Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Ręka, noga, mózg na ścianie!

Dość jednak o tym, revenons a nos moutons, wróćmy jednak do rozprawy o metodzie, drobne złośliwości zostawiwszy sobie na konwenty. Wniosek zaś postawmy następujący: w polskiej fantastyce mamy „postmodernizm” i Pirogi, prawdziwej fantasy nie mamy, poza kilkoma potwierdzającymi regułę wyjątkami. Nie mamy fantasy, bo - po pierwsze - nie mamy archetypu.

Tak, wiem, mamy słowiańską mitologię, mamy różnych Swarożyców, Swantewitów i innych Welesów. Ale mitologia owa nie sięga nas swym archetypem i nie czujemy jej projekcji na sferę marzeń. Albowiem zadbano o to skutecznie. Mitologia słowiańska tożsama jest z pogaństwem, a my, jako przedmurze chrześcijaństwa, przyjęliśmy Dąbrówkę z Czech i krzyż z Rzymu z radością i rozkoszą, z dnia na dzień, i to jest nasz archetyp. U nas nie było elfów i Merlina, przed rokiem 966 niczego u nas nie było, był chaos, czerń i pustka, mrok. który rozjaśnił nam dopiero rzymski krzyż. Jedyny kojarzący się archetyp to owe zęby, które Mieszko kazał wybijać za łamanie postu. I to nam zostało zresztą do dziś: tolerancja, wyrozumiałość i miłosierdzie oparte na zasadzie - kto myśli inaczej, niech myśli - ale zęby trzeba mu obowiązkowo wybić. I cała prasłowiańska mitologia wyleciała z naszej kultury i z naszych marzeń niby owe zęby, wyplute z krwią.

Magia i miecz, oparte na polskim archetypie? Jaka magia? Polski archetyp czarodzieja? Magia to diabelstwo, paranie się czarami jest niemożliwe bez zaparcia się Boga i odpisania diabelskiego cyrografu. Twardowski, nie Merlin. A różne welesy, domowiki, wąpierze, bożęta i strzygaje (sic!) to bóstwa i postaci o charakterze chtonicznym, personifikacja Złego, Szatana, Lucyfera. nasza Kraina Nigdy-Nigdy? Toczący się tam bój, walka Dobrego ze Złym, Ładu z Chaosem? W polskiej, archetypicznej krainie marzeń nie było wszak Dobra i Zła, było tam wyłącznie Zło, na szczęście Mieszko przyjął chrzest i wybił Złu zęby, i od tej pory jest już tylko dobro i Ład, i Przedmurze, i co nam tam diabeł Boruta, wodą święconą go, skurwysyna.

Nasze legendy, mity, ba, nawet baśnie i bajeczki, na których się wychowaliśmy, zostały odpowiednio skastrowane przez różnych katechetów, w większości zapewne świeckich, bo tacy, jak wiadomo, są najgorsi. W związku z tym nasze bajki przypominają do złudzenia żywoty świętych - anioły, modlitwy, krzyż, różaniec, cnota i grzech - a wszystko zabarwione wysmakowanym sadyzmem. Z naszych bajek morał jest jeden - jeśli nie zmówimy paciorka, diabeł porwie nas do piekła na widłach. Na wieczne męczarnie. A Bóg jest w polskich bajkach wszędzie, wyjąwszy komórkę Kowalskiego, i to wyłącznie dlatego, że Kowalski nie ma komórki. Nic tedy dziwnego, że jedyny archetyp, jaki z tych bajek przebija, jest archetypem kruchty. Na czasie, nawiasem mówiąc. Ale nie dla fantasy.



Fantasy to eskapizm. To ucieczka do Krainy Marzeń. Archetyp przemawia do nas także tym, że wiemy, PRZED CZYM uciekamy. Wędrując u boku Froda, Aragorna, Geda, Karrakaz czy Belgariona uciekamy w świat, w którym tryumfuje dobro, sprawdza się przyjaźń, liczy się honor i prawość, zwycięża miłość. Uciekamy w świat, w którym magia, odpowiednik wszechmocnej, ale bezdusznej techniki, nie służy, jak technika, każdemu, niegodziwemu na równi ze sprawiedliwym. Uciekamy w świat, w którym okrucieństwo, nietolerancja, chorobliwa żądza władzy i dążenie, by zieloną Krainę Nigdy-Nigdy zamienić w Mordor, w Ziemię Jałową, po której grasują hordy orków, zostają powstrzymane, pokonane i ukarane.

