Home Random Page


CATEGORIES:

BiologyChemistryConstructionCultureEcologyEconomyElectronicsFinanceGeographyHistoryInformaticsLawMathematicsMechanicsMedicineOtherPedagogyPhilosophyPhysicsPolicyPsychologySociologySportTourism






Synowie Amazonek - córki Gigantów

„Tehanu”, jak się rzekło, przyszła późno, w tak zwanym międzyczasie przez półki przewaliła się lawina feministycznej fantasy. Z jednym, wspólnym tematem - kobieta w świecie mężczyzn. Kobieta w świecie Conanów, tak, jak kobieta w świecie Fordów, Rockefellerów i Iaccoców. Nie gorsza, wręcz lepsza. Z trudem, w ciężkiej walce, ale lepsza. Kobieta, bohaterka Marion Zimmer Bradley, C. J. Cherrych, Tanith Lee, Barbary Hambly, Patricii McKillip, Julian May, Diany Paxson, Mercedes Lackey, Jane Yolen, Pauli Volsky, Susan Dexter, Patricii Kennealy, Friedy Warrington, Jane Morris, Sheri Tepper, Jennifer Robertson, Margaret Weis, Phylis Eisenstein, Judith Tarr i innych.

„Damska” fantasy to odbicie wojującego feminizmu przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, walki kobiet o equal rights, których jakoby nie chcieli dać kobietom mężczyźni, określani podówczas jako męskie szowinistyczne świnie, w skrócie MCP, male chauvinistic pigs. Jak to, wrzasnęły chórem autorki, a za nimi czytelniczki, to oprócz dyskryminacji na codzień, mająż nas jeszcze MCP dyskryminować w Krainie Marzeń, w Never-Never Landzie? Nawet tam nie ma ucieczki?

Ano, okazało się, że nie ma. bo wcześniej uciekli do Never-Never Landu autorzy „męscy”. Już praojciec Conan szalał po krainie marzeń z mieczem i... pomińmy milczeniem, z czym. Bo wynalazca Conana i jego spadkobiercy uciekli w marzenia... przed kobietami. Conan i jego bracia byli wyśnionymi ideałami autorów, uosabiali ich marzenia. Byli herosami, których dowcipny Stephen King zdefiniował krótko, ale tak dosadnie, że cytatu muszę użyć w oryginale: ... strongthewed barbarians whose extraordinary prowess at fighting is only excelled by their extraordinary prowess at fucking.

Opowieści o takich herosach, dowodzi King, przemawiają wyłącznie do impotentnych słabeuszy, nieudaczników, waginofobów, nieśmiałków i życiowych pierdołów, lubiących identyfikować się z bohaterem wzrostu siedmiu stóp, wyrąbującym sobie mieczem drogę poprzez hurmę nieprzyjaciół na alabastrowych schodach zrujnowanej świątyni, ze skąpo odzianą pięknością dyndającą na swobodnym ramieniu.

Rekord w tym względzie bije John Norman. Z jego cyklu „Gor” przebijają potworne a ewidentne kompleksy i problemy, z którymi autor winien co rychlej biec do seksuologa, zanim nie przejdą mu one w stan maniakalny. Prawda, i w innych opowieściach i powieściach fantasy bohaterowie bywają męscy, męskością zgodną z definicją Kinga. Swą archetypową męskość objawiają, rzecz jasna, poprzez tłuczenie wrogów po głowach i zdobywanie bez trudu wszystkich kobiet, poza tymi, które uciekły na czubek drzewa. Bohaterowie ci mają wszelakoż i inne zajęcia - ratują od zagłady światy i królestwa, szukają magicznych artefaktów, zabijają smoki. U Johna Normana herosi wyłącznie gwałcą. Zaś kobieta u Johna Normana przed zgwałceniem musi być związana, zakuta w łańcuchy, wychłostana i napiętnowana gorącym żelazem. Kliniczny przypadek fobii waginalnej, wzbogaconej kompleksem ofermy, który boi się zbliżyć do kobiety mającej wolne ręce i mogącej zdecydowanie odmówić awansów.[5]



