemia.

Więc zrobili wiec wszystkich wojów i starszyzny rodów i uradzili zgodnie, iż Lech zostanie tu ze swym ludem, a Czech i Ruś pójdą dalej szukać dla swych plemion innych dziedzin. Nazajutrz, pożegnawszy się, Czech i Ruś odjechali ze swymi wojami.

A tymczasem na rozkaz knezia Lecha w okolicznej puszczy co dzień dudniły topory i poszóstne zaprzęgi wołów zwoziły na wzgórze z orlim gniazdem potężne pnie dębowe, strzeliste sosny żywiczne i wysmukłe, twarde buki. Nim jesień uzłociła okoliczne bory, już gród książęcy, Gniezdno, stał na najwznioślejszym wzgórzu.

A para białych orłów, jakby wyczuwając, iż są dla tego ludu świętymi ptakami, zaprawiała spokojnie swe młode pisklęta do lotu.

ZAŁOŻENIE POZNANIA

Kilka długich lat upłynęło już od chwili, gdy trzej bracia, Lech, Czech i Ruś, pożegnali się z sobą.

Nadeszła pogodna, złota jesień — okres myślistwa. Lech zebrał swoją drużynę i wyruszył na wielkie łowy. Za drużyną powlokły się wozy na upolowaną zwierzynę oraz piesi łucznicy i oszczepnicy, jako że czasy nie były zupełnie spokojne. Skierowali się na zachód i wkrótce wkroczyli w ogromną puszczę. Raz po raz pomykała przed drużyną książęcą to gromada płochliwych saren, to jeleń rogacz. Niekiedy ziemia zadudniła od ciężkiego truchtu stada żubrów lub turów. Wtedy puszcza napełniała się psim jazgotem, tętentem kopyt końskich i graniem rogów myśliwskich obwiesz czających triumf łowiecki.

Trzeciego dnia rano, w pogoni za potężnym turem, dotarli aż do ujścia rzeki Cybiny do Warty, gdzie leżała wioska rybaków i bobrowników książęcych, Stragona.


Date: 2015-12-11; view: 832


<== previous page | next page ==>
Decisions of the Congress of Vienna | Nagle od północy zabrzmiał wśród puszczy daleki odgłos rogów.
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.007 sec.)