A my, przed czym mamy uciekać? pomijając przemożną chęć, aby uciekać w ogóle jak najdalej od tego, co obserwujemy dookoła? Bezduszna technicyzacja nie dotknęła nas jeszcze tak mocno jak Amerykanów. U nas kaloryfery wciąż bezdusznie nie grzeją, pociągi się spóźniają, z kranów leci zimna i śmierdząca woda, nie istnieje coś takiego jak książka bez błędów drukarskich, a i mały fiat nie znuży luksusem na tyle, by marzyć o jeździe wierzchem przez Las Broceliande. Sąsiedzi zza miedzy też znają ten problem i jego implikacje. Ondrej Neff, pytany, dlaczego nie tworzy tak modnego dziś cyberpunku, odrzekł, że nie znajduje w sobie podniety do straszenia rodaków-Czechów straszliwymi perspektywami stechnicyzowania i skomputeryzowania świata, gdy jednocześnie we współczesnej mu Pradze, cytuję, clovek nenajde ani fungujici telefonni budku.

Azaliż szukamy w fantasy ucieczki w przygodę, w quest, w solidarność i przyjaźń drużyny bohaterskiej? Fascynuje nas szlachetność i prawość bohaterów, atrybuty nie do pokonania, przeciwstawiane Złu? Chcemy marzyć, że w walce o sprawiedliwość tryumfuje nie biceps, nie pięść i nie zimna stal, ale szlachetność, tolerancja i umiejętność wybaczania? Czy zachowanie Froda wobec pokonanego Sarumana mieści się w kategorii jakiegoś polskiego archetypu? Nie, nie mieści się. Bliższy i sympatyczniejszy jest nam imć pan Nowowiejski i Azja Tuhaj-bejowicz. I Pawluk w wole miedzianym usmażon. I taka jest nasza fantasy. Ręka, noga, mózg na ścianie. Miecz, wbity aż po jelec. Prute flaki. Niegodziwiec wzięty na męki, a tam, że zacytuję: trysnęła krew i pociekł szpik. Mniam, mniam. Miła, oniryczna wizja. Kraina naszych marzeń.

Oprócz posoki i szpiku kostnego serwuje nam się szczodrze także inne płyny, produkowane przez organizm. opisy zbliżeń męsko-damskich opisywane są - ponownie skorzystam z terminologii muzycznej - fortissimo appassionato, językiem i stylem godnym zaiste entuzjastycznych ginekologów ze skłonnościami do wynaturzeń. Cóż, nihili novi sub sole - przypominam casus Johna Normana i definicję Kinga.

Dziecinada

Skąd się to bierze, zapyta ktoś. Odsyłam zainteresowanych do „Wariata z pochodnią” Jacka Inglota. Trzeba przecie naszym fantastom konkurować z pokupną zagraniczną mizerią, a zatem „więcej krwi i spermy!” A gatunek, że cierpi? A fantasy? Przecież i tak nikt nie ma pojęcia, co to takiego. Nikt nie czytał. Przecież nawet tacy znawcy, jak Kołodziejczak i Szrejter określają fantasy jako konwencję „rozrywkową”, zapewne dla odróżnienia od SF, która, tuszę, w rozumieniu obu panów rozrywkowa nie jest i dlatego stoi wyżej. Jest fantasy, twierdzą zgodnie obaj panowie, konwencją, której miłośnicy pragną nieskomplikowanych, ale za to krwawych fabuł. Brawo. Touché. Lubię te wspaniałe sceny gwałtów na niewiastach u T. H. White’a. Uwielbiam krwawą i nieskomplikowaną fabułkę „Thomasa Covenanta” czy „Mists of Avalon”. Uszy mi płoną, gdy czytam naturalistyczny opis aktu płciowego w wykonaniu Eowiny i Aragorna. Podniecam się scenami tortur u Le Guin.

Fantasy jest w Polsce domeną autorów młodych - wiekiem i stażem. I to, cholera jasna, widać. Nasza fantasy to nieskoordynowane i słabo klejące się ze sobą obrazki, tchnące fascynacją przemocą fizyczną i seksem, przy czym obie fascynacje są infantylnie rozumiane i infantylnie opisane. Ale ponieważ wycelowane są w infantylnego czytelnika, znajdują poklask i popularność. I autor, i czytelnik żyją sobie w tej niszy ekologicznej w sytej symbiozie.