W opowieściach fantasy feministycznej kobiety wyłamują się z conanowsko-gorowskiego schematu. Same potrafią walnąć nachała mieczem lub zaklęciem, a jeśli nawet ktoś je zgwałci, to biada mu. Zapłaci za to drogo, najpóźniej w piątym tomie sagi. Niektóre autorki doszły tu już do pewnej przesady. Bohaterki cyklu „Vows and Honor” Mercedes Lackey, wojowniczkę Tarmę i czarodziejkę Kethry gwałci się na okrągło, często-gęsto zbiorowo, a one się otrząsają i mszczą. Parę stron o niczym i da capo. Kilka dalszych stron i mamy Tarmę i Kethry siedzące przy ognisku i opowiadające o dawnych gwałtach. Banalny opis przyrody i mamy trzecią, całkiem przypadkową zgwałconą kobietę i Tarmę z Kethry, mszczące się przez solidarność. Jezus Maria.

W trylogii „Last Herald Mage” tej samej autorki bohaterem jest Vanyel, mężczyzna. Kupiłem, ciekaw, co też autorka ma do powiedzenia o mężczyznach. Ano, ma wiele. Vanyel ma dość nietypowe dla mężczyzny skłonności erotyczne, a autorka wyłazi ze skóry, aby przekonać czytelnika, że to jest właśnie to, co tygrysy powinny lubić najbardziej. Zrezygnowałem z nabycia dwóch dalszych tomów przerażony perspektywą tego, co czeka w nich bohatera. W podobnie typowym cyklu „Lythande” autorstwa słynnej Marion Zimmer Bradley, bohaterką jest czarodziejka, ukrywająca płeć pod męskim przebraniem. Magiczka ukończyła czarodziejski uniwerek jako lipny mężczyzna. Inaczej nigdy nie dostąpiłaby zaszczytu immatrykulacji. Przejrzysta alegoria wyrzeczeń kobiety, chcącej zrobić karierę w firmie Rank Xerox. Widziałem „Yentl”. Wolę „Tootsie”.

Jeśli już o Zimmer Bradley mowa, to jest ona promotorką znanego cyklu „Sword and Sorceress”, czyli - uwaga! - „Mieczem i damską magią” (tłumaczenie moje i nader swobodne). Wchodzące w skład cyklu zbiorki opowiadań osiągnęły właśnie numer dziewiąty i mają się nieźle. Jest to - jeżeli chodzi o fantasy - na dobry porządek jedyne dobre i pewne miejsce udanego startu dla debiutantów i młodych pisarzy. A raczej pisarek, zważywszy leitmotiv. Autorów też się tam czasem wprawdzie dopuszcza, ale patrz wyżej. Muszą schylić głowę i ugiąć kolana, musi im zwiotczeć i opaść... męska duma.

Przyszłość gatunku widzę więc jak na dłoni.

8:33

Szał fantasy nie mógł, rzecz jasna, ominąć Polski. Pojawienie się fantasy w naszym kraju zbiegło się jednakowoż w czasie z pewnym przełomem w dziedzinie kultury, polegającym na całkowitym zaniechaniu mozolnego procesu, jakim jest czytanie, na rzecz łatwiejszego w obsłudze i percepcji oglądalnictwa wideo. Stąd też - obok znakomitego skądinąd „Conana barbarzyńcy” w reżyserii Miliusa i z muzyką Poledourisa - fantasy dotarła do nas głównie w postaci przerażającego wideo-łajna, piątego sortu prodotto italiano de Cinecitta lub wytwórni Cheapo Films z Santa Monica, Kalifornia. Mieliśmy i książki, a jakże. Był Tolkien, wydany gdzieś tam w latach sześćdziesiątych, był „Czarnoksiężnik z Archipelagu”. Zwracam uwagę na tłumaczenie tego tytułu. Po pierwsze - brak znajomości kanonu i nomenklatury fantasy. „Wizard” nie może w fantasy być tłumaczone jako „czarnoksiężnik”, bo zawsze ten rodzaj parającego się magią osobnika, o który chodzi tu Le Guin, w fantasy określa się jako „czarodziej”. „Czarnoksiężnik”, względnie „czarownik”, określenia lekko pejoratywne, zakładające „złą” magię, tłumaczy się jako sorcerer lub necromancer. Bardzo złych czarowników określa się jako warlocks.

Po drugie - „Archipelag”. Tłumacz przestraszył się Ziemiomorza, Earthsea, nie zaakceptował Krainy Nigdy-Nigdy. Wolał określenie bardziej - ha, ha - werystyczne.

Popularyzowały fantasy również amatorskie tłumaczonka w tzw. fanzinach, pisemkach czytanych przez tzw. fanów, czyli osobników zrzeszonych w tzw. - excusez le mot - fandomie. Nawet jednak wśród bywałych, otrzaskanych i zagorzałych fanów wiedza na temat fantasy jest znikoma. I nic dziwnego, bo oprócz wymienionych wyżej Tolkiena i Le Guin, Leibera i White’a nie przetłumaczono na polski ŻADNEGO liczącego się utworu tego gatunku. Aby uniknąć nieporozumień wyjaśniam, że chodzi o utwory, które ja uważam za liczące się.[6]

Dla tych, którzy chcieliby zarzucić mi subiektywizm lub wręcz niewiedzę, podaję co następuje - z opracowanej przez „Locusa” listy 33 bestsellerów fantasy wszechczasów przetłumaczono i wydano w Polsce 8 tytułów. Z opublikowanego w książce Davida Pringle „Modern Fantasy” zestawienia stu najlepszych dzieł tego gatunku - dziewięć tytułów, z czego cztery powtarza się za poprzednią listą. Za każdym razem uwzględniam Tolkiena i Le Guin, a pomijam tytuły, które na obu listach znalazły się ewidentnie przez przypadek. bo należą do horroru („The Shining” Kinga), SF („Jeźdźcy Smoków” Anne McCaffrey) lub fantastyki dziecięcej („Alicja w Krainie Czarów”)

Wyobraźmy sobie więc per analogiam, że gatunek science fiction reprezentowany jest w Polsce przez „Kroniki Marsjańskie” Raya Bradbury i cykl „Perry Rhodan”, a „Diuna” Herberta znana jest nam wyłącznie z wersji filmowej. Do kolekcji polski miłośnik SF zna jeszcze film „Alien” i widział na taśmie wideo dwa lub trzy odcinki „Start Trek - The Next Generation”. I na tym, wyobraźmy sobie, koniec - ani czytelnik, ani krytyk, ani autor, który chciałby pisać SF nie zna ŻADNEGO innego przykładu na to, czym jest gatunek. Powtarzam - żadnego. Ale co z tego, wszyscy twierdzą, że uwielbiają SF, zaczytują się Perry Rhodanami i po raz setny z rzędu oglądają Star Trek. A krytycy kręcą nosami i po raz tysięczny dowodzą głębokiej prawdy, że Bradbury, owszem, niczego sobie, ale reszta gatunku to mizeria. Boki zrywać, prawda? A przecież dokładnie taka sytuacja panuje u nas w odniesieniu do fantasy.

Fantasy, jaka jest, każdy widzi. A ponieważ rynek polski jest wygłodniały, wyposzczony na klubówkach i sinym powielaczu, wyczuto koniunkturę i obecnie wyspecjalizowane w tym kierunku jednostki starają się zaspokoić głód, powetować nam dawne straty - a przy tym zarobić. Zasypano stragany książkami o kolorowych okładkach, na których mamy nasze upragnione miecze, topory, muskularnych herosów , gołe panienki i aksolotle, udające smoki.

Mamy też na straganach mnóstwo nowych autorów - dokładniej mówiąc - dwóch. Bo rąbie się bez litości Howarda z jego pogrobowcami i Andre Norton. Idzie się szlakiem przetartym przez „Fantastykę”. Miesięcznik ma pełne podstawy, aby żądać od wydawców, owych pożal się Boże biznesmenów, gratyfikacji finansowych za „zrobienie rynku”. Czytelnicy i miłośnicy fantasy mają zaś wszelkie podstawy, aby na „Fantastykę” pluć i psioczyć, mogła wszak wylansować coś bardziej wartościowego. Tymczasem jedyna tłumaczona wartościowsza pozycja, „Amber” Rogera Zelaznego, została gdzieś zagubiona po wydaniu dwóch pierwszych tomów i kamień w wodę, mogiła. W zamian ruszono „Xanth” Piersa Anthony. Mes felicitations, jakkolwiek de gustibus non est disputandum.


Date: 2015-12-11; view: 827


<== previous page | next page ==>
Le Guin kontra Tolkien | Piróg, czyli Polak potrafi
doclecture.net - lectures - 2014-2024 year. Copyright infringement or personal data (0.008 sec.)