Kto nie wierzy, niechaj się rozejrzy. oto autorzy, których dokonania na polu klasycznej - lub nieklasycznej - SF są interesujące, odkrywcze i ze wszech miar godne uwagi, tworzą zapierające dech w piersiach „Pirogi”, gdy dotkną fantasy. Symptomatyczne? Oczywiście, że symptomatyczne. Bo inkryminowani autorzy znają kanon SF, wychowali się na nim, fascynowali się lekturami, dokopywali się w nich przesłania i głębszej treści. Znają SF jako METODĘ TWÓRCZĄ. Znają wszystkie odcienie i subtelności gatunku, wiedzą, że gatunek ten niesie z sobą odrobinę więcej, niż radosne opisywanie przybyłych z otchłani Kosmosu Bug Eyed Monsters, pragnących władzy nad Ziemią, naszej krwi i naszych kobiet.

Niestety - powtarzam - w przypadku fantasy brak znajomości kanonu. I metody. Nie ma metody. Został Cyryl. I Piróg.

I dlatego nie mamy fantasy mogącej konkurować z Tolkienem, Le Guin, Jackiem Vancem, Patricią McKillip, Donaldsonem czy Eddingsem. Mamy taką, powiedzmy sobie, splatter-gore-fuck-and-puke fantasy. Fantasy dla takich, którym wystarcza marzenie o waleniu adwersarza po głowie lub po nerkach, nadziewaniu go na sztych lub na pal, marzenie o wejściu w wybrankę i trzepotaniu na niej całym sobą długo i zapamiętale, podczas gdy rzeczona wybranka wyje z rozkoszy i rysuje plecy pazurami. Fantasy dla tych, którym ucieczka w takie właśnie, nie inne marzenia pozwala poczuć się lepiej.

Cóż, każdy ma taką ucieczkę, na jaką zasłużył.

Berlin, listopad 1992

Andrzej Sapkowski


[1] Ten spektakularny sukces i rozpętana w USA tolkienomania dokonały się przy sprzeciwie autora i jego agenta, nie wyrażających zgody na popularne, kieszonkowe wydanie. Można zatem śmiało stwierdzić, że rozkwit fantasy dokonał się w drodze wydawniczego piractwa. Piratem, nawiasem mówiąc, był zasłużony dla branży Donald A. Wollheim.

[2] Autor przeprasza, ale pomimo że w niniejszym tekście cytuje co i rusz, nie będzie dawał żadnych odsyłaczy, bo owe „Tamże” i „Op. cit” nudzą go śmiertelnie

[3] Autor rozumie, że poglądy takie aż proszą się, by z nimi polemizować. Autor przeprasza i uprzedza zarazem, że na żadne polemiki nie zareguje, bo brak mu czasu na głupstwa.

[4] Oczywiście, „Miejsce Początku” też jest fantasy, podobnie pierwsza nowela w zbiorku „Orsinian Tales”, tytułu nie pamiętam.

[5] Autor jest świadom darmowej reklamy, jaką robi Johnowi Normanowi, jak też i faktu, że wszystkie stragany w Polsce zakwitną niebawem od cyklu „Gor”. Cóż, signum temporis.

[6] No, dobrze, oto moja lista, moje prywatne „Top Twelwe”. Po Tolkienie i Le Guin idą: Stephen R. Donaldson „Thomas Convenant”, T. H. White „The Once and Future King”, Peter S. Beagle ”The Last Unicorn”, Roger Zelazny „Amber”, Marion Zimmer Bradley „The Mists of Avalon”, Jack Vance „Lyonesse”, Tanith Lee „Birthgrave”, Patricia McKollip „Riddlemaster of Hed” oraz „The Forgotten Beasts of Eld”, David Eddings „Belgariad” i Fritz Leiber cykl „Sword of...”, czyli Farfhrd i Szary Kocur. Pardon, T.H. White został przetłumaczony. Niedawno. Jedna jaskółka, wiosny nie czyniąca.


Date: 2015-12-11; view: 935


<== previous page | next page ==>
Postmodernistyczny babol | Heisenberg Interview
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.008 sec.)